konto usunięte
Temat: Niezależna recenzja "Rewersu" - prosimy o komentarze
Jest to autorska, niezależna recenzja. Zapraszam do przeczytania.*******************************************
Niektórzy krytycy tego dzieła twierdzą że jego fabuła stanowi
niezbyt zręczną, choć nieźle zawoalowaną manipulację
światopoglądową. Analizowany z tego punktu widzenia, film ten
staje się raczej kolejnym, niezbyt merytorycznym argumentem w
światopoglądowym sporze toczącym się w Polsce - niż dziełem
artystycznym.
W dzisiejszym świecie, w którym na powrót zagościło przekonanie
że tylko jeden kierunek myślenia jest słuszny i że "z pewnymi
ludźmi nie podejmuje się dyskusji" - to twierdzenie wydać się
może kontrowersyjne. Ale tak. Proszę sobie wyobrazić że tak...
Są
tacy którym ten film się nie podoba. I jest ich jak sądzę bardzo
wielu.
Główny (przynajmniej jeśli idzie o proporcje czasowe) wątek tego
filmu dotyczy tragedii jaka rozgrywa się w domu głównej
bohaterki, gdy ta - zakochana w nieznajomym mężczyźnie - morduje
go przy pomocy trucizny, gdy odkrywa że jest on funkcjonariuszem
UB.
Film, w dość ugrzeczniony, nieprzekonujący sposób opowiada o
realiach czasów stalinowskich.
Funkcjonariusze UB zjawiają się i
odchodzą. Ale nie widać mordów, tortur, bestialstwa. Eleganccy
Panowie w czarnych płaszczach po prostu znikają za obrotowymi
drzwiami. Jakby reżyser chciał nas przekonać że ich rola w
reżimie stalinowskim polegała tylko na spacerowaniu w tę i z
powrotem.
Postacią której rysopis prychologiczny jest zarysowany w bardzo
szczegółowy sposób, jest oczywiście główna bohaterka.
Ta młoda, wrażliwa, budząca sympatię dziewczyna w samym
filmie,niemal wprost okrzyknięta została reprezentantką pokolenia
(sugeruje to Dyrektor Wydawnictwa namawiając ją do kontaktu z
jednym z poetów, z którym powinna się łatwiej porozumieć jako
że łączy ich "więź pokoleniowa"). Wydaje się że twócy filmu
rzeczywiście chcą nas przekonać że ta sympatyczna pracownica
ministerstwa jest reprezentantką pokolenia KOLUMBÓW, a
jej działanie i zachowanie w pełni wyraża ideały i wartości
jakim się ono kierowało.
Scenarzysta "Rewersu" podważa jednak legitymajcę moralną
głównej bohaterki (a tym samym, jak się wydaje, całego pokolenia
które ona jakoby reprezentuje) czyniąc ją morderczynią (wszak
otruła funkcjonariusza który - choć posunął się wobec niej do
szantażu - to jednak nie próbował jej skrzywdzić).
Trudno dociec dlaczego ta urocza istota morduje oficera UB -
uzbrojonego, potężnego mężczyznę. Dlaczego trzyma w szafce
truziznę. Dlaczego niemal bez namysłu postanawia jej użyć. Nie
wydaje się to wiarygodne by młoda dziewczyna, która dopiero przed
chwilą utraciła dziewictwo, mordowała z taką precyzją i
skutecznością.
Jeśli więc nie chodziło o to by osłabić siłę etosu pokolenia
Powstania Warszawskiego - to o co? Przypuszczalnie
scenarzyściechodziło o sensację... Rzeczywiście poza tym
zabójstwem w filmie
niewiele jest momentów które trzymają nas w napięciu.
Jednak... nie można zlekceważyć faktu, że w filmie "Rewers"
pokazano kilku, jeśli nie kilkunastu oficerów UB. Choć
wyglądają groźnie, to są jednak dość grzeczni w obyciu i nie
używają wogóle przemocy. Jedyną osobą w filmie która ma krew
na rękach jest owa "reprezentantka pokolenia" - główna bohaterka.
