Temat: Coś grywalnego

Szukam właśnie czegoś ciekawego do pogrania wieczorkiem. Jakiegoś dobrego fps'a albo rpg'a. Nie orientujecie się, czy pojawiło się ostatnio na rynku coś godnego uwagi?

konto usunięte

Temat: Coś grywalnego

Rozumiem, że chodzi o gry na PC?

W takim razie Zeno Clash jeśli chodzi o FPS'y, bardzo nowatorskie i świeże podejście do gatunku, a przy tym nieziemski klimat. Dla tych którzy nie śledzili ostatniego IGF - jest to połączenie właśnie FPS'a z... Bijatyką! Niesamowicie "miodna" gierka. :)

Natomiast jeśli chodzi o RPG'i to z czystym sumieniem mogę polecić The Last Remnant, bardzo dobry tytuł ze stajni Square Enix. Zresztą przyznam szczerze, że ich ostatnie gierki są jak dla mnie o niebo lepsze od "fajnali" wszelakich*.

*Już nie wspominając o "ojcu" Final Fantasy i jego pracy w studiu Mistwalker, bo wydane przez nich "The Lost Odyssey" wgniata w ziemię. Niestety póki co jest to exclusive na X360, ale kto wie, kto wie... :>

konto usunięte

Temat: Coś grywalnego

"The Lost Odyssey" wgniata w ziemię.

Mało w jRPGi grałeś.. :). Jest dobre, ale nie przesadzajmy :).

Ad Remnanta - mnie jednak odrzuciło. Dam tej grze drugą szansę, ale nieprędko (strasznie hermetyczny system walki imho).

Na PC z erpegami w ogóle ciężko..

konto usunięte

Temat: Coś grywalnego

Robert M.:
"The Lost Odyssey" wgniata w ziemię.

Mało w jRPGi grałeś.. :). Jest dobre, ale nie przesadzajmy :).

Pochopne osądy mają do siebie to, że niekiedy bywają błędne. :)
Ad Remnanta - mnie jednak odrzuciło. Dam tej grze drugą szansę, ale nieprędko (strasznie hermetyczny system walki imho).

Ja RPG'i traktuje po części jak książki i zawsze staram się dać im drugą szansę, nawet jeśli denerwują mnie w nich jakieś mankamenty - typu właśnie "hermetyczny system walk" itd.

Patrz Arcanum - silnik skopany totalnie, ale fabuła i ogólny klimat IMHO wynagradzają "cierpienia" w pełni. :>
Na PC z erpegami w ogóle ciężko..

"Mało na kompie grałeś.. :)" - a już tak zupełnie na poważnie, to z RPG'ami jako takimi problemu moim zdaniem nie ma. Pełno jest świetnych wRPG, które mimo upływu X lat ciągle potrafią zaskakiwać złożonością, otwartością czy dość innowacyjnymi na swoje czasy rozwiązaniami. Ot chociażby taki Darklands. No albo idąc nieco dalej, Arx Fatalis.

jRPG'i to fakt, inna sprawa, ale od czego są konsole? Chociaż ja tam żadnym "maniakiem" nie jestem i nawet trochę mi szkoda, że znajdą się osoby, które z powodu braku Dreamcast'a czy GameCube'a nigdy nie zaznają czystej rozkoszy jaką jest Skies of Arcadia ze swoimi powietrznymi bitwami i epicką historią... :)

konto usunięte

Temat: Coś grywalnego

Ad Remnanta - mnie jednak odrzuciło. Dam tej grze drugą szansę, ale nieprędko (strasznie hermetyczny system walki imho).

Dokladnie...mimo uwielbienia dla jRPG nie moglem przyzwyczaic sie do systemu walk. Nie czerpalem z nich zadnej przyjemnosci...a szkoda bo garficznie i fabularnie zapowiadalo sie niezle.
jRPG'i to fakt, inna sprawa, ale od czego są konsole? Chociaż ja tam żadnym "maniakiem" nie jestem i nawet trochę mi szkoda, że znajdą się osoby, które z powodu braku Dreamcast'a czy GameCube'a nigdy nie zaznają czystej rozkoszy jaką jest Skies of Arcadia ze swoimi powietrznymi bitwami i epicką historią... :)

Przeszedlem kiedys Skies of Arcadia na Dramie'e. Gra z potencjalem. Strasznie razila cukierkowosc i prostota bohaterow ale gralo sie ogolnie milo.Walki okretami swietne...niestety te spoza przemilcze;)
Wlasnie zakupilem sobie Gamecube'a dla nadrobienia zaleglosci. Jako fan Resident Evil musze nadrobic czesci w ktore nie gralem(Zero...i Remake 1 ...kiedy na PSX przeszedlem),Metal Gear Solid:Twin Snakes...cudo! Eternal Darkness. Wlasciwie same exclusive'y. Konsolka kosztuje naprawde niewiele(ja dalem 90zl) wiec mysle,ze dla tych tytulow warto.Michał Kiender edytował(a) ten post dnia 01.05.09 o godzinie 16:48

konto usunięte

Temat: Coś grywalnego

@Michał G.
Pochopne osądy mają do siebie to, że niekiedy bywają błędne. :)

To tak zaczepnie było :). Po prostu LO nie jest imho "wgniataczem" i tyle. Graficznie? Ok, trzyma fason. Combat mechanics? Hmm, klasyczne podejście (które kocham), zwalone przez kiepski balans czarów. Przykład: Lo-owa wariacja poisona/death/debuffów in general (już nie pamiętam nazw). Po kiego grzyba to rzucać, skoro i tak nie wchodzi, a wystarczy rzucić shieldus na drużynę i łypać którymś z elementali (do skutku). Bezedura. Przez całą grę nie czułem potrzeby używania debuffów, ponieważ gra tego odemnie w zasadzie nie wymagała. Do tego straszna kupa z przeciwnikami - jednych klepiesz po strzale, pojawia się jakiś subboss i łoi Cię jak chce, POMIMO, że nie uciekłeś z żadnej poprzedniej walki i drużyna ma już jakiś konkretny poziom.
Fabuła? Omfg. 3letnie dziecko dostało długopis. Jak tylko pokazał się Gongora, już wiedziałem kto będzie ostatnim bossem :))). Muszę jednak przyznać, że element ze snami był wybitnie kozacki - fabularnie, to tę grę w moich oczach uratowało.

Na tej właśnie podstawie stwierdziłem, że mało grałeś, bo skoro to do Ciebie trafia i jest "wdeptywaczem", to.. no.. ten.. zagraj w Suikodena :P.

Ja RPG'i traktuje po części jak książki i zawsze staram się dać im drugą szansę, nawet jeśli denerwują mnie w nich jakieś mankamenty - typu właśnie "hermetyczny system walk" itd.

U mnie to już zależy. Inifinite Undiscovery inicjalnie skreśliłem, żeby później przekonać się, że był to błąd. Niektórym grom jednak tej szansy nie daję.

"Mało na kompie grałeś.. :)" - a już tak zupełnie na poważnie, to z RPG'ami jako takimi problemu moim zdaniem nie ma. Pełno jest świetnych wRPG, które mimo upływu X lat ciągle potrafią zaskakiwać złożonością, otwartością czy dość innowacyjnymi na swoje czasy rozwiązaniami. Ot chociażby taki Darklands. No albo idąc nieco dalej, Arx Fatalis.

