Temat: Prince of Persia - Piaski czasu (The Sands of Time)
Katarzyna Kalarus:
Slaby. :) Warto go zobaczyc tylko dla strusi, buzi i torsu Gyllenhaala i kameleona Moliny. :) Efekty - koszmarne, Hollywood chyba naprawde sie cofa w rozwoju. A juz lopatologiczne nawiazanie do szukania kuzni (czytaj - szukania broni masowego razenia w husajnowskim Iraku) - lo matko... Nawet watek asasynow, ktory mogl byc ciekawy, tez zostal skiepszczony. Dla mnie TROJKA. Ok, ale byl lepszy od ostatniej Mumii i ostatniego Indiany Jonesa. :)
uufff.... trochę mnie pocieszyłaś z tym że lepszy ;-)
Mumię widziałem tylko pierwszą (zresztą ostatnio po raz drugi stwierdzając że jednak słaby film), a na nowego Indiana Jones poszedłem i generalnie wielka kicha (albo zdecydowanie wyrosłem, co w sumie jest chyba pocieszające ;-) )
Efekty w pełni komputerowe i cały świat komputerowy. Jak się człowiek nie nastawia na film w stylu Kurosawy , to efekty mogą być. Szablonowa fabuła też. Trochę może irytować (o czym zapomniałem napisać) , że bohatera głównego strzały się nie imają. Coś stylu Rambo XX (w miejsce XX kolejny numer porządkowy). Facet lata jakby był na jakimś dopalaczu, wyczynia niestworzone piruety, wszyscy w niego walą a on nic....no ale powtórzę jeszcze raz: takie efekciki są wliczone w cenę biletu, więc nie ma tematu.
Ciekawe jest to co napisałaś o kuźni z tą aluzją do Iraku. Hmmm. naprawdę ciekawe spostrzeżenie. Tyle, że byłoby to chyba nieco antyamerykańskie. Bo przecież w filmie okazuje się, że żadnej kuźni nie było, no a przecież to oznaczałoby w kontekście Iraku że to sobie sami Amerykańce wymyślili. No chyba, że film nakręcił jakiś nawiedzony w stylu pana Michaela Moora, który generalnie powinien mieszkać na Kubie. Ja bym aż tak daleko idących interpretacji nie robił.
Mi się wydaje, że w ocenie filmu zadziałała u mnie zwykła psychologia. Coś jak w eksperymencie z zimną i ciepłą wodą. Trzymasz jedną w ciepłej, jedną w zimniej, a potem obie wkładasz do jednej miski ze zdziwieniem stwierdzając że choć temperatura ta sama, to odczucia w obu rękach inne. Tak przynajmniej postrzegam to u mnie. Poszedłem na zachwalanego Avatara i spodziewając się Bóg wie czego nie mogłem się nadziwić co ludzie w tym przeciętnym filmie widzą (poza efektami 3D). Zdecydowanie przereklamowany. Na "Price of Persia..." wybrałem się z wyraźnym nastawieniem, że nic wielkiego nie zobaczę i może nawet nie wysiedzę w kinie do końca. A tu nawet nie tylko udało się wytrwać, ale nawet stwierdziłem że była to przyjemna rozrywka (no i odskocznia od innych filmów, bo ja to generalnie katuję się takimi filmami jak "Święta Góra" A.Jodorovskiego czy też filmami w stylu tych Piotra Szulkina)