Marcin Nowak

Marcin Nowak Handel B2B

Temat: Jack Ma ( Alibaba Group ). Nowy cesarz Chin

Jack Ma. Nowy cesarz Chin

Klaus Schachinger, 13.12.07

Jack Ma jest inny niż wszyscy - charyzmatyczny, otwarcie mówi to, co myśli, i nie obawia się prasy. Były nauczyciel języka angielskiego tym właśnie różni się od większości przedsiębiorców w Chinach. Ma jest popularny niczym gwiazda rocka. Ten dziś 43-letni przedsiębiorca uchodzi za wizjonera internetu, choć po raz pierwszy miał okazję skorzystać z komputera dopiero w 1995 r. podczas podróży do Seattle.
- Jack jest pionierem rozwoju sieci nie tylko w Chinach, ale też na całym świecie. Zachodnie firmy uważnie śledzą jego strategię działania, szukając wzorów dla siebie - mówi Bob Peck, analityk amerykańskiego banku Bear Stearns.

Od czterech lat Ma organizuje jesienią w swoim rodzinnym mieście Hangzhou, położonym jakieś dwie godziny jazdy pociągiem na południe od Szanghaju, dwudniowe "święto Ali". Zjeżdżają na nie dziesiątki tysięcy przedsiębiorców i pasjonatów internetu. Kiedy jakiś czas temu wygłaszał przemówienie w ogromnej Hali Ludowej w Pekinie, tłum jego fanów musiało powstrzymywać aż sześciu ochroniarzy.
We wtorek 6 listopada 2007 r. Ma świętował w Hongkongu wejście na giełdę platformy Alibaba.com, najważniejszego przedsięwzięcia w jego grupie. Alibaba.com to internetowa platforma business-to-business, z której korzystają przede wszystkim średnie przedsiębiorstwa, dokonując transakcji ze swoimi klientami i dostawcami. B2B było jednym z tych czarodziejskich zaklęć, za pośrednictwem których na przełomie tysiącleci nadmuchano internetową bańkę. Kiedy bańka pękła, amerykańskie firmy B2B w efektowny sposób spłynęły w dół rzeki bankructw. Jack Ma ciągle trwa.
Jego platforma, która powstała w 1999 roku, już od dawna jest obecna na arenie międzynarodowej, za pośrednictwem Alibaba.com kupują towary również przedsiębiorcy z USA. A następnie sprzedają je, korzystając z portalu eBay. Tym samym Ma dokonał w Państwie Środka tego, co nie udało się firmom amerykańskim, takim jak Commerce One czy Ariba. Amerykanie chcieli przede wszystkim ograniczyć koszty zaopatrzenia wielkich koncernów, a to była ślepa uliczka. Credo byłego nauczyciela Jacka Ma jest inne: woli mniejsze rybki od wielorybów. "Klienci amerykańskich stron internetowych B2B są jak wieloryby. Jednak 85 proc. ryb w oceanie ma wielkość krewetek. Nie znam nikogo, kto zarabia na wielorybach, znam natomiast wielu, którzy zrobili pieniądze na krewetkach" - drwił już siedem lat temu Ma.
Jego firma funkcjonowała od roku i również musiała przetrwać trudne czasy. Podczas gdy amerykańska konkurencja była na najlepszej drodze do klęski, Ma ściągnął kapitał z banku Goldman Sachs oraz od Masayoshi Sona, założyciela i szefa japońskiego koncernu technologicznego Softbank, i dał sobie radę. Do Softbanku należy obecnie 29,3 proc. grupy Alibaba.
Do ośmiu strategicznych inwestorów trafiły już akcje o wartości 300 mln dol. amerykańskich. Wśród nich są miliarderzy z Azji, jak Terry Gou, założyciel największego tajwańskiego koncernu elektronicznego Hon Hai Precision, rodzina Kwok, właściciel koncernu nieruchomości z Hongkongu - Sun Hung Kai, a także największy bank Chin ICBC oraz koncerny amerykańskie Cisco i Yahoo.
- Niektórzy przegapili wejście Google na giełdę i teraz za wszelką cenę nie chcą przepuścić Alibaba.com - cieszy się Ma.