A, to fakt. Tyle, że z wyboru bo wRPG zupełnie do mnie nie trafia. Swoją edukację w tej dziedzinie skończyłem mniej więcej na Isharze. Nie trawię hack'n'slashy i tyle. Kwestia gustu :)

jRPG'i to fakt, inna sprawa, ale od czego są konsole? Chociaż ja tam żadnym "maniakiem" nie jestem i nawet trochę mi szkoda, że znajdą się osoby, które z powodu braku Dreamcast'a czy GameCube'a nigdy nie zaznają czystej rozkoszy jaką jest Skies of Arcadia ze swoimi powietrznymi bitwami i epicką historią... :)

Skoro już tak reminescentnie, to polecam Front Mission III (powie ktoś złe słowo, to przyjadę i osobiście ukręce jajka ;)) ).

@Michał K.
Dokladnie...mimo uwielbienia dla jRPG nie moglem przyzwyczaic sie do systemu walk. Nie czerpalem z nich zadnej przyjemnosci...a szkoda bo garficznie i fabularnie zapowiadalo sie niezle.

Gdyby tylko kwadratowi ogarneli choćby ździebko U3engine... I szczerze mówiąc to przeszkadza mi też dizajn postaci.. Króliki i jaszczuro-ogry? C'mon.. :)

Pozdrawiam kolegów ;)
Łukasz Motyczka

Łukasz Motyczka Przedstawiciel
Naukowo-Handlowy

Temat: Coś grywalnego

Ostatnio naszło mnie na odświeżanie bruzd w mózgu więc pograłem w Braid (polecam!), teraz przechodzę staruteńkie The Longest Journey, ściągnąłem darmowe Broken Sword 2.5 (ale to nie to samo co wersje 1 i 2). Portal jest fajny - pomieszanie FPS z platformówką i grą logiczną ;)

Temat: Coś grywalnego

Łukasz Motyczka:
Ostatnio naszło mnie na odświeżanie bruzd w mózgu więc pograłem w Braid (polecam!), teraz przechodzę staruteńkie The Longest Journey, ściągnąłem darmowe Broken Sword 2.5 (ale to nie to samo co wersje 1 i 2). Portal jest fajny - pomieszanie FPS z platformówką i grą logiczną ;)


Braid mnie mimo wszystko nie urzekł. Miły, sympatyczny, ale chyba mam za niskie IQ albo jestem już za leniwy na stare lata ;D

konto usunięte

Temat: Coś grywalnego

Grzesiek, a próbowałeś World of Goo? To nie jest fps, ani rpg, ale i tak, gra świetna.

Temat: Coś grywalnego

Robert M.:
Grzesiek, a próbowałeś World of Goo? To nie jest fps, ani rpg, ale i tak, gra świetna.


Próbowałem, przeszedłem w całości ;)

konto usunięte

Temat: Coś grywalnego

Robert M.:
@Michał G.
Pochopne osądy mają do siebie to, że niekiedy bywają błędne. :)

To tak zaczepnie było :).

Ja wiem, tylko pytam po ki grzyb? :)
Po prostu LO nie jest imho "wgniataczem" i tyle.

No właśnie - "imho". Dla mnie "imho" jest, tyla. Jeden lubi pomarańcze, drugi jak mu nogi śmierdzą... Chyba nie będziemy się przekonywać czyja racja jest "czyjsza", huh? :>
Graficznie? Ok, trzyma fason. Combat mechanics? Hmm, klasyczne podejście (które kocham),

Mechanika pierścieni moim zdaniem bardzo fajna.
zwalone przez kiepski balans czarów. Przykład: Lo-owa wariacja poisona/death/debuffów in general (już nie pamiętam nazw).

Akurat mi poison w kilku walkach całkiem pomógł - przeca każdy tak czy siak skończy z inną drużyną i build'ami postaci.
Po kiego grzyba to rzucać, skoro i tak nie wchodzi, a wystarczy rzucić shieldus na drużynę i łypać którymś z elementali (do skutku). Bezedura.

To samo mógłbyś powiedzieć o większości RPG'ów... :)
Przez całą grę nie czułem potrzeby używania debuffów, ponieważ gra tego odemnie w zasadzie nie wymagała.

Czyli rozumiem, że gdyby gra wymagała od Ciebie używania debbuffów, to uzyskałaby oczko więcej? Na tym się chyba cała przyjemność nie opiera? :>

Zresztą, powtórzę raz jeszcze - każdy gra inaczej.
Do tego straszna kupa z przeciwnikami - jednych klepiesz po strzale, pojawia się jakiś subboss i łoi Cię jak chce, POMIMO, że nie uciekłeś z żadnej poprzedniej walki i drużyna ma już jakiś konkretny poziom.

Grind, grind, grind - na Boga, przecież to rasowy jRPG właśnie!

Kiepszczaków masz po to, żeby ich łoić jednym ciosem i ewentualnie trochę expa zdobyć przed konfrontacją ze złym, brzydkim bossem. System stosowany od lat, więc gdzie problem?

Ewentualnie szukasz jakiegoś haczyka - pamiętasz może taką bitwę z ogromnymi robalami, które pochłaniały energię magiczną produkowaną przez żuki? Wyjątkowo wredna walka jak na ten etap gry, a wystarczyło trochę poszperać i znaleźć przedmiot dzięki któremu byłeś w stanie nauczyć drużynę odporności na paraliż. Nagle robaczki stały się wręcz banalnie proste do rozwalenia.

Podobna zasada występuje u większości bossów w grze, więc moim zdaniem balans JEST zachowany - albo zdobywasz poziomy jak szalony, albo bierzesz każdą potyczkę na sposób.

Stylu gry nikt Ci nie narzuca i każdego do problemu podejdziesz na swój własny sposób. To jest moim zdaniem jak najbardziej w porządku. :)
Fabuła? Omfg. 3letnie dziecko dostało długopis.

Ewidentna przeginka z Twojej strony, no bez jaj Robercie... :)
Jak tylko pokazał się Gongora, już wiedziałem kto będzie ostatnim bossem :))).


Obrazek


Nie ty jeden, zapewniam. Ba, a Final Fantasy 7 to niby nie było mega przewidywalne? Idąc dalej, w takim Chrono Trigger szybciutko idzie połapać się z kim przyjdzie nam się pod koniec zmierzyć.

Czy to oznacza, że to są to gry złe czy kiepskie pod względem fabularnym?
Muszę jednak przyznać, że element ze snami był wybitnie kozacki - fabularnie, to tę grę w moich oczach uratowało.

Całkiem nieźle ten trzylatek to naskrobał, prawda? :)
Na tej właśnie podstawie stwierdziłem, że mało grałeś, bo skoro to do Ciebie trafia i jest "wdeptywaczem", to.. no.. ten..

Ja na podstawie Twojego postu stwierdziłem, że od dwóch dni nie zmieniałeś skarpet, nosisz zegarek na łydce, a do tego uwielbiasz francuskie kino i długie spływy kajakowe po wezbranych, górskich strumieniach. ;)
zagraj w Suikodena :P.

Myślałem, że jeśli ktoś już zarzuca mi nieznajomość gatunku, to przynajmniej posłuży się jakimś niezwykle rzadko spotykanym tytułem, taką "underground'ową" perełką. No ale uczę się przez całe życie... :)

Dla Twojej informacji - jest to jedną z moich ulubionych serii, a mimo to nie uważam żeby fabularnie była jakaś mega zaskakująca i pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji.

