Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Apokalipsa i eschatologia (motyw końca świata i sądu...

Armin Senser

Wielkie przebudzenie


Budzę się. Wszystko budzi się dokoła.
Sufit, drzwi, ściana, zasłony i stoły,
podłoga, krzesła budzą się. I rzęsy,
włosy, kark, plecy, a także ramiona,
brzuch, biodra, uda, łydki oraz stawy,
kostki się budzą, u rąk i nóg palce.
Budzą się wargi, język, podniebienie,
ziewanie, pępek i skrzydełka nosa,
budzi się świadomość, przestrzeń i czas
się budzą, wszystko się budzi. Rzeczy
oraz ludzie. Leżenie, stanie, siedzenie,
zataczanie się i trzymanie. Krew budzi się
i oddech. Wyłącznik światła, lustro,
oślepienie, mrużenie oczu, zęby, dziąsła,
zmarszczki, zarost, slipy – i penis z moczem
także się budzi. Budzi się przekleństwo,
słowo i spojrzenie. Budzą się kolory.
Noga założona na nogę i piersi sklepienie.
Budzi się kawałek nocy i strzęp snu.

Budzi się Praga i Rzym. I Bałkany
całe się budzą. Budzi się Afryka z południa
na północ. Szanghaj się budzi zaraz po Pekinie,
potrząśnięty drżącą ręką. Leningrad
zbudził się od razu, także Stalingrad. Linz
już się zbudził, potem Monachium, Berlin -
cały świat. Nikt nie śpi. Żaden człowiek.
Rzeczy też nie śpią. Ani zwierzęta.
Wszystko zbudzone. Nic dalej śpi.

Poniedziałek, wtorek, środa i czwartek,
piątek, sobota budzą się. A także
dziś oraz jutro, koszula i spodnie,
kawa, herbata, naczynia się budzą.
Zgrzyt, brzęk, ciurkanie, siorbanie
się budzą i czasowniki pośród części mowy:
w trybie oznajmującym oraz warunkowym.
Ablatywy, wokatywy i wszelkie inne motywy.
Wszystko przebudzone. Nic już o śnie nie myśłi.
On także zbudził się z nieswiadomością
i tajemnicami swoimi zarazem.
Mgła się zbudziła ze świtem,
blask słońca, chmury i wicher,
huragan. Budzą się schody, ulice
i place, na nich zaś posągi, kule,
polegli i działa, czołgi, kochankowie.
Domy się zbudziły, kominy, ze wschodu
na zachód gorzki unosi się zapach.
Budzą się anteny, wiadomości, cienie,
ciepło i zimno. Woda, lód i gazy
w eterze, w płucach. Budzą się atomy, radio-
aktywność się budzi. Prawdopodobieństwo
i statystyki wespół się już budzą
z kompletem liczb, praw, reguł oraz błędów.

Oczu nie może nikt zamknąć.
Wszystko się budzi. Materia czy dusza,
anioł czy potentat. I wiedza się budzi.
Także zapomnienie, z nim
budzi się pamięć, przestępstwo,
bestialstwa, wolność, zazdrość
i samotność. Budzi się rasizm,
jeszcze uśpiony. Sekty i pamflety,
budzą się Lete, Styks oraz Dante.
Budzą się ojcowie, matki, dzieci, płody,
sperma, komórki jajowe i wszyscy krewni.
Budzą się przyjaciele, obelgi i śmiechy.
Budzą się życzenia, spełnione i niespełnione,
i różne budzą losy.
Budzone są katastrofy, małżeństwa
i ich kombinacje. Budzą się możliwości
i rzeczywistości. Na równi wszystkie wymierzone
w przyszłość, przeszłość i chwilę obecną.

