Piotr Szczotka

Piotr Szczotka Dyplomowany
masażysta Bodyworker

Temat: Paradoks licencji

Paradoks licencji. Od dłuższego czasu bujamy się w tematach ustaw zawodowych, stowarzyszeń czy prawa wykonywania konkretnego zawodu, uprawnień medycznych, itd. Ostatnio miałem trochę okazji zaznajomić się jak to jest w różnych krajach. Ukończenie danej szkoły czy uczelni to jedno, a wykonywanie zawodu lub danych usług na zasadach licencyjnych to inna para kaloszy. O bezwzględnej potrzebie dokumentacji medycznej chyba już przypominać nie ma sensu:). Najmniej co od nich wymagają, to odpowiednie zgłoszenie się do reprezentującej ich grupę stowarzyszenia. Nie ma to nic wspólnego z korporacyjnymi zapędami, choć czasem przypomina to, stare cechowe układy.

Coraz częściej korzystanie z edukacji ukierunkowanej zarówno na wschodnie metody, idzie w parze z wymaganymi dodatkowymi kursami z anatomii i patofizjologii, tu już pod uniwersalnym kątem. W tych sytuacjach, przyszli masażyści podchodzą do egzaminów licencyjnych z wolnej stopy. Cóż, co kraj unijny to obyczaj. Wychodzi na to, że u nas to takie edukacyjne eldorado.

Zapytałem jednego z fizjoterapeutów (mniejsza o kraj) czy może od tak pójść w drugą stronę na kurs jakieś dajmy na to wschodniej metody i praktykować. Zdziwiłem się, gdy odpowiedział mi że nie, bo de facto pomimo że jest fizjoterapeutą, do momentu uzyskania dodatkowego dyplomu, nie może przedstawiać się jednocześnie jako dyplomowany masażysta. No to się porobiło, myślę. Zapytałem dalej dlaczego? A on że może napisać przykładowo "wykonuję masaże .... itd " ale nie pisze "jestem masażystą". Z czasem załapałem w czym rzecz. Problem leży w świadomości prawa konsumenta. Drugim przykładem jest różnica pomiędzy "specjalista..." a "specjalizuję się"...

Patrząc na zawody medyczne to jednym z niewielu po nieco rozszerzonym egzaminie o tematykę administracyjno-prawną byłby dyplomowany technik masażysta. Może wydać się to dziwne, ale samą szkołę kończy się już po zamknięciu indeksu ostatnim egzaminem, a sam egzamin technika masażysty nie jest już procedurą szkolną!!! Tu powstaje pytanie to czym jest?
Faktem jest, że wyłącznie opisowy egzamin jest poniekąd pośmiewiskiem. Faktem jest także, iż młodzież zdaje egzamin czasem w szkole, ale jest to tylko miejsce w którym można taki egzamin przeprowadzić. Jednak generalnie jest to już zupełnie inna, pozaszkolna procedura. To nie ulega dyskusji.

Paradoks w tym, iż zważywszy że prace/dyplom np. licencjackie z kierunku fizjoterapii broni się na uczelni, czasem jest to "plakat". W porównaniu to technicy masażyści mają coraz bardziej z górki. Gdybyśmy porównali to pod względem procedur, tym bardziej. Można to spokojnie porównać do otrzymania licencji. Często powołujemy się na jakieś bliżej nieokreślone przepisy np. unijne. Ta czy inna grupa chce być bardziej uznana za wykonawców medycznych zawodów. Ale jest i inna strona medalu, coś za coś.

Rozmawiając ze znajomymi praktykującymi zagranicą, wcale się nie kwapią, żeby uznanie ich za zawody medyczne miała jakoś podnieść ich morale czy prestiż. Skupiają się na praktyce i dodatkowych specjalistycznych kursach, a organizacyjne sprawy zostawiają odpowiedni powołanym stowarzyszeniom. Ot inna organizacyjna bajka:).

Kto jest gotowy aby podobnie jak przykładowi technicy masażyści, podejść do licencji zawodowej? Z tego co wiem aby zaistnieć jako CTM, coraz więcej krajów wymaga licencji. Mało tego ...

