Temat: Space Invaders i pokolenia Y
Ooo, Space Invaders... Wersja Extreme rzeczywiście kopie zadki - dosyć często zdarza mi się partyjkę trzasnąć, choćby dla muzyki. Gierka niezła, aczkolwiek momentami potrafi być bardzo chaotyczna. Nie jest to jakiś tam japoński "bullet hell" co prawda, ale zdarza się kilka żyć stracić przez króciuteńkie chwile nieuwagi. :)
Myślę właśnie... Tak mi teraz trochę przykro, dziwnie staro się poczułem jak na przedstawiciela generacji Y - a z definicji się łapię. Co będzie następne, mutacja?! Chryste...
No a że ktoś nosi koszulki ze Space Invaders? Trudno, takie życie. Che Guevara też od lat na nich gości. Co subkultura to inna moda, a że teraz emo wchodzi i na polski rynek, to się będzie pełno takich pseudo-geek'ów w trampkach Atari kręcić.
Bo teraz bycie no-life'em z połamanymi okularami na nosie jest modne. :)
4chana jako źródła wszechwiedzy raczej nie polecam, bo tyle tam geniuszu, co i kretynizmu.
No chyba że /b/, bo to jest rzeczywiście ostatnia ostoja inteligencji. ;)
PS. To że ktoś Royskoppa nie zna, to tylko i wyłącznie jego sprawa - zresztą nie każdy za taką muzą przepada. To tak jakby spotkało się dwóch kolesi i zaczęło przekomarzać co jest tak naprawdę lepsze - Candlemass czy Dj Hazel. Nigga please...