Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Bajki

Brian Patten*

Żyrafa, która widziała koniec świata
(fragm.)

Od czasu do czasu wzgórze, na którym mieszkał słoń i kwiat, odwiedzała żyrafa. Żyrafa miała bardzo długą szyję i kiedy stawała na pagórku i wyciągała ją, to ponad drzewami i górami widziała koniec świata.
Któregoś dnia kwiat zadał jej pytanie:
- Jak wygląda koniec świata?
- Jest piękny - powiedziała żyrafa.
- A kto tam mieszka? - spytał słoń.
- Żyrafy, rzecz jasna - odparła żyrafa.
Słoń zwykł uważać, że na końcu świata żyją słonie. A kwiat zawsze sądził, że tylko kwiaty mogą mieszkać w tak odległym miejscu.
- Nie ma tam nawet jednego słonia? - zapytał słoń.
Żyrafa wyciągnęła szyję tak wysoko, jak tylko mogła. Przez dłuższy czas patrzyła ponad drzewami i górami, po czym rzekła:
- Nie, tylko żyrafy.
- Może żyrafy zasłaniają sobą jakieś kwiaty - podpowiedział kwiat.
- Wykluczone - odrzekła żyrafa.
- Ona nie mówi prawdy - odezwał się jakiś głos ponad nimi. Był to wróbel, który przez cały czas siedział na głowie żyrafy. - Widzę koniec świata trochę lepiej niż ona - i jest tam pełno wróbli. Bardzo dużych wróbli, nawet większych niż orły.
(...)


Świnia, która chodziła boczkiem (fragm.)

Ważka i kwiat przysiedli na krzaku głogu i rozmawiali ze sobą. Prowadzili niezwykle mądrą konwersację o kolorach i o tym, co jest, a co nie jest piękne.
Wtedy właśnie napatoczyła się świnia.
- Witajcie - powiedziała. - Czy mogę się do was przyłączyć?
- Nie sądzę, aby nasza rozmowa mogła cię szczególnie zainteresować - odezwała się ważka.
- O, przepraszam - odrzekła świnia. - Świnie doskonale radzą sobie z konwersacjami.
- Mam wrażenie, że rozmawiamy o sprawach, których świnie zbytnio nie rozumieją - powiedziała ważka, pragnąc, aby świnia sobie poszła.
- Świnie rozumieją wszystko - odrzekła świnia.
(...)

Gadatliwy motyl (fragm.)

- Dzień dobry - powiedział motyl.
- Dzień dobry - odparł kwiat. - Dawno cię nie widziałem.
- Jak to: dawno? - spytał motyl. - Dopiero kilka godzin temu wyszedłem z kokonu.
- To znaczy, że jesteś kim innym? - zapytał kwiat. - Dziwne, wyglądasz zupełnie tak samo jak motyl, którego widziałem rok temu.
- Wykluczone - rzekł motyl. - My, motyle, nie żyjemy zwykle tak długo. Życie motylka to krótka chwilka - zacytował. - Żyję dopiero dwie godziny i o wszystkim wiem bardzo niewiele.
- Więc na początek - powiedział kwiat - ja jestem kwiat, a to mój przyjaciel słoń. - I wskazał na słonia, który spał pod pagórkiem. - Trzeba ci wiedzieć, że to najmniejszy słoń na świecie.
- Czy on już długo żyje? - spytał motyl.
- Długo - odpowiedział kwiat.
- Naprawdę? Dłużej niż dwa dni?
- Oczywiście - odparł kwiat. - O wiele dłużej niż dwa dni.
- To on już pewnie dużo wie? - pytał dalej motyl. Kwiat spojrzał na przyjaciela, który chrapał raczej donośnie.
- Nie sądzę, żeby on naprawdę coś wiedział. A dlaczego pytasz?
- Bo dopiero co się urodziłem i niedługie życie mnie czeka a chciałbym dowiedzieć się o świecie ile tylko się da - powiedział wszystko jednym tchem.
- Też mi zmartwienie - rzekł słoń, którego właśnie obudziła paplanina motyla. - Ale wiedza może się przecież przydać - odparł motyl.
- Zbyt miły mamy dziś dzień, żeby się włóczyć i zadawać głupie pytania - ziewnął słoń, po czym zasnął znowu, gdyż słońce grzało naprawdę mocno.
(...)

Płatki słonia (fragm.)

