konto usunięte

Temat: Ballady

Krzysztof Kamil Baczyński

Ballada o szczurach


Tadeuszowi Sołtanowi

I

Jaki archanioł trąbą ten czas przyzywał
nawołując przez długi wirydarz tęsknot?
Ciemny kościół gotycki niosłem na ramionach,
aż: wśród kantyczek surowych osiadłem i męsko
wparłem się w czas ubiegły jak w czarne strzemiona.
żyłem wśród katafalków i szczerbatych blanek,
w wiolinach kryz wionących o wdzięku motylim.
Pamiętam w niebo świtu wmurowany zamek
świec woskowych
i w złotym pyle
rycerzy dudniących przez most zwodzony ciszy dębowej.
Żyłem martwy burgrabia, marionetka epok,
zamurowany w czas smutny jak trumna małego dziecka,
a po salach szerokich, po lęku wieloznacznym jak niebo
kołowała z głuchym dzwonkiem woskowa owieczka.

II

W noc jesienną, gdy niebo nierzeczywiste
odbija puste kroki i dymi lękiem.
szły szczury szeregami, gwardie obcych istnień,
śpiewały słodkie, śmiertelne piosenki.
Bliżej: przez śpiewne mosty zwodzone.
Bliżej: przez czarne akordy bramy.
Bliżej: przez wieże mosiężnych dzwonów
szły szeregami, szły szare klany.
Biało trwogę sączył nagły księżyc,
a od alej wiało chłodem liści,
gdy sznur drogi ucieczkę wyprężył
przez sale puste ostatni wyścig.
Schody kręte harmonią odbiegały w dół,
biły zegary struchlałe ze wszystkich wież naraz.
Tupot nóg, tupot nóg, szelest nóg -
ostatni alarm.
Długie wieże, coraz wyżej długie wieże.
Widziałem konanie straszniejsze niż śmierć dzieci.
Ostatnia baszta zamyka biały nieludzki krzyk,
ostatni wśród nocy krzyk zamknęły mury.
Nie byłem aniołem - bez skrzydeł kto uleci?
Serce moje na wieży najwyższej pożarły szczury.

X m. 1940 r.Anna B. edytował(a) ten post dnia 07.10.08 o godzinie 11:58
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Ballady

Konstanty Ildefons Gałczyński

Ballada o trzęsących się portkach


Posłuchajcie, o dziatki,
bardzo ślicznej balladki:

Był sobie pewien pan,
na twarzy kwaśny i wklęsły,
miał portek z piętnaście par
( a może i szesnaście)
i wszystkie mu się trzęsły;

włoży szare: jak w febrze;
włoży granatowe: też;
od ślubu: jeszcze lepsze!
Marengo: wzdłuż i wszerz.

Krótko mówiąc, w którekolwiek portki
kończyny dolne wtykał,
to trzęsły mu się one
jak nie przymierzając osika.

W ten sposób, przez trzęsienie,
pan żywot miał bardzo lichy,
bo wszędzie, gdzie wszedł, zdziwienie,
a potem śmichy i chichy.

W końcu babcia czy ciocia,
już nie pamiętam kto,
powiedziała do tego pana:
"Chłopcze, ty uschniesz, bo

nad portek sprawą przedziwną
wylałeś trzy morza łez,
a znowu nie jest tak zimno,
więc spróbuj chodzić bez.

Toć są materiały urocze.
Toć są, kochanie. Toć.
Ty kup sobie jakiś szlafroczek
i w tym szlafroczku chodź;

lub od razu na zadek
kup sobie spódnic troszkę,
a na wszelki wypadek
parasolkę. I broszkę;

też innych rzeczy mnóstwo,
kociackie ochędóstwo,

rzęsy z drutu, najlony -
i już będziesz urządzony,
a wąs sobie wyskub.
I tak wyglądasz jak biskup".

Kupił pan sobie szlafroczek,
chodził w szlafroczku roczek,
ale tylko w ciemności,
bo i szlafroczek trząsł mu się cości;

a portki schowane w kredensie
też nie zrzekły się tych trzęsień;

trzęsło się całe mieszkanko,
kanapy i futryny,
bo to był dom melancho
i bardzo cyko ryjny.

Tutaj się kończy ballada
o portkach się trzęsących,
z ballady morał gada,
morał następujący:

GDY WIEJE WIATR HISTORII,
LUDZIOM JAK PIĘKNYM PTAKOM
ROSNĄ SKRZYDŁA, NATOMIAST
TRZĘSĄ SIĘ PORTKI PĘTAKOM.