Budzą się także dźwięki, wieża Babel
oraz języki. Śpiewy i pieśni.
Madrygały. Sonety. Opera. Wiersze.
Wszystko niespodziewanie budzi się
właśnie teraz. Budzą się strofy,
budzą się próba, powieść oraz szkice.
Wszyscy zbudzeni również w bibliotekach,
słuchacz, czytelnik, wydawca i autor -
w myślach, na papierze oraz w atramencie,
w kamieniu i na małej okrągłej płytce
zbudziły się Wielka elegia dla Johna Donne'a,
Dni policzone, List do lorda Byrona,
Dywan, Spacer, bukolika, niejedna
epoda, wszystkie waginy oraz wszystkie jądra.
Budzi się Noe i ci, których zabrał potop,
Abraham, Paweł i Szaweł się budzą,
Dawid i Dzieciątko. Maryja, brzemienna
podczas ucieczki. Oraz uciekające ludy.
Pojawiają się – budzą jak wszyscy niewolnicy
i Sokrates, Platon, Kartezjusz, Spinoza
i Kant, także Epikur. Wszyscy filozofowie oraz
idee. Wszystko wychodzi na światło dzienne.

Zbudzeni po długim śnie, zbudzeni
po krótkim życiu i długiej starości,
zbudzeni nago,w chatach, butach, polu,
we krwi, w błocie. Zbudzeni w środku aktu miłosnego.
Zbudzeni, zbudzeni, zbudzeni. I zbudzeni.

Węgorze, walenie i archeopetryksy się zbudziły,
ślimaki, węże oraz ich projekty.
Budzą się dinozaury. Budzi epoka
lodowcowa, holocen, potem perm – dobre i złe
czasy, budzą się Wielkie nadzieje.
Budzą się Napoleonidzi i wszystkie korony.
Miles się budzi i Bach, Mozart oraz Dworzak.
Wszystkie bitwy. Wietnam się budzi i Korea,
Zatoka Perska, obie w niej wojny i wszystkie inne.

Ty się budzisz i ja. Zbudziły się też
planety, gwiazdy, słońca, księżyce, galaktyki
i wszechświaty. Alpy, Karpaty i Himalaje się zbudziły.
Zbudził się Tybet,
Kraj Basków, Istria, Galicja i Schwarzwald.
Budzi się Knossos, Pompeje, Aztekowie,
Eskimosi i Korsykanie. Buddyści,
Hindusi, Sikhowie, szyici i sunnici
też się zbudzili, i chrześcijanie, żydzi oraz
geje, technokraci, gracze giełdowi,
stręczyciele i sędziowie, policjanci i nauczyciele.
Wszyscy zbudzeni, wszyscy bez wyjątku.

Poderwały się ze snu śruby oraz blachy,
opony, cegły, pustaki i beton,
stal oraz drewno. Auta, samoloty,
pociągi i pojazdy na ogniwa słoneczne,
rowery, traktory, ciężarówki, wszystkie
one się zbudziły. I statki. Wraz z nimi
budzą się spaliny, wypadki, podatki,
dochody, podróże, wydatki, stacje benzynowe,
lotniska, przystanie, awarie i uszkodzenia,
tankowce i lotniskowce.

Świat się zbudził. Południe, popołudnie,
poranek, zmierzch, a także noc.
Budzi się zasypianie, drzemanie i chrapanie.
Budzi się księżyc i rój meteorów,
satelity, astronauci oraz asteroidy
się budzą. Cisza się budzi. Zbudził się
hałas. Od cząstek elementarnych
po oczy wszystko jest otwarte.
Zamknięte jest nic, nic nie jest ukryte, nic
zgubione. Wszystko znalezione, zbudzone.

I Bóg się zbudził. Wszelka zasada. Oraz teorie.
Nic jest martwe. Kamień i drzewo,
pomysł, odczucie i trawienie
nie śpi. Nie śpi to także, co jest bezimienne.

Wszystko jest, zbudzone, ty i ja. On, ona
i ono. Wokół nas, wokół rzeczy oraz ludzi
stoi przebudzenie, w zasięgu ręki i wzroku,
bliskie, namacalne. Ogarnięte wielkim przebudzeniem
też oczekiwanie, że ta chwila trwać będzie wiecznie.
Na wieczność całą wszystko przebudzone, bo to Sądny Dzień.

z tomu „Grosses Erwachen. Gedichte”, 1999

tłum. Ryszard Wojnakowski

wersja oryginalna pt. „Grosses Erwachen” w temacie
A może w języku Goethego?
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 17.06.11 o godzinie 21:13

konto usunięte

Temat: Apokalipsa i eschatologia (motyw końca świata i sądu...

