Michał Z.

Michał Z. inexperrectus

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

W 2008 r. czytanie książek zadeklarowało zaledwie 38 proc. (!) badanych Polaków (Biblioteka Narodowa, TS OBOP).

Problem w tym, że ludzie nie mają głodu ani nawyku czytania. Szkoła, a nawet uniwersytet (!) takich impulsów nie generują. Nie żyjemy w żadnym "społeczeństwie wiedzy", ale w społeczeństwie "ludzi poślednich" (Ortega y Gasset), to znaczy takich, którzy zatrzymali się w rozwoju na etapie poprzedzającym rozpoczęcie samodzielnego myślenia. Jeśli już coś mówią - robią to bez przemyślenia swojego zdania, traktując je jednocześnie jako niepodważalne i starając się narzucać je innym. Politycy, nauczyciele, wykładowcy tylko w tym dopomagają, sami reprezentując pośledniość w czystej postaci.

Skoro nie ma potrzeby sięgania po cudze myślenie i poglądy, bo samemu wie się najlepiej, to po co czytać książki? A po co czytać książki jak na studiach (!) z filologii polskiej wystarczy (a nawet trzeba żeby zaliczyć egzamin, na który wykładowca prosi o przeczytanie 100 pozycji w ciągu jednego semestru) czytać streszczenia i bryki? Po co rozwijać samodzielne myślenie poprzez kontakt z literaturą, skoro nowa matura z polskiego zabrania myślenia i redukuje je do rozwiązywania testów, zgodnie z ustalonym wcześniej przez strażników jedynie słusznej interpretacji (ludzi poślednich), kluczem? Po co rozwijać własne myślenie poprzez kontakt z literaturą (również naukową), skoro w szkole i na studiach wystarczy wiedzieć "co autor miał na myśli?", skoro większość nauczycieli i wykładowców (ludzi poślednich) uzurpuje sobie prawo do przedstawiania i egzekwowania jedynej słusznej interpretacji danego dzieła (również naukowego) i wizji rzeczywistości?

Jeżeli ktoś nie ma w sobie poczucia braku, ten czytać nie będzie. A brak poczucia braku to skrajny analfabetyzm ludzi podatnych na odgórne manipulacje. Im mniejszy potencjał kultury symbolicznej w człowieku (czytaj: im mniej książek przeczytanych na serio, z drapieżnością nasycającą tożsamość życiodajną narracją - a nie odczytanych zgodnie z obowiązującym kluczem narzuconym przez ludzi poślednich nazywających się autorytetami), tym bardziej jest on podatny na przemoc symboliczną i manipulację. I tym bardziej nie zdaje sobie z tego sprawy, paplając się radośnie w swoim analfabetyzmie.

A przecież niby żyjemy w tak zwanym "społeczeństwie wiedzy", prawda?

Okropnie puste to i bałamutne hasło, które swoją perswazją i chwytliwością fałszywie przekonuje, że nie ma o co się martwić.

Orkiestra coraz głośniej gra na Titanicu...

konto usunięte

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

Problem pewnie faktycznie jest, choć w moim otoczeniu go nie widzę. Na szęście! :) Sama czytam bardzo dużo, sporo czytają wszyscy moi znajomi. Zdawało mi się nawet, że nastąpił jakiś renesans czytelnictwa. Ale to może tylko w moim środowisku...
Magdalena B.

Magdalena B. Zarządzanie
projektami

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

Witaj Michał:),
dostrzegam zjawisko, o jakim piszesz. Mam czasem wrażenie, że czytanie bywa postrzegane jako z lekka snobistyczne zajęcie dziwaków. Nasze społeczeństwo "wiedzy" ceni wiedzę, ale tę pozwalającą łatwiej opanować świat, wiedzę techniczną i praktyczną, instrument władzy i wygody.
Czytanie dla samego pomyślenia w nowy dla siebie sposób i przeżycia? Mmm... :)
Michał Z.