1953

konto usunięte

Temat: Ballady

Krzysztof Kamil Baczyński

Ballada o pociągu


I

Na małych, nieznanych stacjach
są pociągi martwe i puste,
gdzie cień dróżnika wypadł z czasu i usnął
w żółtych, dworcowych akacjach.
Czas zatrzymany przeciągle dyszy.
Te stacje są w Singapur, pod Warszawą i w Miami
i prowadzą je zawsze w szarym bezruchu ci sami
maszyniści umarli od trwogi i ciszy.

II

Czekam na dworcach samotnych i pustych
licząc gasnące żarówki gwiazd.
Chodzę powoli, staję przed lustrem
obcych, sczerniałych pejzaży miast.
Jest coraz dalej, mży sufit echa,
w takcie wagonów upływa las.
Już za daleko smutek przejechał
w noce gwiaździste, noce bez gwiazd.
Obce pejzaże są jak pocztówki,
zwierzęta wycięte są tylko z atlasów.
Już wyminąłem jasne i ciemne
widoki wszystkich epok i czasów.

III

Jadąc przez wieki umarłem już tyle lat temu
i fantom twarzy wkleiłem w lustra okien.
Mijam tekturowych dróżników, głębokie
dworce bezruchu w ciszy, której nie można przemóc.
A ty czekasz, płaczesz, nie uradzisz
nocy podróżnej, ciężaru ostatniej stacji jawy.
Mój pociąg nadejdzie ze wszystkich stron naraz.
sypiąc zamiast dymu
liście czarne i krwawe.
Mój pociąg przywiezie ciężar wszystkich pejzaży,
mój pociąg jak smok zawadzi o noc pękniętą piersią
i z miliona okien spojrzy na ciebie moją twarzą
wyblakłą podróżą i śmiercią.
Nie znajdę pieśni wydumawszy cię najstraszniej i najpiękniej,
będziesz stać jak serce mego bólu samotna i bosa,
gdy pociąg ślepy uderzy o koniec toru - pęknie
i ze strasznym gwizdem wstąpi w rozdarte niebiosa.

6. X. 40 r.

Wiersz ten jest też w temacie Poezja kolei żelaznych
Anna B. edytował(a) ten post dnia 28.10.09 o godzinie 17:59
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Ballady

Antoni Edward Odyniec

Nie wiadomo co
czyli Romantyczność


EPILOG DO BALLAD

Szło dwóch w nocy z wielką trwogą,
Aż pies czarny bieży drogą.
Czy to pies,
Czy to bies?

Rzecze jeden do drugiego:
"Czy ty widzisz psa czarnego?
Czy to pies,
Czy to bies?"

Żaden nic nie odpowiedział,
Żaden bowiem nic nie wiedział.
Czy to pies,
Czy to bies?

Lecz obadwaj tak się zlękli,
Że zeszli w rów i przyklękli:
Czy to pies,
Czy to bies?

Drżą, potnieją, włos się jeży -
A pies bieży, a pies bieży.
Czy to pies,
Czy to bies?

Bieży, bieży - już ich mija,
Podniósł ogon i wywija,
Czy to pies,
Czy to bies?

Już ich minął, pobiegł daléj,
Oni wstali i patrzali.
Czy to pies,
Czy to bies?

Wtem, o, dziwy! w oddaleniu,
Na zakręcie zniknął w cieniu.
Czy to pies,
Czy to bies?

Długo stali i myśleli,
Lecz się nic nie dowiedzieli,
Czy to pies,
Czy to bies?

"Umieszczając tę balladę w zbiorze pism moich mam obowiązek oświadczyć: iż współautorem jest p. Juliusz Słowacki; tytuł zaś Adam Mickiewicz doradził" [przyp. aut. w: A. E. Odyniec, Poezje, Poznań 1832]Michał M. edytował(a) ten post dnia 13.10.08 o godzinie 20:17

konto usunięte

Temat: Ballady

Zbigniew Herbert

Ballada o starych kawalerach


Golą się brzytwą. Potem długo szukają spinki pod komodę.
Starannie więc krawat i uśmiechają się do lustra. Bo teraz to jest
łagodny jedwab, a wtedy za pierwszej miłości był sznur. No cóż,
wszystko mija. Przeżyło się to i owo. Wystygł człowiek.
Szelki wiszą z tylu. Gdyby były dzieci, biegałyby za tymi szelkami.
- "Rachelo, kiedy Pan..." - to zawsze przy nakładaniu kamizelki.
Nieodzowne.Krystyna B. edytował(a) ten post dnia 30.11.08 o godzinie 15:15

Temat: Ballady

Nie wiem, kto jest autorem, ale zapis pochodzi stąd
http://erdmusic.pl/index.php?option=com_content&task=v...
a brzmi tak

Pieśń dziadowska o małej suczce Łajce

Słuchajcie moi mili Przemyślanie,
co wyczyniają bezbożni Rosjanie
jak już i niebo zdobyć usiłują
i psami próbują.