Poszerzanie drużyny o kolejne Stars of Destiny - fakt, fajna sprawa, ale fabularnie większość z tych postaci zostaje jedynie muśnięta. Dwójkę uwielbiam za szaleńca jakim niewątpliwie był Luca Blight. :>

Wracając zaś do istoty sprawy, czy w momencie gdy czytasz książkę i odgadniesz zakończenie, to rzucasz ją w kąt i już nigdy nie dajesz jej drugiej szansy? Mój drogi padawanie, IMHO środek jest równie ważny. :P
Ja RPG'i traktuje po części jak książki i zawsze staram się dać im drugą szansę, nawet jeśli denerwują mnie w nich jakieś mankamenty - typu właśnie "hermetyczny system walk" itd.

U mnie to już zależy. Inifinite Undiscovery inicjalnie skreśliłem, żeby później przekonać się, że był to błąd. Niektórym grom jednak tej szansy nie daję.

Jak to mówią - na bezrybiu i rak ryba. Będziesz któregoś dnia zdesperowany, to i po "gniota" sięgniesz, a przy odrobinie szczęścia okaże się, że się pomyliłeś i jednak jakąś tam radość z gry wyniesiesz. :)
"Mało na kompie grałeś.. :)" - a już tak zupełnie na poważnie, to z RPG'ami jako takimi problemu moim zdaniem nie ma. Pełno jest świetnych wRPG, które mimo upływu X lat ciągle potrafią zaskakiwać złożonością, otwartością czy dość innowacyjnymi na swoje czasy rozwiązaniami. Ot chociażby taki Darklands. No albo idąc nieco dalej, Arx Fatalis.

A, to fakt. Tyle, że z wyboru bo wRPG zupełnie do mnie nie trafia. Swoją edukację w tej dziedzinie skończyłem mniej więcej na Isharze. Nie trawię hack'n'slashy i tyle. Kwestia gustu :)

Na kompie dominują hack'n'slashe, fakt, ale nie oznacza to, że nie ma gier opartych na innych systemach.
jRPG'i to fakt, inna sprawa, ale od czego są konsole? Chociaż ja tam żadnym "maniakiem" nie jestem i nawet trochę mi szkoda, że znajdą się osoby, które z powodu braku Dreamcast'a czy GameCube'a nigdy nie zaznają czystej rozkoszy jaką jest Skies of Arcadia ze swoimi powietrznymi bitwami i epicką historią... :)

Skoro już tak reminescentnie, to polecam Front Mission III (powie ktoś złe słowo, to przyjadę i osobiście ukręce jajka ;)) ).

Zajebista gra, ale czwórka moim zdaniem była już dużo gorsza, a szkoda - jedna z gier na którą się napalałem i dla których swego czasu kupiłem PS2.
Pozdrawiam kolegów ;)

Aye, nawzajem.
Michał Kiender:
Przeszedlem kiedys Skies of Arcadia na Dramie'e. Gra z potencjalem. Strasznie razila cukierkowosc i prostota bohaterow ale gralo sie ogolnie milo.Walki okretami swietne...niestety te spoza przemilcze;)

Walki na lądzie były momentami dobijające, fakt, ale na szczęście naprawili ten problem w wersji na GameCube'a. Co do fabuły - nie była może ogromnie wysokich lotów, ale ogólny klimat i zarys historii świata dostarczył mi wielu godzin zabawy, a chyba o to chodzi? :)

Tych okrętów to mi szkoda chyba najbardziej, bitwy powietrzne były po prostu piękne.
Wlasnie zakupilem sobie Gamecube'a dla nadrobienia zaleglosci. Jako fan Resident Evil musze nadrobic czesci w ktore nie gralem(Zero...i Remake 1 ...kiedy na PSX przeszedlem),Metal Gear Solid:Twin Snakes...cudo! Eternal Darkness. Wlasciwie same exclusive'y. Konsolka kosztuje naprawde niewiele(ja dalem 90zl) wiec mysle,ze dla tych tytulow warto.

Jasne, za tą cenę można brać w ciemno. Polecam jeszcze Sonic Adventure 2: Battle - bardzo pozytywna gierka, a do tego fajne dodatki do gry w multi z przyjaciółmi.

Sam czaję się na Neo Geo Pocket Color i Last Blade, ale to któregoś dnia będę musiał chyba przeszperać zagraniczne serwisy aukcyjne, bo u nas to kiepściutko. :)Michał G. edytował(a) ten post dnia 02.05.09 o godzinie 14:43

konto usunięte

Temat: Coś grywalnego

@Michał G.
Ostro :). No to jedziem :)

Ja wiem, tylko pytam po ki grzyb? :)

Coby pikantniej było :)

No właśnie - "imho". Dla mnie "imho" jest, tyla. Jeden lubi pomarańcze, drugi jak mu nogi śmierdzą... Chyba nie będziemy się przekonywać czyja racja jest "czyjsza", huh? :>

Nie będziemy mówić, że czyiś gust jest "gupszy", ale o racjach chyba można. Byle by z uśmiechem :).

Mechanika pierścieni moim zdaniem bardzo fajna.

Owszem, zapomniałem napisać. Fajna, ale nic więcej.

Akurat mi poison w kilku walkach całkiem pomógł - przeca każdy tak czy siak skończy z inną drużyną i build'ami postaci.

To samo mógłbyś powiedzieć o większości RPG'ów... :)

No właśnie nie. Ja nie mówie, że debuffy były bezużyteczne w 100%. Były bezużyteczne w kontekście budowania jakiejś dłuższej strategii podczas walk z mobami. Raz: kara - jeśli debuff nie wejdzie. I to kara skutkująca późniejsztm marnowaniem dużej ilości siana w potkach (po walce) lub śmiercią (mówie tu o mobach silniejszych, na które jest w ogóle sens rzucania debuffów). Dwa: tu było albo, że mob ma na coś słabość i wchodzi, albo nie wchodzi (praktycznie) wcale. Skutkowało to tym, że nie chciało mi się później testować buildów przeciwko mobom, bo metoda shieldus+elemental i ataki fizyczne działała zawsze. Może klepałem przeciwników 5min dłużej niż Ty (per przeciwnik), ale Ty zmarnowałeś o wiele więcej czasu, żeby zobaczyć co któremu wchodzi, tylko po to, żeby danego moba nie zobaczyć już przez całą grę.
Czyli rozumiem, że gdyby gra wymagała od Ciebie używania debbuffów, to uzyskałaby oczko więcej? Na tym się chyba cała przyjemność nie opiera? :>

Uzyskała by oczko więcej, gdyby wymagała odemnie kombinowania z buildami. LO dało mi możliwość używania czarów, ale nie zmuszało mnie do ich używania. Do niczego mnie w zasadzie nie zmuszało. Co więcej, skłaniam się ku stwierdzeniu, że propagowało nawet pewną "indolencję", bo po cholere mam się starać o jakiś czar, skoro gra nauczyła mnie, że i tak nie ma sensu go używać.
I, owszem, cała przyjemność czerpana z gry nie opiera się jedynie na walce, ale walka jest w tym akurat przypadku lwią częścią gry i, gdy jest spierdaczona, to zabiera przyjemności nawet i na dwa "oczka".

Zresztą, powtórzę raz jeszcze - każdy gra inaczej.

Jasne, ale robić z tej "swobody" w tym przypadku "it's not a bug, it's a feature" to już przesada.

Grind, grind, grind - na Boga, przecież to rasowy jRPG właśnie!