Michał Z. inexperrectus

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

Witaj Magdaleno!:)

Zgadzam się z Tobą: wiedza w naszym społeczeństwie przestaje spełniać swoją funkcję wdrażania do uczestnictwa w kulturze, ponieważ jej autoteliczną wartość degraduje się do roli instrumentalnej. Najciekawsze jest to, że jedynie "czytanie dla samego pomyślenia w nowy dla siebie sposób i przeżycia" pozwala stać się świadomym uczestnikiem dziedzictwa kulturowego (symbolicznego), generując tym samym zdolność do przekraczania ograniczeń oraz umiejętność radzenia sobie w praktyce. Nauka czegokolwiek na pamięć takich umiejętności nie daje (jedyne co może dać to dyplom), tak samo jak czytanie zgodnie z kluczem interpretacyjnym, które żadnego przeżycia nie generuje. Dlatego uważam, że nasze społeczeństwo wcale nie ceni wiedzy pozwalającej opanować świat, która jest wiedzą praktyczną - gdyby tak było, czytelnictwo książek nie stałoby na tak drastycznie niskim poziomie.

konto usunięte

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

Mnie trochę smieszą te alarmy dotyczące niskiego odsetka ludzi czytających bądź czytać chcących. Prawda jest taka, że na przestrzeni dziejów nigdy tyle osób co w dzisiejszych czasach nie czytało książek. Ba, nigdy tyle osób w ogole nie posiadało umiejętności czytania. Więc nie wiem skąd biorą się takie narzekania.

Co więcej, nie czytanie książek nie oznacza nie czytania w ogóle. Więc nie jest tak, że jeśli człowiek nie czyta książek to zatrzymał się na etapie społeczeństwa:
Michał Zawadzki:
"ludzi poślednich" (Ortega y Gasset), to znaczy takich, którzy zatrzymali się w rozwoju na etapie poprzedzającym rozpoczęcie samodzielnego myślenia

Straszna bzdura i uproszczenie.

Nie mówiąc już o tym, że Ortega y Gasset, na którego się powołujesz, pisał swoje słowa w zupełnie innych czasach (nawet jego La rebelión de las masas wydaje się trochę naciągane i śmieszne gdy chce się ją odnieść do dzisiejszych czasów.

Więc, nie nakręcałbym się specjalnie i po prostu w ramach relaksu ... przeczytałbym jakąś książkę:) (albo i nie jak ktoś nie lubi)Łukasz M. edytował(a) ten post dnia 14.08.09 o godzinie 16:27

konto usunięte

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

Zgadzam się w pełni z tą pośledniością i jej zestawieniem z unijnymi hasłami, które tak się mają do rzeczywistości, jak niegdyś "czyn ludu pracującego miast i wsi".
Mnie, której młodość przypadła na czas niewoli i cenzury, braku książek, ale za to na czas etosu kultury i intelektu (była moda na intelektualistę, mędrca, myśliciela, kontestatora konsumpcji) bardziej martwi i dziwi nie tyle statystyka czytelnictwa, co poziom czytanych książek. Krótko mówiąc, nie tyle ilość, co jakość literatury czytanej przez młodzież i studentów, przez ludzi z wyższym wykształceniem. Czy to lenistwo umysłowe, czy bezguście wszechogarniające "inteligencję", "wykształciuchów" sprawiają, że czytają oni gnioty przeznaczone dla prostych umysłów?

konto usunięte

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

Natomiast zanik popularności czytelnictwa wydaje mi się być procesem w ewolucji kultury. Przecież zanim ludzie zaczęli masowo czytać książki popularne były opowieści, sagi, recytacje własnej twórczości poetyckiej, ballady, wreszcie zwyczajne rozmowy. Gdy wsadzili nosy w ksiażki, stopniowo przestawali opowiadać. Teraz wsadzili nosy w komputery...
Pamiętam moje przeżycia - śmiech i płacz przy pierwszej samodzielnej lekturze Pinokia. Podobne zachowania obserwowałam u dzieci podczas gry komputerowej - pełne zaangażowanie w wirtualny świat jakiejś opowieści.
Ciekawe za ile generacji książki znajdą się w muzeum.
Michał Z.

Michał Z. inexperrectus

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

Łukasz M.:
Mnie trochę smieszą te alarmy dotyczące niskiego odsetka ludzi czytających bądź czytać chcących. Prawda jest taka, że na przestrzeni dziejów nigdy tyle osób co w dzisiejszych czasach nie czytało książek. Ba, nigdy tyle osób w ogole nie posiadało umiejętności czytania. Więc nie wiem skąd biorą się takie narzekania.