Ich to uczeni powiedzieli sobie
Iż ludziom ciasno na tym ziemskim globie,
Że trza poszerzyć Ziemię, dzieło boże
w niebieskie przestworze.

Tym to podszeptom ludzie przyklasnęli
Miliardy rubli na ten cel sypnęli,
za które powstał (cudny, przyznać trzeba)
pojazd aż do nieba.

Takim pojazdem najpierw psy jechały,
aby do nieba drogę wywąchały,
aby gdy podróż obawy nie wzbudzi,
mogli jechać ludzie.

Wszystkie te próby pięknie wychodziły,
wysłane pieski zawsze powróciły,
przywożąc wieści dotychczas nieznane,
zarejestrowane.

Gdy wreszcie wszystko już przygotowane
i do podróży za pewne uznane,
wsadzono na tę cudną taradajkę
małą suczkę Łajkę.

Szach mach i Łajka w tej cudnej karocy
prysnęła w niebo jak kamyk z procy,
gdzie się poczęła dzień i noc zawzięcie
wokół Ziemi kręcić.

Do tego jeszcze dla uczonych chwały
jęła nadawać przez radio sygnały,
że się w przestworzach czuje wyśmienicie
krążąc po orbicie.

We wszech stolicach jak w ulu zawrzało,
że się Sowietom pierwszym tak udało
wystrzelić suczkę cudownym sputnikiem
razem z pojemnikiem.

Tylko Anglicy i Amerykanie
poczęli biadać, co się z pieskiem stanie,
gdyż nikt i nigdy z niebieskich przestworzy
powrócić nie może.

Ale na takie bez podstaw twierdzenie
uczeni zaraz dali wyjaśnienie,
że mądra Łajka powróci pewnikiem
razem z pojemnikiem.

Pojemnik bowiem jest tak urządzony
i do sputnika sztucznie przytwierdzony,
że skoro Łajka pomerda ogonem
zleci spadochronem.

Gdy minął tydzień i cisza nastała,
a Łajka wieści nadawać przestała
podało radio niewiadomoczyje,
że piesek nie żyje.

W Anglii żałobę zaraz ogłoszono,
we Włoszech pomnik nawet postawiono
za to, że dla wiedzy taka suczka mała
życie swe oddała.

Wtem, gdy tak wszyscy nad Łajką biadali,
uczeni tajny sygnał otrzymali
pełen ciekawych, fantastycznych wieści
i to takiej treści:

Niechaj nad Łajką ludziska nie płaczą,
gdyż wkrótce żywą i zdrową zobaczą,
jest bowiem u mnie szlachcica polskiego
Mistrza Twardowskiego.

Nieszczęście biedną na Księżyc przywiodło,
gdyż w pojemniku coś w drodze zawiodło,
co, trudno dociec, gdyż pojemnik cały
rozpadł się w kawały.

Podobno, kiedy kęs chleba połknęła
i w przekonaniu, że to już przed zgonem
machnęła ogonem.

Wtedy to sputnik czymś w pojemnik kopnął,
na skutek czego biedna psina mała
na Księżyc zleciała.

Wpierw zamierzała po dniach męki tylu
skorzystać w niebie z prawa do azylu,
lecz biednej w niebie prawa odmówili,
boście jej nie ochrzcili.

Głodną, bezdomną, bo bez pojemnika
ulokowałem we wnętrzu kurnika,
gdzie ją odżywiam jadłem niezatrutem,
razem z kogutem.

Czuje się dobrze, jest zupełnie zdrowa
i tylko błaga Nikitę Chruszczowa,
aby wysiłków swoich nie zaniechał
i po nią przyjechał.

Błaga, by z sobą wziął żarcie bez trutki
tonę kiełbasy i cysternę wódki,
gdyż przy kieliszku, co zresztą wypada,
ze mną się dogada.

Gdy się dogada, to na mym kogucie,
ze mną i Łajka z Księżyca powróci,
co ręczę słowem szlachcica polskiego,
Mistrza Twardowskiego.

Gdy te z Księżyca wieści otrzymano,
natychmiast trzeci sputnik zbudowano,
którym sam Chruszczow po Łajkę pojedzie
i świat nie zawiedzie.

