Temat: Aktualności, ciekawostki
Połaskotać małpę w kąpieli
Za parę lat mój syn poderwie swoją pierwszą dziewczynę dzięki social reading. Gdy ona dojdzie do jakiegoś wybornego dowcipu, on wyśle jej wiadomość: "Wiedziałem, że Ci się spodoba" - rozmowa z Robertem Chojnackim*
Robert Chojnacki: Poczytny autor beletrystyki będzie bardziej reżyserem swojego dzieła niż pisarzem. Zawrze w książce muzykę budującą nastrój, która zagra w odpowiednim momencie, bo czytnik będzie śledził ruch naszej źrenicy. Pisarz reżyser poprowadzi z nami przebiegłą grę. Mogąc modyfikować treść książki w dowolnym momencie, będzie mógł nas zwodzić co do jej ostatecznej wymowy. Proszę sobie wyobrazić: czyta pani książkę podróżniczą, słyszy dźwięki dżungli amazońskiej albo huk wodospadu Niagara. Może pani obejrzeć tajemny rytuał Indian, który udało się autorowi sfilmować po kryjomu komórką...
Za parę lat mój syn poderwie swoją pierwszą dziewczynę dzięki social reading, wspólnemu e-czytaniu. Będzie wiedział, co wieczorami czyta jego wybranka, a nawet w którym miejscu tekstu jest. Gdy dziewczyna dojdzie do jakiegoś wybornego dowcipu, Beniamin wyśle jej wiadomość: "Wiedziałem, że Ci się spodoba", i to będzie odpowiednik naszej pierwszej randki.
I teraz panią zaskoczę. To nie jest przyszłość, to już się dzieje. Prawie wszystko, o czym mówię, można zrobić lub zobaczyć na iPadzie w aplikacjach takich jak Kobo, iBooks czy Woblink. Naprawdę!
Jak my, Polacy, wypadamy na tle innych krajów?
- To zależy, z kim się porównujemy. Jeśli z USA lub innymi krajami anglojęzycznymi, jesteśmy daleko w tyle. Wartość rynku e-booków osiąga tam już kilka procent wartości całego rynku książki. W liczbach bezwzględnych to dziesiątki milionów euro. Podobnie w Niemczech (90 mln) czy Hiszpanii (51,3 mln). Jednak już we Włoszech to tylko dwie dziesiąte procent, czyli 1,2 mln. Taki stan wynika głównie z przyzwyczajeń społeczeństwa i różnych biznesowych układów. Weźmy rynek hiszpański. Za sprawą popularności języka hiszpańskiego nie ogranicza się on do samej Hiszpanii, przez co poczynania wielkich graczy, jak np. Amazonu, są na nim śmielsze. Nie jesteśmy jednak daleko za innymi krajami europejskimi, bo w nich te wartości też rzadko przekraczają 1 proc. Prognozy mówią tymczasem, że w 2015 r. rynek e-booków osiągnie w Polsce 2 proc. całego rynku książki, a w USA - 22.
A, powiedzmy, w 2020?
- Moim zdaniem w 2020 r. udział e-rynku w całym rynku książki trudno już będzie mierzyć, bo wygeneruje on publikacje, których dziś wcale nie nazwalibyśmy książkami. Zabraknie solidnej podstawy do porównań, jaką są obecnie np. tytuły powtarzające się w wersjach papierowej i elektronicznej. Dziś e-rynek sprowadza się do zdigitalizowania tekstu, w USA mówi się tymczasem, że to nie jest nawet jego wersja 1.0. Podkreślę: tak się mówi w USA! Kiedy pojawią się publikacje na masową skalę czerpiące z nowych możliwości technologicznych, powstanie zupełnie osobny rynek, który prawdopodobnie do 2020 r. zrówna się ze stopniowo kurczącym się rynkiem książki tradycyjnej. Częściowo zajmie jego miejsce na rynku czasu wolnego jak wcześniej np. internet, w którym też przecież czytamy. Wzrośnie też komfort czytania, już dziś z niektórych czytników można czytać jak z papieru. Wielu osobom wciąż się wydaje, że taki ekran musi świecić i męczyć oczy, tymczasem nic podobnego.
Pomówmy na razie o bliższej przyszłości. Co spowoduje wejście na polski rynek Amazonu?
