Krzysztof Wróblewski Towarzysz Bohaterów
Temat: Schronienie (Le Refuge), reż. François Ozon
Albo nikt nie widział, albo, co bardziej dla mnie prawdopodobne, nikt się nie odważył przyznać, że ten film oglądał :)Może ostrzegę, a może zniechęcę, ale jedno mogę napisać na początek: bez spoilerów nie jestem w stanie opisać tego filmu. A zatem - spoilery, dużo, mnóstwo, poniżej!
No, z tym "mnóstwo" to przesadziłem, ale rzeczywiście: wydaje mi się, że piszę poniżej o najistotniejszych zwrotach akcji, które w ciągu ułamków sekund zobrzydziły mi ten film doszczętnie.
Ale po kolei. Początek świetny, w sam raz do pokazywania na lekcjach o narkomanii w gimnazjum. Mocny, dosadny, niemal pornograficzny obraz dwójki heroinistów w narkotykowym ciągu, z odpowiednim - ale i logicznym, bo stanowiącym punkt wyjścia fabuły - morałem.
Chwilę później wkraczamy w świat Ozona, który doskonale znamy z jego poprzednich wyczynów: blichtr, olbrzymie posiadłości, panowie w drogich garniturach, kobiety w sukniach droższych od cen mieszkań po boomie budowlanym. Potwornie pretensjonalne, tylko zauważmy, że ten reżyser z pretensjonalizmu uczynił swoistą metodę, środek filmowego wyrazu. A zatem: baśniowa Francja, nie znająca chłodu, głodu i niestylowych ubrań. Ponieważ to Ozon - zupełnie do przełknięcia.
Lecimy z fabułą. Mamy heroinistkę, której facet przedawkował a ona sama, po trzech dniach ponarkotykowej śpiączki dowiaduje się, że jest w ciąży. O bohaterce nie wiemy nic, poza tym, że dobrze jej z igłą wbijaną w okolicach co bardziej ukrwionych. Wygląda na hardą ale możemy się mylić. Niemniej, rodzina zmarłego narkomana, ojca nienarodzonego smyka, jest kompletnie przeciwna narodzinom, zatem nasza heroinistka w afekcie godzi się na aborcję, po czym...
... po czym skaczemy kilka miesięcy w przód, na sielską prowincję, gdzie heroinistka, już na metadonie (czyli w trakcie terapii odwykowej) w wyraźnie zaawansowanej ciąży układa sobie ciche ale dostanie życie samotnej matki. Skąd ma pieniądze, czym się zajmuje i jak wyszła z głodu heroinowego - tego nam reżyser nie zdradza. "Cóż", myślę sobie, "Ozon ma na pewno coś ciekawszego do przekazania niż wyjście z nałogu i walkę instynktu macierzyńskiego z instynktem narkomana. Niech mu będzie". Co dalej? Dalej pojawia się gej. Gej jest bratem zmarłego, zupełnie niepodobnym bo adoptowanym w dzieciństwie. Zatrzymuje się u ciężarnej na dni kilka, bo jest w beztroskich wojażach. Zatrzymuje się i, mimo początkowej niechęci, zaczyna być członkiem tej dziwnej rodziny.
I, uwierzcie mi, część o tym, jak sobie żyje ciężarna ex-narkomanka w pełnej komitywie z gejem (a później dwoma) - jest prawdziwą, skończoną baśnią. Tu prym formalny wiedzie swoisty realizm fantastyczny, pewna baśniowa konwencja, którą Ozon posługuje się po mistrzowsku. Kupiłem to bez zmrużenia oka, szykując się na kolejne zachwyty przy potencjalnym rozwiązaniu fabuły. Niestety, nie przewidziałem najgorszego.
Najgorsze czyli co? Cóż (pamiętacie o spoilerach?), w najstraszniejszych koszmarach nie przewidziałem tego, że jakikolwiek reżyser będzie próbował mi sprzedać bajeczkę (ale już nie: baśń, bo ta odfrunęła chwilę wcześniej,razem z gęsiami Selmy Lagerloff) o tym, jak to zadeklarowany gej, pod wpływem dotknięcia brzucha ciężarnej, przestaje być gejem i zaczyna się z nią kochać. !!! Nie zdarzyło mi się jeszcze tak rechotać podczas sceny aktu miłosnego. Nawet nie miałem siły się obrazić za gwałt na inteligencji widza. Niemniej jest to świetny przykład mówiący o tym, jak łatwo z bajania wpaść w bajdurzenie.
Niestety, to nie wszystko. O ile jedną taką "wpadkę", w miarę jednak logiczną w perspektywie całości, można wybaczyć; o tyle naigrawanie się z sympatii widza, jest kompletnie - dla mnie - niewybaczalne. O co chodzi? Nie napiszę wprost, być może ktoś jednak zdecyduje się na potyczkę z Ozonem. Jednak dziewczyna, która dla utrzymania ciąży walczy z nałogiem, odrzuca pomoc lekarską przy aborcji i przez większą część filmu uczy się swojego nowego stanu - po czym dopuszcza się dosyć dziwnej decyzji (gdzie "dosyć dziwna decyzja" jest eufemizmem na miarę "mały nieporządek w PKP") już po urodzeniu dziecka - staje się osobą niesympatyczną i niewiarygodną, a widz zadaje sobie pytanie: "no to fajnie, ale po co to wszystko"?
Szczerze mówiąc, ja kompletnie nie wiem.