A więc nie płaczcie mili Przemyślanie,
gdyż już się Łajce nic złego nie stanie
i tylko erę utworzy nam nową:
chruszczowo-łajkową.

konto usunięte

Temat: Ballady

Zbigniew Herbert

Ballada o tym że nie zginiemy


Którzy o świcie wypłynęli
ale już nigdy nie powrócą
na fali ślad swój zostawili -

w głąb morza spada wtedy muszla
piękna jak skamieniałe usta

ci którzy szli piaszczystą drogą
ale nie doszli do okiennic
chociaż już dachy było widać -

i w dzwonie powietrza mają schron

a którzy tylko osierocą
wyziębły pokój parę książek
pusty kałamarz białą kartę -

zaprawdę nie umarli cali

szept ich przez chaszcze idzie tapet
w suficie płaska głowa mieszka

z powietrza wody wapna ziemi
zrobiono raj ich anioł wiatru
rozetrze ciało w dłoni
będą
po łąkach nieść się tego świata

konto usunięte

Temat: Ballady

Rafał Wojaczek

Ballada o lęku


Zbliża się do nas
lęk: ma twarz
ze śniegu zielonego jak fosfor lub kość
spróchniałego drzewa.
Wkłada nam do ust
dłoń i już
jemy ją wysysając jakby z sopla sok
idący do serca.
Daje nam swej pić
krwi i szpik
mózgu wyjąć musimy mu z czaszki aż dno
o zęby zazgrzyta.
Wiemy, że to jest
krew, co nie
przyjmie się w naszych żyłach, żeby mogły nią
do woli oddychać.
Wiemy, że to jest
szpik jak krew
trujący: po nim nasze trzewia będą w głos
zawodziły: zdrada!
Ale lęk jak ból
nie być już
nie może: nas bez niego nie ma i on
bez nas nie przeraża.

konto usunięte

Temat: Ballady

Gűnter Grass

Ballada o czarnej chmurze


W piasku,
który pozostawili murarze,
kwoka wysiadywała jaja.

Z lewej,
skąd zawsze nadchodziły pociągi,
nadciągała czarna chmura.

Bez skazy była kwoka
zjadła śpiesznie trochę wapna,
Które również pozostawili murarze.

Ale chmura zbliżała się sama,
i choć poruszała się samorzutnie
mimo to była skłębiona.

Pełna powagi i troski
jest zależność
między kwoką a jajami.

Kiedy czarna chmura
nad nieskazitelną kwoką zawisła,
skupiła, się, jak chmury się skupiają.

Jedna kwoka skupiła się również,
jak kwoki skupiają się,
gdy nad nimi skupiają się chmury.

Ale tę zależność
zauważyłem ja,
stojąc za murarskimi szopami.

Nie, żadna błyskawica nie wybiegła
z chmury
i nie podała kwoce ręki.

Ani żaden jastrząb,
który by z chmury
spadł w nieskazitelne pióra.

Z lewej w prawo,
podobnie jak pociąg,
przeciągnęła chmura, zmniejszyła się.

I nikt się nigdy nie dowie,
co owym czterem jajom
w piasku murarzy
pod kwoką, pod chmurą się stało.

przełożył Leon Kasajew

Wersja oryginalna pt. „Die Ballade von der schwarzen Wolke”
w temacie A może w języku Goethego?
Krzysztof Adamczyk edytował(a) ten post dnia 25.04.11 o godzinie 18:44
Jolanta Chrostowska-Sufa

Jolanta Chrostowska-Sufa Redakcja, korekta,
adiustacja, kampanie
internetowe, zlec...

Temat: Ballady

Jan Brzechwa

Ballada o małej księżniczce

Lat temu trzysta na pewno
Byłabyś dumną królewną,
Dumną infantką z Kastylii
O dłoniach bielszych od lilii.

Jaśniałaby twa uroda
W pałacach albo w ogrodach,
I oczy barwy metalu
Siałyby lęk w Escorialu.

O twoją chłodną grandezzę,
O twoje wdzięki kobiece,
Kruszono by stal co ranka
Na mauretańskich krużgankach.

Żebrzący o twoją łaskę
Malowałby cię Velazquez,
I swoim pędzlem, księżniczko,
Uwieczniłby twoje liczko.

Pierwszy poeta Madrytu
Zabawiałby cię do świtu
Niepokojącą historią
O Don Juanie Tenorio.

