Temat: Co aktualnie czytacie? vol.4
Poniżej obiecana recenzja Bondy. Oczywiście ściśle subiektywna :)
Zanim się zabrałam za jej książki, zewsząd dobiegały mnie głosy, że to polska królowa kryminału, że jej powieści są obłędne, niesamowite, wbijają w fotel itd. Gdzieniegdzie tylko ktoś bąkał, że wcale taka wspaniała nie jest, że nudzi. Postanowiłam zatem sprawdzić, zwłaszcza, że od pewnego czasu mam wyjątkową chęć na polskie powieści....Nie rozumiem tego, bo całe życie unikałam polskiej literatury współczesnej :)
Zabrałam się za trylogię z profilerem, Hubertem Meyerem. To, co narzuca mi się najpierw to to, że Bonda z tomu na tom bardziej się rozkręca. Pierwsza część, "Sprawa Niny Frank" była w moim odczuciu zaledwie średnia. Nieprzekonujący bohaterowie, kiepska intryga, rozwiązanie też niezadowalające. Moją antypatię budzi szczególnie sam Meyer - człowiek, który wg mnie ma nie po kolei w głowie, jeśli chodzi o podejście do życia i innych ludzi. Nie potrafi utrzymać bliższych relacji z nikim, staje się miły jedynie wtedy, gdy chce zaciągnąć jakąś kobietę do łóżka. Wcześniej i w chwilę po z powrotem staje się nieprzyjemny, chamski i nieprzystępny. Ma także problemy w kontaktach z mężczyznami. Motywy jego postępowania w życiu są dla mnie niepojęte i nie wynika to z osobistych preferencji co do mężczyzn, ale - moim zdaniem- z nieprzekonującego opisu postaci Bondy. Mam wrażenie, jakby nie bardzo miała pomysł na Meyera.
Jej powieści szczegółowo opisują działania policji - jeśli kogoś to interesuje, to rzeczywiście dowie się paru ciekawych szczegółów. Natomiast dla tych, którzy już coś na ten temat wiedzą, jej książki są niczym podręcznik dla idiotów....Bonda tłumaczy oczywiste rzeczy i pojęcia. Przy słowach typu "klamka", "borderline" jest odnośnik i tłumaczenie, co moim zdaniem oznacza, że uważa czytelników za kiepsko wykształconych. W pierwszej części jeden z głównych bohaterów przez kilka stron tłumaczy kim jest profiler. C'mon, pani Katarzyno, czytamy amerykańskie powieści kryminalne i tam stanowisko profilera jest czymś oczywistym. To nic nowego dla większości czytelników, nie trzeba nam tłumaczyć jakbyśmy byli w czasach PRL-u i w komendzie siedzieli milicjanci. Drażni mnie też u Bondy pewna nieporadność językowa- np we Florystce na główną bohaterkę stale wołali właśnie "florystka". Kto tak mówi? Powszechnie mówi się raczej "kwiaciarka" - jeśli chodzi o osobę prowadzącą sprzedaż kwiatów. No, ale "kwiaciarka" nie jest tak wyrafinowanym określeniem, jak "florystka".
Jeśli natomiast chodzi o sposób prowadzenia intrygi to oceniam ją jako zadowalający. Z tomu na tom jest coraz lepiej- fabuła w Florystce była naprawdę skomplikowana i dobrze uzasadniona.
Czy można jednak Bondę nazwać królową polskiego kryminału? Moim zdaniem nie. Bonda jest przede wszystkim wypromowana- prowadzi kursy pisania, pojawia się na wszystkich galach, jest taką pisarską celebrytką.