Krzysztof Wróblewski Towarzysz Bohaterów
Temat: Jej droga (Na putu), reż. Jasmila Žbanić
To, że film jeszcze nie ma własnego tematu, rozumiem jako wahanie, czy warto wybrać się do kina na najnowsze dzieło reżyserki "Grbavicy". Jako zadeklarowany miłośnik "Expendables" oglądający wczoraj najbardziej subtelny i kobiecy film w tym roku, odpowiadam: WARTO!"Jej droga" jest opowieścią o kobiecie. Luna jest piękna (ach!), młoda, kocha Amara, Amar kocha ją. Kochają też imprezy i wspólne wypady za miasto. Brakuje dziecka w związku, ale starają się. Pracują w lotnictwie: Luna lata jako stewardessa, Amar jest kontrolerem wieży lotów. Chciał być pilotem. Niestety, Amar pije. I traci pracę. Aby ratować siebie i związek podejmuje się pracy informatyka w obozie wahabitów. Pracę załatwił mu Bahrija, przyjaciel z oddziału jeszcze z czasów wojny. Równy gość, chociaż żona wygląda jak ninja (cytat z filmu). Teraz Bahrija jest wysoko postawionym wahabitą, wyznawcą Proroka. Amar jedzie i wraca odmieniony. Zaczyna modlić się co rano i odmawia seksu przed ślubem. Luna z najpierw z niedowierzaniem a potem z desperacją próbuje zrozumieć pobudki ukochanego i spróbować dostosować swoją rolę w środowisku tak nieprzyjaznym kobietom. Co będzie dalej? Dalej jest już tylko jej droga. Do zrozumienia, do szczęścia, do spokoju. Jej.
Jedną z najważniejszych cech komiksu jako historii obrazkowej jest takie dobranie scen przedstawionych na panelach, aby pomiędzy nimi pozostawić spore pole niedopowiedzenia. Historia, która "toczy się" pomiędzy panelami jest równie ciekawa i ważna, jak to, co zostaje zaprezentowane czytelnikowi. Podobnie jest w "Jej drodze", która, chociaż do komiksu nijak nie przystaje, to sposób opowiadania historii jest zbudowany na podobnym koncepcie. Spokojny, senny prawie montaż ilustruje nam połączone w jedną całość miniopowiastki, z których każda jest istotna dla narracji i każda skupia się na rozwoju fabuły. Przejścia od przyczyny do skutku dzieją się w tle, ale widz nie ma problemu z podążaniem za historią. Odbiór filmu ułatwia też fakt, że kamera przez 95% filmu jest obecna przy głównej bohaterce, śledząc jej życie, fascynacje i problemy.
Tutaj ważna uwaga dla wszystkich pań, które chciałyby film zobaczyć, a nie wiedzą jak nakłonić do wyjścia partnera: Zrinka Cvitešić to jedna z najpiękniejszych i najbardziej wdzięcznych aktorek w kinie europejskim. Jest też osobą silną i niezależną, kocha Amara, ale jest samodzielna, potrafi podejmować trudne decyzje i jasno widzi swoje miejsce w przyszłości. Z tych wszystkich powodów gwarantuję, że panowie nie oderwą oczu od ekranu. W ogóle nie mogę się nazachwycać stroną wizualną "Jej drogi". Kamera wręcz manifestuje sympatię do Luny, wychwytuje codzienne, niepozbawione humoru, rozterki i, chociaż film traktuje o wojnie, kadry są płynne i spokojne.
Tak, uważam, ze film traktuje o wojnie. A nawet o kilku różnych. Punktem wyjścia dla całej sytuacji jest Wielka Wojna sprzed piętnastu lat: to wtedy Amar poznaje Bahriję, wtedy Luna traci rodziców i jej rodzina zostaje wysiedlona. Obecnie Luna i jej babcia są przepełnione żalem i tęsknotą za starym porządkiem - ale nie mają odwagi odwiedzić swojego domu. Gdy jednak bohaterka w końcu się na to odważy, dzieje się to w momencie dla niej przełomowym i staje się swego rodzaju oczyszczeniem. Kolejna wojna to starcie kultury Zachodu z ortodoksyjnym islamem; tym bardziej dramatyczna, że toczy się między dwójką zakochanych w sobie młodych ludzi i staje na przeszkodzie ich wspólnego trwania. Wreszcie ostatnią wojnę toczy sama Luna o zachowanie starego porządku, który, chociaż zburzony przez utratę pracy przez Amara i problemy z zajściem w ciążę, pozwalał rokować nadzieję na przyszłe wspólne życie zakochanych.
Bardzo dwuznacznie została tu poruszona kwestia samych wahabitów. Tak, jest to patriarchat - i tak, idealna żona to taka, która naśladuje swojego męża we wszystkim. A jednak trudno oskarżyć ten radykalny odłam islamu o śmieszność czy nawet o wrogie zamiary. Wahabici to ludzie, którzy, zmęczeni wojną i niesprawiedliwością bośniackiej historii, odnajdują w religii odpowiedzi na swoje problemy. W pewnym momencie Luna oskarża Amara, nie bez słuszności zresztą, o bezczelność - ale mi bardziej zapadł w pamięć moment odwiedzin mężczyzny w dyskotece, kiedy chce zabrać bohaterkę do domu. Sytuacja kończy się fiaskiem ale nie sposób odmówić odwagi Amarowi, który wchodzi do "siedliska grzechu" z zamiarem ochrony kobiety, którą kocha. Bo ją kocha - i to akurat nie zmienia się w historii w ogóle.
Jedyne co można skrytykować w zamiarach reżyserki to, zapewne nieświadome, otarcie się o śmieszność, kiedy Amar - imprezowicz i alkoholik przechodzi duchową przemianę w obozie wahabitów, po czym wraca do środowiska przyjaciół, w którym jego pobudki i zachowanie okazują się zbyt dziwaczne i niezrozumiałe, żeby można było chociaż w minimalnym stopniu z tą przemianą się zidentyfikować. Zbyt mocno przypominało to konwencję "przemiany bohatera" rodem z amerykańskich komedii, gdzie nieśmiałe okularnice po drastycznej metamorfozie zaliczają koronę balu i kapitana szkolnej drużyny. Nawet jednak mimo tego - moim zdaniem - zgrzytu, islam jest tu potraktowany z bezpieczną rezerwą, a kamera skupia się na traumach bohaterów, nie próbując rozliczać ich wyborów duchowych.
Piękna historia, piękny film. Mimo czasów współczesnych, przesycona historią, co nie powinno dziwić tych, którzy znają wcześniejszy film Jasmili Žbanić, "Grbavicę". Historia jest jednak kreślona delikatnie, więcej się o niej dowiadujemy z zachowań bohaterów niż z fabularnego rysowania wojennego kontekstu. Wojna w Bośni wciąż tkwi w narodzie i na różne sposoby definiuje jego poczynania. Czy można sobie z wojenną traumą poradzić? Na pewno tak, trzeba tylko wybrać własną drogę.Krzysztof Wróblewski edytował(a) ten post dnia 14.09.10 o godzinie 10:00