Temat: Jodi Picoult
Karolina Ł.:
Agata, ale napisz swoje wrazenia- błagam :)
A zatem. Wczoraj skończyłam czytać
Bez mojej zgody. Nie zdradzę się póki co z moimi odczuciami co do całokształtu, opowiem najpierw po krótce jak mniej więcej po kolei przebiegał mój proces zagłębiania się w tę lekturę :> Hehehe, Karolina już pewnie zgrzyta zębami ;P
Temat książki żywo mnie zainteresował – głównie dlatego po nią sięgnęłam. W obecnych czasach, kiedy w zasadzie większość z nas w taki czy inny sposób ma do czynienia ze śmiertelnymi chorobami – nowe spojrzenie, z innej perspektywy jest bardzo cenne – zarówno w odniesieniu do własnych doświadczeń jak i ogólnie – jeżeli takowych nie posiadamy. Co więcej, osadzona wprawdzie w amerykańskich realiach, historia osnuta zostaje wokół
(UWAGA SPOILER! kontrowersyjnej problematyki – ingerencji zewnętrznej w obszarze genów / genotypu embrionu ludzkiego oraz praw dziecka poczętego
na zamówienie do decydowania o własnym ciele.
UWAGA SPOILER!)
Oczywiście nie zawarłam w powyższym streszczeniu całości poruszonych w książce zagadnień, ale nie to było moim celem. Chcę uwypuklić wartość – jaką niesie dla mnie zaznajomienie się z przewodnim tematem książki. I nie to żebym się zanadto nad nią rozpływała! :>
Czytałam już wcześniej różne pozycje opisujące mniej lub bardziej dotkliwe choroby zarówno z perspektywy chorego, jak i jego rodziny. Jedne były lepsze, inne gorsze, ale... Forma
Bez mojej zgody nawet mi się spodobała, chociaż raził mnie bardzo brak płynności w przechodzeniu pomiędzy różnymi fragmentami. Musiałam cofać się czasem o stronę, żeby sprawdzić czy czegoś nie pominęłam – bo takie odnosiłam wrażenie. Ale nie forma była tu najważniejsza – chociaż dawała nadzieję, na ciekawe poprowadzenie fabuły.
I w zasadzie mogłabym tak prawie że w samych pozytywach opisywać tę książkę (trzeba uczciwie przyznać, że nie jest to literatura wysokich lotów, acz temat ciekawy), gdyby nie...
(UWAGA SPOILER! totalnie, absolutnie i zupełnie debilne zakończenie – bardziej amerykańskie niż można by sobie to samemu wymyśleć. No po prostu zwaliło mnie z nóg! Nie chciało mi się wierzyć, że dorosła kobieta mogła wymyśleć coś tak prostackiego – bo już nie prostego, żeby zakończyć całkiem trzymającą się kupy książkę, która co prawda nie wzruszyła mnie do łez, ale zaciekawiła.
UWAGA SPOILER!)
No ludzie! W pierwszej chwili postanowiłam udawać, że nie przeczytałam tego zakończenia, no ale jak można o czymś takim zapomnieć?! Notowania książki obniżyły się w mym rankingu do bardzo niskiego poziomu. Stwierdziłam, że nie mam najmniejszej ochoty sięgać po inne książki tej autorki – chociaż kiedy opadły emocje stwierdziłam, że może wezmę jednak jakąś cienką, żeby sprawdzić czy tam autorka tak samo spaprała zakończenie.
Podsumowując moje wynurzenia stwierdzam że książkę zdecydowanie warto przeczytać – jeżeli ineteresuje nas jej temat, ale trzeba trochę przykmnąć oko na formę, a kilka ostatnich kartek najlepiej wyrać i spalić – nie zaglądając do nich, co by nie popsuć sobie ogólnego wrażenia :>
Agata 'Chani' Kułakowska edytował(a) ten post dnia 25.03.10 o godzinie 15:13