Słoń siedział na pagórku i patrzył na chmury, które przypominały bardzo duże słonie. Czasami wyglądały jak okręty, kiedy indziej krzywiły się jak krzaki, ale dziś wyglądały najlepiej. Patrzenie do góry sprawiało mu dużą przyjemność, gdy wtem spostrzegł, że kwiat zachowuje się nieco dziwacznie.
Chodził cały czas wokół niego, zatrzymując się co chwila i kiwając głową, jak gdyby zgadzał się w jakiejś sprawie z samym sobą.
- Coś nie tak? - zagadnął go słoń.
- Przyszło mi właśnie na myśl - odpowiedział kwiat - że niezłe z ciebie dziwadło.
- Dziwadło? - zawołał słoń. - Dziwadło?
- Owszem, dziwadło - powtórzył kwiat. - Nie masz ani jednego płatka. W gruncie rzeczy nie masz nawet zwykłego listka. Słoń zastanowił się przez chwilę.
- To ty jesteś dziwadło - powiedział. - Nie masz przecież kłów.
(...)

Słoń i duch (fragm.)

Nadeszła północ.
Kwiat zasnął. Śniły mu się pszczoły i motyle.
Nagle obudziło go ciche popiskiwanie słonia.
- Co ci jest? - ziewnął kwiat.
- Przestraszyłem się - powiedział słoń i pisnął trochę głośniej.
- Co, u licha, mogło cię tutaj przestraszyć? - spytał kwiat.
- Tamto - odrzekł słoń, wskazując trąbą w dół, w stronę drzew u podnóża pagórka.
Między drzewami, podskakując wśród gęstej mgły, zajaśniał jakiś dziwny, biały kształt. Przeskoczył nad ciemnym konturem krzewów i po chwili znikł.
- Chodźmy zobaczyć, co to takiego - zaproponował kwiat, zdobywając się na odwagę.
- Idź sam - powiedział słoń. - Słonie nie mają wielkiego pociągu do duchów.
- Duchów! - powtórzył kwiat. - A więc to duch! To dlaczego nie mówisz od razu? Kwiaty mają jeszcze mniejszy pociąg do duchów niż słonie.
Kwiat przestał ziewać i rozbudził się na dobre. Myśl o tym, że miałby sam pójść do dżungli, sprawiła, że zaczęły mu się kulić płatki.
- Tchórz z ciebie - powiedział do słonia.
- Nie przeczę - przytaknął słoń. - Szczególnie, jeśli są w to zamieszane duchy.
Przycupnęli na wzgórku, jak tylko mogli najciszej. Dziwny biały kształt znów zaczął się poruszać.
- Myślisz, że nas zobaczył? - szepnął słoń.
- Ćśśś! - uciszył go kwiat. - Ćśśś!
Po dłuższej chwili duch wszedł głębiej między drzewa i zniknął im z oczu. Minęło niemało czasu, zanim słoń i kwiat zdołali znowu zasnąć, a kiedy zasnęli, mieli obaj koszmarne sny.
(...)

tłum. Piotr Sommer

z tomu "Słoń i kwiat. Prawie bajki", 2009

*notka o autorze, inne wiersze i linki w temacie Poezja anglojęzyczna
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 15.05.11 o godzinie 11:37
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Bajki

Wielemir Chlebnikow

Polowanie


Gdy zając wybiegł na polanę, ujrzał stare znajome krzaki, nieznaną białą zaspę wśród nich
i zagadkowy czarny kij, wysunięty z zaspy. Zając podniósł łapkę i nadstawił uch. Nagle spoza zaspy błysnęły oczy, to nie były oczy zajęcze, kiedy wielkim gwiazdami przerażenia wschodzą nad śniegiem. Czyje więc – ludzkie? A może przyszły tutaj z krainy Wielkich Zajęcy, gdzie zające polują na ludzi, a ludzie z lękiem po nocach wychodzą ze swoich nor, wywołując strzały nieubłaganych strzelców, przedzierają się do warzywników, aby ogryźć gałązkę osiny albo główkę kapusty?
Tak pomyślał zając – to On, Wielki Zając przybył, aby uwolnić swoich krewniaków od obraźliwego jarzma człowieka. No, cóż, wypełnia święte nakazy naszej krainy.
Zając okrył skokami całą śnieżną polanę, to wytwornie koziołkując w powietrzu, to wysoko wyciągając nogi. W tej chwili czarny kij poruszył się. Zaspa podniosła się i zrobiła krok naprzód. Straszliwe niebieskie oczy błysnęły nad śniegiem.
- Ach – pomyślał zając – to nie wielki wyzwoliciel, to człowiek.
Strach skuł jego ciało. Siedział i drżał cały, dopóki strzał – bryzgając krwią, nie podrzucił jego ciała wysoko w górę.