Nie zgadzam się. To, że rośnie wskaźnik skolaryzacji nie oznacza wcale, że coraz więcej osób potrafi czytać. Coraz więcej osób może potrafi odpowiadać zgodnie z kluczem, rozwiązywać testy, odpowiadać na pytanie "co autor miał na myśli", uczyć się na pamięć fragmentów książek, "przeglądać" książki - ale nie czytać.
Co więcej, nie czytanie książek nie oznacza nie czytania w ogóle. Więc nie jest tak, że jeśli człowiek nie czyta książek to zatrzymał się na etapie społeczeństwa:
Michał Zawadzki:
"ludzi poślednich" (Ortega y Gasset), to znaczy takich, którzy zatrzymali się w rozwoju na etapie poprzedzającym rozpoczęcie samodzielnego myślenia

Straszna bzdura i uproszczenie.

Czyżby? Rozumiem, że nie widzisz różnicy w potencjale symbolicznym pomiędzy np. powieścią a np. czasopismami czy blogami? Gratuluję. A stwierdzenie "straszna bzdura" dedykuję ujawniającej się z twoich słów pośledniości właśnie.

Nie mówiąc już o tym, że Ortega y Gasset, na którego się powołujesz, pisał swoje słowa w zupełnie innych czasach (nawet jego La rebelión de las masas wydaje się trochę naciągane i śmieszne gdy chce się ją odnieść do dzisiejszych czasów.

Aha. Czyli Sokratesa, Arystotelesa, Kanta i w ogóle wszystkich myślicieli czy też powieściopisarzy, którzy tworzyli wcześniej niż, powiedzm, 50 lat temu należy wyrzucić z kanonu myślenia o współczesności. Fakt, oni wszyscy z Ortegą y Gassetem na czele nie mają nic ciekawego do powiedzenia o współczesności... dla ludzi, którzy nie potrafią (ich) czytać.
Michał Z.

Michał Z. inexperrectus

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

Beata M.:
Natomiast zanik popularności czytelnictwa wydaje mi się być procesem w ewolucji kultury. Przecież zanim ludzie zaczęli masowo czytać książki popularne były opowieści, sagi, recytacje własnej twórczości poetyckiej, ballady, wreszcie zwyczajne rozmowy. Gdy wsadzili nosy w ksiażki, stopniowo przestawali opowiadać. Teraz wsadzili nosy w komputery...
Pamiętam moje przeżycia - śmiech i płacz przy pierwszej samodzielnej lekturze Pinokia. Podobne zachowania obserwowałam u dzieci podczas gry komputerowej - pełne zaangażowanie w wirtualny świat jakiejś opowieści.
Ciekawe za ile generacji książki znajdą się w muzeum.

Uważam, że zanik popularności i umiejętności czytania nie jest skutkiem ewolucji kultury - ewolucja oznacza postęp w rozwoju, a w tym wypadku mamy do czynienia z dramatycznym regresem. Ów regres moim zdaniem objawia się głównie w redukcji egzystencji do jednowymiarowości (Marcuse), do bycia człowiekiem-egzemplarzem (Kierkegaard), do rozpleniania się osobowości narcystycznych i poślednich. A wsadzenie nosa w komputer i przeżywanie sztucznie spreparowanych emocji skutecznie temu dopomaga. No ale wskaźnik skolaryzacji rośnie, a ponadto przecież w bezrefleksyjnym konsumpcjonizmie opartym na instrumentalizującej egzystencję kulturze sukcesu nie ma nic złego, no bo takie już takie mamy czasy, prawda? No ale jakże łatwiej i wygodniej jest żyć, kiedy nie trzeba przeżywać własnego życia...

O książki i kulturę symboliczną się nie martwię. One przetrwają nawet jeśli analfabeci sprowadzą je do odpowiedzi zgodnie z kluczem czy wtrącą je do muzeum. Bardziej martwię się o brak poczucia braku naszego społeczeństwa, które już teraz nie widzi potrzeby czytania nikczemniejąc w z góry narzuconych mu rolach i zestawach zestandaryzowanych zachowań, które odbiera jako naturalne i będące efektem jakiegoś wyboru.

Ps. Gorąco polecam wywiad z Dawidem Wienerem pt "Jak mózg się przegrzewa" w Gazecie Wyborczej z wczoraj (czyli z 14 sierpnia, piątek). Okazuje się, że również z perspektywy neurobiologicznej społeczeństwo coraz bardziej się analfabetyzuje - głównie ze względu na brak czytania książek (tak, książek, nie czegokolwiek. Jak pokazuje rozmówca, treści podane w postaci książkowej generują o wiele bardziej twórcze przeżycia i determinują o wiele bardziej efektywne praktyczne działania niż te same treści podane na nośniku elektronicznym (np. poprzez rzutnik).

konto usunięte

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

Michał Zawadzki:
Uważam, że zanik popularności i umiejętności czytania nie
jest skutkiem ewolucji kultury - ewolucja oznacza postęp w rozwoju, a w tym wypadku mamy do czynienia z dramatycznym regresem.

