Temat: Edith Piaf
Rzeczywiście Marion Cotillard zagrała świetnie, bardzo przekonująco. Wierzyłam każdemu jej gestowi.
Film mi się podobał, choć bez przesadnej egzaltacji. Nie mniej jednak cel został osiągnięty. Sylwetka Edith, mimo, że przecież znana wszem i wobec, jakoś tak bardziej wrosła mi w duszę i teraz słuchając jej piosenek, bardziej je przezywam... na JEJ sposób, przekładając na jej życiowe zmagania.
A piosenka końcowa...:))) Niesamowite, że jest taki jeden spektakl teatralny, który kończy się w ten sam sposób. Choć powstał półtora roku temu :) Widziałam go kilkanaście razy i kiedy usłyszałam "Je ne regrete rien" emocje mi się zmieszały - i z filmu, i ze spektaklu. Do tego stopnia, że chciałam, jak to po spektaklu, klaskać. Dziwne uczucie. Ale pozytywne :)