Konstanty Ildefons Gałczyński

KONIEC ŚWIATA
WIZJE ŚWIĘTEGO ILDEFONSA
czyli
SATYRA NA WSZECHŚWIAT

J.O. Panu
Tadeuszowi Kubalskiemu
tudzież
śp. cioteczkom moim:
Pytonisie, Ramonie, Ortoepii, Lenorze, Eurazji, Titinie, Ataraksji, Republice, Jerozolimie,
Antropozooteratologii, Trampolinie -
od trąby powietrznej w kwiecie wieku na ulicach bolońskich
porwanym -
poświęca nieutulony
Autor

Apparebit repentina
Dies magna Domini
Fur obscura velut nocte
Improvis occupans
Śpiewka łacińska1

W Bolonii na Akademii
astronom Pandafilanda
rzekł, biret zdejmując z włosów:
- Panowie, to jest skandal:
zbliża się koniec Ziemii,
a może całego Kosmosu;
wszystko przed wami rozwinę:
perturbacje i paralaksy,
bo według mojej taksy
świat potrwa jeszcze godzinę.

Na te okropne słowa
podniósł się Imć Marconi
najoświeceńsza głowa
w całej Bolonii
I rzekł: - Aeropagu
mędrców najznakomitszy,
wszystko com słyszał jest blagą,
jak sześć to jest trzy i trzy;
wszem wobec, jak rektor,
oświadczam przeto, że kto
takie brednie lansuje,
na karę zasługuje,
że taki głupi argument
wymyślić mógł energumen,
szarlatan Pandafilanda.

Rumor się zrobił na sali:
wszyscy uczeni gwizdali,
wołali: - Skandal i granda!
On chciał nas omamić,
nabujać, skorrumpować,
zaidiotyfikować!
Poczekaj pan: kłamstwo plami,
nikt z czoła ci hańby nie zdejmie!

To mówiąc wyszli, stuknąwszy pulpitami
jak w polskim sejmie.

Zostały czarne pulpity
i czarny na ścianie krucyfiks,
i na katedrze zgnębiony,
małeńki, pokurczony
astronom.

Bolało go bardzo w głowie,
więc zażył proszek "Z kogutkiem",
potem przez chwile krótkie
nie podejmował powiek,
wiadomo: astronom też człowiek.
Potem się chwilę przechadzał
posępny niesłychanie,
mruczał coś: - Kończy się władza...
Albo na białej ścianie
kreślił cyfry i znaki,
logarytmy, zodiaki -
przez bardzo długie chwile
zawile.

W końcu w notesie u góry,
patrząc w cyferblat "Cyma",
nakreślił dziwne figury
z miną olbrzyma.
A potem wsparty na dłoniach,
już tylko w okno poglądał:
za oknem była zielona
Bolonia
i wieczór.

Daleko, w złotym birecie,
student przygrywał na flecie -
było to w lecie.
Stop!

Bo gdy wypełniła się pora,
znaczy, godzina szósta,
u bezbożnego rektora
popękały wszystkie lustra;
i potrzaskały także
u rentierów i tapicerów,
i u wszystkich w mieście fryzjerów,
a była to plaga za grzech.

Komiczne! woźny malvento,
egzaminując się w lustrze:
- Twarz mam na dwoje rozciętą!
wrzasnął!. A to było w lustrze.

Więc widząc, co się święci,
z kościołów uciekli święci,
salwując się fugą niepiękną,
jak lustra nie chcieli pęknąć.
Uniosły się trwożnie do góry
ładne gliniane figury
i poleciały do nieba

Nie ma świętych gdy potrzeba.

A tutaj w moich widzeniach
nastąpi należna przerwa.

Widzenia następują

Koty, motyle i drzewa
tańczyły ze zgrozy w kółko,
skrzydła siwaiły jaskółkom,
widziano krew na kamieniach.
Widziano nawet jak rektor
ze strachu spuszczał zasłony
i płakał, jak narodzony,
a przecież nie był bylekto.