Kiepszczaków masz po to, żeby ich łoić jednym ciosem i ewentualnie trochę expa zdobyć przed konfrontacją ze złym, brzydkim bossem. System stosowany od lat, więc gdzie problem?

Tylko, że tym złym i brzydkim bosem było trzech kolesi, którzy napadli Macka i Cooke, jak ci zbierali kwiatki. FFS! Najpierw idę jak taran, nie uciekam z żadnej walki (mając wspomnianą przez Ciebie zasadę 3g na myśli) i nie mam problemu z nikim i niczym, pojawia się tercet chłopków i ziomuś na koniku czy czymś (o ile dobrze pamiętam) i leją mnie jak chcą. To jak to w końcu jest, najpierw gra utwierdza mnie w przekonaniu, że z moim expem jest dobrze, a później funduje mi taki zestaw? Żeby to jeszcze faktycznie był jakiś subboss...
Dla kontrastu, po otrzymaniu pierwszego shielda, przez następne pół gry nikt nie zdołał mnie zabić. Zacząłem się zastanawiać czy ten czar powoduje nieśmiertelność przez kilka tur, czy co? Później okazało się, że nie... do momentu jak dorwałem drugi owego poziom. I tak w kółko. To NIE jest zbalansowana mechanika, tylko zepsuta mechanika.

Podobna zasada występuje u większości bossów w grze, więc moim zdaniem balans JEST zachowany - albo zdobywasz poziomy jak szalony, albo bierzesz każdą potyczkę na sposób.

Parafrazująć Łonę, "system ten jest pełen zalet licznych, szkoda, że gdy jest monochromatyczny" :). W LO było dokładnie jak piszesz, albo sposób, albo chory grind. Dla mnie, choćby debuffy mają zatrzeć granicę, pomiędzy jednym a drugim. Mają częściowo umożliwić drużynie na średnim poziomie pyknięcie bossa. Tutaj, musiałeś być albo skoxanym spaślakiem, albo przeczytać solva i wiedzieć, że trzeba się przyozdobić konkretnym itemem (lub zmarnować czas na odkrycie tego samemu, co zaznaczam jest dla mnie frustrujące, a nie przyjemne, szczególnie, że gra nie wynagradza tego niczym innym jak rozpykaniem bossa). To nie jest balans, to jest balansu antonim.

Stylu gry nikt Ci nie narzuca i każdego do problemu podejdziesz na swój własny sposób. To jest moim zdaniem jak najbardziej w porządku. :)

No jak to nie? Albo jestem spaślakiem, albo jestem skillowcem. Ta gra nie umożliwiała bycia kimś innym, a to jest narzucanie stylu gry, tyle, że pod płaszczykiem tego nie robienia.

Nie ty jeden, zapewniam. Ba, a Final Fantasy 7 to niby nie było mega przewidywalne?

Tyle, że w FF7 było pomiędzy pierwszym spotkaniem, a ostatecznym rozwiązaniem sto tysięcy odcieni szarości. Tutaj tylko czekałeś "aż się wreszcie skapną".

Czy to oznacza, że to są to gry złe czy kiepskie pod względem fabularnym?

Nie, nie oznacza. W gwiezdnych wojnach też wiedziałeś, że zły imperator w końcu dostanie w dekiel, ale jednak przyjemność z ich oglądania była diablo większa. Dlaczego gra traktuje mnie jak kretyna i przez 3/4 czasu jej trwania insynuuje, że nie wiadomo kto jest zły, skoro to, wiadomo już po 10 minutach. LO właśnie taki był. Krew mnie zalewała. Są pewne fabularne zagrywki, których się, z szacunku dla gracza, po prostu nie używa. LO miał ten dobry zwyczaj gdzieś.

Całkiem nieźle ten trzylatek to naskrobał, prawda? :)

Coś mi szepcze, że to nie był ten sam trzylatek. Bardziej prawdopodobne (choć nie będziemy tego wiedzieć na pewno) jest to, że po zorientowaniu się jak płytka jest warstwa fabularna tej gry, ktoś chciał ową po prostu uratować. Zobacz, że sny akurat to tak po prawdzie niezwiązany z grą patent, który można wrzucić dosłownie na końcu. I tak prawdopodobnie było. Spostrzegli się, że jest kwas i musieli coś zrobić. Dlatego min gros recenzji wytyka tej grze fabułę jako wadę, a same postacie i ich głębię, jako plus.

Ja na podstawie Twojego postu stwierdziłem, że od dwóch dni nie zmieniałeś skarpet, nosisz zegarek na łydce, a do tego uwielbiasz francuskie kino i długie spływy kajakowe po wezbranych, górskich strumieniach. ;)

Spot on! :D
Co i tak nie zmienia faktu, że piewca czegoś kiepskiego, częstokroć zostanie uznany za osobę o niewyszukanym guście :P. Nie chce Cię przy tym obrazić, bo zdążyłeś udowodnić, że wiesz o czym piszesz. Takie było moje pierwsze wrażenie, w tym wypadku błędne, do czego się niniejszym przyznaje ;).

Myślałem, że jeśli ktoś już zarzuca mi nieznajomość gatunku, to przynajmniej posłuży się jakimś niezwykle rzadko spotykanym tytułem, taką "underground'ową" perełką. No ale uczę się przez całe życie... :)

Sorki, nie mam w zwyczaju dyskutować z kimś, starając się udowodnić mu "co to nie ja" :p. Gdybym chciał coś takiego zrobić, to musiałbym liczyć na to, że nie będziesz tej gry znał = będziesz msuiał przyznać mi rację. To troche burackie, wiesz? :>. Wolę pogadać o czymś, co znamy dobrze obydwaj.

Dla Twojej informacji - jest to jedną z moich ulubionych serii, a mimo to nie uważam żeby fabularnie była jakaś mega zaskakująca i pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji.

Jasne, ale w całej swojej sztampowości była po prostu lepsza, nie? :)
W gruncie rzeczy każdy jRPG jest oparty na tym, że a) ktoś traci pamięc, b) jest sierotą, c) okazuje się być tym jedynym, mogącym uratować świat, bo jako jedyny może użyć X itd.. Dlatego właśnie w jRPG gramy prawda? Tylko, że w wydaniu LO to było nie do zmisienia prostackie.

Wracając zaś do istoty sprawy, czy w momencie gdy czytasz książkę i odgadniesz zakończenie, to rzucasz ją w kąt i już nigdy nie dajesz jej drugiej szansy? Mój drogi padawanie, IMHO środek jest równie ważny. :P

Toś się połechtał :). Jak już wrócisz do rzeczywistości, to odpowiedź brzmi: jak wszystko pomiędzy początkiem A, a końcem Z, jest tak "emocjonujące", to tak - rzucam ją w kąt:). To się nazywa kiepska książka, polecam ten termin zapamiętać, może się kiedyś przydać:P.

Jak to mówią - na bezrybiu i rak ryba. Będziesz któregoś dnia zdesperowany, to i po "gniota" sięgniesz, a przy odrobinie szczęścia okaże się, że się pomyliłeś i jednak jakąś tam radość z gry wyniesiesz. :)

Jasne. Dlatego min. nie sprzedałem Last Remnanta.

Na kompie dominują hack'n'slashe, fakt, ale nie oznacza to, że nie ma gier opartych na innych systemach.

Tia.. np. nerwerwinter i ad&d, który jest hack\n\slashem, tyle, że w "tle" się podobno jakieś kostki rzucają. A idź mi z tym panie.. :)

Zajebista gra, ale czwórka moim zdaniem była już dużo gorsza, a szkoda - jedna z gier na którą się napalałem i dla których swego czasu kupiłem PS2.