Masz rację. Źle się wyraziłam - powinno być: "skutkiem rozwoju technicznego". Bo przecież nie cywilizacyjnego - cywilizowanie to zmniejszanie barbarzyństwa, a my obserwujemy jego zwiększanie. Tu zaprotestowałby L. Kołakowski - ale trudno! Ja uwazam, ze wtórne barbarzyństwo istnieje - oto dowód:
http://goldenline.pl/forum/humor-dowcip/208734

Ewolucja społeczeństwa do pewnego momentu rozwijała intelekt, człowiek chciał myśleć, chciał samodzielnie tworzyć. W którymś momencie rozwoju technicznego mu sie odechciało. Czy to było wówczas, gdy pojawił się telewizor? Komputer? Internet? Prezentacje z rzutnika na wykładach? naukowych konferencjach?
O książki i kulturę symboliczną się nie martwię. One> przetrwają nawet jeśli analfabeci sprowadzą je do odpowiedzi zgodnie z kluczem czy wtrącą je do muzeum.


Będą je czytać tylko historycy i archeolodzy, jak dziś papirusy.

Możemy się poużalać, ale - jako przyrodnik, geolog - wiem, że procesów naturalnych nie da się cofnąć na wiekszą skalę. W małej się udaje, np. sztuczna synteza, rozbijanie atomów, ale produkty są szkodliwe. Może jednak zdrowiej, za radą przedmówcy, poczytać książkę i odizolować się od mas na etapie regresu umysłów?Beata M. edytował(a) ten post dnia 15.08.09 o godzinie 09:50
Caroline K.

Caroline K. Przedstawiciel
Handlowy, Regional
Sales Manager

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

Smutne, ale prawdziwe.
Mnie pasji czytania nauczyła mama i wujek.

konto usunięte

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

Michał, jak na osobę, która stara się zwrócić uwagę na "pośledniość" i miałkość dzisiejszej publiki (jeśli dobrze zrozumiałem Twój ogólny zamiar), stosujesz masę zadziwiających uproszczeń.
Michał Zawadzki:
Nie zgadzam się. To, że rośnie wskaźnik skolaryzacji nie oznacza wcale, że coraz więcej osób potrafi czytać. Coraz więcej osób może potrafi odpowiadać zgodnie z kluczem, rozwiązywać testy, odpowiadać na pytanie "co autor miał na myśli", uczyć się na pamięć fragmentów książek, "przeglądać" książki - ale nie czytać.

Zastanawiam się na jakiej podstawie wyciągasz takie wnioski? Czy opierasz się na konkretnych statystykach czy po prostu formułujesz luźne przemyślenia patrząc np. na polski system edukacji. Jeśli to drugie to jednak za daleko chyba idziesz. Programy edukacji i pomysły na przekazywanie wiedzy młodym ludziom zmieniały się w Polsce wielokrotnie. I nie jest tak, że akurat metoda "na pamięć" była jakąś myślą przewodnią ostatnich dwóch dekad (choć wraca od czasu do czasu, to fakt). Więc sugerowanie, że mamy do czynienia z pokoleniem ludzi, którzy do książek podchodzą "z klucza" czy też "poślednio" jest dużym uproszczeniem.

Czyżby? Rozumiem, że nie widzisz różnicy w potencjale symbolicznym pomiędzy np. powieścią a np. czasopismami czy blogami? Gratuluję. A stwierdzenie "straszna bzdura" dedykuję ujawniającej się z twoich słów pośledniości właśnie.

Dziękuję za gratulacje, na pewno przemyślę "pośledniość" moich słów przy najbliższej okazji:) Nie zmienia to faktu, że znowu dokonałeś arcyuproszczenia, które wynika chyba z braku znajomości tematu, o którym piszesz. Różnica między dobrą powieścią a blogiem jest oczywista. Ale już tworzenie naginanych porównań, sugerujących że powieści to wysoki "symboliczny potencjał" a np. internet to śmietnisko blogów jest ignoranctwem. Zapewniam Cię, że jeśli wiesz czego i gdzie szukać znajdziesz w internecie treści w niczym nie ustępujące dobrym powieściom. Ba, znajdziesz dobre powieści...
Aha. Czyli Sokratesa, Arystotelesa, Kanta i w ogóle wszystkich myślicieli czy też powieściopisarzy, którzy tworzyli wcześniej niż, powiedzm, 50 lat temu należy wyrzucić z kanonu myślenia o współczesności. Fakt, oni wszyscy z Ortegą y Gassetem na czele nie mają nic ciekawego do powiedzenia o współczesności... dla ludzi, którzy nie potrafią (ich) czytać.