A już na wszystkich ulicach
krzyczano: "Ginie Bolonia!"
Widząc ten bayzel, policja
jęła cwałować na koniach;
długimi pałkami z gumy
prazyli karabinierzy,
niestety wrzeszczały tłumy:
"Ratuj się, kto w Boga wierzy!"
I kto wierzył szeptał: "O Boże",
a kto nie: "Strachy na lachy!"
Ciekawsi włazili na dachy
i nawet bydło ryczało w oborze
ryczało, ryczało, ryczało.
Ulicami szli biczownicy
w diesirycznej włośnicy
i umartwiali ciało.

Mówiono, że nawet papież
(tss!) szuka ucieczki na mapie,
że całe święte Koncylium
bije się w członki lilią.
Taki to dopust Pan dał
przez usta Pandafilanda.

Tylko weseli studenci
do strachu nie mieli chęci:
w tawernach winem obrosłych
kochankom pisali akrostych,
a co wstydliwsze kochanki
przez wina dzikiego listek
całowali w same usta.
Ładnie! ginie wszechświat wszystek,
a tutaj, panie, rozpusta.
Bo również konkretne zdrożności
przerabiali obustronnie
i pili, kanalie, koniak,
i śpiewali,
i na gitarach brzdąkali:
"Evviva Bologna,
citta delle belle donne!"2
..........................................

Tu pauza bo konam z zazdrości.

Kiedy się działy dziwy te
szalone i nierozumne,
niesłychanie niesamowite,
cieśla Giovanni Lucco
bawił się swoją ciesiółką
i śpiewał, i ciosał trumnę:
śpiewał Giovanni: "Ciosaj,
trumno moja, się ciosaj;
położy się w tobie panna,
panna o złotych włosach".

A kiedy ukończył pracę,
w oliwie umaczał placek
i jadł pomału, pobożnie;
a potem , polityk stary,
na oczy wdział okulary
z premedytacją, ostrożnie,
aby nie pękło wlókienko,
zawiązując drucik z uszkiem;
i usta łącząc z cybuszkiem,
litery popychał ręką
do gadania niesprawne;
znudził się, zamknął warsztat
i mrucząc: - Koniec świata...
hm... to wcale... zabawne...
zasnął pod krzczkiem w odródku.
Śpij słodko Giovanni Lucco.

Ale w szpitalach nie spali
na sprężynowych łóżkach
i na miękkich poduszkach
chorzy.
Tylko krzyczeli, wołali,
kasłali i przeklinali:
- Gdzie są doktorzy?!
Gdzie są ręczniki, spluwaczki,
wykałaczki i posługaczki?!
Nam coraz gorzej!
A my nie chcemy umierać,
ale się pięknie ubierać,
wiązać zielone krawaty -
nie chcemy bandaży i waty!
P r o t e s t u j e m y!
I coraz ciszej wołali,
aż w nocy poumierali.
Na białej, szpitalnej sali
spokój panował niemy.
A wtedy przez mały otwór
wścibił się Astralny Potwór,
lekarstwa pomieszał i zjadł.
Tu kończy się wizja.

Na dole przed Akademią,
w małe zebrane kupki,
płakały nad biedną Ziemią,
rajcowały miejskie przekupki:
- Czy pani widzi?
- Nie widzę.
- Toć widać tam i tu:
- coś takie idzie
- niedobre.
- Szu szu!
- Szu szu!
- Toć widziałam, moja pani,
- szło wyraźnie na plebanii,
- szło szło
- szło szło
- To.
- W gazecie także stojało,
- czarne na biało.
- O!
- Qui
- Pro
- Quo3

- To kara boska...
- Co co?
- Co co?
- A ten Kosmos...
- Bieda, stara Kosmoska.