We czwórkę grałem może 3dni, na pożyczonym ps2. Nie wypowiem się więc. Nigdy nie miałem ps2, niestety. (I tak, wiem ile mnie mineło :), zastanawiam się w zasadzie czy sobie tej konsolki nie kupić).
Swoją drogą, grałeś w Ring of Red? Warto?

konto usunięte

Temat: Coś grywalnego

Robert M.:
Ostro :). No to jedziem :)


Obrazek

Coby pikantniej było :)

"Najpierw nawiązaliśmy walkę, ale potem zrozumieliśmy, że przemoc jest be, a miłość wporzo i zaczęliśmy się całować" - jak to mawiał Grzegorz Halama. ;)
Nie będziemy mówić, że czyiś gust jest "gupszy", ale o racjach chyba można. Byle by z uśmiechem :).

W sumie mogłem napisać już na początku, że "moim zdaniem" Lost Odyssey wgniata w ziemię. Serio, osobiście uważam, że to bardzo dobra gra.

Grzegorz pytał o RPG'i jakie pojawiły się ostatnimi czasy na rynku, a przy tym całym Last Remnant postanowiłem wspomnieć i o LO - co prawda nie na kompa, ale z jRPG'ów wydanych niedawno, ten naprawdę nieźle się prezentuję.

W razie czego, gdyby twórcy poszli za ciosem i gierka doczekała by się portu na PC, to naprawdę warto dać jej szanse.

Czasy SNES'a minęły i nawet na konsole nie ma już tylu dobrych tytułów, a co dopiero mają mówić pecetowcy... :)
Mechanika pierścieni moim zdaniem bardzo fajna.

Owszem, zapomniałem napisać. Fajna, ale nic więcej.

Ja takie elementy akcji wprost uwielbiam, zawsze to jakaś odskocznia od surowych drzewek ze statystykami.
To samo mógłbyś powiedzieć o większości RPG'ów... :)

No właśnie nie. Ja nie mówie, że debuffy były bezużyteczne w 100%. Były bezużyteczne w kontekście budowania jakiejś dłuższej strategii podczas walk z mobami. Raz: kara - jeśli debuff nie wejdzie. I to kara skutkująca późniejsztm marnowaniem dużej ilości siana w potkach (po walce) lub śmiercią (mówie tu o mobach silniejszych, na które jest w ogóle sens rzucania debuffów). Dwa: tu było albo, że mob ma na coś słabość i wchodzi, albo nie wchodzi (praktycznie) wcale. Skutkowało to tym, że nie chciało mi się później testować buildów przeciwko mobom, bo metoda shieldus+elemental i ataki fizyczne działała zawsze. Może klepałem przeciwników 5min dłużej niż Ty (per przeciwnik), ale Ty zmarnowałeś o wiele więcej czasu, żeby zobaczyć co któremu wchodzi, tylko po to, żeby danego moba nie zobaczyć już przez całą grę.

Fakt, tu przyznaje Ci rację, ale możesz wierzyć lub nie - mi takie kombinowanie przyniosło radochę i wycisnąłem z gry o kilka godzin więcej.

Jasne - siedzenie przez pół dnia i zastanawianie się jak przejść danego przeciwnika jest bardzo meczące, ale moment kiedy możesz wreszcie uśmiechnąć się pod nosem i wyszeptać "dodge this" jest bezcenny... ;)
Uzyskała by oczko więcej, gdyby wymagała odemnie kombinowania z buildami. LO dało mi możliwość używania czarów, ale nie zmuszało mnie do ich używania. Do niczego mnie w zasadzie nie zmuszało. Co więcej, skłaniam się ku stwierdzeniu, że propagowało nawet pewną "indolencję", bo po cholere mam się starać o jakiś czar, skoro gra nauczyła mnie, że i tak nie ma sensu go używać.
I, owszem, cała przyjemność czerpana z gry nie opiera się jedynie na walce, ale walka jest w tym akurat przypadku lwią częścią gry i, gdy jest spierdaczona, to zabiera przyjemności nawet i na dwa "oczka".

Mi magia przypadła do gustu, zwłaszcza szamańska, a po pewnym czasie głównym "wymiataczem" stał się Jansen, który nosił non-stop jakiś amulet pozwalający mu mieszać szkoły czarów.

Gra miała tutaj niestety jedną wadę - momentami zmuszała mnie do używania postaci, których rozwój kompletnie olałem. Nagle w drużynie brakuje magusa i podstawowego tanka, a ja rzucam k****ami pod nosem, bo po raz dziesiąty podchodzę do jednej walki.

Natomiast zawsze następował moment przełomowy, kiedy jakimś cudem coś mi tam w główce zaświtało i jakiś plan działania sobie obmyśliłem. :)
Jasne, ale robić z tej "swobody" w tym przypadku "it's not a bug, it's a feature" to już przesada.

LOL... :)

Co prawda dalej uważam, że pod tym względem większość RPG'ów się nie różni i prędzej czy później odkrywasz czar czy jakąś część ekwipunku, która czyni grę śmiesznie łatwą, ale dobra.
Tylko, że tym złym i brzydkim bosem było trzech kolesi, którzy napadli Macka i Cooke, jak ci zbierali kwiatki. FFS! Najpierw idę jak taran, nie uciekam z żadnej walki (mając wspomnianą przez Ciebie zasadę 3g na myśli) i nie mam problemu z nikim i niczym, pojawia się tercet chłopków i ziomuś na koniku czy czymś (o ile dobrze pamiętam) i leją mnie jak chcą. To jak to w końcu jest, najpierw gra utwierdza mnie w przekonaniu, że z moim expem jest dobrze, a później funduje mi taki zestaw? Żeby to jeszcze faktycznie był jakiś subboss...

Dunno, ja tam ich rozwaliłem - swoją drogą był to jeden z nielicznych momentów w fabule, które mnie rozdrażniły.

Jakoś przedstawienie akcji w tym momencie wyszło tak infantylnie i chyba nawet głupio, ale z drugiej strony dzieciaki w jRPG to chyba mus.

W każdym razie, wracając do samej walki - naprawdę wydaję mi się, że wszystko zależy od kwestii build'u i skopanie czegoś po drodze może bardzo uprzykrzyć dalszą rozgrywkę, a nawet na jakiś czas odrzucić od gry.

Ja nie miałem z jegomościami problemów, ale dostałem w ciry pewnie niejednokrotnie w potyczkach, przez które Ty przedostawałeś się z prędkością, której nie powstydziłby się sam Flash Gordon. ;)
Dla kontrastu, po otrzymaniu pierwszego shielda, przez następne pół gry nikt nie zdołał mnie zabić. Zacząłem się zastanawiać czy ten czar powoduje nieśmiertelność przez kilka tur, czy co? Później okazało się, że nie... do momentu jak dorwałem drugi owego poziom. I tak w kółko. To NIE jest zbalansowana mechanika, tylko zepsuta mechanika.

Zabij mnie, ale wydaję mi się, że był moment w grze, kiedy moby praktycznie non-stop rzucały silence, a przy tym łupały całkiem mocno, pozostawiając Cię z wyborem - zaryzykować i wyleczyć status drużyny, żeby w następnej rundzie puścić shieldus, czy też raczej podlać kogoś miksturką zdrowia zanim padnie.
Podobna zasada występuje u większości bossów w grze, więc moim zdaniem balans JEST zachowany - albo zdobywasz poziomy jak szalony, albo bierzesz każdą potyczkę na sposób.