Ten bliźniaczy wątek, zaintrygował mnie z uwagi na kilka ostatnich rozmów. Bo jak podejść do tematu kiedy są kraje gdzie kończy się przykładowo 3 letnie szkoły Shiatsu. Po czym jest możliwość refundacji zabiegów przez odpowiednie ubezpieczenia medyczne. Zaiste dalekie jest to od weekendowych praktyk kursów w stylu orient express, praktykowanych w naszym kraju. Po czym po weekendzie otwieranych gabinetach.

Pewnie żadna z tego sensowna dyskusja nie powstanie, to taka refleksja. Korespondencji sporo, a człowiek nie wie co odpowiadać. Tym bardziej że adekwatnych do międzynarodowych stowarzyszeń pod względem zaangażowania u nas po prostu nie ma. No nie że narzekam, ale czasem przykro, głupio.

Specjalistów mamy świetnych, ale jakoś tak organizacyjnie jesteśmy zapuszczeni strasznie.
A jakie jest zdanie koleżeństwa fizjoterapeutów?

Jedno czego nam nie brakuje to raczej spontanu :)
Wyczekując wiosny, dosłownie i w przenośni pozdrawiam Piotr Szczotka, masażysta w drodze.Piotr Szczotka edytował(a) ten post dnia 28.02.13 o godzinie 20:37
Maciej O.

Maciej O. Bene Curatur
fizjoterapeuta

Temat: Paradoks licencji

Piotr Szczotka:
Paradoks licencji. Od dłuższego czasu bujamy się w tematach ustaw zawodowych, stowarzyszeń czy prawa wykonywania konkretnego zawodu, uprawnień medycznych, itd. Ostatnio miałem trochę okazji zaznajomić się jak to jest w różnych krajach. Ukończenie danej szkoły czy uczelni to jedno, a wykonywanie zawodu lub danych usług na zasadach licencyjnych to inna para kaloszy. O bezwzględnej potrzebie dokumentacji medycznej chyba już przypominać nie ma sensu:). Najmniej co od nich wymagają, to odpowiednie zgłoszenie się do reprezentującej ich grupę stowarzyszenia. Nie ma to nic wspólnego z korporacyjnymi zapędami, choć czasem przypomina to, stare cechowe układy.

Własnie trochę mnie zastanawiało jak wygląda to zagranicą. "Korporacyjność" zawodu przynosi korzyść tylko dla ściśle określonej grupy.... Warto byłoby pokusić się o analizę tego w naszych realiach.
Wydaje mi się, że leżący w MZ projekt własnie tę korporacyjność zakłada. Nie jestem zwolennikiem takich "twardych" rozwiązań, ale wydaje mi się, że w obecnej atmosferze bałaganu - czy jest jakieś inne wyjście ?
Coraz częściej korzystanie z edukacji ukierunkowanej zarówno na wschodnie metody, idzie w parze z wymaganymi dodatkowymi kursami z anatomii i patofizjologii, tu już pod uniwersalnym kątem. W tych sytuacjach, przyszli masażyści podchodzą do egzaminów licencyjnych z wolnej stopy. Cóż, co kraj unijny to obyczaj. Wychodzi na to, że u nas to takie edukacyjne eldorado.

Zapytałem jednego z fizjoterapeutów (mniejsza o kraj) czy może od tak pójść w drugą stronę na kurs jakieś dajmy na to wschodniej metody i praktykować. Zdziwiłem się, gdy odpowiedział mi że nie, bo de facto pomimo że jest fizjoterapeutą, do momentu uzyskania dodatkowego dyplomu, nie może przedstawiać się jednocześnie jako dyplomowany masażysta. No to się porobiło, myślę. Zapytałem dalej dlaczego? A on że może napisać przykładowo "wykonuję masaże .... itd " ale nie pisze "jestem masażystą". Z czasem załapałem w czym rzecz. Problem leży w świadomości prawa konsumenta. Drugim przykładem jest różnica pomiędzy "specjalista..." a "specjalizuję się"...

Bardzo ważna kwestia, która u nas jeszcze raczkuje....
Patrząc na zawody medyczne to jednym z niewielu po nieco rozszerzonym egzaminie o tematykę administracyjno-prawną byłby dyplomowany technik masażysta. Może wydać się to dziwne, ale samą szkołę kończy się już po zamknięciu indeksu ostatnim egzaminem, a sam egzamin technika masażysty nie jest już procedurą szkolną!!! Tu powstaje pytanie to czym jest?
Faktem jest, że wyłącznie opisowy egzamin jest poniekąd pośmiewiskiem. Faktem jest także, iż młodzież zdaje egzamin czasem w szkole, ale jest to tylko miejsce w którym można taki egzamin przeprowadzić. Jednak generalnie jest to już zupełnie inna, pozaszkolna procedura. To nie ulega dyskusji.