- Na pewno wzrost sprzedaży e-booków. Amazon nie tylko będzie miał w ofercie dużo polskich książek, ale też po jego wejściu pojawi się więcej urządzeń. Kindle'a nie trzeba już będzie sprowadzać z USA, a warto pamiętać, że czytać można na nim nie tylko książki kupione na Amazonie. Za kilka dni za pomocą Kindle'a będzie można nawet kupować i czytać książki z Woblinka. Na początku więc skorzystamy. A potem? Wszystko zależeć będzie od tego, jaką formę współpracy z Amazonem przyjmą polscy wydawcy. Choć pewnie nie od razu pokaże pazurki, Amazon potrafi jednak grać agresywnie. Amerykańskim oficynom ogromnie już dał się we znaki. Jednak nie kojarzyłbym go wyłącznie z rynkiem książki. Ponad połowa przychodów Amazonu to tzw. cała reszta, a tu mamy już graczy naprawdę silnych, jak np. Allegro, które zatrzymało eBaya. Biznes Amazona mimo wszystko wydaje mi się mało sexy, wyniki tej firmy jak na wielkiego potentata wcale nie są szokujące. Na pewno więc będzie ciekawie i z tego się cieszę, bo żyjemy w przełomowych czasach.
Jakie szykujecie nowości?
- Wkrótce Woblink będzie mógł zaoferować w formie elektronicznej książki Normana Daviesa. Wszystkie tytuły w dobrych cenach i do czytania na wszystkich czytnikach. Plus dodatkowe atrakcje. Książka "Orzeł biały i czerwona gwiazda" ma np. animowane mapy, które prezentują operacje wojskowe. Lektor czyta komentarz, żołnierze maszerują, flagi powiewają. Jest to już zatem książka multimedialna. Lektura książeczek dla dzieci ma być interaktywna - np. czytając "Małpę w kąpieli", będzie można połaskotać małpę, albo ją wyrzucić przez okno. Warte uwagi są też podręczniki do nauki języków. Już teraz można za ich pomocą słuchać dialogów, a także rozwiązywać quizy. Takie rzeczy świetnie się sprzedają.
A konkretnie?
- Do kilkuset pobrań tytułu w ciągu miesiąca - w zależności od języka i poziomu zaawansowania. Jednak największe bestsellery w ciągu roku liczą się w tysiącach!
Istnieje już coś takiego jak e-bestseller?
- Jeśli dany tytuł zajmuje pierwsze miejsce w kilku księgarniach e-bookowych, to bez wątpienia zasługuje na takie miano. W Polsce w ogóle bestseller to nie jest dużo, w przypadku książek papierowych wystarczy już nawet 20 tys. sprzedanych egzemplarzy. Dla e-booków to przynajmniej rząd wielkości mniej. Gdybyśmy się mieli jednak znów odnieść do USA, tam bestsellerem jest coś, co się sprzedaje w nakładzie minimum 200 tys. Megahity idą w milionach. U nas na takie wyniki może liczyć tylko papież, dieta Dukana czy wampiryczna saga "Zmierzch". Ale z muzyką jest jeszcze gorzej. Do złotej płyty wystarczy pewnie mniej niż 10 tys.
Polskie e-bestsellery to chyba nie te same książki co bestsellery tradycyjne?
- Do wyjątków należy np. biografia Steve'a Jobsa. Ale już w przypadku literatury młodzieżowej czy obyczajowej dla kobiet dane zupełnie się rozjeżdżają. Bardzo często zresztą nie ma jeszcze tych książek w ofercie, bo wydawcy nie kupili do nich e-praw. Przez krótki czas wydawało się, że rynek książki elektronicznej będzie zmaskulinizowany, to się nie sprawdziło, ale stereotyp jeszcze trochę pokutuje. W przypadku e-booków bestseller często kreowany jest przez podaż: coś jest bestsellerem, bo po prostu jest. Trzeba też zaznaczyć, że mówimy teraz wyłącznie o beletrystyce, a tak naprawdę wszystko zaczęło się na tym rynku od literatury specjalistycznej, tylko ją niekoniecznie nazwalibyśmy e-bookiem.
A modelowy odbiorca tego rynku?
- Mieszka w dużym mieście, zna języki obce, jest człowiekiem wykształconym, obeznanym z nowymi technologiami. Stosunkowo młodym, ale ma już ponad 20 lat, bo pracuje i stać go na zakup czytnika. Zwykle zarabia powyżej średniej krajowej.
Więcej...
http://wyborcza.pl/1,115412,11353371,Polaskotac_malpe_...