Krzysztof Wróblewski

Krzysztof Wróblewski Towarzysz Bohaterów

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

Chciałem najpierw napisać: uroczy ale nie powala, ale chyba jednak się rozpiszę :)

Ja wiem, że każdemu zdarza się popełniać błędy, ale mam wrażenie, że pół filmu było robione podczas nieobecności Scotta na planie. Mistrz mistrzem, ale prowadzenie narracji było kompletnie nieudolne i szkolno-naiwnie. Scott próbował połączyć konwencję "wesołej gromadki" Robin Hooda z krwawą i urealnioną wersją mitu o sherwoodzkim bohaterze i na dodatek wrzucić trochę historyczno-batalistycznego fresku. W rezultacie konstrukcja narracyjna chwieje się jak pijak po sześciu piwach i nie za bardzo ma jak złapać równowagę. Próba poszerzenia (czy raczej kompletnego przeniesienia) kontekstu walki Robina z niesprawiedliwością na ogólnonarodowy zryw przeciwko Francuzom kompletnie rozmywa urok opowieści o bandytach w Sherwood, przez co dosyć szybko widz zaczyna się zastanawiać: "no wszystko ładnie, ale dlaczego to się Robin Hood nazywa? równie dobrze może to być Król Artur".

Dodatkowo jednoczesne poruszanie się w trzech różnych konwencjach źle wpływa na logikę filmu. O ile przy wersji w pełni "wesołej" nie miałbym zastrzeżeń do bzdurnej historii z udawaniem Loxleya czy przypadkowości odkrycia swojej przeszłości przez Robina. Lady Marion z dziećmi na kucykach może by i mi przeszła w bitewnej epopei, a niezrównoważenia Janowi pogratulować może sam Joker. Pomieszane z poplątanym, a polanie tego sosem historii, z Wielką Kartą Swobód (wymyśloną zresztą przez kamieniarza) na czele czyni tą potrawę bardzo niestrawną.

Samej historii czepiać się nie mam ochoty - każdy ma swojego własnego Robin Hooda, a Scott dodatkowo miał pieniądze żeby swojego zrealizować :) Drażni naiwność fabuły i wspomniane przeze mnie żonglowanie zbyt dużą ilością wątków (zgadzam się w sprawie "dzikich dzieci", wątek zmarnowany). Drażni też, pomijając kwestię otwartości, zakończenie, które ni przypiął ni przyłatał nie współgra z całością filmu.

Moim największym zarzutem, jeszcze przed obejrzeniem, jaki stawiałem scottowskiemu Robin Hoodowi był wiek głównych bohaterów: zdawali mi się zwyczajnie za starzy. O dziwo, zupełnie mi to jednak nie przeszkadzało podczas samego filmu. Robin pięknie wydoroślał, w ogóle aktorstwo w filmie jest na wysokim poziomie, ale nie do końca wyszło mu to na zdrowie.

Na koniec: jestem prawie przekonany, że ten film obejrzę jeszcze wielokrotnie - bo rzeczywiście ma zadatki na tvnowskiego blockbustera. Chlubą jednak ani twórcy, ani tematu nie okryje - bo nie za bardzo ma czym. Ładnie się biją, szybko kochają, czasem krew, czasem śmiech, czasem słońce, czasem deszcz (obsianie pola zdobytym ziarnem i natychmiastowy deszcz po skończeniu pracy: helooouł, czy ja oglądam disneyowską bajkę?) - wszystko jakby jest, ale najwyraźniej zabrakło konsekwencji i precyzji w prowadzeniu całej produkcji. Niby każdemu się może zdarzyć - ale Scottowi? Szkoda.Krzysztof Wróblewski edytował(a) ten post dnia 15.05.10 o godzinie 20:49
Aleksandra Andysz

Aleksandra Andysz Jeśli nie boisz się
poniedziałków, to
znaczy, że kochasz
...

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

Bożena N.:

Olu, można znaleźć w sieci odcinki :)
Dziękuję za wskazówkę, korzystam z sieci codziennie, ale najciemniej pod latarnią.

A co do "ad remu", to leciwi bohaterowie w prequelu stawiają pod znakiem zapytania, jak będzie ich kondycja w następnej odsłonie (bo taka nastąpi, prawda?). Chyba, że reżyser nie będzie się rozwodził za wątkiem dość już wyeksploatowanym i od razu przejdzie do sfilmowania końca Robiniego żywota...
Jadwiga G.