A ja - twój przyszły małżonek,
W kryzach z barbanckich koronek
Przez wąskie, tajemne drzwiczki
Szedłbym do mojej księżniczki,

I niósłbym ci w podarunku
Prócz serca i pocałunku
Szkatułę rzezaną w kości
Na dowód mojej miłości.

A w tej szkatule pierścienie,
Klejnoty o wielkiej cenie
I dwieście naramienników
Od genueńskich złotników.

Lecz dziś żyjemy w epoce,
Gdy dni są smutne i noce,
I życie coraz to pustsze,
Jak lustro odbite w lustrze.

Nie jestem grandem hiszpańskim,
Tylko poetą bezpańskim,
Który nieśmiało na randkę
Zaprasza swoją infantkę.

Przychodzi moja królewna
W trepkach z prostego drewna,
I po kawiarniach z nią błądzę
Za pożyczone pieniądze.

Tulisz się do mnie łaskawie,
Stajesz przy każdej wystawie,
Gdzie leżą rzeczy niedrogie,
Których ci kupić nie mogę.

I tylko miłość jest tania,
Pachnąca smutkiem rozstania,
Więc rzucam ci ją pod nogi,
Choć jestem taki ubogi,

I ślę ci na znak tęsknoty
Fiołki za jeden złoty,
I moje serce uparte
Jednego grosza niewarte.

Druga ballada o małej księżniczce

Maleńka moja księżniczko,
Nikt losu zmienić nie zdoła:
Znajomą wąską uliczką
Udamy się do kościoła.

Za nami pójdą dworzanie,
Książęta i ich kochanki,
Panowie możni i panie
Z Madrytu i z Salamanki.

I pójdą długą czeredą
Admirałowie Armady,
Astrologowie z Toledo,
I bakałarze z Grenady.

Dwór cały kornie uklęknie,
Ksiądz włoży srebrzystą komżę,
I pomyśl, jak będzie pięknie,
Gdy stułą nam ręce zwiąże.

A potem złotą karetą
Wrócimy do Escorialu;
Księżniczka z mężem - poetą,
Jak słońce z kroplą opalu.

Stu paziów tren twojej sukni
Poniesie na drżących rękach,
I będą paziowe smutni,
Księżniczko moja maleńka!

I tylko ja, twój małżonek,
Omdlewać będę z radości,
I w kryzach z białych koronek
Powitam weselnych gości.

Ty na swym tronie książęcym
Zasiądziesz dumna i biała,
Ażeby sto razy więcej
Uroda twoja jaśniała.

Sam cesarz i król ci złoży
W prezencie ślubnym Kastylię,
Z Wenecji wysłannik doży
Przywiezie ci srebrne lilie;

Król Francji da ci różaniec
Z diamentów czystych dobrany,
A młody car - samozwaniec -
Dwa sobolowe kaftany;

Królowie polski i szwedzki
I Kurfürst, i Ojciec Święty,
I szach, i sułtan turecki
Przyślą ci cenne prezenty.

Ty lubisz, siedząc na tronie,
Jedwabiom, drogim kamyczkom
Przyglądać się, brać je w dłonie,
Maleńka moja księżniczko.

Po uczcie wszystkie podarki
Zaniosą do twej sypialni,
Kastylskie młode harfiarki
Zagrają ci pożegnalnie.

Frejliny i damy dworu
Rozplotą twe wonne włosy,
I z ciasnych sukien rozbiorą,
I do łożnicy zaniosą.

Ustami usta twe musnę,
I musnę cudne twe liczko,
I w twoich ramionach usnę,
Maleńka moja księżniczko.

Nazajutrz znów jak codziennie
Uklęknę przy tobie blady,
I będę kochał niezmiennie,
I oto koniec ballady.

Lat temu trzysta na pewno
Byłoby tak, nie inaczej.
A dziś, maleńka królewno,
Z tęsknoty za tobą płaczę.

I kocham ciebie daremnie,
I łzy mych ran nie zagoją;
Szczęśliwa jesteś beze mnie,
I żoną jesteś - nie moją.

Lecz jutro znów jak codziennie
Uklęknę przy tobie blady,
I będę kochał niezmiennie,
I to już koniec ballady.Jolanta Chrostowska-Sufa edytował(a) ten post dnia 03.12.08 o godzinie 22:33
Robert Węgrzyn

Robert Węgrzyn :-) Kurde ... nie
jestem i nie byłem
posłem ....