Ściemnia się. Pomarańczą
księżyc wypływa z rzeki.
Drzewa nad rzeką tańczą,
jak jednonogie kaleki.
I rzeka płynie, i milknie -
długie - niebieskie - słowo.
Księżyc wyfrunie, przylgnie
do drzewa gałązki jak owoc.
Lecz nie pomoże pełnia:
proroctwo się wypełnia.
Lecz nie pomoże fala:
biją dzwony na alarm.
I Król, i lud nie pomoże,
bo robi się coraz gorzej,
strach się podnosi jak morze.
Chmury po niebie - chmury
ociężałe cwałują;
idący gniew Natury
leniwie zwiastują.
Ku miastu coraz bliżej,
ku ziemi coraz niżej,
opadają złowrogie,
ogromne, wstrętne, ryże.
U Świętego Michała
dzwony biją na trwogę.
Bolonia struchlała
drży.

Bankierzy piszcie testament
Bóg zburzy banki Bolonii!
a wy skryjcie się w mysią jamę,
bluźniercy i masoni.
Widzę nadciągającą Grozę,
Xiążę Ciemności wbija w biegun rozłopotany sztandar.
Bo sprawdzi się od A do Z
proroctwo Pandafilanda.

Już sprawdz się, już się sprawdza,
jak drzewa drżą telefony,
po zwierciadlanej sali
biega Król przerażony:

Hallo

Hallo

Hallo

Czy to ty? czy to ty, Genowefo?

Tu ja, tu ja - Antonio!

Pomyłka! 405!
Czy to skład trumien?
Ach, pan mnie nie rozumie?
Ja jestem pański zięć!
A konie wysłać wieczorem.
Poczta Pinocchio, tuzin 15 lir.

Hallo

Czy to królewska kancelaria?

To ty, kociaku?

Wariat!

Jestem minister spraw wojskowych,
Sire,
burzy się proletariat:
Pytonissa
Ramona
Ortoepia
Lenora
Eurazja
Titina
Ataraksja
Republika
Jerozolima
Antropozooteralogia
Trampolina!

PROLETARIAT

Więc wojsko wysłali na miasto,
maszerowało wojsko:
Piccolo-flet tak gwizdał jak kos,
mocne bebny biły, biły tak:
- Kosmos Kosmos ginie minie Kosmos
bujdą skończy się nieborrak!

A za wojskiem, zgarbiony,
dziobaty, zamyślony,
w okularach i z miotełką
szedł towarzysz Mydełko;
i miotełką z wikliny
czyścił ostatnie szyny,
i coś mruczał pod nosem,
jakieś tam słowa krztusił:
- Kosmos, panie, Kosmosem,
ale porządek być musi.
A nad tym czyściszyną,
a nad tymi szynami
gołąb skrzydła rozwinął
i poruszał skrzydłami.
A nad gołębiem księżyc
leciał, srebrząć kominy.
I tak szli, i ginęli:
gołąb, tamten i szyny...
Het, na krańcach Bolonii,
cień się tylko pochylał,
I do nich, i tylko do nich
uśmiechał się Pandafiland;
i nader iddyliczny
stał się i zaczął marzyć:
- Mój Bożę, jaki śliczny
proletariacki pejzażyk.

Tego samego zdania
byli bolońscy poeci:
Przecież to niesłychane!
tramwajarz, no i śmieci.
Zaraz wiersze pisali
deklamowali słodko:
- Choć źle ze światem,
proletariatem
pobawmy się jak grzechotką.

A bawcie się, bawcie dzieci.

A tymczasem już grzmiało,
a tymczasem błyskało
i coś się niedobrego

w ogóle gotowało
Nie pomogły przekleństwa,
i różne "porca madonna"4;
Nadszedł kres bezeceństwa:
Świat konał.
Na bolońskich ulicach
kołysało się mrowie.
Zbierali się, radzili
jak by temu zapobiec.

Próżna rada! nie wskórasz
w dzień ostatniej zagłady:
Przewracały się biura,
teatry, kolumnady,
sklepy, cyrki, świątynie
i różne ubikacje,
słonie w Zoo i stacje
nawet obrazy w kinie.

A u Giovanni Lucco,
który zasnął, jak wiecie,
przewrócił się gołębnik
i gołąb zeń wyleciał;
ten sam gołąb anielski,
który z tym tramwajarzem,
gdy Pandafil diabelski
patrzył w okno i marzył.