Ja potrafię czytać i właśnie dlatego mogę Ci powiedzieć, że Twoje uproszczenia są nieco na wyrost.To, że Arystoteles czy Kant mogą nas i dzisiaj czegoś nauczyć, nie oznacza że możesz sobie swobodnie przyklejać ich teorie do wszystkich zdarzeń jakie się dzieją w naszej rzeczywistości. To tak nie działa;)

A tak właśnie robisz powołując się na Ortegę y Gasseta, filozofa, który niemal zawsze próbował opisywać TU i TERAZ, a nie jakieś rzeczywistości uniwersalne. Przenosisz bez refleksji jego słowa, które odnoszą się konkretnie do rzeczywistości w której on żył, na nasz grunt. Dla mnie to błąd i kolejne uproszczenie. Podpieranie swoich mało wiarygodnych tez czyimś autorytetem.

Zgadzam się natomiast w pełni z Beatą, że poziom czytanych książek (wśród tych, którzy za czytelników się uznają) spadł dość mocno. To widać nawet na tym forum gdzie dyskusje rzadko kiedy dotyczą pisarzy innych niż Ci najbardziej popularni w ostatnich latach.
Michał Z.

Michał Z. inexperrectus

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

Może jednak zdrowiej, za radą
przedmówcy, poczytać książkę i odizolować się od mas na etapie regresu umysłów?

W zasadzie innego wyjścia nie ma. Odizolowanie się od masowości i konsumpcjonizmu to warunek konieczny dla rozwoju podmiotowości.

Natomiast ja osobiście jestem przeciwnikiem teorii ukazujących jednokierunkowy bądź jednoprzyczynowy (monokauzalistyczny) rozwój kultury. Nie da się jednoznacznie określić kierunku rozwoju kultury (czy to w przeszłości czy w przyszłości) redukując ja do czynników np. biologicznych, kognitywnych czy innych. Moim zdaniem kultura rozwija się wielotorowo, w nieprzewidywalny sposób. Co nie zwalnia humanistów z obowiązku diagnozy.
Michał Z.

Michał Z. inexperrectus

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

Zastanawiam się na jakiej podstawie wyciągasz takie wnioski? Czy opierasz się na konkretnych statystykach czy po prostu formułujesz luźne przemyślenia patrząc np. na polski system edukacji. Jeśli to drugie to jednak za daleko chyba idziesz. Programy edukacji i pomysły na przekazywanie wiedzy młodym ludziom zmieniały się w Polsce wielokrotnie. I nie jest tak, że akurat metoda "na pamięć" była jakąś myślą przewodnią ostatnich dwóch dekad (choć wraca od czasu do czasu, to fakt). Więc sugerowanie, że mamy do czynienia z pokoleniem ludzi, którzy do książek podchodzą "z klucza" czy też "poślednio" jest dużym uproszczeniem.

Łukaszu. Widzę, że zupełnie obca jest Ci metoda myślenia humanistycznego, które chciałbyś zredukować do statystyk i dowodów. Ale to dość typowe więc nie jestem zaskoczony:)
Zatem ani nie opieram się tylko na statystkach, ani nie opieram się tylko na luźnych przemyśleniach. Opieram się na analizie rzeczywistości dzięki jej obserwacji, dzięki lekturom, dzięki doświadczeniu. To ostatnie przede wszystkim - uważam, że nie ma sensu pisać, mówić i zajmować się naukowo czymś, czego się nie przeżyło (przeżywa).

Dlatego też uproszczeniem jest stwierdzenie, że ludzie współcześnie czytać potrafią. Wystarczy przeanalizować formułę nowej matury, zobaczyć (doświadczyć) na czym polega nauka na studiach polonistycznych, na studiach humanistycznych w ogóle czy nauka j. polskiego w szkołach średnich. Ale rozumiem, że Twojego dobrego samopoczucia nie jest w stanie nic zmącić. To też jest typowe, więc też mnie to nie dziwi:)

Czyżby? Rozumiem, że nie widzisz różnicy w potencjale symbolicznym pomiędzy np. powieścią a np. czasopismami czy blogami? Gratuluję. A stwierdzenie "straszna bzdura" dedykuję ujawniającej się z twoich słów pośledniości właśnie.

