Temat: Fight Club - Podziemny krąg
Dobra, to będzie długi post. Radzę czytać na raty…
Po pierwsze, nie chodziło mi o to, że
Ty mnie nie przekonujesz. Rozumiem, że nie miałeś takiego zamiaru. Zmierzałem do tego, że podczas gdy Morfeusz rzeczywiście może być postrzegany jako przewodnik w poszukiwaniu prawdziwszego życia, o tyle Tyler uosabia raczej tego dzieciaka, który siedzi w wielu z nas i marudzi: ”Ja nie chcę być dorosły, ja nie chcę chodzić do pracy, nie chcę odpowiedzialności, trudnych moralnie wyborów ani robienia tego, co muszę, a nie na co mam ochotę.”
Po drugie napisałem o nędzarzach z Dworca Centralnego po to, żeby zilustrować, jak absurdalna (w mojej opinii) jest filozofia Tylera. Facet mówi: ”Musisz stracić wszystko, żeby być naprawdę wolnym”. Jeżeli ktoś traci wszystko, staje się nędzarzem, prawda? Mało kto jest w na tyle komfortowej sytuacji, żeby móc szantażować swojego szefa i z tego żyć. Większość ludzi tracąc wszystko, trafia na ulicę.
Narrator miał dobrze płatną pracę i fajne mieszkanie. I nic poza tym. Dlatego był nieszczęśliwy. On i Tyler widzieli głównego wroga w korporacyjnym świecie i nowoczesnym modelu życia, ale moim zdaniem patrzyli w niewłaściwym kierunku. Problem leżał gdzie indziej. Narratorowi brakowało więzi z ludźmi, więc biegał na spotkania grup wsparcia, żeby poczuć prawdziwe emocje i się poprzytulać. W Klubie odnalazł to samo plus adrenalinę. Niby nie znosił Marli, ale zazdrościł jej Tylerowi. (Tym bardziej, że w Tylerze odbijały się pragnienia Narratora.) Nie pojechał do Afryki, żeby ratować goryle, nie został farmerem, nie zaczął rzeźbić, malować czy pisać poezji, tylko szukał ludzi.
Poza tym wydaje mi się, że człowiek ma mrówczą naturę i lubi coś budować.
Każdy człowiek?
Wydaje mi się, że zdecydowana większość. Ilu ludzi na pytanie: ”Co chciałbyś w życiu osiągnąć?” odpowie: ”Nic”? Chyba mało kto marzy, aby w wieku 60 lat mieszkać samotnie w wynajmowanej kawalerce, mieć na jedzenie i ubranie i nic poza tym.
Czy aby na pewno na manowce, coś tam jednak narrator zyskuje, chyba nawet to czego szukał.
Co na końcu zyskał Narrator? Gość patrzy na kupę gruzów a na dole kilkudziesięciu oszołomów, którzy dokonali tego dzieła zniszczenia, czeka, aż on powie im co dalej.
Podobnie jak Morfeusz Neo. Wcinanie kaszki manny w kanałach, mieszkanie w rozpadającej się ruinie vs. wygodne życie, rozsądna praca, dobre restauracje. Pierwsza opcja nie wydaje się być lepsza ani prawdziwsza a jednak obaj (N, Neo) bohaterowie w imię (...wstawić to co się komu podoba...) ją wybierają.
Chyba zaczynam rozumieć, gdzie dostrzegasz analogię, między ”Matriksem” i ”FC”. Matrix to zbudowany przez korporacje świat konsumpcjonizmu. Coś w tę stronę?
Z tym, że wbrew temu, co powiedział Cypher, drogą, którą wskazał Neo Morfeusz, jest niewątpliwie prawdziwsza niż życie w Matriksie. Matrix to iluzja: nieistniejące restauracje, w których można zjeść obraz steku i odczuć smak, którego nie ma.
Pomijając już ten drobny szczegół, to przyjmując Twoją interpretację ”Matriksa”, zarówno Morfeusz jak i Tyler oferują mało ciekawą alternatywę dla ”nowoczesnego modelu życia”. Albo walka z maszynami (korporacjami?), poduszkowiec w kanałach i jakiś abstrakcyjny, mało konkretny Zion, albo sikanie do zupy, bójki i niszczenie korporacyjnej własności.
OK. rozumiem, że chodzi o wolność, czyli nikt nie mówi mi jak żyć z wszystkimi tego pozytywnymi i negatywnymi konsekwencjami. Tylko że ta wolność robi się irytująco nieokreślona. Jeśli nie praca i mieszkanie plus kredyt to co?