Jadwiga G. radca prawny

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

A mnie się podobało, może nie jako historia banity z Sherwood, ale po prostu jako epos rycerski.
Ja tam lubię raz na jakiś czas obejrzeć dobrą rycerską naparzankę :) i pod tym względem jestem usatysfakcjonowana. Co do warstwy fabularnej: nie widzę problemu, podobał mi się serial - gdzie Robin był wyznawcą człowieka - jelenia ;), lubiłam Księcia Złodziei, to "łyknęłam" Kartę Swobód i syna kamieniarza.
Aktorsko było też w porządku, szczególnie Max von Sydow - super!!!!
W mojej ocenie od 7/10.
Jadwiga G.

Jadwiga G. radca prawny

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

Aleksandra Andysz:
Bożena N.:

Olu, można znaleźć w sieci odcinki :)
Dziękuję za wskazówkę, korzystam z sieci codziennie, ale najciemniej pod latarnią.
Ja kupiłam ten serial na płytach w Media Markt - wszystkie serie łącznie ok. 180 zł.
Andrzej Chodzeński

Andrzej Chodzeński Twórca /
dokumentalista /
scenarzysta

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

Poszedłem na nowego Robin Hooda pełen nadziei na świetne widowisko i barwną opowieść, jakieś 30 min przed końcem wyszedłem mocno zawiedziony. Dawno nie widziałem tak głupiego filmu. Motyw przewodni - prosty żołnierz w błyskawicznym tempie przeradza się się w bojownika o wolność naszą i waszą. Po drodze mdły romans, w finale Omaha Beach, co za porażka...
Łukasz Parzuchowski

Łukasz Parzuchowski fotograf -
parzuchowscy.com

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

Widziałem :(

Szeryf zamiast być głównym czarnym charakterem był popychadłem i błaznem.

Może w 2 części sie wyrobi:)

konto usunięte

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

Dla mnie Robin musi byc w rajtuzach ;)
http://www.filmweb.pl/f31340/Robin+Hood+Faceci+w+rajtu...

ciekawe jak Russel by wygladal... :D

konto usunięte

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

Właśnie wróciłam, przyjęłam z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Miło mi się oglądało. Ładne widoczki, urocza historia, nie spodziewałam się niczego ponad to. Może akurat podszedł pod mój nastrój.

Przyjemne dwie godziny spędzone w kinie na oglądaniu sympatycznej bajki.
Mariusz S.

Mariusz S. przecież tam nic nie
ma

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

Największym minusem tego filmu jest fabuła, to fakt. Głupot tam co nie miara i szkolnych błędów.
Zgodzę się także, że kilka wątków wpisanych jest film nie w pięć ni w dziewięć (dzikie dzieci choć ciekawe, bardziej mi się z "Hostelem" skojarzyły albo z "Ils", a ich szarża na kucykach szczerze mnie rozbawiła). Crowe wygląda jak Gladiator kilka wieków później, też prawda. Sztampowa historia o biedaku i nijakim żołnierzyku, który nagle staję się herosem - schemat aż boli, zgodzę się.

Ale!

Mamy szalenie ciekawą postać Marion, która w końcu nie jest przystawką dla głównego bohatera. Mamy świetnie zrealizowane sceny bitewne, bez akcji w stylu wystrzeliwania ludzi z katapulty (vide "Książę złodzieji").
Crowe swoim wiekiem nadaje banicie dostojności, brawury i prawdopodobieństwa. W końcu, na miły bóg, po iluś tam latach na wojaczce, trudno, żeby gołowąs wrócił w pokroju "Robina z Sherwood" (zresztą moim zdaniem najlepszego w całej robinowej plejadzie).

Król Jan, choć historycznie niepodobny, zagrany ze swadą i dobrze rokuje na przyszłość, co do postaci bohatera. Szeryf z Nottingham (choć Rickman pozostanie dla mnie bożyszczem w tej roli) nabiera całkiem nowego wyrazu w swojej melepetowatości.

A do tego akcja, trupów a trupów, młócą się aż miło. Nie wiem czego spodziewaliście się po tym reżyserze, ale jak rasowego blockbustera i to właśnie otrzymałem. Do tego widowisko, mimo wyraźnych potknięć, trzyma się kupy i daję masę zabawy.
Cieszę się, że Ridley podszedł do legendy Robina ze świeżym spojrzeniem, nie oglądając się na poprzedników. Dał nam Robina nowego, szytego na miarę dzisiejszych efektów i świadomości widza.

Z tego zadania wywiązał się bardzo dobrze.
Michał H.