Ale kiedy bieg planet
stał się krzywolinijny,
uradzono nad ranem
pochód protestacyjny:

Wszyscy w nim udział wzięli:
mniejsi, więksi i mali,
czarni, żółci i biali,
parlamentarni mowce,
krawcy i brzuchomowce,
Szatani i Anieli.
A jeszcze komedianci,
a jeszcze policjanci,
i księżą, i rabini,
siła, siła narodu.
A na czele pochodu
jechał rektor na świni;

z obnażonymi nogami
szli ekshibicjoniści,
transparenty nieśli socjaliści,
a komuniści
dynamit.
Rzecz oczywista - anarchiści
nieśli maszyny piekielne,
masony kielnie,
a dzieci
wianki z zielonych liści;
zakamieniali rojaliści
śpiewali "Evviva il Re"5
za nimi neopapiści,
co byli trochę marksiści,
też śpiewali, "targali niebiosa":

- Evviva bandiera rossa!6
He, he!!
A wszystko składnie i ładnie,
w porządku, rzędem, gromadnie:
mityngi, wiece, masówki,
kukluksklany, bojówki,
kule dum-dum;
szły rezolucje, protesty,
rewolucje i manifesty.
TŁUM
na samym końcu pochodu
szły pojednaczki narodów:
Międzynarodówki:
I, II i III
IV, V i VI
i VII!!!

Szła Tęcza,
zbawienie świata
spóźnione:
Bo gdy za ręce się wzięli,
jak dzieci wystraszone,
zawirowali,
skamienieli
i z miliardowej gardzieli
wyrwał się ryk:
- NIE CHCE-MY KOŃ-CA ŚWIA-TA!
Na złość się zrobił koniec świata
Sic!

Kosmiczna zaczęła się chryja
z całą straszliwą atmos-
ferą. Vide św. Jan,
Apokalipsa - Pathmos:
Słońca zgasły i gi-
nęły, toneły w oddali.
Gwiazdy spadały jak figi,
a Żydzi je sprzedawali.
W powyższej anarchii księżyc
naśladował planety inne,
znudziło mu także się żyć
i wskoczył w beczkę z winem;
dopieroż tam zabulgotał,
zamlaskał ten stary opój,
aż beczka zrobiła się złota,
aż się fest utopił.
Wszystko się toto waliło,
kosmiczne przeróżne draństwo,
aż pękło, się utopiło
stare odwieczne państwo.
Wielka to była chwila
i tako rzekł Pandafiland:
- Skończyła się cała panika
i świat jak łódź bez stru,
jak potworny kadłub "Tytanika"
zatonął w odmętach eteru.

JA TO WSZYSTKO SŁYSZAŁEM
W NIEBIOSACH PRZEZ TELEFON
I W XIĘGI ZAPISAŁEM
SŁUGA BOŻY ILDEFONS.

FINIS


Koniec świata... 1929 Konstanty Ildefons GałczyńskiMalgorzata K. edytował(a) ten post dnia 19.06.11 o godzinie 21:47
Cezary Lipka

Cezary Lipka Poeta, publicysta

Temat: Apokalipsa i eschatologia (motyw końca świata i sądu...

Cezary Lipka przedstawia swój wiersz pt.
Chcę ci powiedzieć…

Dlaczego mnie
Nędznemu robakowi
Objawiłeś te rzeczy
W żaden sposób
Na to sobie nie zasłużyłem
Jestem człowiekiem o nieczystych wargach
Nie wiem czy jestem w stanie odnaleźć
Twe drogi

Pozwoliłeś mi ją poznać
Osobę o drobnej sylwetce
Czarnych prostych niezbyt długich włosach
Uroczym spojrzeniu i przemiłym głosie
Sprawiłeś że moje serce zaczęło bić
Dla niej

Jak mam jej to powiedzieć?
- Już wiem …
Ujmę to tak
Jak mój najlepszy orędownik w Niebie
Każdy dzień jest wojną
Toczoną ukrycie z mocami ciemności
Można zawsze upaść
Przegrywając drobną potyczkę
Lecz z tej ostatecznej batalii
Trzeba wyjść zwycięsko
Bo gdy staniemy w Dolinie Jozafata
Za nami iść będą nasze własne czyny