Parafrazująć Łonę, "system ten jest pełen zalet licznych, szkoda, że gdy jest monochromatyczny" :). W LO było dokładnie jak piszesz, albo sposób, albo chory grind.

Sęk w tym, że wiele japońskich RPG opiera się na tej mechanice, a już na pewno częściej niż w grach produkowanych "u nas".
Dla mnie, choćby debuffy mają zatrzeć granicę, pomiędzy jednym a drugim. Mają częściowo umożliwić drużynie na średnim poziomie pyknięcie bossa. Tutaj, musiałeś być albo skoxanym spaślakiem, albo przeczytać solva i wiedzieć, że trzeba się przyozdobić konkretnym itemem (lub zmarnować czas na odkrycie tego samemu, co zaznaczam jest dla mnie frustrujące, a nie przyjemne, szczególnie, że gra nie wynagradza tego niczym innym jak rozpykaniem bossa). To nie jest balans, to jest balansu antonim.

Podaj mi proszę przykład gry w której wszystko było Twoim zdaniem perfekcyjnie zbalansowane. Nie żadnego "taktika", a standardowego "rolpleja" z krainy kwitnącej perwersji. :)

Tylko nie na zasadzie "po X rundach walę summona", bo tego typu mechanika z reguły sprawia, że dana pozycja staje się wręcz banalnie prosta.
Nie ty jeden, zapewniam. Ba, a Final Fantasy 7 to niby nie było mega przewidywalne?

Tyle, że w FF7 było pomiędzy pierwszym spotkaniem, a ostatecznym rozwiązaniem sto tysięcy odcieni szarości. Tutaj tylko czekałeś "aż się wreszcie skapną".

Czekałeś i czekałeś, ale ile miałeś przygód po drodze! Nie powiesz mi chyba, że od początku podejrzewałeś "czym" jest Gongora. Wiedziałeś jedynie, że to wyjątkowo wredny typek - a wiedziałeś o tym, bo tak to zostało od początku zaplanowane.

Szczerze wątpię co by twórcy gry mieli nas za kretynów i uważali, że to będzie taki wypasiony plot twist. :)
Czy to oznacza, że to są to gry złe czy kiepskie pod względem fabularnym?

Nie, nie oznacza. W gwiezdnych wojnach też wiedziałeś, że zły imperator w końcu dostanie w dekiel, ale jednak przyjemność z ich oglądania była diablo większa. Dlaczego gra traktuje mnie jak kretyna i przez 3/4 czasu jej trwania insynuuje, że nie wiadomo kto jest zły, skoro to, wiadomo już po 10 minutach. LO właśnie taki był. Krew mnie zalewała. Są pewne fabularne zagrywki, których się, z szacunku dla gracza, po prostu nie używa. LO miał ten dobry zwyczaj gdzieś.

Patrz wyżej.
Całkiem nieźle ten trzylatek to naskrobał, prawda? :)

Coś mi szepcze, że to nie był ten sam trzylatek. Bardziej prawdopodobne (choć nie będziemy tego wiedzieć na pewno) jest to, że po zorientowaniu się jak płytka jest warstwa fabularna tej gry, ktoś chciał ową po prostu uratować. Zobacz, że sny akurat to tak po prawdzie niezwiązany z grą patent, który można wrzucić dosłownie na końcu. I tak prawdopodobnie było. Spostrzegli się, że jest kwas i musieli coś zrobić. Dlatego min gros recenzji wytyka tej grze fabułę jako wadę, a same postacie i ich głębię, jako plus.

Lwia część fabuły (w tym sny Kaima) została napisana w oparciu o krótkie opowiadania autorstwa niejakiego Shigematsu - gościa najprościej nazwać taką Anne Rice w spodniach, stąd pewnie spory nacisk na bardzo emocjonalne przedstawienie bohaterów. Dalej pociągnął to już Sakaguchi, a przecież odpowiada praktycznie całościowo za historie opowiedziane w grach, które dzisiaj nazywamy już klasyką gatunku.

No więc pytam, czy aby na pewno płytka?

Na jednym z portali poświęconych recenzjom gier znalazłem kiedyś zdanie, które szło mniej więcej tak - "cała gra zapowiadała się dobrze do momentu w którym Kaim był jeszcze kozakiem bez przeszłości, natomiast wraz z upływem czasu obserwujemy jego stopniową przemianę w wymoczka". Trochę śmieszą mnie takie teksty, bo recenzja powinna być IMHO obiektywna - a to że ktoś spodziewał się innego obrotu spraw, to już inna bajka. Zawsze najlepiej sprawdzić samemu... :)

Zresztą, co ja Ci będę gadał - żadna recenzja nie jest w stanie w pełni oddać natury danego tytułu, tym bardziej w przypadku tak złożonego pod względem fabularnym gatunku. Stawiam browar, że niejedną grę, która Tobie osobiście się podobała, szanowne grono recenzentów zjechało na ostro. :>
Nie chce Cię przy tym obrazić, bo zdążyłeś udowodnić, że wiesz o czym piszesz. Takie było moje pierwsze wrażenie, w tym wypadku błędne, do czego się niniejszym przyznaje ;).

Myślałem, że jeśli ktoś już zarzuca mi nieznajomość gatunku, to przynajmniej posłuży się jakimś niezwykle rzadko spotykanym tytułem, taką "underground'ową" perełką. No ale uczę się przez całe życie... :)

Sorki, nie mam w zwyczaju dyskutować z kimś, starając się udowodnić mu "co to nie ja" :p. Gdybym chciał coś takiego zrobić, to musiałbym liczyć na to, że nie będziesz tej gry znał = będziesz msuiał przyznać mi rację. To troche burackie, wiesz? :>. Wolę pogadać o czymś, co znamy dobrze obydwaj.

Sorry, takie wrażenie odniosłem pierwotnie - zresztą nie jestem jakąś wyrocznią, a do LO i tak Cię nie przekonam, Twoje prawo.

Natomiast wydaje mi się, że warto ją chociażby sprawdzić - zwłaszcza, że ostatnimi czasy jakiegoś sporego wysypu dobrych (czy też może raczej "średnio dobrych" - bo jak mniemam gierka podobała Ci się choć odrobinę?) RPG nie mieliśmy, a nóż widelec komuś podpasuje.
Dla Twojej informacji - jest to jedną z moich ulubionych serii, a mimo to nie uważam żeby fabularnie była jakaś mega zaskakująca i pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji.

Jasne, ale w całej swojej sztampowości była po prostu lepsza, nie? :)

Heh, no zgadzam się, ale to jest takie dumanie na zasadzie "drzewiej było lepiej". Zresztą ja wtedy jeszcze na rowerze pod dywan wjeżdżałem, więc może to być równie dobrze nostalgia. ;)
W gruncie rzeczy każdy jRPG jest oparty na tym, że a) ktoś traci pamięc, b) jest sierotą, c) okazuje się być tym jedynym, mogącym uratować świat, bo jako jedyny może użyć X itd.. Dlatego właśnie w jRPG gramy prawda? Tylko, że w wydaniu LO to było nie do zmisienia prostackie.

W Lufii też, a gra według wielu osób świetna.
Wracając zaś do istoty sprawy, czy w momencie gdy czytasz książkę i odgadniesz zakończenie, to rzucasz ją w kąt i już nigdy nie dajesz jej drugiej szansy? Mój drogi padawanie, IMHO środek jest równie ważny. :P

Toś się połechtał :).