Paradoks w tym, iż zważywszy że prace/dyplom np. licencjackie z kierunku fizjoterapii broni się na uczelni, czasem jest to "plakat". W porównaniu to technicy masażyści mają coraz bardziej z górki. Gdybyśmy porównali to pod względem procedur, tym bardziej. Można to spokojnie porównać do otrzymania licencji. Często powołujemy się na jakieś bliżej nieokreślone przepisy np. unijne. Ta czy inna grupa chce być bardziej uznana za wykonawców medycznych zawodów. Ale jest i inna strona medalu, coś za coś.
Rozmawiając ze znajomymi praktykującymi zagranicą, wcale się nie kwapią, żeby uznanie ich za zawody medyczne miała jakoś podnieść ich morale czy prestiż. Skupiają się na praktyce i dodatkowych specjalistycznych kursach, a organizacyjne sprawy zostawiają odpowiedni powołanym stowarzyszeniom. Ot inna organizacyjna bajka:).

Z utęsknieniem czekam na to ;]
Praktykować można różne rzeczy. Ja uważam, że mimo wielu wątpliwośći zawód fizjoterapeuty jest bardziej związany z medycyną konwencjonalną. Przypatrując się stowarzyszeniom zagranicznym - starają się o to dbać. To co u nas zaszło, trochę już irytuje prawdę mówiąc...
Ostatnie słowa A.T. Stilla, na którego tak czesto lubią się powoływać osteopaci “Keep it pure boys, Keep it pure” wyrażająmoją wizję rozwoju zawodu fizjoterapeuty w Polsce :)

U nas jest jeszcze inna kwestia, zawody medyczne nie są obciążane podatkiem VAT, co jest znaczące przy prowadzeniu działanosci...
Kto jest gotowy aby podobnie jak przykładowi technicy masażyści, podejść do licencji zawodowej? Z tego co wiem aby zaistnieć jako CTM, coraz więcej krajów wymaga licencji. Mało tego ...

Ten bliźniaczy wątek, zaintrygował mnie z uwagi na kilka ostatnich rozmów. Bo jak podejść do tematu kiedy są kraje gdzie kończy się przykładowo 3 letnie szkoły Shiatsu. Po czym jest możliwość refundacji zabiegów przez odpowiednie ubezpieczenia medyczne. Zaiste dalekie jest to od weekendowych praktyk kursów w stylu orient express, praktykowanych w naszym kraju. Po czym po weekendzie otwieranych gabinetach.

:)
Pewnie żadna z tego sensowna dyskusja nie powstanie, to taka refleksja. Korespondencji sporo, a człowiek nie wie co odpowiadać. Tym bardziej że adekwatnych do międzynarodowych stowarzyszeń pod względem zaangażowania u nas po prostu nie ma. No nie że narzekam, ale czasem przykro, głupio.

Specjalistów mamy świetnych, ale jakoś tak organizacyjnie jesteśmy zapuszczeni strasznie.
A jakie jest zdanie koleżeństwa fizjoterapeutów?

Jedno czego nam nie brakuje to raczej spontanu :)
Wyczekując wiosny, dosłownie i w przenośni pozdrawiam Piotr Szczotka, masażysta w drodze.Maciej Okoń edytował(a) ten post dnia 04.03.13 o godzinie 23:35
Piotr Szczotka

Piotr Szczotka Dyplomowany
masażysta Bodyworker

Temat: Paradoks licencji

Nieco z innej perspektywy, innej profesji ale z wielu obserwacji, także współpracując z fizjoterapeutami, psychoterapeutami.

1. Zacznijmy od podstawowej sprawy, studia/studium. Polska jest jednym z ostatnich krajów nie tylko w Europie, gdzie można studiować na dwóch fakultetach, a płatnikiem nie będzie student. Nieco kuriozalne :) Wystarczy w miarę dobrze się uczyć i trochę być zaradnym, aczkolwiek nie wiem czy "zaradnym" to adekwatny termin.

