Temat: Zrównoważony transport nie oznacza likwidacji motoryzacji...
Nie likwidacji, ale poważnego ograniczenia.
Polska ma już więcej samochodów na tysiąc mieszkańców, niż w Niemczech.
Polak musi podjechać z punktu A do punktu B samochodem, dla Polaka problemem jest konieczność przespacerowania się 10-15 minut w drodze do pracy.
Samochód u nas jest oznaką prestiżu, a brak samochodu czy jeżdżenie tramwajem jest oznaką nieporadności życiowej. Inaczej niż na Zachodzie.
To jest chore i to trzeba zmienić.
Nie wiem, jak jest w innych miastach, ale w Krakowie smog jest tak gęsty i duszący, że tu już się właściwie nie da mieszkać. Przyczyną smogu są nie tylko piece i palenie śmieci, ale też samochody. Wolałbym nie ograniczać ruchu samochodowego zakazami, lepiej po prostu w sposób preferencyjny traktować inne gałęzie transportu - wtedy ruch na ulicach spadnie, a skorzystamy na tym wszyscy, a najbardziej kierowcy (mniejsze korki, płynniejsza jazda, większe bezpieczeństwo). Problem w tym, że w Polsce jest odwrotnie: najwięcej kasy idzie na drogi, kolej jest niedofinansowana i niezreformowana, a żegluga rzeczna w ogóle w stanie likwidacji. A już największym nonsensem jest zakazywanie ruchu pieszego i nakaz skorzystania z samochodu, jak to się dzieje na polskiej granicy wschodniej i północnej. Gdyby w cywilizowanej części Europy się dowiedzieli o takim zakazie, to by z krzeseł wszyscy pospadali.