Temat: kandydaci-cwaniaczki
Rafal G.:
A ja przyznam, ze rekrutuje bez zadnych zadec AC i innych takich. Ocena polega na kilku interview - od poczatkowego po techniczne. A glowne nietechniczne kryterium to czy ow czlowiek pasuje profilem do roli (wymagania zwiazane z olbrzymia iloscia podrozowanie i innymi takimi stresami) oraz zadanie sobie pytania "czy ja bym chcial z nim/nia pracowac na trudnym projekcie?".
Proces prostszy a jak na razie pomylilismy sie na 15 osobach przyjetych tylko raz.
Wniosek - te wszystkie testy, profilowanie i inne takie zabiegi. Mam wrazenie ze to specjalisci od rekrutacji z tego po prostu zyja ;)
Miałem kiedyś szefa, który rekrutował w sposób następujący: zastanawiał się, co jest kluczową cechą na określonym stanowisku i budował historyjki, które pozwalały poznać pod tym względem kandydata. Pół godziny rozmowy i wiedział o kandydacie wszystko, co mu było potrzeba. Chciałem kiedyś go naśladować i zatrudniając (w zastępstwie koleżanki) inżyniera wsparcia systemu monitorowania IT opowiedziałem rzecz następującą:
"Uruchomiliśmy nasz system w firmie, w środowisku produkcyjnym, a następnie tamtejszy administrator wykonał na nim serię doświadczeń doktora Cycka (niedopuszczalne, ale częste). Od czego szlag trafił nasz system monitorowania i pojawiła się groźba utraty stabilności całego systemu IT klienta (np. z powodu gigantycznego wzrostu obciążenia sieci). Admin wyłączył monitorowanie i wykonując CYA!, pobiegł do dyrektora IT skarżąc na nas i twierdząc, że przyczyną jest po pierwsze beznadziejna jakość naszego produktu, a po drugie - ogólny brak fachowości naszego inżyniera. Dyrektor IT wezwał naszego inżyniera i wygłosił pod jego adresem te same zarzuty. Co powinien zrobic nasz inżynier w tej sytuacji?"
Na chyba dziesięciu kandydatów, prawie wszyscy weszliby od razu w polemikę, wykazując, że admin jest matołem z dziada-pradziada, sam popsuł, a teraz kłamie. Jeden jedyny chciał zacząć od naprawy popsutego systemu, od czego chciał przejść do edukacji admina (żeby nie psuł więcej), czyli nastawiony był na rozwiązywanie realnie istniejących problemów. Zatrudniłem go. I było lat temu wiele, ale dotąd mi tego inżyniera wsparcia ludzie wypominają (mimo, że zmienił już chyba ze cztery firmy w miedzyczasie). Bo on wprawdzie wiedział, co powinien robić, ale absolutnie tego nie robił.