Temat: Fenomen "50 Shades of Grey"
Pomijając fakt, że słabo napisaną książkę brutalnie wykreowano na fenomen, jej przesłanie jest jasne: otóż współczesne dziewczęta/kobiety gdzieś mają emancypację, partnerstwo w związku itd., przedkładając nad nie zależność, gwarantującą wyższą jakość doznań... ekhm... wszelakich ;)
Popularność "Zmierzchu", a teraz "Grey'a" dowodzi, że kobiety są skołowane imperatywem wolności i samostanowienia. Mają dość sprawowania kontroli i walki o symetryczność relacji z partnerem o analogicznym statusie.
Równorzędny partner przestał być atrakcyjny (czy kiedykolwiek był?), bo cała ta równorzędność kłóci się z atawistycznym pragnieniem samicy oddania się najsilniejszemu w stadzie samcowi. Samcowi, którego siła gwarantuje nie tylko dobre geny, ale też bezpieczeństwo, uczucie przynależności i prestiż.
Dlatego współczesne kobiety tęsknią za mężczyzną na tyle atrakcyjnym i silnym, by konieczność dążenia do symetrii/ partnerstwa wydała się bezzasadna i jedyną naturalną postawą była odprężająca uległość.
Najwyraźniej luksus, bezpieczeństwo, jasno wyznaczone granice/obowiązki są tym, czego pragną kobiety współczesne, tkwiąc między młotem cywilizacji i kowadłem natury ;)
Ta pierwsza - a wraz z nią feminizm, imperatyw pracy zarobkowej itd. - narzuca kobietom konieczność codziennego zabiegania o miejsce na rynku pracy->finansowe bezpieczeństwo. Ta ostatnia - będąca constans od wieków - w relacjach z mężczyznami wciąż wyznacza im rolę narzędzia do zaspokajania popędu.
I rozziew ten kobiety uwiera.
Bo zdeterminowana anatomią i morfologią pasywność kobiet podczas stosunku rozwiewa całą iluzję równości płci, obnażając "niesprawiedliwość" wynikających z niej obowiązków.
Krótko mówiąc - równość płci stanie się faktem dopiero wtedy, gdy babki zaczną penetrować facetów. Co ciekawe, motyw ów jest w Grey'u obecny ;) Wszak gniot to symptomatyczny jak diabli.
Podsumowując - fenomen Grey'a dowodzi, jak bardzo współczesne kobiety czują się oszukane/zdezorientowane/zagubione.
Ekonomicznie zostały "zrównane" z mężczyznami - więc muszą samodzielnie dbać o swe bezpieczeństwo i status - natomiast fizycznie wciąż są podporządkowane mężczyznom - doświadczając inwazyjnej kopulacji, będącej wtargnięciem w głąb ciała obcego elementu.
Dlatego naturalną i oczywistą tendencją kobiet jest dążenie do sytuacji, która zniweluje ten absurd - tj. poszukiwanie mężczyzny, przerastającego je intelektem, umiejętnościami, doświadczeniem i zasobnością ;) Uległość wobec takiego faceta jest naturalna, oczywista i odprężająca. Dobitna asymetria nie tylko zwalnia je z obowiązku konkurowania i budowania pozycji w związku, ale też sankcjonuje fakt uwarunkowanej anatomicznie, seksualnej zależności podczas stosunku.
Biorąc pod uwagę to wszystko szkoda, że Grey - jako produkt kulturowo "ciekawy" - literacko jest poniżej przeciętnej. Dyletantyzm autora, językowa (i seksualna) naiwność oraz koncertowe fuszerowanie bohaterów - będących prostą projekcją marzeń i oczekiwań - to wszystko deklasuje powieść nawet jako przykład literatury eskapistyczno-kompensacyjnej.
Autorowi zabrakło warsztatu, zabrakło pomysłu (że można było pisać lepiej o SM, świadczy choćby "Strzała Kusziela"), za to nie zabrakło tupetu i determinacji do publicznego samogwałtu - dzięki czemu można sporo zarobić ;)
I to też jest symptomatyczne - wszak obnażanie się to dziś znakomity sposób na popularność i kasę. Gołe cycki = setki odsłon na YT, lajków na fejsie itd..
W tym świetle Grey to owoc mentalności ukształtowanej netem - wikipedią, blogami i kiczem. Każdy/-a może swego Grey'a wysmażyć. A farciarze nawet na tym zarobią ;)
Ten post został edytowany przez Autora dnia 22.09.13 o godzinie 10:46