Michał H. Aby do czegoś dojść,
trzeba wyruszyć w
drogę

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

Jestem fanem filmu "Królestwo Niebieskie" więc idąc na "Robin Hooda" spodziewałem się czegoś podobnego, czyli eposu rycerskiego. No i sie nie zawiodłem.
W zasadzie inne spojrzenie na tą samą historię, ale chyba o to chodzi. Bo ileż razy można oglądać tą samą opowieść. Ja zresztą podobnie wszystkich kolejnych Robin Hoodów porównuję z Michaelem Preadem, a na film "Robin Hood - książę złodzieji" już nie mogę patrzeć. Chociaż w swoim czasie - podobał mi się.

Co do nowego filmu - bardzo ciekawa postać lady Marion. Początkowo zarówno Crowe jak i Blanchett wydawali mi się trochę za starzy do tych ról, ale w zasadzie nie odmładzano ich na siłę - czego sie obawiałem. No i całkiem interesujące negatywne postacie, choć do Rickmana im trochę brakuje.Michał H. edytował(a) ten post dnia 19.05.10 o godzinie 11:14

konto usunięte

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

nic nowego.
zgrabnie nakręcony, bez specjalnych dłużyzn, ale będący połączeniem Brejvhartem i lądowania w Normandii z "Szeregowca Ryana". Żeby tego było mało, Scott wkłada w usta Robina tekst Czarnego Rycerza od Świętego Graala.
Krzysztof Wróblewski

Krzysztof Wróblewski Towarzysz Bohaterów

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

Whose Fault Is It That Robin Hood Is Terrible? Nic dodać nic ująć :)Krzysztof Wróblewski edytował(a) ten post dnia 21.05.10 o godzinie 08:41
Grzegorz Albinowski

Grzegorz Albinowski Senior Business
Consulant,
Transition Project
Manager

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

Świetny film, byłem 3 razy w ciagu tygodnia i jeszcze się wybiorę :) Filmy Ridleya Scotta zazwyczaj przechodzą do historii kina.

Film powinien być zatytułowany Prawdziwa historia Robin Hooda, bo mimo że jest fikcją literacją, to odkłamuje narosłe przez lata mity i uprzedzenia.

Rise and Rise Again, Until Lambs Become LionsGrzegorz Albinowski edytował(a) ten post dnia 22.05.10 o godzinie 11:24