Jedynie ta drobna dziewczyna, u której każde wspomnienie o
Powstaniu Warszawskim wywołuje wypieki na twarzy, ucieka się w tym
filmie do przemocy. Zabija. I to nie mając dostatecznego
usprawiedliwienia. Jeż życie i wolność nie były bowiem
zagrożone. Czy to przypadek? Czy może reżyserowi zależało by w
jakiś sposób
skompromitować, "odbrązowić" etos narodowy związany z Powstaniem
(najpierw powiązanie postaci z "Pokoleniem" a później umazanie
jej rąk przelaną krwią).
Czy to spiskowa teoria? Nie wydaje się.
W filmie takich rzeczy się nie lekceważy. W tej sztuce, jak w
każdej innej zresztą, każdy detal i każdy szczegół ma swoje
miejsce i swoje przeznaczenie. Jest starannie wyreżyserowany.
Dlatego nie wydaje mi się by można było tutaj mówić o pomyłce.
W fabule filmu zdarzają sie też wpadki. Raz babcia głownej
bohaterki twierdzi że chciała ona iśc strzelać do powstania -
zczego wynika że do powstania nie poszła. Raz znowu bohaterka,
dzierząc w drobnej wątłej dłoni pistolet należący do ubeka,
wzdycha "gdybyśy mieli takich więcej w powstaniu" - co stanowi
wyraźną wskazówkę że do powstania jednak poszła.
Innym jeszcze razem dochodzi do sytuacji wręcz kuriozalnej,
świadczącej być może o fakcie że twórcy "Rewersu" nie
postawili sobie żadnej, ale to żadnej poprzeczki jeśli chodzi o
jakość scenariusza.
Otóż agent UB werbujacy i uwodzący nasza bohaterkę popisuje się
wiedzą, nie wiemy skąd zaczerpniętą, o tym że dziewczyna ta
połyka (widzimy to na filmie - zawsze w samotności, zawsze w
zamkniętej łazience) złotą monetę. Skąd wiedział? Czy to
ważne! Jak się uda to może Akademia Filmowa w Los Angeles nie
zauważy.
Ten pośpiech z jakim twórcy działali, chcąc zapewne czym
prędzej dobrnąć do najważniejszego w każdym filmie finału,
okazał się zgubny. Film wręcz straszy widza swoją
niekonsekwencją.
Wielką nieostrożnością, jesli nie ignorancją, twórców filmu
jest też stworzenie sytuacji w której uwodzący - a
jednoczesniepróbujący zwerbować do współpracy główną
bohaterkę - agent ubecji, do ostatniej
chwili wydaje się być byłym partyzantem.
Kim jest naprawdę nie wie ani bohaterka, ani widz. A w zasadzie
wydaje nam się że wiemy.
Jesteśmy przekonani że to były powstaniec lub partyzant.
Uczestnik walki niepodległościowej. Ubek nie stara się
kamuflować ani wprowadzić bohaterki w błąd. W błąd, z
rozmysłem, wprowadzają nas twórcy filmu.
Kilka różnych sytuacji, wygląd, zachowanie tego bohatera...
Wszystko sugeruje że jest bohaterem. Aż nagle dochodzi do
metamorfozy i "bohater" okazuje się "świnią".
Czu autorzy tego dzieła nie widzą żadnej różnicy pomiędzy
stalinowskim oprawcą a uczstnikiem Powstania Warszawskiego? Czy nie
wydaje im się że poruszając taki temat należy narysować
wyraźne linie między dobrem a złem?
Czy może to nam własnie usiłują powiedzieć?
Że powstańcy i ubecy byli tak do siebie podobni, że aż nie do
odróżnienia. Takie przedstawienie tej postaci odebrałen jako
zawoalowaną obelgę wobec bohaterów Powstania. Jeśli zaś twórcy
filmu "Rewers" chcieliby nas przekonywać że ta niejednoznaczność
jest wynikiem nieświadomości...
Cóż, nie wydaje się by nasz przemysł filmowy potrzebował
nieświadomych twórców.
Na końcu pojawia się najważniejszy wątek. Najważniejszy, bo
wydaje się że to własnie on zdecydował o tej ilości nagród
jaką zdobył ten film.