tłum. Anna Kamieńska

*notka o autorze, inne wiersze i linki
w temacie Стихи – czyli w języku Puszkina

utwór ten jest też w temacie Polowania i łowy
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 25.05.10 o godzinie 19:31
Ela Gruszfeld

Ela Gruszfeld Szukam pracy -
handel / marketing /
usługi

Temat: Bajki

Będzie jak w szwajcarskim zegarku
- Teatrzyk Absurdalny Banialuka


- A kuku zegarmistrzu Dzięciole, a kuku!
- A czego mnie budzisz, zepsuta kukułko?
Nie budź ze snu zegarmistrza!
- A kuku, Dzięciole, a kuku! Zrób mi, proszę stuku puku!
Bo skrzydełka na zawiasach skrzeczą, wrony przyganiają..!
- Nie budź ze snu zegarmistrza, trybiki stają, zgrzyta..!
- A kuku, Dzięciole, a kuku! Zrób mi nowy zawias z drutu.
Kruki na gałęzi się śmieją... koguty pieją... Ja ochrypłam...
- Nie budź za snu zegarmistrza, bo nie przyszła jeszcze kryska.
Tu zakładów znajdziesz pięć, do nich zgłoś się, skoro chęć!
- A kuku, a kuku! Mistrzów różnych dosyć tutaj, a ja się o skrzydła smutam...
Nie masz chęci, stary werk... Kukać trudno, wkoło ćwierk...!
- Nie budź ze snu zegarmistrza, bo kukułek wkoło moc, a ty jeszcze dajesz głos.
Jeszcze skrzypi stare skrzydło, a mnie słuchać już obrzydło, kuku, kuku...
Zamknij dziób, bo ci zaraz skrzywię czub!
- Wrony kraczą, dziobią kruki, chcę wydawać z siebie kuku, chcę trzepotać,
budzić z rana. Zegarmistrzu, zakochana jestem w skrzydłach i w łopocie.
Napraw mnie i po kłopocie. Nie każ krakać i stać w miejscu.
Ja w zegara chcę tkwić sercu, słuchać bicia, wznosić larum...
- Inny zerknie do zegara, ja zbyt senny, jam zbyt cenny,
by kukułka do remontu narobiła mi afrontu!
- Kuku, kuku, zegarmistrzu... Nie mam więcej już pomysłu,
byś nie zaspał, byś się zbudził i nade mną się potrudził.

Nakukała prosto w ucho. Jeszcze ciemno, zegar głucho
takt wybija, skrzeczy noc, uniósł w gniewie frędzle koc.
Przykrył zegar Dzięcioł stary. Kos się wziął za czary mary,
stroi miny, dłubie w trybach, więc pokukam jeszcze chyba.
Kos się śmieje; ani chybi się udało ruszyć tryby!
Ptak jak żywy! Nielot kiwi..?!

konto usunięte

Temat: Bajki

RYSZARD LISKOWACKI

Dobranocka

Za siódmą górą,za lasem siódmym
żył sobie chłopczyk,bardzo paskudny.

Nikt go nie lubił,bo lubić kto chce
chłopca,co poszedł aż na manowce.

On sam nie wiedział,że wkroczył na nie,
lecz ludzie mieli cudowną pamięć.

Taką cudowną jak w ewangelii,
a więc o wszystkim dobrze wiedzieli.

O złych uczynkach chłopca zza góry,
nawet o takich nie czynił których.

O jego brzydkich,nieskromnych słowach,
chociaż ten chłopiec to był niemowa.

Lecz jeśli czujność naprawdę zbożna,
to i niemowę usłyszeć można.

A ci,co chłopca pchnąć mieli chęci,
byli tak czujni,że prawie święci.

Więc go spychali aż na skraj burzy.
-On się nie bronił?Widać zasłużył.

Gdyby miał czyste ręce i uszy,
to by się chociaż trochę obruszył.