konto usunięte

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

Jedną z pobocznych bohaterek filmu jest stara królowa wdowa po Henryku II Alienor z Akwitanii. Urodziła się w 1122 r. jako córka Wilhelma X ks. Akwitanii. Ponieważ jej ojciec nie miał synów to dziedziczyła po nim jedno z najbogatszych księstw we Francji (rozciągające się od Pirenejów po Loarę). W 1137 r. ożeniono ją z jej rówieśnikiem późniejszym Ludwikiem VII. Nie był to szczęśliwy związek, pochodząca z południa księżna różniła się obyczajami od surowszej północy. Małżeństwo trwało 15 lat, po czym zostało unieważnione w 1152 r. Wkrótce potem 30 letnia księżna ożeniła się po raz drugi. Tym razem jej wybrankiem był 19-letni Henryk Plantagenet, który dzięki ślubowi, szczęściu i dziedziczeniu był królem Anglii, ks. Normandii, hr. Anjou. Jego domena we Francji byłą rozleglejsza niż królewska. Kiedy dorośli najstarsi synowie pary królowa poparła bunt swojego syna Henryka młodego króla przeciw ojcu. Schwytana była przetrzymywana w uwięzieniu przez małżonka przez 15 lat. Dopiero jego śmierć dała jej wolność. Jedną z pierwszych decyzji Ryszarda Lwie Serce było uwolnienie matki. Pod nieobecność Ryszarda sprawowała faktyczną władzę w Anglii. Przeżyła także jego i widziała jak Filip August odbiera jej ostatniemu synowi Janowi bez Ziemi ziemię za ziemią we Francji. Zmarła w 1204 r. przeżywszy ponad 80 lat
Isabel z Angouleme, młoda żona Jana bez Ziemi także byłą bohaterką skandalu obyczajowego. Urodziła się ona w 1186 r. Była ona córką Aymara z Angouleme. Podobnie jak Alienor była ona dziedziczką po swoim ojcu. Była zaręczona z Hugonem X Lusignan. Ten na swojego pecha zaprosił króla Jana na swoje zaręczyny w 1200 roku. Król przybył, po czym dwa miesiące później kiedy został wysłany z misją dyplomatyczną do Anglii dowiedział się, że Isabel za zgodą swojego ojca została żoną króla Jana... Jan wcześniej szukał nowej żony (jego pierwsza żona Hawisa z Gloucester była bezpłodna), a Angouleme było bogatą domeną...
Ślub z Isabel z Angouleme przyczynił się do upadku "imperium" Plantagenetów/ W 1202 r. król Francji Fili August wezwał Jana bez Ziemi na swój dwór, aby rozsądzić skargę Lusignanów na ich seniora. Jan bez Ziemi nie przybył na dwór króla, co było dla Filipa II Augusta pretekstem do konfiskaty francuskich posiadłości Jana bez Ziemi. W rezultacie wojny w latach 1203-1206 Jan stracił większość posiadłości francuskich. Odwrócili się od niego lennicy (w tym seneszel Anjou Wilhelm des Roches), skompromitowało go pozbycie się bratanka Artura księcia Bretanii. Dalsze losy Isabel były bardzo skomplikowane i burzliwe. Po śmierci Jana bez Ziemi wróciła ona do Francji i ożeniła się z... dawnym narzeczonym Hugonem Le Brun Lusignanem. W 1244 r. zamieszana była spisek przeciw królowi, uciekła do opactwa Fontevraud gdzie zmarła w 1246 roku
Śmierć Ryszarda Lwie Serce wyglądała ciut inaczej niż w filmie. Król rzeczywiście został trafiony strzałą podczas oblegania Châlus-Chabrol. Jedynie częściowo wyciągnieto grot rannemu królowi. Ten zlekceważył ranę i żył tak jak dawniej aż do czasu gdy wdała się gangrena, która zabiła króla.
Po jego śmierci nie było oczywiste kto zostanie królem Anglii brat króla Jan bez Ziemi czy jego bratanek Artur. Podobno przeważyło zdanie Wilhelma le Marechala za Janem bez Ziemi
Wilhelm le Merechal był bratankiem hr Salisbury Wilhelma Patryka. Był mocno związany z Henrykiem Młodym królem. Po jego smierci podczas konfliktu pomiędzy Ryszardem Lwie Serce a Henrykiem II stał po stronie starego króla. 1188 r. Wilhelm prawie nie zabił występującego przeciw królowi Ryszarda. Kiedy ten ostatni został królem w 1189 Wilhelm le Marechal był jednym z jego doradców
Wilhelm le Marechal odegrał istotną rolę w utrzymaniu się przy włądzy Plantagenetów w Anglii. W 1214 po bitwie pod Bouvines Jan nakazał zapłacić karę. Panowie mając poparcie mieszczan z Londynu wymówili Janowi bez Ziemi posłuszeństwo. Wymusili oni na królu podpisanie w Runnymede pod Windsorem w czerwcu 1215 Wielkiej Karty Swobód (przywódcą buntowników był Robert Fitz-Gautier) We wrześniu 1215 zbuntowani baronowie zostali ekskomunikowani. Ich reakcją było poselstwo do Filipa Augusta kr. Francji, aby pozyskać go dla osadzenia jego syna Ludwika (przyszły Ludwik VIII) na tronie Anglii. W styczniu 1216 przybyli pierwsi żołnierze francuscy do Anglii. W czerwcu 1216 Ludwik [VIII] przybył do Londynu. Wierne Janowi bez Ziemi pozostały Lincoln, Windsor i Dover i Wilhelm le Marechal. W październiku 1216 r. karta się odwróciła dzieki groszkowi. Jan bez Ziemi po przejedzeniu się nim wyzionął ducha. Młodociany syn jana bez Ziemi Henryk III był przyjmowany lepiej niż jego ojciec. Znajdował sie on pod kuratelą Wilhelma le Marechala. W maju 1217 r. w bitwie o Lincoln stronnicy króla (na czele z Nicolą z La Haie) pokonali Francuzów. Wkrótce potem całą Anglia odstąpiła od Ludwika [VIII] a syn Filipa II Augusta wycofał się z Francji we wrześniu 1217 roku. Wilhelm le Marechal zmarł w 1218 roku. Inwazja francuska na Anglię, która zdobyła powszechne poparcie baronów angielskich wydarzyło się 17 lat po śmierci Ryszarda Lwie Serce... no cóz istnieje prawda i prawda ekranu:)

konto usunięte

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

Jan M. Długosz dla POLITYKA.PL14 maja 2010

Robin Hoodów dwóch
Legendy z Sherwood

Czy postać grana przez Rusella Crowe choć trochę przypomina Robin Hooda ze starych, angielskich ballad?

