Temat: Gravity, Alfonso Cuarón
Trochę żałuję, że oglądam z późnieniem, bo burzliwa dyskusja już się skończyła. Przeczytałem i trochę zgadzam się ze wszystkimi, a trochę nie.
Wydaje mi się, że wszystko zależy od oczekiwań wobec filmu czy sztuki w ogólności. Sztuka, jak sama nazwa wskazuje, jest sztuczna - to twór człowieka, który może być zupełnie nienaturalny, odrealniony. Widział ktoś nagą kobietę, płaską, dwuwymiarową, która wygląda jak z płócien Modiglianiego? Może taką z warzywną twarzą, jak u Arcimboldo? O abstrakcjach czy surrealizmie nie wspomnę.
Czy poszedłem na "Gravity", by oglądnąć program popularnonaukowy? Na dramat społeczny? Czy może na film widowiskowy? Z wieloma nieścisłościami fizycznymi zgodzę się, sam część zauważyłem. Jednak wybierając się na film widowiskowy (takie miałem nastawienie) oceniam go w kategoriach widowiska i oceniam w tej kategorii wysoko. Lubię kino ambitne, ale czasem wystarczy, że film zapewni rozrywkę. I była. Emocjonująca, bardzo plastyczna i wizualnie przekonująca. Czułem się jak w przestrzeni kosmicznej, odlot.
Fabuła prosta, ale nie idiotyczna. Pod względem fabularnym znacznie niżej oceniam Avatar, który miejscami był niestrawny jak amerykański hamburger. Prostota w "Gravity" jest zaletą, nadaje realizmu opowieści, ale jednocześnie posuwa akcję w stabilnym tempie. Zdajecie sobie sprawę, jak wyglądałaby ta opowieść, gdyby scenariusz pisali naukowcy? Nuda, panie, nuda... nic się nie dzieje. Pewne nagięcia czasoprzestrzeni fizycznej, jak mi się wydaje, musiały wystąpić, by opowiedzieć jakąś historię. Film ze scenariuszem naukowców w zasadzie nie mógłby powstać, bo taka (nawet zbliżona) sytuacja nie miałaby prawa się wydarzyć (naukowcy lubią prawdopodobieństwo!). Na ekranie pojawiłby się napis. "Ze względu na prawdopodobieństwo zdarzeń zbliżone do zera, film "Gravity" nie został zrealizowany. Gdyby został wyprodukowany, wystąpiliby: S. Bullock i G. Clooney. The end". To byłby dopiero hiperrealizm w sztuce.
PS. Jetpack jest prosty w konstrukcji, co wiedzą fani "Pingwinów z Madagaskaru". I nie takie ewolucje umożliwia! Wymyślił go Kowalski - pingwin-mózgowiec. W "Gravity" też był Kowalski. Przypadek? :D
Tylko nie mam pewności czy rzeczone pingwiny z nowojorskiego zoo też nie naruszają praw fizyki. Być może troszkę tak...