Dziękuję za gratulacje, na pewno przemyślę "pośledniość" moich słów przy najbliższej okazji:) Nie zmienia to faktu, że znowu dokonałeś arcyuproszczenia, które wynika chyba z braku znajomości tematu, o którym piszesz. Różnica między dobrą powieścią a blogiem jest oczywista. Ale już tworzenie naginanych porównań, sugerujących że powieści to wysoki "symboliczny potencjał" a np. internet to śmietnisko blogów jest ignoranctwem. Zapewniam Cię, że jeśli wiesz czego i gdzie szukać znajdziesz w internecie treści w niczym nie ustępujące dobrym powieściom. Ba, znajdziesz dobre powieści...

Po pierwsze - nie napisałem nigdzie, że Internet to tylko śmietnisko blogów. W 90 procentach to faktycznie śmietnisko. Ale wiem, że pozostałe procenty składają się na nieco bardziej wartościowy potencjał. Wiem, że nawet powieści można w ten sposób czytać. Problem w tym, że doświadczenie treści zawartych na stronach książek, a doświadczenie nawet tych samych treści na nośniku elektronicznym rodzi zupełnie inne konsekwencje egzystencjalne. W tym drugim wypadku dochodzi do znacznej redukcji symbolicznej. Ale widać, że kompletnie nie jesteś zaznajomiony z tematem, choć takie pojęcia jak teleobecność i doświadczenie zapośredniczone humanista powinien chociaż kojarzyć. Ale to też typowe:)
Ja potrafię czytać i właśnie dlatego mogę Ci powiedzieć, że Twoje uproszczenia są nieco na wyrost.To, że Arystoteles czy Kant mogą nas i dzisiaj czegoś nauczyć, nie oznacza że możesz sobie swobodnie przyklejać ich teorie do wszystkich zdarzeń jakie się dzieją w naszej rzeczywistości. To tak nie działa;)

A tak właśnie robisz powołując się na Ortegę y Gasseta, filozofa, który niemal zawsze próbował opisywać TU i TERAZ, a nie jakieś rzeczywistości uniwersalne. Przenosisz bez refleksji jego słowa, które odnoszą się konkretnie do rzeczywistości w której on żył, na nasz grunt. Dla mnie to błąd i kolejne uproszczenie. Podpieranie swoich mało wiarygodnych tez czyimś autorytetem.

Twoje podejście do czytania znowu jest typowe. Nie wiem czy to wina Twojej edukacji czy może po prostu Twojej pychy. A może i tego i tego?;)

Samo stwierdzenie "ja potrafię czytać" już skazuje Cię na degradację kulturową. Widać, że nie widzisz w sobie braku w tym względzie i stoisz w miejscu. Ja bałbym się tak stwierdzić, bo nie jestem pewien czy czytać potrafię. Dlatego ciągle ten proces udoskonalam.

Chyba nie ma niczego bardziej szkodliwego niż redukcja potencjału czyjejś twórczości do warunków historycznych w jakich żył lub do intencji autorskiej. No ale jak widać nie widzisz nic złego w podręcznikowej, kiczotwórczej interpretacji i z powodzeniem mógłbyś uzupełnić swoją osobą audytorium zblazowanych wykładowców i polonistów, dla których upraszczanie i redukcja rzeczywistości to chleb powszedni. Mnie z kolei nie interesują "podręcznikowe" odczytania danego autora - staram się wykorzystywać kategorie wydobyte mocą drapieżnej lektury do analizy współczesnej rzeczywistości. Jedną z nich jest kategoria człowieka pośledniego, która kapitalnie pasuje do opisu współczesnej kultury i społeczeństwa. I nie ma większego znaczenia w jakim celu kategorii tej używał Ortega (który swoją droga nie jest dla mnie żadnym autorytetem tylko wybitnym myślicielem, z którym niekiedy się nie zgadzam).

konto usunięte

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

Michał Zawadzki:

Łukaszu. Widzę, że zupełnie obca jest Ci metoda myślenia humanistycznego, które chciałbyś zredukować do statystyk i dowodów. Ale to dość typowe więc nie jestem zaskoczony:)

Tak, studia filozoficzne zupełnie pozbawiły mnie myślenia humanistycznego:) Mój świat to tylko tabele Excela. A na poważnie... Lubię konkrety i lubie tezy poparte argumentami. Nie lubię z kolei pseudointelektualnych ekstaz w stylu tych, które tu prezentujesz. Np.takich:
W zasadzie innego wyjścia nie ma. Odizolowanie się od masowości > i konsumpcjonizmu to warunek konieczny dla rozwoju podmiotowości.