Robin Hood – zawołany łucznik, ludowy bohater rabujący możnych i wspierający biedaków, łagodny rozbójnik, otoczony wesołą kompanią podobnych mu łotrzyków o złotych sercach – taki obraz najsłynniejszego angielskiego banity ukazują nam rozmaite dzieła kultury. Za ten pogodny konterfekt, powielany niemal bez zmian przez niezliczone książki i filmy, odpowiedzialny jest w głównej mierze Howard Pyle, amerykański XIX-wieczny pisarz, autor „Wesołych przygód Robin Hooda” (1883 r.). Ta przeznaczona dla młodzieży książka posiada niewątpliwe walory wychowawcze – Pyle stworzył dowcipną i lekką opowieść, pozbywając się wszystkich tych elementów legendy, które mogłyby postawić bohatera w mniej korzystnym świetle. Kiedy jednak przyjrzymy się bliżej średniowiecznym ludowym balladom (podstawowym źródle zarówno dla amerykańskiego autora, jak i licznych badaczy, usiłujących odkryć prawdziwą tożsamość banity z Sherwood), okaże się, że wizja Robin Hooda autorstwa Pyle’a ma z nimi niewiele wspólnego.

Kłopot w tym, że w ogóle nie wiemy o nim nic pewnego. Czy istniał ktoś taki? Czy był to jeden człowiek, czy może na legendę Robin Hooda składają się opowieści o przygodach wielu różnych bohaterów (samo sformułowanie „Robin Hood” w średniowiecznej Anglii oznaczało wyjętego spod prawa banitę)? Wreszcie – jeśli przyjmiemy, że był postacią historyczną, to kiedy żył? Na żadne z tych pytań nie mamy ostatecznej odpowiedzi.

Czas i miejsce

Historycznych, mających wartość źródłową potwierdzeń istnienia Robin Hooda mamy niewiele. Po raz pierwszy w literaturze angielskiej wzmianka o nim pojawia się w satyrycznym poemacie Williama Langlanda „Widzenie o Piotrze oraczu”. W pochodzącej z przełomu XIV i XV wieku szkockiej kronice Andrzej z Wyntoun pod datą 1283 r. wspomina Robin Hooda i Małego Johna („Litil Johun and Robert Hude”).

Nieco więcej ma o powiedzenia Walter Bower, autor Scotichronicon (Kroniki Szkockiej), napisanej w latach 40. XV wieku. Tam Robin Hood jest określony jako famosus siccarius (słynny zabójca, czy nawet „podrzynacz gardeł”), oburzając się przy okazji na „głupi lud”, który czci banitę w tragediach i komediach. Bower umieszcza passus o Robinie w opisie wydarzeń roku 1266, przedstawiając go jako stronnika Szymona de Montford, który w czasie wojny baronów przewodził opozycji przeciw Henrykowi III. Relacja Bowera pozwala łączyć legendarnego Robin Hooda z historyczną postacią Rogera Godberda, który po przegranej bitwie pod Evesham (1265 r.) i śmierci de Montforda miał ukrywać się przez kilka lat w lasach Sherwood, gromadząc wokół siebie liczną kompanię wyjętych spod prawa. Godberd został w końcu schwytany przez szeryfa Nottingham i po trzech latach spędzonych w więzieniu ułaskawiony przez króla. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że Roger Godberd nie jest jedynym kandydatem na tego prawdziwego, historycznego Robin Hooda.

W balladach znajdziemy znacznie mniej jednoznaczne i trudniejsze od interpretacji wskazówki chronologiczne – tylko raz, w słynnej opowieści o królewskiej wizycie, wymienione jest imię panującego monarchy – Edward. Niestety, nie wiemy, o którego z czterech średniowiecznych władców tego imienia może chodzić. Jeśli przyjmiemy, że Robin Hood żył w XIII wieku, w grę wchodzić może tylko Edward I, panujący w latach 1272 – 1307.

Nie ma też pewności co do miejsca, w którym miała rozgrywać się historia. Najbardziej rozpowszechniona wersja wskazuje lasy Sherwood, nieopodal Nottingham. Jednak starsze ballady wymieniają najczęściej Barnsdale w południowym Yorkshire, w pobliżu miasta Doncaster.

