Temat: Koszule do pralni, dziecko z przedszkola, kwiaty dla...
Czasem zdarza mi się pomagać mojemu szefostwu w organizacji prywatnych wyjazdów. Ale jest to tylko i wyłącznie moja dobra wola. Zawsze potem słyszę "dziękuje". Jeśli nie kłóci się to z moimi obowiązkami, to nie widzę problemu.
Natomiast zdarzyło się kiedyś w jednej z firm, w której pracowałam, że asystentki były traktowane jak chłop pańszczyźniany. Musiały robić wszystko. Szczytem bezczelności mojego, na szczęście, byłego już szefa było przyjście do zastępującej mnie w czasie zwolnienia lekarskiego koleżanki i wydanie polecenia (nie była to bynajmniej prośba), że jego dziecko ma komunię w najbliższy weekend i ma zorganizować transport dla setki gości. Dziewczyna, która w tym czasie miała na głowie 2 razy więcej obowiązków niemalże padła trupem, jak to usłyszała.
Zlecenia jak odbierz mi pranie, czy posprzątaj mi biurko były na porządku dziennym. Dodam tylko, ze posprzątanie biurka szefa było moim pierwszym zleceniem od niego. Poczekałam z tym do jego urlopu - 2 tygodnie, bo góra piętrzyła się niemalże pod sufit, a miałam wszystko posegregować wg projektów. A znalazłam tam nie byle jakie skarby, bo np. notatki sprzed 2 lat. Kiedy wrócił z urlopu i zastał posprzątać biurko (co zajęło mi kilka dni, robiąc tylko i wyłącznie to), nie tylko mi nie podziękował, ale jeszcze zaczął mnie ochrzaniać, że zajęło mi to tyle czasu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo był bardzo antypatyczny, gdyby nie fakt, że nie był moim jedynym szefem, a jego kolega był również bardzo absorbujący, a ja się dopiero wdrażałam do "standardów" tejże firmy. Faktem jest, ze niepotrzebnie się wdrażałam, bo po miesiącu wiedziałam już, ze to nie miejsce dla mnie i po okresie próbnym uciekłam razem z moja koleżanką, która nie chciała organizować komunii.