Nu ba, każda okazja do powiększenia e-penisa jest dobra.
Jak już wrócisz do rzeczywistości, to odpowiedź brzmi: jak wszystko pomiędzy początkiem A, a końcem Z, jest tak "emocjonujące", to tak - rzucam ją w kąt:). To się nazywa kiepska książka, polecam ten termin zapamiętać, może się kiedyś przydać:P.

Po raz kolejny weźmy na tapetę ten konkretny przykład Lost Odyssey - początek był moim zdaniem genialny. Maszyny oblężnicze zapachniały mi z lekka steampunk'iem, a milczący Kaim-zabijaka wywołał na mojej gębie grymas typu "wooooah".

Potem faktycznie szybko "przejrzałem" co będzie dalej, ale brnąłem coraz głębiej - ot choćby po to, żeby po drodze natknąć się na więcej momentów takich, jak te w pierwszych minutach gry.

Osobiście się nie rozczarowałem - patrz np. ucieczka przed potworami w kanałach.
Na kompie dominują hack'n'slashe, fakt, ale nie oznacza to, że nie ma gier opartych na innych systemach.

Tia.. np. nerwerwinter i ad&d, który jest hack\n\slashem, tyle, że w "tle" się podobno jakieś kostki rzucają. A idź mi z tym panie.. :)

Polecam Geneforge, duży nacisk położony jest właśnie na taktykę. "Grafa jak u skrzata", ale sam system fajniutki, a i fabuła całkiem nowatorska.
Zajebista gra, ale czwórka moim zdaniem była już dużo gorsza, a szkoda - jedna z gier na którą się napalałem i dla których swego czasu kupiłem PS2.

We czwórkę grałem może 3dni, na pożyczonym ps2. Nie wypowiem się więc. Nigdy nie miałem ps2, niestety. (I tak, wiem ile mnie mineło :), zastanawiam się w zasadzie czy sobie tej konsolki nie kupić).

Na drugiego "szaraczka" wyszła cała masa dobrych RPG'ów, a teraz idzie dostać konsolkę za grosze, więc zakup jak najbardziej uzasadniony. Chyba że interesuje Cię PS3 (Valkyria Chronicles jest mega miodne, niestety nie miałem jeszcze przyjemności ukończyć, a jedynie od czasu do czasu pogiercować u znajomego) - niektóre modele są wstecznie kompatybilne.
Swoją drogą, grałeś w Ring of Red? Warto?

Tak, grałem. Gra jest dość krótka, ale to jedna z moich ulubionych gier - jeśli podobało Ci się FM3, to i na niej się nie zawiedziesz. Aczkolwiek mnie nie pytaj, bo mam lekkiego bzika na punkcie mechów... :)Michał G. edytował(a) ten post dnia 02.05.09 o godzinie 18:46

konto usunięte

Temat: Coś grywalnego

W sumie mogłem napisać już na początku, że "moim zdaniem" Lost Odyssey wgniata w ziemię. Serio, osobiście uważam, że to bardzo dobra gra.

No właśnie, bo może ja nie byłem zbyt transparentny z tym swoim biadoleniem. LO to DOBRA gra. LO to imho erpeg, który łączy staroszkolny twist z nugenową grafiką, w którym zaniedbano fabułę, w tym sensie, że DLA MNIE była ona zbyt sztampowa. Gdybym był recenzentem LO otrzymało by b. mocne 6,5/10 lub troche mniej mocne, ale zasłużone, 7/10. Imho ta gra MA więcej plusów niż minusów i POLECIŁBYM w nią zagrać, również, gdyby pojawiła się na blaszaka. Nie zmienia to jednak faktu, że istnieją gry lepsze (szkoda tylko, że nie na klocka :( ), które w moim miemaniu zasługują na miano "wgniataczy".
I miejmy nadzieję, że to utnie akurat ten wątek rozmowy :).

Jasne - siedzenie przez pół dnia i zastanawianie się jak przejść danego przeciwnika jest bardzo meczące, ale moment kiedy możesz wreszcie uśmiechnąć się pod nosem i wyszeptać "dodge this" jest bezcenny... ;)

:D fakt, fakt.

Mi magia przypadła do gustu, zwłaszcza szamańska, a po pewnym czasie głównym "wymiataczem" stał się Jansen, który nosił non-stop jakiś amulet pozwalający mu mieszać szkoły czarów.

U mnie leading spellcasterem była Ming ;)

Gra miała tutaj niestety jedną wadę - momentami zmuszała mnie do używania postaci, których rozwój kompletnie olałem. Nagle w drużynie brakuje magusa i podstawowego tanka, a ja rzucam k****ami pod nosem, bo po raz dziesiąty podchodzę do jednej walki.

ZAWSZE mnie to drażniło w jrpgach :). Miałem tak samo.

Jakoś przedstawienie akcji w tym momencie wyszło tak infantylnie i chyba nawet głupio, ale z drugiej strony dzieciaki w jRPG to chyba mus.

True, true :D

W każdym razie, wracając do samej walki - naprawdę wydaję mi się, że wszystko zależy od kwestii build'u i skopanie czegoś po drodze może bardzo uprzykrzyć dalszą rozgrywkę, a nawet na jakiś czas odrzucić od gry.

Ja nie miałem z jegomościami problemów, ale dostałem w ciry pewnie niejednokrotnie w potyczkach, przez które Ty przedostawałeś się z prędkością, której nie powstydziłby się sam Flash Gordon. ;)


Co więcej napisać.. Pewnie tak :).

Btw, mam nadzieje, że ten z filmu, a nie ten z serialu :))

Zabij mnie, ale wydaję mi się, że był moment w grze, kiedy moby praktycznie non-stop rzucały silence, a przy tym łupały całkiem mocno, pozostawiając Cię z wyborem - zaryzykować i wyleczyć status drużyny, żeby w następnej rundzie puścić shieldus, czy też raczej podlać kogoś miksturką zdrowia zanim padnie.

To było gdzieś na przełomie pierwszej i drugiej płyty. Jakaś jaskinia, gdzie Mack nauczył się swojego blenda magii.

Sęk w tym, że wiele japońskich RPG opiera się na tej mechanice, a już na pewno częściej niż w grach produkowanych "u nas".

Możliwe, ale w żadnym (subiektywnie) nie było to aż tak odczuwalne, żebym zaczynał flejmy na forach dokładnie o to ;).

Podaj mi proszę przykład gry w której wszystko było Twoim zdaniem perfekcyjnie zbalansowane. Nie żadnego "taktika", a standardowego "rolpleja" z krainy kwitnącej perwersji. :)

Hmm, właśnie o taktikach chciałem ;). Dla mnie taką mekką perfekcji jest FFT. Chociaż inaczej. Nie potrafię podać tytułu gry w której taka dysproporcja była by tak widoczna. Wiadomo, żaden rpg nie jest idealny, w każdym są jakieś babole. Wole to jednak mierzyć w odległości od ideału, który nie istnieje, niż obierać coś za idealne, czyniąc taką taksonomię z punktu "zepsutą".

Czekałeś i czekałeś, ale ile miałeś przygód po drodze! Nie powiesz mi chyba, że od początku podejrzewałeś "czym" jest Gongora. Wiedziałeś jedynie, że to wyjątkowo wredny typek - a wiedziałeś o tym, bo tak to zostało od początku zaplanowane.