Temat: Ballady

Witam po swojsku, prosto z podwórka

Robert Węgrzyn

Ballada o dumnym Henku

Pomiędzy dżdżu kroplami siąkliwie,
Brodząc po kostki w breji mulistej,
Mgłami się snuje świat jakoś tkliwie,
Ujmując trochę radości wszystkiej,

I chociaż czasem jeszcze przygrzeje,
I w oknie Grzelak gacie wywiesi,
Czuć, że już lodem ze wschodu wieje,
No i że Puciak podpalił śmieci,

Smrodem i chłodem tchnie okolica,
Dziecka już w domu zbijają bąki,
Buździak z Polmosu spiryt przemyca,
Szarugą z cicha mgłę niosą łąki.

Słońce przygrzewa jakoś cherlawo,
Kartofle z pola ciągną traktory,
Przy sklepie raczą się alpagą,
A gdzieś pod lasem budzą się zmory,

Już tylko patrzeć pierwszych przymrozków,
Mole już łypią na letnie kiecki,
Wszystkim spadają szczeki po troszku,
No może poza Heńkiem Stepniewskim.

Heniek znów rośnie niczym rozmaryn,
Po okolicy pierś dumnie pręży,
Teraz to on Ci niczym mandaryn,
Chociaż z postury chłop z niego nędzny.

Heniek palaczem jest na kotłowni,
I kurek z ciepłem dzierżyć mu przyszło,
Znów przez Tą chwilę, miesięcy parę,
Nadmucha sobie ego chłopisko.

A kiedy znowu puszczą już lody,
Upłynie Henka czas adoracji,
Spuści chłopina pary i wody,
Ze swego ego i z instalacji,

Dzieci znów ruszą deptać rabatki,
Grzelaka okno przyzdobią gacie,
Mole dla futer porzucą szmatki,
A u Garguły ruszy znów zacier.

I tylko Heniek przygaśnie znowu,
Na przyzbie przyśnie, łyknie mamrota,
Śniąc o hektarach lodu i chłodu,
się pławiąc w zaszczytach i honorach.

Co roku ten cykl zatacza kręgi,
Niczym zgubiony na łąkach głuszec,
Człek niesie z sobą wszystkie udręki,
Czasem radośnie piw kilka puszek,

Jednak gdy przyjdą znów szare chłody,
Nie ma co spuszczać nosa na kwintę,
Z Henkiem zadziergnąć przyjaźni nitkę,
No i poczekać nim puszczą lody.

Pozdrawiam i zapraszam na http://artbazar.pl :-)
Jolanta Chrostowska-Sufa

Jolanta Chrostowska-Sufa Redakcja, korekta,
adiustacja, kampanie
internetowe, zlec...

Temat: Ballady

Henryk Jasiczek

Ballada o kluczu


Smutny tylko blizny
w głębi serca nosi,
nikogo nie czeka,
nikogo nie prosi.

Smutny nie pyta
w udręce niewiedzy,
tylko w czyichś oczach
szuka odpowiedzi.

Zostawiłaś mi serce,
lecz nie zostawiłaś
kluczyka złotego.
Zostawiłaś mi serce,
gdzie znajdę klucz, złoty klucz?

Szukałem, szperałem,
znalazłem
zardzewiały wytrych,
otworzyłem nim serce,
wewnątrz był złoty klucz.

Ale to był tylko sen
i nie mam
twojego serca
ani kluczyka.
To był tylko sen,
tylko sen,
gdzie znajdę klucz, złoty klucz?

konto usunięte

Temat: Ballady

Tadeusz Nowak

Ballada o nocy
zakochanej


Janowi Błońskiemu

Jak kot puszysty noc się łasi
do rąk nad ciepłą miską mleka
i jabłka zrywa w drżącym sadzie,
który po tysiąc razy usta
pozdrawia szeptem słodkich wisien.

Do okien księżyc światłem stuka
i gwiazdy w kojcu nieba mruczą
balladę dzieciom, które uśpił
w kołyskach szept osiczyn.

I tylko chłopiec w trwodze wichru
nad modrą rzeką w nocy czuwa,
aby nie wygasł w hutach ogień
zdławiony stali burzą.

A noc się zakochała w sadach,
w pochyłych gruszach i jabłoniach,
wśród których starzy cicho radzą
i chłopcy grają na harmoniach.

Do wtóru chłopcom sadu flety
grały pod rytm oberka
i drżał w warkoczach dziewcząt wieczór,
gdy księżyc z gruszy zerkał.

1950

konto usunięte

Temat: Ballady

Wisława Szymborska

Ballada


To ballada o zabitej,
która nagle z krzesła wstała.

Ułożona w dobrej wierze,
napisana na papierze.

Przy nie zasłoniętym oknie,
w świetle lampy rzecz się miała.

Każdy, kto chciał, widzieć mógł.