Przeczytałem to (oraz dalszą część cytowanego posta)i uśmiechnąłem sie pod nosem przypominając sobie jałowe spory w wykonaniu niektórych studentów na moim kierunku studiów. Nie czujesz lekkiego zażenowania gdy wypisujesz takie banały?:)

Dlatego też uproszczeniem jest stwierdzenie, że ludzie współcześnie czytać potrafią. Wystarczy przeanalizować formułę nowej matury, zobaczyć (doświadczyć) na czym polega nauka na studiach polonistycznych, na studiach humanistycznych w ogóle czy nauka j. polskiego w szkołach średnich. Ale rozumiem, że Twojego dobrego samopoczucia nie jest w stanie nic zmącić. To też jest typowe, więc też mnie to nie dziwi:)

Nie wiem czy to jest typowe czy nie, ale tak się składa, że mam za sobą edukacje humanistyczną. I coś tam wiem, coś tam przeżyłem w tej dziedzinie. Prawda jest taka - jeśli jesteś leniem umysłowym to nawet sprawny system edukacji nie uczyni z Ciebie intelektualisty.

Samo stwierdzenie "ja potrafię czytać" już skazuje Cię na degradację kulturową. Widać, że nie widzisz w sobie braku w tym względzie i stoisz w miejscu.

I tu faktycznie się różnimy. Nie uważam sztuki czytania za jakąś tajemną wiedzę dostępną nielicznym:). Czytam, rozumiem, wnioskuję, przeżywam. Do tego naprawdę nie potrzeba być myślicielem/intelektualistą. Ty z kolei pewnie pławisz się w poczuciu intelektualnej wyższości nad "poślednimi". Śmieszne.
Ja bałbym się tak stwierdzić, bo nie jestem pewien czy czytać potrafię. Dlatego ciągle ten proces udoskonalam.

Za to nie masz najmniejszych problemów w określaniu czy inni potrafią czytać i jak czytają:D:D. Jeśli coś jest typowe to właśnie Twoja buta. Ja, wręcz odwrotnie, jestem w stanie mówić o swoich mozliwościach - staram się za to łatwo nie posądzać innych o "pośledniość".

No ale jak widać nie widzisz nic złego w podręcznikowej, kiczotwórczej interpretacji i z powodzeniem mógłbyś uzupełnić swoją osobą audytorium zblazowanych wykładowców i polonistów, dla których upraszczanie i redukcja rzeczywistości to chleb powszedni.

Twoja skromność w osądach innych ludzi powala:)

konto usunięte

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

Panowie! Panowie!
Trzeba intelektualnie, ale i kordialnie!
Michał Z.

Michał Z. inexperrectus

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

Tak, studia filozoficzne zupełnie pozbawiły mnie myślenia humanistycznego

To chyba najlepsze podsumowanie dla tego co do tej pory napisałeś. I dla jakości współczesnych studiów humanistycznych w Polsce, o której swoją osoba zaświadczasz. No ale skoro doskonale potrafisz czytać, a myśląc nie potrzebujesz cech myśliciela i intelektualisty (no ale masz za sobą edukację humanistyczną przecież) to po co się martwić? Co do pośledniości i innych cech kultury masowej i konsumpcyjnej: boję się ich i wiem, że czasami podlegam ich urokom. Ale staram się być czujny i walczyć o własną podmiotowość. No ale rozważania o jakości egzystencji w kontekście współczesnych mechanizmów kulturowych są dla Ciebie czymś jałowym...

Więc chyba nie pozostaje nic innego jak dać szansę wypowiedzi innym.

konto usunięte

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

Michał Zawadzki:
Więc chyba nie pozostaje nic innego jak dać szansę wypowiedzi innym.

Najwyraźniej. Pozdrawiam:)
Adam B.

Adam B. korektor, tłumacz
EN>PL

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

Michał Zawadzki:
Więc chyba nie pozostaje nic innego jak dać szansę wypowiedzi innym.