2. Polska jest także jednym z niewielu krajów gdzie czasem za praktyki studentowi/słuchaczowi do niedawna nawet płacili "kieszonkowe" (zależnie od profilu, kierunku nauki). Zagranicą jest odwrotnie. A na niektóre uczelnie czy szkoły wpierw aby się dostać, musisz zapewnić sobie praktyki.

3. Jest w dyskusjach wiele odwołań do mitycznej zagranicy, prestiżu, zarobków, itd. Moim zdaniem mamy świetnych fachowców w bardzo wielu dziedzinach, ale jak przystało na "narodowe" tradycje, mamy olbrzymi problem z zorganizowaniem się. O przepraszam, rządzi nami spontan i na tym polu sprawdzamy się doskonale.

Przeciętny student zagranicą po pierwszym stopniu (licencjat) jednak biegnie do pracy i studiuje dalej. Znam kilku w kraju, którzy jakoś się pracą nie skalali tak fizyczną jak i umysłową, zaliczając po drodze kilka fakultetów. Jeśli nie liczyć zapracowania na dyplomy. Natomiast są bardzo roszczeniowi wobec sytuacji, państwa, itd. Ale może są to przypadkowe osoby, wyjątki, przecież wszyscy są w tym kraju tak bardzo zaangażowani, zapracowani.

Wszechobecne pytania o uprawnienia, kto co powinien, tytułowanie i certyfikatomania sięga szczytów. Dlaczego?

4. (DW) Co do narzekania na ceny szkoleń. Kilkakrotnie przed szkoleniami - tu akurat z mojej branży - zapraszamy na szkolenie uczestników, którzy mają także możliwość zaprosić dodatkowo znajomych, aby posłużyli jako "modele" potencjalni klienci, pacjenci, itd :). Co ciekawe problem jest z tym duży. Zdroworozsądkowo było by pomyśleć:

- Kurcze nie mam kasy, jestem biednym żaczkiem, ale mogę pójść na kurs jako osoba towarzysząca, coś podpatrzę, położę się, popracują ze mną, na pewno coś z tego zrozumiem, wyniosę, itd.

Tyle że jest problem, trzeba wstać w sobotę, albo w niedzielę, a rzadko, na prawdę bardzo rzadko się komuś chce:).
Widzę to zupełnie z innej perspektywy. Nie wiem, może doświadczenia edukacyjne także zagranicą zmieniły diametralnie mój punkt widzenia. Może fakt, iż w pracy stykam się z wieloma środowiskami i mogę obserwować pewne zachowania z dystansu ... Co ciekawe, tym bardziej że zdarzają się osoby po psychologii, które pracują zagranicą, a chcą rozszerzyć swój terapeutyczny warsztat o elementy pracy z ciałem, czy w ogóle pokusić się o aplikację dotyku w terapii.

Ostatnio obserwowałem praktyków jak traktują chociażby stoły do zabiegów podczas sesji, podczas nauki. Łatwo było mi odgadnąć np. kto ma swoją prywatną praktykę, kto jest na etacie, a kto jeszcze w trakcie nauki. Jest na szczęście wiele wyjątków, zaangażowanych osób.

Jest jedna ważna, może właśnie najważniejsza rzecz. Mianowicie solidność realizacji materiału w podstawowym toku studiów/nauki. Tzn. czy student wie co mu obiecują, a co realizują. A to już temat rzeka. W moim środowisku kilkakrotnie byłem świadkiem zagadkowych komentarzy wykładowców co do poziomu szkoły, którą właśnie kończyli słuchacze. Na zasadzie to dopiero początek, teraz dopiero zaczną się schody, powinniście pójść na takie i takie studia, itd. To tak jakby tłumaczyć:
- Aleś ty głupią uczelnię/szkołę (niepotrzebne skreślić) wybrał. Nieco szokujące.

Podstawową kwestią jest po prostu stopień zaangażowania i to wszystko:)
Oczywiście każdy może mieć inne zdanie, ludzka rzecz.

Ot taka refleksja po kilku szkoleniach z perspektywy prowadzącego.
Maciej dzięki za link. Każde środowisko w tym kraju ma podobne problemy, na własne życzenie.

Pozdrawiam serdecznie, dobrych wyborów Piotr.Piotr Szczotka edytował(a) ten post dnia 11.03.13 o godzinie 19:35

Następna dyskusja:

Paradoks licencji




Wyślij zaproszenie do