Temat: Templariusze. Miłość i krew
Zdecydowanie warto, ale porzucać sobie płytką z tym "filmem" w słoneczny dzień w ogródku albo na łączce.
Koszmar... uwielbiam TAKIE filmy, ale ten mnie zgorszył i zgwałcił intelektualnie.
- głowny bohater miałki i bezpłciowy aż do przesady. Spoko, są przeciez płasko-świątobliwe postaci które na ekranie dają sobie radę. Skrzetuski, William Wallace - co by trzymać się konwencji kostiumowo-historycznej. No ale - bez przesady! Gładkolicy, anielskooki i bezjajeczny Arno (tak mu było?) to tragedia gorsza od upadku Konstantynopola! Marzyłem, aby w którejś scenie zeżarł go waran. Wiem, to by nie pasowało do konwencji ani miejsca akcji, ale... jakoś nie mogłem się powstrzymać od takich wizji
- wątek miłosny - powinno być no comments, ale powiem: Kasia Cichopek i Któryśtam Mroczek potrafią w "M jak Miłość" wykrzesać ze swoich ról 100 razy więcej namiętności i napięcia, niż państwo w tym filmie
- tło historyczne - aj! ała! bum! bęc! ojoj... prask! srru! Czyli wzięło i się rypło - miało być epicko, a wyszło z rozmachem jak jasełki we wsi Cisia Wola pod Krakowem (przepraszam cisiowolanów i cisiowolanki)
- fabuła - que? O czym to było? No bo tak:
1. różne rody skandynawskie biorą się za łby - okej, fajny początek
2. chłopaczke trafia do klasztoru... no okej.
3. się zakochuje...
4. wraca - rody nadal się nie lubią, ale on wszak wolał mieczem robić niż kropidłem i ciach ciach rozwiązauje problem...
5 ... a luba tymczasem trafia do klasztoru, co będzie nam pokazywane przez 3/4 filmu
6. jakiś zamach...
7. jakieś rozróby...
8. bohater jedzie na wojnę bo musi, tam daje popis honoru i szczerości wobec Saracenów którzy to doceniają (oj, jakże wrednie splagiatował to kilka lat temu R.Scott w Królestwie Niebieskim! Fuj! Nawet kostiumy miał te same!)
9. Jakaś pseudostrategiczna, quasihistoryczna i nibymądra narada, z której dowiadujemy się tylko tyle, że scenarzyście "Historia wojen krzyżowych" spadła kiedyś na łeb i zostawiła poważnie naruszoną mózgoczaszkę... no rozumiem, fikcja literacja, ale c'mon! są granice!
10. produkt pseudobatalistyczny na koniec
11. i happy end - a już miałem nadzieję, że tę hermafrodytyczną blondynę zabije gronkowiec złocisty, ale głównego bohatera... np. waran?
Przepraszam, ja wysiadam.
(I wysiadł)