Ludowy bohater

Ballady opowiadające o przygodach łucznika i jego towarzyszy zaczęły powstawać już w XIII wieku, by w następnym stuleciu, metodą kompilacji starszych i dodawania nowych wątków, utrwalić obowiązujący kanon legendy (XIX-wieczny badacz angielskich ballad Francis Child sklasyfikował 38 pieśni poświęconych banicie). Opowieści o Robin Hoodzie zyskały dodatkową popularność po wybuchu krwawo stłumionej chłopskiej rewolty (1381 r.), a sam bohater stał się symbolem oporu warstw niższych przeciw możnym. Ten pierwszy, najstarszy Robin Hood nie ma nic wspólnego ze szlachtą – to wywodzący się z ludu yeoman (czyli człowiek wolny, posiadający własne źródło utrzymania, w hierarchii społecznej znajdujący się pomiędzy chłopem a rycerzem), wyjęty spod prawa rabuś i niestroniący od przemocy zabójca. Jeśli ktoś ma wątpliwości co o rzekomej łagodności bohatera, z pewnością rozwieje je lektura ballady „Robin i Guy z Gisborne”.

„Robin Hood i Guy z Gisborn”
Robin spotyka w lesie uzbrojonego człowieka w pancerzu z końskiej skóry. Podstępem dowiaduje się, że nieznajomy to słynny rozbójnik i morderca Guy z Gisborn, wynajęty przez szeryfa w celu zgładzenia Robin Hooda. Robin wygrywa pojedynek łuczniczy, po czym, ujawniając swoją tożsamość, toczy walkę na miecze. Potyka się o korzeń i pada na ziemię, modli się o obronę do Matki Boskiej – udaje mu się uniknąć ciosu – miecz wbija się w ziemię, a Robin zabija Gisborna. W tym czasie Mały John zostaje schwytany przez szeryfa, o czym Robin nie wie. Łucznik odcina głowę Gisborna, okalecza mu twarz i przebiera się w końską skórę. Spotyka szeryfa tuż przed tym, gdy ten ma wydać rozkaz egzekucji Małego Johna. Podając się za mordercę żąda nagrody – chce własnoręcznie zabić Małego Johna, na co szeryf wyrażą zgodę. Niespodziewanie przecina więzy przyjaciela i walcząc z nim ramię w ramię przepędza ludzi szeryfa.

Najczęściej występujący obok jego imienia przymiotnik to „śmiały” – i rzeczywiście, Robin Hood rzadko kryje się w lasach, szukając zarobku nie tylko na przecinających puszczę gościńcach, ale równie często podejmuje ryzykowne wyprawy w rejony, w których prawo jest surowo egzekwowane. Słynny banita z równym mistrzostwem co łukiem posługiwał się podstępem, z łatwością wcielając się w różne role. W średniowieczu strój był najbardziej wyraźnym identyfikatorem pozycji społecznej, nic zatem dziwnego, że Robin Hood w przebraniu mnicha, żebraka czy uczciwego rzemieślnika mógł z powodzeniem wmieszać się w tłum w Nottingham, czy nawet stanąć oko w oko z poszukującym go szeryfem.

Jego drużyna to zaledwie kilku podobnych mu zawadiaków – świetnych łuczników, siłaczy, szermierzy i mistrzów quarterstaff, czyli ludowej sztuki walki długą pałką. W żadnym razie nie jest to umundurowana w linkolńską zieleń, licząca stu ludzi kompania uzbrojonych w łuki partyzantów. Poza Małym Johnem należą do niej Will Scadlock (wedle różnych ballad tożsamy z Willem Szkarłatnym lub zupełnie inna osoba o tym samym imieniu), Much syn Młynarza, braciszek Tuck i minstrel o pięknym głosie Allan z Doliny. Co ciekawe, na tle swoich towarzyszy Robin Hood wcale nie jawi się jako niepokonany wojownik – według ballad znajomość z większością z nich rozpoczął od... zebrania solidnych batów. Tak zaczęła się nie tylko przyjaźń z Małym Johnem (w słynnej opowieści o pojedynku na pałki toczonym na kładce, z kretesem przegranym przez Robina), ale też siłaczem Willem (jako pałki Will użył wyrwanego z ziemi młodego dębczaka) czy młodym młynarczykiem, który solidnym kijem rozpędził całą bandę.

„Robin Hood i Garncarz”
Robin szuka przygód na gościńcu. Spotyka garncarza zmierzającego na targ do Nottingham. Proponuje mu pojedynek na pałki, który przegrywa, po czym kupuje od garncarza jego wóz, towar i ubranie i w przebraniu udaje się do miasta. Sprzedaje garnki za ułamek ich wartości, co zwraca uwagę żony szeryfa, która zaprasza go na obiad. Po posiłku fałszywy garncarz popisuje się przed szeryfem swoimi łuczniczymi umiejętnościami i obiecuje za odpowiednią nagrodę schwytać Robin Hooda. Razem z szeryfem udaje się do lasu, gdzie wzywa swoich ludzi. Na prośbę żony szeryfa postanawia uwolnić jeńca.