Dlatego na kolanach będę
Prosił ciebie Panie
Przymnóż jej wiary
I nie tylko jej ale i mnie
Bo zdążyłem zrozumieć
Jedno jesteśmy
By w ciemnej dolinie
Zła się nie ulęknąć
Chwycić w chwili próby
Twą pomocną dłoń

Pisałem wieczorem 15 V 2011 r.
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Apokalipsa i eschatologia (motyw końca świata i sądu...

Rainer Maria Rilke

Sąd Ostateczny


W niepojętym strachu i popłochu,
rozprószone próchna i okruchy,
przycupnęli w strupach ochry suchej
prochów, wysupłując się po trochu

z płacht, w których upodobanie mieli.
Aż, by zardzewiałe ich zawiasy
naoliwić, zjawią się anieli
i każdemu znów na lepsze czasy

coś pod pachę wcisną, co sam w zgiełku
życia dawniej, widać, psuł bez skutku;
żeby Pan Bóg ogrzał w tym ciepełku,

co tam jeszcze ciągle jest zawarte,
dłoń, w której obraca pomalutku
to coś, żeby sprawdzić, ile warte.

z tomu "Der neuen Gedichte anderer Teil", 1908

tłum. Adam Pomorski

wersja oryginalna pt. „Das Jüngste Gericht”
w temacie A może w języku Goethego?



Obrazek
Lorenzo Maitani „Sąd Ostateczny”, 1310-1330Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 23.06.11 o godzinie 11:22
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Apokalipsa i eschatologia (motyw końca świata i sądu...

Werner Aspenström*

Wiele słońc świeciło


Wiele słońc świeciło ponad górą,
nieruchomo, kapiąc ogniem.
Jedno dziesięciokrotnie większe od innych
ogromniejsze, gniew
milczący i bezlitosny.
Ludzie spieszyli do chłodnego lasu.
Jak żałośnie biegli równiną:
mężczyźni w rozwianych płaszczach, kobiety
z garnkami i koszykami w objęciach,
dzieci, nic nie widzące i tańczące,
starcy błądzący tam i z powrotem.

A w lesie wszyscy spłonęli.

Mój brat i siostra byli pośrodku śmierci,
długo słyszałem skowyt mego pieska,
i nieustannie napływały nowe tłumy
ku tym przerażającym latarniom.

z tomu „Hundarna”, 1954

tłum. ze szwedzkiego Andrzej Krajewski-Bola

*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja skandynawska
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 30.07.11 o godzinie 23:48
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Apokalipsa i eschatologia (motyw końca świata i sądu...

István Kovács*

Akrobaci Kierkegaarda


To nie jest niebo,
nie błogosławi deszczem,
nie jestem rajem zmartwychwstań,
nie jest jurtą
zdobytej przez ludzkość ojczyzny.
Znak na jego rozpiętym zenicie
to tylko hak paragrafu,
schizofreniczna kotwica nadziei -
wbita w nasze gardła.
Kołyszemy się
nad dyszącymi arenami,
pobrudzeni przez plamy na Słońcu,
pod nami
morze,
skalista góra,
piasek,
klingi S. O. S.-ów przebijają nam stopy,
pachwiny,
płuca.
Nadchodzą zwinni połykacze noży,
klauny;
na ich czapeczkach dzwoneczki noży,
które zagłuszają
rozkładający się w mózgu trzask broni.

Kołyszemy się
nad dyszącymi arenami,
w czas
ust Jonaszowej ryby,
wielkich mędrkowań
i polowań wielkich.

Kołyszemy się
„przy ogólnym śmiechu mądrych”,
„tak właśnie koniec świata nastąpi”.

