Temat: 3:10 To Yuma
Wlaśnie jestem po seansie! Fenomentalny! Kurcze dawno nie widziałem tak dobrego westernu... Świetnie nakreśleni bohaterowie -Crow w roli bandyty idealisty i Bale jako zrezygnowany ranczer [Mangold obsadził ich przeciwnie niż wskazywała by na to ich prezencja]. Mangold świetnie poprowadził realcję dwójki głównych bohaterów. Tę grę, odkrywanie siebie, [poznawanie] prowadzoną przez cały film przez Bale'a i Crow'a wieńczy sceną w pokoju dla nowożeńców [to było dobre!]. Kontrast to jedna z cech tego filmu. Sceny dialogowe bądź budujące napięcie między postaciami [pojedynki na kamienne twarze w kompletnej ciszy] bez żadnej muzyki, tylko dźwięki otoczenia rónież bardzo symboliczne [sekundnik zegarka, szmer ołówka na papierze i odgłos lokomotywy w finałowej scenie] w opozycji do tego mamy sceny z fenoamenalnie dobraną, budującą klimat muzyką. Idealnie skrojoną na nasze czasy ale także nawiązującą do tradycyji westernu [ musze mieć OST:)]. Mangold pobawił się wizerunkiem tradycyjnych westernowych postaci - dobry - zły. Crow niby taki bandyta a budzi sympatię - wygadany, inteligentny, żąrtowniś [jego kapelusz - melonik - wszystko mówi - wogóle nie pasuje do wizerunku bandyty z dzikiego zachodu] za to Bale przeciwnie - kapelusz z szerokim rondem często przesłaniający mu twarz, małomówny, skryty, niepewny, pokorny - zwłaszcza z początku nie wzbudza takich uczuć jak postać Crowa...
Zakończenie... na miarę naszych czasów... ale nie zdradze za dużo:)
Kurcze, chyba zanalizuję ten film na zajęcia:)