Kiedy się zamknęły drzwi
i zabójca zbiegł ze schodów,
ona wstała tak jak żywi
nagłą ciszą obudzeni.

Ona wstała, rusza głową
i twardymi jak z pierścionka
oczami patrzy po kątach.

Nie unosi się w powietrzu,
ale po zwykłej podłodze,
po skrzypiących deskach stąpa.

Wszystkie po zabójcy ślady
pali w piecu. Aż do szczętu
fotografii, do imentu
sznurowadła z dna szuflady.

Ona nie jest uduszona.
Ona nie jest zastrzelona.
Niewidoczną śmierć poniosła.

Może dawać znaki życia,
płakać z różnych drobnych przyczyn,
nawet krzyczeć z przerażenia
na widok myszy.
Tak wiele
jest słabości i śmieszności
nietrudnych do podrobienia.

Ona wstała, jak się wstaje.

Ona chodzi, jak się chodzi.

Nawet śpiewa czesząc włosy,
które rosną.

konto usunięte

Temat: Ballady

Irit Amiel

Ballada


U kresu potopu zszedł z Arki osierocony
i nie było nawet gołębicy aby zobaczyła
czy opadły już wody z powierzchni ziemi.
Więc powrócił na ziemię ojczystą,
lecz ona wyrzygała go natychmiast.
Więc poszedł zrujnowanym kontynentem,
przekradał granice i góry nocami,
w śniegu, w deszczu i w błocie,
żeglował morzami aż do Ziemi Obiecanej,
ale ona nie ceniła takich jak on.
Więc ruszył zdobywać ją ogniem i mieczem,
potem założył rodzinę i postawił dom
a dzieci swoje nazwał Adam i Ewa.
Za dnia szedł naprzód wpatrzony wstecz,
w przeszłość mącącą mu mózg i krew
i był żywym słupem soli, a nocą
śnił w siedemdziesięciu językach.
Nieraz musiał prowadzić synów swoich
na całopalenie, a najczęściej nie było
w krzakach jagnięcia na ofiarę.
I tak stał się współczesnym Hiobem.
Więc znów wszystko było tak jak
w opowieściach Starego Testamentu.
A dziś w przededniu starości,
patrzy na swoje piękne syte wnuki
i myśli jaki wąski ten szew między nimi
a tamtymi - wytatuowanymi na zawsze
w jego szarych komórkach.

konto usunięte

Temat: Ballady

Jerzy Ficowski

Ballada o trzech mociumpańskich


Trzej mociumpańscy w ciemno
jadą przez zaścianki
przez zaduszki moniuszki
szaraczkowych dziejów
imć chodźko imć kostrzewski
imć klemens junosza

a wiezie ich truchcikiem
rozweselajkonik
a niosą garść tabaki
i otuchy szczyptę
do kichania i żeby
nam się dobrze działo

wąs mają niezawisły
na borsuczym sadle
a w zanadrzu fortelik
smutków odpuszczenie
flinty zwarzył listopad
styczeń ściął je mrozem

im w zawiesistym niebie
dzień się przyrumienia
na wety na roraty
na panbraty łaty
na koncepcik szeroki
od ucha do ucha

telepią się a koła
po mogiłkach skaczą
aż z wierzchołka jesieni
gawron ich powita
ptak jeszcze jednogłowy

konto usunięte

Temat: Ballady

Konstanty Ildefons Gałczyński

Ballada o trąbiącym poecie


Mówią, że była panienka,
co miała na imię Ina.
Gdy chciała powiedzieć: "kocham",
mówiła: "kokaina".

Miała niebieską wstążkę
i niebieskiego kota.
Kot wąchał "kokainę",
a Ina wąchała "kota".

A był jeszcze jeden poeta,
co chodził na koturnach;
jak się urżnął, to zwykle mówił:
- Moja muza jest górna i chmurna.

Panienka ma oczy zielone,
jak najzieleńsza trawa.
Poeta cierpi na nerki
i nosi czarny krawat.

Kochał poeta panienkę,
panienkę imieniem Ina;
mówił: - Powiedz mi: "kocham",
a ona: - Kokaina.

Wieszcz mówił: - Jako łódź złota,
ciągniona przez gołębie,
jesteś. A potem w nocy
długo trąbił alembik.

I raz, a było wieczorem,
rzekł pisarz: - Nie bądź westalką,
a zresztą do twarzy ci będzie
na czarnym katafalku.

I zabił poeta panienkę
w zachodu amarantach,
i zabił ogromnym nożem
na tle obrazu Rembrandta.

