Temat: INCOSE - nowe horyzonty
Marcin Dunajewski:
Co do samochodów. Pojazdy mogą być inteligentne, ale muszą mieć odpowiednie warunki. W Polsce jest to na razie chyba za bardzo utrudnione.
Konstrukcja samochodu, który samodzielnie może pokonywać specjalnie przygotowaną trasę (np. zatopione w asfalcie pętle indukcyjne), to dosyć banalna sprawa z technicznego punktu widzenia. Bawiono się w to w latach siedemdziesiątych, albo jeszcze wcześniej (może nawet w pięćdziesiątych, pamiętam taki czarno-biały teledysk z samochodem ze szklanym dachem i płetwami, podobny do rakiety, gdzieś słyszałem że sam jeździł po wyznaczonej trasie).
Nowsze samoloty pasażerskie też mogą na autopilocie wystartować, przelecieć trasę i samodzielnie wylądować, nie robi się tego ze względów bezpieczeństwa (nie wydaje się na to certyfikatów). Są też prototypowe myśliwce i wahadłowce bez pilota. Ale też w powietrzu nie ma tylu przeszkód, a te co są bardzo się wyróżniają na tle otoczenia.
Cała sztuka teraz, to zbudować taki samochód, który sam radzi sobie na zupełnie zwyczajnych drogach, bez dodatkowej infrastruktury. Od dawna DARPA organizowało konkurs na pojazd, który automatycznie pokona trasę z punktu A do B, w dodatku w terenie, po bezdrożach. Kilka lat temu udało się to pierwszym ekipom, a dzisiaj m.in. Google i General Motors prowadzą próby na drogach publicznych z takimi samochodami, zresztą z powodzeniem. Planuje się wprowadzić je do produkcji za niecałe 10 lat, a za 5 lat takie, które samodzielnie będą pokonywać niektóre drogi (np. międzymiastowe).
A dzisiaj samochody mogą:
- Utrzymywać stałą odległość od poprzedzającego pojazdu (połączenie radaru z tempomatem)
- Automatycznie hamować przed przeszkodami.
- Powracać na pas ruchu, jeśli kierowca się zagapi i zacznie zjeżdżać.
- Rozpoznawać znaki drogowe i wyświetlać je kierowcy.
- Samodzielnie parkować.
To wygląda na gadżety, ale wprowadzono takie rozwiązania, bo średnia wieku kierowców się podwyższa, a starsi (np. osiemdziesięcio- czy dzięwięćdziesięciolatkowe) nie mają zbyt wielkiej sprawności psychofizycznej.
Henryk M.:
Niepokoi mnie Wasz pesymizm w kwestii możliwości działania i rozwoju.
To nie pesymizm, ale realizm. W Europie nie jest dobrze, a w Polsce to już tragedia - trzeba mieć nie wiadomo ile papierków potwierdzających kompetencje z danej dziedziny, na dodatek wymyślić coś oczywistego, co musi zadziałać. Naukowiec nie może sobie pozwolić na szaleństwa, nawet z prywatnych funduszy, bo jak się nie uda, to się ośmieszy i wręcz pogrzebie swoją karierę.
W USA jest nieco lepiej, bo przynajmniej finansują wszystko, co choć trochę przypomina broń.
Dlatego największe wynalazki zawsze tworzą pasjonaci. Im nie zależy na tym, co inni myślą, jak mają wizję to zaszyją się w garażu i próbują do skutku. Często to ma tragiczne konsekwencje w życiu osobistym.
Amerykańskie korporacje z kolei działają w ten sposób, że masowo wykupują małe garażowe firmy, które tworzą cokolwiek sensownego. IBM w ciągu roku skupuje koło setki takich firm, z czego 99 to nietrafione inwestycje, ale zawsze jakaś się trafi z produktem, który odniesie sukces. Działy badawcze korporacji mają ogromne finanse i świetne wyposażenie, ale niewiele nowego tworzą, raczej udoskonalają już istniejące i sprawdzone pomysły. Pomysł to jedno, ale jego udoskonalenie to zupełnie co innego, wymaga żmudnej pracy specjalistów. Ugruntowana wiedza specjalisty to zaleta, ale jednocześnie brzemię, bo oznacza schematyczne myślenie, brak kreatywności (przykład - można spytać naukowca, jak zabrał by się do budowy wentylatora do chłodzenia podczas upału, a następnie zajrzeć na stronę Dysona - to coś wieje, a nie ma wiatraka!)
Jeśli prześledzić historię wdrożeń takiej korporacji amerykańskiej, to zdecydowana większość produktów jest niewypałem. Ale ciągle próbują, bo z nawiązką zarobią na tym, co się przyjmie. Chaos i przypadek, ale to działa. Kierownictwa korporacji nie przyznają się, że działają na oślep (bo nawet sprzątaczka mogłaby zarządzać taką firmą, albo można posadzić małpkę wciskającą guziczki), potem krążą spiskowe teorie, że korporacje wykupują potencjalną konkurencję by ją zlikwidować:)
Największym problemem dla innowacyjności jest brak wyobraźni u ludzi podejmujących decyzje (zarówno w firmach, jak i rządach). Nie potrafią przewidzieć, jakie skutki będzie miało jakieś nowe rozwiązanie, często kierują się strachem przed nieznanym i hamują.