Temat: Miasto 44
Na świeżo po seansie.
Oceniam film wysoko, mimo że mam do niego kilka uwag.
Ale może najpierw o tym, co mi się podobało.
Bardzo i bez najmniejszych zastrzeżeń – pierwsza połowa. Oglądało mi się ją po prostu dobrze. Zdjęcia, akcja, dialogi, postaci, muzyka, pierwsze, jeszcze nieśmiałe(?) efekty specjalne – wszystko nie tylko trzymało się kupy, ale miało wyraźną myśl przewodnią, wokół której snuła się fabuła. Ta myśl to specyficzne, wyraźnie zamierzone, bo obecne przez cały film, ujęcie przestrzeni i znajdujących się w niej obiektów w formę, którą w sztuce określa się mianem konceptualizmu surrealistycznego i którą uwielbiam.
Patrzyłam więc na ekran, jak urzeczona myśląc, że w końcu doczekałam się nowoczesnego polskiego filmu na miarę XXI wieku i światową skalę. Podziwiałam odważne żonglowanie rodzajami i gatunkami filmowymi (komedia, romans, melodramat, horror, dramat wojenny, psychologiczny, społeczny) słuchałam idealnie oddającej ten melanż ścieżki dźwiękowej i dałam się porwać, wciągnąć w tę absurdalnie okrutną tudzież okrutnie absurdalną rzeczywistość czasów powstania i wojny w ogóle. Były momenty, kiedy dusiło mnie za gardło, kiedy nie mogłam opanować łez, kiedy rosło we mnie współczucie dla ludzi, którym przyszło znaleźć się w tamtym czasie i miejscu i złość, że wiele doświadczeń piekła wciąż i wciąż niczego ludzkości nie uczy, nawet o Putinie pomyślałam – znaczy odlot był znaczny, o podobnie wysokie tony zahaczyłam jedynie przy Moulin Rouge, z tym, że bez Putina.;)
Ale później, kiedy napięcie nie malało, poczułam zmęczenie, przesycenie jednostajnością tego wysokiego rejestru. Kiedy czegoś jest za dużo, albo jest to zbyt jednorodne, to to potrafi znieczulić , co mi się właśnie przytrafiło, i co jest też moim największym zarzutem wobec tego filmu, może być, że niesłusznym.
Myślę, że zawieść się tym obrazem mogą Ci, którzy liczą na suchą, martyrologiczną opowieść o powstaniu warszawskim, racjonaliści szukający w filmach fabularnych faktów historycznych, osoby mające problemy z wejściem w surrealistyczne konwencje (oni zobaczą w nim bardziej kicz, niż Sztukę), a także chłodni emocjonalnie pożeracze popkornu i/lub słomkowcy coca-colowi*, reszta na pewno znajdzie w Mieście 44 coś atrakcyjnego dla siebie, choć zapewne w różnym stopniu.
* Zastawiam się czy jest gdzieś jeszcze na świecie jakieś uniwersalne sacrum, takie poza wgraną normą kultury.
Ten post został edytowany przez Autora dnia 05.10.14 o godzinie 14:12