Krajały niebo pioruny,
jak okrwawione noże.
Poeta uciął głowę
i wbił na długi rożen;

i smażył głowę panienki,
i zrobił twarz goryla.
Och, to było straszne!
coś, niby nekrofilia.

(Kondukty kotów niebieskich
szły w średniowieczny tan.
A potem był świt bolesny
koloru bleu mourant.)

konto usunięte

Temat: Ballady

Zbigniew Dmitroca

Chromeo i Żulia


Lumpeninteligencka balladka
z elementami żargonu makaronicznego


Nie wyśpiewywał mi serenad
Jak słynny praszczur, vel antenat,
Przychodził sztywny – na wpół denat –
W asyście rozmamłanych menad.

Się nie odwdzięczał za mecenat
Trwalszy niż mury Troj i Grenad,
Na trzeźwo senny był jak senat
I ziewał bez najmniejszych żenad.

Ja byłam jego Lar i Penat,
Milczałam, choć mi doniósł enat,
Że ma fałszywy indygenat
I degustuje biusty Renat.

Aż raz mu grzecznie rzekłam: – Chroman,
Tyś eksportowy erotoman,
Dla ciebie istny raj to Oman,
Kraj pełen hurys i otoman.

Ja nie należę do tych maleństw
Skorych do wyuzdanych szaleństw,
Dlatego, Chromuś, nigdy więcej
Nie skalasz mojej czci dziewczęcej.

konto usunięte

Temat: Ballady

Andrzej Waligórski

Ballada o mumiach


Dwaj znakomici uczeni,
w Gizeh czy też w Chartumie,
nałogowo spod ziemi
wydobywali mumie.
Jeden mumię wykopał
i krzyknął: - Cha, cha, cha!
Oto jest mumia chłopa,
czyli mumia fellacha!
Drugi mumię otrzepał,
spojrzał przez okulary:
- To mumia Amenotepa,
pomyliłeś się stary!
I rzucili robotę,
i zaczęli się kopsać
krzycząc: - To Amenotep!
- Nie, poznaję Cheopsa!
Żarli się niesłychanie,
już było z nimi krucho,
a wtem mumia, jak wstanie,
jak ci ich buchnie w ucho!
I każdemu na głowie
nabiła dużą śliwkę...
Spojrzeli staruszkowie:
- Ona ma rogatywkę!
To nie żadna pokraka
w staroegipskim stylu,
to mumia krakowiaka
tu nad brzegami Nilu.
Zaczęli ją odwijać,
już widna głowa, szyja,
o, już zaczyna cijać:
- Hej krakowiaczek ci ja!
- Leżymy tu i czekamy,
bośmy dumni i szumni,
co prawda serc już nie mamy,
lecz na cóż serce mumii...?
A jakżeż tam w ojczyźnie,
czekają na nas do dzisiaj?
Wtem, jak się nie obliźnie,
o rany, ale cizia!
Brzuch wciągnął, dopiął pasa,
już znika za nią w bluszczach.
Hej, starsza nasza rasa
niż się przypuszcza!

słowa -Andrzej Waligórski, muzyka i wykonanie -Tadeusz Chyła Krystyna Bielarczyk edytował(a) ten post dnia 10.05.09 o godzinie 22:21

konto usunięte

Temat: Ballady

Federico García Lorca

Ballada wewnętrzna


16 lipca 1920 (Vega de Zujaira)

Dla Gabriela
Serce
które miałem w szkole
gdzie był ten barwny
pierwszy elementarz,
czy jest w tobie,
nocy czarna?

(W chłodzie, w chłodzie,
jak w rzeki
wodzie.)

Pierwszy pocałunek
który pachniał pocałunkiem i był
dla moich dziecięcych ust
czy jest w tobie,
nocy czarna?

(W chłodzie, w chłodzie,
jak w rzeki
wodzie.)

Mój pierwszy wiersz
dziewczyna z warkoczami
która spoglądała z naprzeciwka,
czy jest w tobie,
nocy czarna?

(W chłodzie, w chłodzie,
jak w rzeki
wodzie.)

Lecz moje serce
skąpe w węże
zawieszone było i zawiedzione
drzewem poznania,
czy jest w tobie,
nocy czarna?

(Gorące, gorące,
jak źródło
bijące.)

Moja miłość błądząca,
zamek bez wytrwałości
o śniedziejących cieniach,
czy jest w tobie,
nocy czarna?

(Gorące, gorące,
jak źródło
bijące.)

Och serce zgubione!
Requiem aeternam!

przełożył Piotr Sobolczyk



Wyślij zaproszenie do