Drużyna Robina rabowała możnych, bo jakiż sens miałoby napadanie na biedaków, ale poza jedną historią (o rycerzu Ryszardzie z Lea) nigdzie nie ma śladu, by „Wesoła kompania” dzieliła się swoją zdobyczą z potrzebującymi. W balladach nie znajdziemy również niemal żadnego śladu anty-normańskiego resentymentu (ten element pojawia się najsilniej w „Ivanhoe” Waltera Scotta, gdzie dzielni, uciskani Sasi są skonfrontowani z okrutnymi Normanami) – wydaje się zatem, że główną motywacją Robin Hooda był, po prostu, łatwy zarobek. Słynny i często podkreślany antyklerykalizm bohatera dotyczył głównie wyższego duchowieństwa i miał podłoże ekonomiczne. Robin z ludowych pieśni to, nawet jak na wysokie w tym względzie średniowieczne standardy, człowiek wyjątkowo religijny, szczególną czcią darzący Matkę Boską, o czym możemy się przekonać z tekstu ballady „Robin i mnich”. Tę cechę banity potwierdza w swej kronice Walter Bower. Wedle jego relacji w trakcie odprawianej w lesie mszy ludzie Robin Hooda dostali wiadomość, że nadchodzi szeryf wraz ze swoimi ludźmi. Mimo niebezpieczeństwa, Robin nie pozwolił przerwać nabożeństwa, i po zakończeniu obrządku, wraz z zaledwie kilkoma najwierniejszymi towarzyszami, z łatwością odparł atak.

„Robin Hood i Mnich”
Robin wraz z Małym Johnem udaje się do Nottingham, na mszę do kościoła pod wezwaniem Matki Boskiej. Po drodze dochodzi do zatargu między przyjaciółmi – Robin przegrywa pojedynek łuczniczy i odmawia wypłacenia wygranej, przyjaciele rozdzielają się. W kościele Robin zostaje rozpoznany przez mnicha, którego kiedyś obrabował na gościńcu. Schwytany przez ludzi szeryfa, zostaje wtrącony do więzienia, a mnich rusza do króla z listem, zawiadamiającym o pojmaniu banity. Po drodze zostaje jednak napadnięty i zabity przez Małego Johna, który przywłaszcza sobie habit i w przebraniu udaje się na królewski dwór. Tam dostaje list królewski, nakazujący odprowadzenie Robin Hooda przed królewski majestat. Z listem udaje się do Nottingham, żądając wydania więźnia, zabija strażnika i uwalnia przyjaciela. Robin proponuje mu objęcie dowództwa, lecz Mały John odmawia.

Sir Robert z Locksley i pogańskie bóstwo

Taki, mniej więcej - pełen ludzkich przywar i słabości - był człowiek zwany potem Robinem. Ballady o jego przygodach stały się fabularną podstawą dla ludowych przedstawień, granych we wsiach i miasteczkach w czasie majowych świąt. Z czasem rosnąca popularność tych „Robin Hood games” zwróciła uwagę twórców kultury wysokiej – stąd w XVI wieku uszlachcenie bohatera przez wprowadzenie elementów właściwych kulturze rycerskiej, przede wszystkim postaci Ryszarda Lwie Serce, wątku krucjatowego oraz postaci lady Marion, która w średniowiecznych pieśniach w ogóle się nie pojawia. Ostatecznej nobilitacji Robin Hooda dokonał współczesny Szekspirowi dramaturg Anthony Munday. W dwóch, opublikowanych w 1601 roku sztukach („Upadek Roberta, Earla Huntington” i „Śmierć Roberta, Earla Huntington”) Robin Hood, noszący nazwisko Robert Fitzooth jest przedstawiony jako szlachetnie urodzony banita, darzący gorącą miłością Matyldę (utożsamianą z lady Marion), córkę barona Fitzwaltera – postać historyczną, współtwórcę Wielkiej Karty Swobód i zaciekłego politycznego wroga Jana bez Ziemi. Sama lady Matylda jest również bohaterką – piękna szlachcianka miała zostać otruta na rozkaz złego króla Jana.

Znany nam dziś Robin Hood jest hybrydą, wykreowaną z elementów ludowej legendy i dużo późniejszego obrazu, zaadoptowanego na potrzeby elżbietańskiego teatru, później zaś romantycznych powieści. Korzystając z wielu różnych wersji, powieściopisarze i autorzy scenariuszy stworzyli zupełnie nowego bohatera – wrażliwego społecznie przywódcę pokrzywdzonych, czułego kochanka i rycerskiego stronnika króla Ryszarda. O Robinie powstało ponad kilkadziesiąt książek, ponad dziesięć musicali, niezliczone komiksy, a lista filmów i seriali o jego, rzekomych, przygodach liczy ponad sto pozycji.

