Temat: Jane Eyre
Agata P.:
sama książka to ciekawe studium socjologiczno-psychologiczne na temat relacji i pozycji kobiet w czasach, kiedy największym "osiągnieciem" kobiety było związać się z jakims znudzonym zyciem starym satyrem, który najpierw, w okrutny sposób, bawi sie jej uczuciami, wystawiajac na poniżenie i "testy lojalności", w końcu, podstępem, próbuje zaciagnąć do wyra. A ta, jak to życiu bywa, kończy z pozbawionym fortuny kaleką, odrzucając zycie u boku zdrowego, jurnego modzieńca.
Uwielbiam "Jane Eyre", ale daję "plusa", bo doceniam inne, kąśliwe spojrzenie :)
Nie do końca mi podeszła ta ekranizacja, głównie ze względu na odtwórczynię głównej roli. Wiem, że to dobra aktorka i że Jane miała być myszowata, ale myszowatość Mii Wasikowskiej w tym filmie przekracza granice mojej tolerancji. Nic nie poradzę, dla mnie Jane ma twarz Holly Hunter z "Fortepianu", nawet pomijając fakt, że była już wtedy ładnych kilka lat za stara (Jane miała mieć 19 lat o ile pamiętam). Wtedy byłabym w stanie uwierzyć, że Rochester zapałał taką namiętnością, a w przypadku Mii jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. Już znacznie bardziej podobała mi się Ruth Wilson z serialu BBC.
Za to Fassbender - no cóż, do ciupy z nim za emanowanie seksem;) Swoją drogą ciekawe, w książce Rochester raczej amantem nie jest (delikatnie mówiąc), a do ekranizacji wybierają najprzystojniejszych aktorów.
Muszę jeszcze trochę pobronić książki. Nie jest ona aż tak szowinistyczna, wszak Jane jest kobietą o niezwykle silnej osobowości, która robi wszystko, co w jej mocy, by się usamodzielnić. Megaszowinistyczne książki to pisała Jane Austen, którą skądinąd też lubię czytać, ale na boga, te niekończące dysputy kobiet na temat sytuacji majątkowej potencjalnych kandydatów na męża... W dodatku każdy, dosłownie każdy nosiciel pary spodni był rozbierany wzrokiem przez żądne wypchanych portfeli panienki (i ich mamusie). I to świetne prawo odbierające cały majątek pannom, które miały pecha nie wyjść za mąż po śmierci ojców. No takie byli czasy i nic na to nie poradzimy. Cieszmy się, że minęły, mam nadzieję bezpowrotnie, chociaż pewnie wielu chciałoby ich come backu.