Temat: Łysiak Waldemar
Dawno temu pracując w księgarni, często spotykałam się z nabożnym wręcz stosunkiem moich niektórych klientów do książek tego autora. Były to co prawda czasy, kiedy sprzedawały się wszystkie książki na pniu (za potem były zwroty Mandelsztama - "bo ja nie wiedziałem proszę pani, że to są wiersze"), ale Łysiak naprawdę wzbudzał jakieś niesamowite uczucia. Wtedy postanowiłam sięgnąć po jego książki, aby się przekonać dlaczego. Zaczęłam czytać Wyspy zaczarowane jadąc pociągiem z W-wy do Zielonki (jakieś 20 minut). Wysiadałam z pociągu już absolutnie zakochana. Te ksiażki opętały mnie na parę ładnych lat. Wyspy zaczarowane, Wyspy bezludne, Asfaltowy saloon i przede wszystkim MW - dla mnie były to wtedy rzeczy magiczne. Dzięki nim zaczęłam się interesować sztuką, zainspirowały mnie do dalszych poszukiwań. To samo na innej niwie zawdzięczam Jackowi Kaczmarskiemu.
Za MW na tzw perskim (targu) zapłaciłam prawie pół pensji...
Po latach stwierdzam, że testy te były jednak dość egzaltowane, ale pewnie i ja taka wtedy byłam - młoda, łaknąca uniesień i pewnej przesady, a to właśnie dawały mi książki Łysiaka.
Już z jego publicystyką nie było mi po drodze. Poglądy mam zbliżone, ale jego radykalizm mnie razi. Nigdy też nie fascynowałam się jego książkami o Napoleonie, niestety, historia jest dla mnie czarną magią.