Alibaba to chiński Google. Inwestorzy są o tym przekonani. Instytucjonalni, tacy jak na przykład administratorzy funduszy, zamówili już akcje Alibaba.com o wartości 160 mld dolarów. To 190 razy więcej, niż dla nich przewidziano. Inwestorzy prywatni chcieli zakupić akcje o wartości ok. 60 mld dolarów. Tym samym Alibaba została przesubskrybowana aż 257-krotnie. W porównaniu z ceną emisyjną kurs pierwszego dnia na giełdzie wzrósł aż trzykrotnie - do 5,15 dol. za akcję.
A przecież od samego początku te walory nie były tanie: relacja ceny akcji do zysku to okazałe 54. Jednak perspektywy wzrostu dla Alibaba.com i innych firm Ma są ogromne. Za sprawą ponad 160 mln osób korzystających z sieci Chiny są drugim pod względem wielkości rynkiem internetowym na świecie, a w przyszłym roku zastąpią Stany Zjednoczone na pozycji lidera. Dlatego Ma nie ma powodów do przesadnej skromności.
- Myślę, że za dziesięć lat na całym świecie będą funkcjonować trzy główne koncerny internetowe. Jeden z nich będzie pochodzić z Chin - mówi i uśmiecha się szelmowsko.
Dla nowego cesarza Chin duma narodowa odgrywa drugorzędną rolę, przynajmniej jeżeli chodzi o interesy. Także tym różni się od swoich rodaków.
- Nie postrzegam swojej firmy jako przedsiębiorstwa chińskiego, Alibaba mogła powstać gdziekolwiek - mówi Ma. Mimo to właśnie w Państwie Środka handel za pośrednictwem internetu wydaje się optymalnym sposobem na pokonanie trudności związanych z transportem towarów. Branża znajduje się przy tym dopiero na początku drogi. - Pokonamy bariery stojące na drodze do wolnego handlu - twierdzi Ma z przekonaniem.
Jego syn chodzi do szkoły z internatem w Anglii. Alibaba nie jest firmą rodzinną. To kolejna różnica w stosunku do tradycji azjatyckich. - Mój syn może robić, co zechce, pod warunkiem że będzie odpowiedzialny i zachowa dobre serce - mówi nieco patetycznie Ma. To przekonanie jest owocem długoletnich dyskusji Ma z jego własnym ojcem. Rodzice Ma byli właścicielami ziemskimi; przeżyli trudne lata w okresie rewolucji kulturalnej Mao.

Zrób to w prosty sposób - to zasada Jacka Ma. Rzadko wspomina o technologii, zamiast tego mówi: "Nawet taki głupiec jak ja może zrozumieć nasze aplikacje". Dla niego samego zbyt złożona jest nawet struktura eBaya, opracowana na potrzeby handlu w Chinach. Może wydawać się to niezrozumiałe dla większości osób na Zachodzie, którzy dorastali z internetem.
- eBay poniesie w Chinach klęskę, ponieważ odnosi takie sukcesy w Stanach Zjednoczonych i w Europie. Chiny to mulisty teren. Nie można wylądować boeingiem 747 na błotnistym podłożu placu zabaw - żartuje Ma.
Przed trzema laty założył przedsiębiorstwo konkurencyjne Taobao (chińskie określenie poszukiwaczy skarbów). Dzisiaj firma ta zdominowała targi staroci w chińskiej sieci; eBay tu ma zaledwie 8 proc. udziału w rynku.
Doświadczenie, z jakim - z punktu widzenia Ma - musi zmierzyć się jeszcze szefowa eBaya Meg Whitman, ma już za sobą współzałożyciel Yahoo. Jerry Yang w 2005 roku sprzedał Ma chińską część firmy, a w zamian przejął 39 proc. grupy Alibaba o wartości 1 mld dol. i przekształcił porażkę amerykańskiego koncernu w Chinach w jedną z najbardziej opłacalnych dla niego transakcji. W tym czasie zaprzyjaźnił się z Ma.
Wejście na giełdę Alibaba.com przyniosło 2 mld dolarów. Ma potrzebuje pieniędzy na rozwój pozostałych firm-dzieci Alibaby. W portfelu obok Taobao jest jeszcze Alipay, system płatności zbliżony do systemu PayPal w eBayu, a także AliSoft, powstała w 2007 roku firma projektująca oprogramowania.
- Google, Wal-Mart, General Electric czy Microsoft to wzory, od których chcę się uczyć po to, by je prześcignąć - twierdzi Jack Ma.
Najwyraźniej inspiracją są dla niego Stany Zjednoczone. Nawet nazwa dla jego firmy przyszła mu do głowy po wizycie w chińskiej restauracji w San Francisco.

http://www.forbes.pl/forbes/2007/12/13/060_nowy_cesarz...