Nie myślcie,
że „to tylko żart”,
nie myślcie, że to tylko rzężenie poezji.

z tomu „Ördöglakat”, 1982

tłum. z węgierskiego Bohdan Zadura

Wiersz jest też w temacie W głąb siebie …
(„Szaleństwo i geniusz”)


*notka o autorze i linki do innych jego wierszy
w temacie Być poetą...
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 22.08.11 o godzinie 07:33
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Apokalipsa i eschatologia (motyw końca świata i sądu...

Harry Martinson*

Widok


Ze strachem w oczach
żołnierze Armii Zbawienia widzieli
z hełmu wieży obserwatorium: harfy niebieskie;
tytaniczne, kołyszące sio, chaotyczne
struny mgławic ze złotego gazu.

Daleko w niezmierny kryształ bezczasowości,
gdzie przerażona myśl
spadać może wiecznie przez tysiąclecia,
szły gazowe złociste łuki harfiane,
dymiąc w Strzelcu.

z tomu „Nomad”, 1931

tłum. ze szwedzkiego Leonard Neuger

*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja skandynawska
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 02.11.11 o godzinie 08:52
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Apokalipsa i eschatologia (motyw końca świata i sądu...

Gunnar Ekelöf

Jesienna magia


Stój w bezruchu, w milczeniu, i czekaj,
Czekaj na zwierzę drapieżne, czekaj na znak, który się pojawi,
Czekaj na cud, czekaj na zagładę, która nastąpi,
Kiedy czas straci swój smak, swoją barwę.
To już unosi się ze zgaszonymi gwiazdami, płonąc przeszywa przestwór.
Nadchodzi o świcie albo o zmierzchu.
Dzień i noc nie są jego czasem.
Gdy słońce obróci się w proch, a księżyc w kamień -
Przypłynie ze zgaszonymi gwiazdami na wypalonych okrętach.
Wtedy krwawe bramy otworzą się na wszelką możliwość.
Wtedy bezkrwiste bramy zamkną się na zawsze.
Ziemia napełni się niewidocznymi krokami, a powietrze niesłyszalnymi dźwiękami.
Miasta runą punktualnie jak uderzenie zegara.
Muszle uszu eksplodują jakby w głębinach wód,
A bezmierna pokora czasu zacznie się uwieczniać,
Wnikając głęboko w martwe spojrzenia, w uśpione światła
Cudu, który ledwie muskając mija ich domy.
Stój w bezruchu, w milczeniu i czekaj,
Bez tchu, póki świt nie otworzy swego oka,
Bez tchu, póki zmierzch nie zgasi swego spojrzenia.

z tomu „Dedikation”, 1934

tłum. ze szwedzkiego Janusz B. Roszkowski

wersja oryginalna pt. „Höstsejd” w temaci Poezja skandynawska
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 03.11.11 o godzinie 12:07
Jerzy Nita

Jerzy Nita pracownik ochrony,
SKORPION

Temat: Apokalipsa i eschatologia (motyw końca świata i sądu...

w decydującym o wszystkim momencie

najbardziej długowieczne cywilizacje
zaczną ścierać się
na pył

radioaktywny okres półrozpadu
będzie trzaskać na licznikach
tysiącleciami

bakterie w naszych trzewiach
urosną i zmienią się

w piranie

Jerzy Nita Ten post został edytowany przez Autora dnia 14.07.13 o godzinie 16:33
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Apokalipsa i eschatologia (motyw końca świata i sądu...

Emily Dickinson

999


Zbędne stało się Słońce
Kiedy Doskonałość nie żyła
Każdego Dnia było zbędne
Na każdy Dzień mówiła
Ta sylaba będąca Wiarą
Dokładnie z Rozpaczy go zapisuje
I którego “Spotkamy się” niepewna
Jeśli miłość “Gdzie”? Dopytuje
Na jego odwiecznej Sławie
Naszego Cyklu zakłamanego
Jak gwiazdy, które kapią anonimowo
Z nieba obfitego.

z tomu “Collected Poems Complete and Unabridged”, 1991

tłum. z angielskiego Ryszard Mierzejewski

Wersja oryginalna pt.”999 [Superfluous were the Sun ...]”
w temacie Poezja anglojęzyczna

Następna dyskusja:

Motyw wiatru w poezji




Wyślij zaproszenie do