Obok Robina z ballad, Robina z książek jest też trzeci, pogański Robin Hood. W XIX zaproponowano zupełnie nowe odczytanie legendy, wedle której opowieści o słynnym banicie są przetworzonymi mitami o pogańskim bogu wegetacji. W tej wersji ballada o pojedynku z Guyem z Gisborn miałaby być mitologiczną opowieścią o ścieraniu się wiosny, uosabianej przez Robin Hooda, z będącym personifikacją zimy Gisbornem (pomysł ten z pewnością rozpoznają liczni miłośnicy telewizyjnego serialu „Robin of Sherwood”). Rzecz jasna i to, pełne niejasności, odczytanie Robina nie jest ostatnim.

Robin Hood zawsze krojony był na miarę czasów, w jakich przyszło mu występować, czego wyraźnym dowodem są jego ostatnie występy w kinie. Za Douglasa Fairbanksa był jak fircyk w zalotach, w brytyjskim serialu z lat 80. jednoczył się mistycznie z matką Ziemią, w „Księciu złodziei” skuto go wymogami politycznej poprawności. Wielka szkoda, że nikt nie odważył się jeszcze zinterpretować dziejów słynnego łucznika, odwołując się bezpośrednio do źródła legendy – ludowych, angielskich ballad, pokazujących nam jego ciekawsze, ludzkie oblicze.
Aldona L.

Aldona L. Specjalista

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

Ja również wybiorę się jeszcze kilka razy. Świetny film.
Edyta K.

Edyta K. właściciel,
"Jedynka" Pracownia
Terapii i Edukacji
Psycho...

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

Panie Robercie,dziekuję za mnóstwo ciekawych informacji, przeczytałam z zainteresowaniem
pozdrawiam

konto usunięte

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

Nuda w złym wydaniu...bo przecież literatura Konrada np. Jądro Ciemności, czy inne książki w stylu Czarodziejskiej Góry Tomasza Manna, to nuda na najwyższym poziomie. Natomiast jeśli oglądam kino oparte na akcji, w którym najnudniejsza jest akcja...no to jest jak seks bez orgazmu.
Kinga S.

Kinga S.
http://www.zmieniamy
otwock.pl/

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

wtrące swoje "trzy grosze" o filmie....

film jako fim mi się podobał, fajna muzyka, rozbudowana rola kobieca, dobre sceny walki, wszystko było by super gdyby nie tytuł... Gdyby ktoś mi powiedział, że idziemy ma film o Robercie - jakims tam rycerzu, łuczniku, żołnieżu to było by lepiej, a tutaj jedna trzeba było się zmierzyć z legendą i to zmierzenie nie wypadło za najlepiej ;)

samą zresztą recenzję filmowi, choć chyba zbyt krytyczną :) wystawił odtówrca roli głownej - Russell Crowe zdradził, że film "Robin Hood", w którym zagrał główną rolę, nie zaimponował jego dzieciom.

Aktor postanowił zabrać swoich synów na specjalny pokaz filmu, jednak chłopcom już po kilku minutach znudziło się oglądanie.

- Pomyślałem sobie, że wezmę Charliego i Tennysona na "Robin Hooda" - tłumaczy Crowe. - To pierwszy film z moim udziałem, który mieli obejrzeć. Chłopcy byli tacy podekscytowani. Gdy zasiedliśmy już na sali i czekaliśmy na rozpoczęcie seansu, dosłownie szaleli z radości. Potem było już gorzej. Po zaledwie pięciu minutach Charlie spytał: "Tato, możemy już iść do domu?", a Tennyson dodał: "Tatusiu, a kiedy dostaniesz konia?". Po jakimś czasie jeżdżę już na koniu, a Tennyson komentuje: "O, dobrze, masz konia. Możemy iść do domu?". To był jeden z tych upokarzających momentów, z którymi ma się do czynienia cały czas, gdy jest się rodzicem.

cytat z http://film.wp.pl/id,107698,title,Nudny-Robin-Hood-Rus...
Ania Korsak

Ania Korsak farmaceuta

Temat: "Robin Hood" Ridley'a Scotta

witajcie
roobin hoodów było wielu ,ale costnera pobił russell.W gladiatorze sie sprawdził i w roobinie tez jest the best i to sie liczy.
ania

Następna dyskusja:

Robin Hood Faceci w Rajtuzach




Wyślij zaproszenie do