Za siódmą górą,za lasem siódmym
wygnali chłopca,bo był paskudny.

Utonął?Zginął?Cóż to za problem...
Śpij już dziecino i miej sny dobre...

1974
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Bajki

Armin Senser

Bajka


Chciałbym kiedyś, najdroższa, w bogactwie się pławić
i chciałbym, byśmy do woli
pieniędzy mieli, tyle, ile ryb jest w stawie,
i łowić czasem żebyśmy je mogli.

Konto w banku na twoje byłoby nazwisko,
depozyty i akcje, i w ogóle wszystko,
a gdybym miał życzenie, w całkiem małej skali,
ty mogłabyś udawać, żeśmy zbankrutowali.

Chciałbym, najdroższa, z tobą bardzo się wzbogacić
i chciałbym, by wtedy ktoś figla nam spłatał,
a my pięknym za nadobne mogli mu odpłacić,
choć raz oko za oko, właśnie tak – i basta.

Kolej żelazną także mielibyśmy własną,
ty moją maszynistką w kabinie byś była,
ja węgiel do pieca wrzucałbym wielką szuflą,
ty jajo sadzone być dla mnie smażyła.

Chciałbym, najdroższa, byśmy wzbogacili się sami
i byśmy na bogactwo nie czekali chwili.
Nie dalibyśmy poznać po sobie, ile mamy,
a jednocześnie ludziom tę nowość głosili.

W czasie snu natomiast bylibyśmy nadzy,
całkiem bez przykrycia, a leżąc na lodzie,
za futro byśmy mieli miłości swej pokłady.
Z igloo ciche chrapanie mogłoby się rozchodzić.

Tak chciałbym, najdroższa, nie żyć już na kredyt
i chciałbym, żeby forsę rzucano na ulice.
Moglibyśmy nią sobie napychać skarpety
i liczyć, że nas czeka piękne długie życie.

Och, żylibyśmy wtedy doprawdy jak w bajce,
ty i ja, i władzy mielibyśmy pełnię,
i docieralibyśmy aż po nieboskłonu krańce:
pod baldachim stworzony przez ciebie i przeze mnie.

z tomu „Grosses Erwachen. Gedichte”, 1999

tłum. Ryszard Wojnakowski

wersja oryginalna pt. „Ein Märchen” w temacie
A może w języku Goethego?

Wiersz jest też w temacie Marzenia
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 17.06.11 o godzinie 21:57
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Bajki

Tozan Alkan*
       
      
Bajki dla Karadży I


Przybyłeś aby być synem
żeby obejmować ramionami wiatr
bycie synem bardzo długo trwa
pamiętaj o swojej matce

w chwili gdy pióro papieru dotknie
dorośniesz dla dwóch słów
wiatr będzie twym bratem
step smutkiem twym

życie jest wilgotne
sens tak się rozpoczyna
morze nie było błękitne
błękit nigdy nie był błękitem
nieba nigdy nie było
do dziś

chciałbym widzieć cię
jak gryziesz jabłko
jak zamyślony wodzisz rękami po twarzy
gdy uprawiasz miłość
pod drzewem którego nie znasz nazwy

pamiętaj wciąż chcę cię widzieć
takim właśnie;
każdy dotyk ślad pozostawia;
na twych rykach wiatr który pozostał po ojcu twego ojca
po ojcu pozostały latawiec.

Bajki dla Karadży II

*Dla Josego i wszystkich, którzy maja psy.
*Podobno wszystkie umarłe psy
oczekują na tęczy swoich właścicieli.


Łowczynią brodźców była twoja siostra
swoje imię od poety wzięła
kiedy nauczysz się schodzić do źródła
pokażę ci jej fotografię.

jej dusza mała była jak światło
zadymionej lampy; cóż życie takie jest;
czasem matki zamiast dzieci
wychowują w pokojach śmierć.

„kłamstwem jest słowo poety” tak ludzie mówią synu
za kłamstwo mają łowcę i baśń też za kłamstwo mają
nie wiedzą czego ludzie szukają
w tęczy po deszczu każdym.

z tomu „ve Rüzgâr”, 2007

tłum. z tureckiego Antoni Sarkady

*notka o autorze i linki do innych jego wierszy
w temacie Czym jest wiersz?
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 20.04.12 o godzinie 20:36

Następna dyskusja:

Bajki do rzutnika przyjmę




Wyślij zaproszenie do