Syn głównej bohaterki - która jest już stareńką kobietą,
kuśtykającą niezdarnie na zdrożonych nogach - okazuje się być
homoseksualistą. Wyrazistość tego wątku, podobnie jak jego silny
ładunek emocjonalny i umiejscowienie w filmie, nie pozostawia
złudzeń że stanowi od swego rodzaju podsumowanie całej
produkcji. Jest celem fabuły. Jej esencją. Nasza bohaterka,
obecnie już staruszka, "reprezentantka pokolenia Powstania"
gnębiona wyrzytami sumienia związanymi z popełnioną niegdyś
zbrodnią, tańczy uroczy i wzruszający taniec z partnerem
życiowym swego syna. Spaceruje z nimi, uśmiecha się i rozmawia...
Po prostu... akceptuje ich. Tak jak sobie to wymarzył reżyser.
W zasadzie nic w tym złego. Dla filmów o "innej" miłości też
powinno być przeznaczone miejsce na rynku filmowym. Jednak sprawa
nie jest taka prosta jak mogłoby się wydawać. Dlatego że jest to
film nieszczery, który tak bardzo skupiony jest na swoim głównym
przesłaniu, że kompletnie miesza i lekceważy wszystkie inne
poruszone wątki, fakty, wartości i symbole.
Bohaterka, obecnie już staruszka, niedoszła uczestniczka Powstania
akceptująca bez zastrzeżeń homoseksualne skłonności syna, to
widok który każdego obrońcę praw mniejszości seksualnych
wzrusza zapewne do łez. Jednak, jeśli odnieść ten przekaz do
rzeczywistości to trzeba zderzyć się z faktami które nie do
końca idą w parze z przesłaniem tego filmu.
W czasach młodości naszej głównej bohaterki temat
homoseksualizmu był tematem tabu. Czymś zakazanym, uważanym
niemal powszechnie za odrażające i niegodne. A postawa naszej
bohaterki, komplemntującej partnera swego syna, nie jest z całą
pewnością postawą powszechną w pokoleniu II Wojny.
A zatem, nie wdając się w ocenianie intencji twórców i samej
wymowy tego wątku, trzeba jednak przyjąc do wiadomości fakt, że
wątek ten stanowi pewną manipulację, zapewne obliczoną na
wpłynięcie na postawy i zachowania widzów.
Film określany jest mianem komedii. Jednak ta tzw. "komedia"
zawiera jedyne jedną naprawdę śmieszną scenę. W dodatku jest to
scena wogóle bez znaczenia dla całej fabuły.
Kiedy myślę o tym filmie wydaje mi się że rozumiem go już aż
nadto dobrze. Intencje autorów, podobnie jak ich niezręczność,
wręcz brutalną butę w formułowaniu pożądanego przez nich
przkazu, przy użyciu literackiej manipulacji. Znając historę z
USA, kiedy to miss jednego ze stanów odebrano tytuł za wyrażenie
własnego zdania, że małżeństwo to związek kobiety i
mężczyzny, nie jestem zaskoczony masą nagród jakie zebrał
"Rewers". A raczej jakie zebrał wątek homoseksualny tego filmu -
nie mam bowiem wątpliwości że fabuła sama w sobie nie zasługuje
tu na uwagę. Nagradzane są po prostu modne i popularne w światku
filmowym tematy jakie ten film poruszył.
Z pewnością nie nalezy potępiać samej intencji nawoływania do
akceptacji inności w społeczeństwie.
Jednak skala manipulacji faktami i watościami oraz braku
poszanowania dla wartości - takich jak choćby pamięć o
bohaterach Powstania, instynktowna wręcz konieczność wyraźnego
wyróżnienia ich od ubeckich złoczyńców która w filmie została
zaniedbana - a także widoczne tu i ówdzie niechlujstwo i brak
wiedzy (lub moze czysta ignorancja) twórców, sprawia że film ten
budzi we mnie instynktowny odruch litości.
Być może ironią losu jest fakt że film w którym tak wiele jest
archiwalnych i aktorskich ujęć poświęconych propagandzie
imanipulacji wszechobecnej w czasach stalinowskiego reżimu, sam w
sobie stał się propagandowym głosem. Jak każda propaganda jest
on jednak głosem niezbyt przekonującym, niemerytorycznym a przez
to niezbyt poważnym.
Nie rozumiem ciągle tylko jednego... Jak do tego doszło, że w
takim słabym, tendencyjnym filmie zgodziła sie zagrać Krystyna
Janda.
Chyba nie chcę tego wiedzieć.
Janko M.