Jakub Dec We Feed You
Temat: [PDŁ] Łodzią po festiwalach
Podczas tegorocznych wakacji Łódź postanowiła wypłynąć w Polskę pod sztandarem "Miasto Festiwali". Promocja miasta, jako kandydata do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury, odbyła się na trzech festiwalach muzycznych. Na każdym rozbijano 50-metrowy klimatyzowany namiot z fliperami, czyli automatami do gry poświęconymi pięciu łódzkim festiwalom, na które można było wygrać wejściówki. Zabawne zdjęcie z Kapitanem Kulturą mogło stać się przepustką na weekendowy pobyt w Łodzi dla dwojga. Ta kampania kosztowała około 300 tys. zł.
Lekka, rozrywkowa i kolorowa formuła promocji dobrze się wpisywała w czas i miejsce wydarzeń. Akcją "Miasto Festiwali" dowodził jej pomysłodawca Adam Radoń, szef działu promocji Łódzkiego Domu Kultury, do którego dołączyli przedstawiciele Łódź Art Center, jako inicjatorzy starań o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury dla Łodzi w 2016 roku.
Nie wszystko szło gładko. Zaplanowano wyjazd na trzy festiwale - Open'er w Gdyni, Coke Live Music Festival w Krakowie i Off Festival w Mysłowicach. Dwa pierwsze zamierzenia udało się zrealizować. Trzecie zastąpiono skromniejszym hip-hopowym festiwalem w Giżycku.
- Nie chcę powiedzieć, dlaczego to nie wyszło. Z różnych powodów - tłumaczy Adam Radoń, szef ekipy promocyjnej "Miasta Festiwali". - Za to w przyszłym roku wyjdzie.
W trakcie akcji, wcielającego się do tej pory w rolę Kapitana Kultury Łukasza Zbieranowskiego zastąpił Tomasz Włodarczyk.
- Kapitan Kultura spełnił swoją funkcję. To była kampania sygnalna. Chodziło o zwrócenie uwagi, że Łódź kandyduje do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury. Teraz stanie się postacią fikcyjną, przede wszystkim komiksową, niezwiązaną z aktorem odgrywającym jego rolę - tłumaczy Krzysztof Candrowicz, prezes Łódź Art Center.
Podczas promocji miał niestety miejsce nieprzyjemny incydent. Zdjęcia będącego pod wpływem alkoholu Adama Radonia trafiły na łamy jednego z tabloidów. Radoń tłumaczy, że świętował urodziny i że impreza nie odbywała się na stoisku promocyjnym.
Ostatecznie organizatorzy ogłaszają, że akcja była sukcesem miasta. 300 tys. zł na promocję wyłożył Urząd Miasta Łodzi, 60 tys. zadeklarował Urząd Marszałkowski, choć w związku ze zmianą umowy (festiwal w Giżycku zamiast Mysłowic) nie wypłacił całości kwoty.
- Około 100 tysięcy kosztowały opłaty za wynajem miejsc pod stoisko i dodatkowa ochrona - wylicza Radoń. - Pięć używanych fliperów kupiliśmy po 2-3 tysiące każdy, 3-4 tysiące kosztowało przerobienie każdego z nich na potrzeby festiwali, serwis urządzeń pochłaniał od 1 do 2 tysięcy.
Za projekt komiksowej panoramy miasta zdobiącej namiot Krzysztof Ostrowski dostał 3 tys. zł. Hostessy zarabiały 200 zł dziennie, Kapitan Kultura - 300 zł. Do tego zapewniono im wyżywienie i zakwaterowanie. Grupa liczyła 8 osób i sześciu pracowników technicznych.
- Ja nie miałem wynagrodzenia, zrobiłem to dla Łodzi - mówi Adam Radoń, szacując, że promocja dotarła do 85 tys. ludzi, którzy łącznie bawili się na festiwalach.
- Nasz namiot za każdym razem ustawiony był w takim miejscu, że nie sposób go było nie zauważyć - tłumaczy. - Za pośrednictwem mediów, które zwróciły na nas uwagę, dotarliśmy do kolejnych 200 tysięcy. Jeżeli 300 tysięcy złotych budżetu podzielimy przez 200 tysięcy ludzi, do których udało nam się dotrzeć, oznacza to koszt dotarcia do jednej osoby na poziomie mniejszym niż 2 złote.
- To żonglowanie danymi. Równie dobrze można by wystawić stoisko na Widzewie i policzyć, że w ten sposób dotarliśmy do 10 tysięcy ludzi - powątpiewa w te wyliczenia Maciej Grubski, łódzki senator PO.
- Nie chodzi o wystawianie się na darmowych kiermaszach. Nam zależy na kontakcie z publicznością, która ma czas i pieniądze na uczestniczenie w poważnych wydarzeniach kulturalnych. Cena dotarcia do tej publiczności jest dużo wyższa, ale w perspektywie daje pożądany efekt, czyli turystykę kulturalną - kontruje senatora Adam Radoń.
- Jak można takie poważne miasto, jak Kraków, zderzyć z Kapitanem Kulturą! - znany z krytyki maskotki akcji senator i tym razem daje jej wyraz.
Grubski deklaruje, że jest zwolennikiem wydawania nawet dużo większych pieniędzy na promocję miasta, ale jego wizja różni się od tej kojarzonej z Kapitanem Kulturą.
- Politycy powinni zajmować się tym, na czym się znają, czyli polityką - odpowiada na zarzuty Krzysztof Candrowicz. - A specjaliści od promocji promocją. Eksperci z mediów zajmujących się marketingiem i PR-em, jak Brief czy Visual Communication, ocenili tę kampanię jako jedną z najciekawszych kampanii miejskich.
- Pan Candrowicz nie powinien zapominać, że to on pierwszy przyszedł do polityków. Bez nich nie byłby tym, kim jest dzisiaj. Polityka wkroczyła w jego życie wraz z osobami wiceprezydenta Włodzimierza Tomaszewskiego i marszałka Włodzimierza Fisiaka. Jeżeli pan Candrowicz obraża się za krytykę, oznacza to, że nie nadaje się do pełnionej funkcji. Musimy się wzajemnie nakręcać i kontrolować - dodaje Grubski.
Bo polityka to przecież także kontrolowanie wydatków z budżetu publicznego. Dobrze, że Łódź została dostrzeżona w swych staraniach. Prawdopodobnie też nasze działania są lepiej postrzegane poza miastem niż w samej Łodzi. Ale zwykle tak jest, że na to, co się dzieje, u siebie patrzymy bardziej wnikliwie i krytycznie.
Anna PawłowskaAnna Pawłowska - POLSKA Dziennik Łódzki