Może ja z tej szansy skorzystam i pozwolę sobie dorzucić trzy grosze...

Wyżej napisano "nie ilość, lecz jakość" i to jest clou całej sprawy.
Owszem, ludzie mniej czytają książek (i jestem pewien, że to "mniej" jest nie w odniesieniu do np. XVI wieku, tylko do lat sprzed epoki telewizyjnej na przykład, a więc stosunkowo niedawnych). Założyłbym tutaj, że krzywa czytelnictwa książek z biegiem wieków rosła z malejącą dynamiką i obecny alarm wynika z tego, że po prostu zaczęła spadać (a nie, że jest nisko). Spadek poczytujemy za prognozę kompletnego upadku czytelnictwa książek w najbliższym czasie.

Polemizowałbym jednak, czy na pewno spada czytelnictwo jako takie. Tekst pisany nas otacza i myślę, że siłą rzeczy czytamy coraz więcej. Tyle tylko, że "Cosmopolitan", Pudelek.pl, "Fakt" i inne tego typu "dzieła" wypierają książki. Ponadto jakość literatury też jest problematyczna, nawet nie dlatego, że ukazuje się mało dobrych książek, tylko że nie można ich znaleźć. Stając przed półkami dużej księgarni czuję się w sumie kompletnie zdezorientowany - dziesiątki metrów bieżących nazwisk i tytułów, które nic mi nie mówią. Gdybym chciał opierać się na recenzjach - czytałbym tylko recenzje, a żadnej książki, bo zwyczajnie bym nie zdążył.
Skoro ludziom nikt nie podsuwa dobrych książek, to sięgają po "łatwą lekturę", tak jak się sięga chętniej po cheesburgera z McDonald's niż idzie do restauracji na wymyślne danie. Nawet cenowo wygląda to podobnie zresztą, bo książki aż tak tanie nie są. Że zaś doba ma tylko 24 godziny i z gumy nie jest, a tysiące innych rzeczy rozpraszają i kradną ten czas (telewizja, gry komputerowe, Internet etc.), to siłą rzeczy na książki już niewiele go zostaje.

konto usunięte

Temat: Czytelnictwo w dobie "społeczeństwa wiedzy"

Adam B.:
[...]
Założyłbym tutaj, że krzywa czytelnictwa książek z biegiem wieków rosła z malejącą dynamiką i obecny alarm wynika z tego, że po prostu zaczęła spadać (a nie, że jest nisko). Spadek poczytujemy za prognozę kompletnego upadku czytelnictwa książek w najbliższym czasie.
Polemizowałbym jednak, czy na pewno spada czytelnictwo jako takie. Tekst pisany nas otacza i myślę, że siłą rzeczy czytamy coraz więcej. Tyle tylko, że "Cosmopolitan", Pudelek.pl, "Fakt" i inne tego typu "dzieła" wypierają książki.

Jest bardzo nisko, o wiele za nisko niż być powinna. Czytelnictwo, zaczęło spadać piętnaście lat temu (nie w 2008). Aż ciężko sobie wyobrazić, że więcej ludzi czyta Fakt i Pudelka (!). Nie mówię też o książkach, za które ludzie najchetniej sięgają (romans, kryminał, poradniki). Wiąże się to z masową internetyzacją (dostępu do niej) i hamburgeryzacją życia. Bylejakość ma zastąpić głód wiedzy. Książki na wakacje w Turcji zastępują klasyków.
Większość czyta 'przez chwilę', 'przez wakację' a potem wraca do pracy i tłumaczy się brakiem czasu, brakiem motywacji etc. Zmiany w kulturze czy edukacji pogłębiają ten stan, w którym sie znaleźliśmy.
Skoro ludziom nikt nie podsuwa dobrych książek, to sięgają po "łatwą lekturę".

A co to znaczy dobra książka? I dla kogo dobra? Dla osoby, która poleca czy dla tej która ma ją przeczytać?
Każdy dba o swój własny rozwój intelektualny i powinien sam wybierać książki według własnych gustów i potrzeb. Problem polega na tym, że tych dbających o swój duchowy rozwój jest
niewielu. Reszta na uniwersytetach kseruje, kopiuj-wkleja. Oto przyszłość, kwiat polskiego analfebetyzmu.

Następna dyskusja:

Kobiety, faceci oraz czytel...




Wyślij zaproszenie do