Szczerze wątpię co by twórcy gry mieli nas za kretynów i uważali, że to będzie taki wypasiony plot twist. :)

Hmm, no nie wiedziałem czym będzie bo i nie wiedziałem kim jest Kaim i reszta. Nie zmienia to jednak faktu, że opcje typu Gongora i "złoty książe", Gongora i węże, Gongora i zamach stanu.. Geez... Może Ciebie to nie rusza, ale ja sier na serio czułem jak półkretyn musząc to oglądać.
Same zaś przygody pomiędzy A i Z to tak naprawde bezcelowe oddalanie mnie od punktu, który wiem, że nastąpi. Przecież wszystko było podane już od samego początku, tylko czekałem, aż wrócę do Grand Staff.

Lwia część fabuły (w tym sny Kaima) została napisana w oparciu o krótkie opowiadania autorstwa niejakiego Shigematsu - gościa najprościej nazwać taką Anne Rice w spodniach, stąd pewnie spory nacisk na bardzo emocjonalne przedstawienie bohaterów. Dalej pociągnął to już Sakaguchi, a przecież odpowiada praktycznie całościowo za historie opowiedziane w grach, które dzisiaj nazywamy już klasyką gatunku.

Istnieje sztuka i istnieje rzemiosło. LO to które Twoim zdaniem? :)

Na jednym z portali poświęconych recenzjom gier znalazłem kiedyś zdanie, które szło mniej więcej tak - "cała gra zapowiadała się dobrze do momentu w którym Kaim był jeszcze kozakiem bez przeszłości, natomiast wraz z upływem czasu obserwujemy jego stopniową przemianę w wymoczka". Trochę śmieszą mnie takie teksty, bo recenzja powinna być IMHO obiektywna - a to że ktoś spodziewał się innego obrotu spraw, to już inna bajka. Zawsze najlepiej sprawdzić samemu... :)

Zresztą, co ja Ci będę gadał - żadna recenzja nie jest w stanie w pełni oddać natury danego tytułu, tym bardziej w przypadku tak złożonego pod względem fabularnym gatunku. Stawiam browar, że niejedną grę, która Tobie osobiście się podobała, szanowne grono recenzentów zjechało na ostro. :>

Jasne, żaden to był argument. Nie miał nim z resztą być. To taka przyklepka na koniec :). Oczywiście się z Tobą zgadzam.

Natomiast wydaje mi się, że warto ją chociażby sprawdzić - zwłaszcza, że ostatnimi czasy jakiegoś sporego wysypu dobrych (czy też może raczej "średnio dobrych" - bo jak mniemam gierka podobała Ci się choć odrobinę?) RPG nie mieliśmy, a nóż widelec komuś podpasuje.

A o tym było już wyżej.
Btw - grę oczywiście przeszedłem, bo nie wiem czy gdzieś o tym pisałem :).

Na drugiego "szaraczka" wyszła cała masa dobrych RPG'ów, a teraz idzie dostać konsolkę za grosze, więc zakup jak najbardziej uzasadniony. Chyba że interesuje Cię PS3 (Valkyria Chronicles jest mega miodne, niestety nie miałem jeszcze przyjemności ukończyć, a jedynie od czasu do czasu pogiercować u znajomego) - niektóre modele są wstecznie kompatybilne.

Szczerze to po tym jak napisałem poprzedniego posta, śmignąłem na alledrogo i zacząłem buszować ;). Pierwej jednak muszę nabyć kilka rzeczy do aparatu. Ehh, priorytety :).

Tak, grałem. Gra jest dość krótka, ale to jedna z moich ulubionych gier - jeśli podobało Ci się FM3, to i na niej się nie zawiedziesz. Aczkolwiek mnie nie pytaj, bo mam lekkiego bzika na punkcie mechów... :)

Tego się właśnie obawiałem... w sensie, chyba bym wolał, żebys mi napisał, że ta gra wierutnie ssie :). Bo i ja mam bzika na punkcie mechów... :>. Dla mnie opcja "nie ma mnie dla nikogo, seks wcale nie jest taki fajny oraz z głodu jeszcze nikt nie umarł" = tacticsowy jRPG w klimatach mechowych właśnie ;).

Armored Core rozumiem rozpykane? Jeśli kręci Cię ten klimat to zakochasz się w Armored Core Formula Front, które jest takim managerem piłkarskim, tyle, że z mechami i owszem strzelasz, ale bynajmniej do bramek :). Są wykręcone opcje pokroju programowania zachowania lewej ręki w 2giej minucie pojedynku itd.

http://www.youtube.com/watch?v=abADftKJ1DE

konto usunięte

Temat: Coś grywalnego

Robert M.:
W sumie mogłem napisać już na początku, że "moim zdaniem" Lost Odyssey wgniata w ziemię. Serio, osobiście uważam, że to bardzo dobra gra.

No właśnie, bo może ja nie byłem zbyt transparentny z tym swoim biadoleniem. LO to DOBRA gra. LO to imho erpeg, który łączy staroszkolny twist z nugenową grafiką, w którym zaniedbano fabułę, w tym sensie, że DLA MNIE była ona zbyt sztampowa. Gdybym był recenzentem LO otrzymało by b. mocne 6,5/10 lub troche mniej mocne, ale zasłużone, 7/10. Imho ta gra MA więcej plusów niż minusów i POLECIŁBYM w nią zagrać, również, gdyby pojawiła się na blaszaka. Nie zmienia to jednak faktu, że istnieją gry lepsze (szkoda tylko, że nie na klocka :( ), które w moim miemaniu zasługują na miano "wgniataczy".
I miejmy nadzieję, że to utnie akurat ten wątek rozmowy :).

Fine with me. :)
Ja nie miałem z jegomościami problemów, ale dostałem w ciry pewnie niejednokrotnie w potyczkach, przez które Ty przedostawałeś się z prędkością, której nie powstydziłby się sam Flash Gordon. ;)


Co więcej napisać.. Pewnie tak :).

Btw, mam nadzieje, że ten z filmu, a nie ten z serialu :))

Serialu nie widziałem i raczej nieprędko się za niego wezmę, jakoś śmierdzi mi to taką amerykańską papką dla nastolatków typu Twilight i tym podobnych. Ble.
Zabij mnie, ale wydaję mi się, że był moment w grze, kiedy moby praktycznie non-stop rzucały silence, a przy tym łupały całkiem mocno, pozostawiając Cię z wyborem - zaryzykować i wyleczyć status drużyny, żeby w następnej rundzie puścić shieldus, czy też raczej podlać kogoś miksturką zdrowia zanim padnie.

To było gdzieś na przełomie pierwszej i drugiej płyty. Jakaś jaskinia, gdzie Mack nauczył się swojego blenda magii.

Do tego dodałbym przeklętą willę podczas poszukiwania czarownicy i lodowe stworki "wiadomo kiedy" - bo już więcej spoilerów naprawdę nie chcę robić - właśnie zdałem sobie sprawę, że chyba odrobinkę przesadziliśmy... :>
Sęk w tym, że wiele japońskich RPG opiera się na tej mechanice, a już na pewno częściej niż w grach produkowanych "u nas".

Możliwe, ale w żadnym (subiektywnie) nie było to aż tak odczuwalne, żebym zaczynał flejmy na forach dokładnie o to ;).

Którykolwiek Dragon Quest, a zwłaszcza końcowe etapy - zgrzytanie zębami gwarantowane.
Podaj mi proszę przykład gry w której wszystko było Twoim zdaniem perfekcyjnie zbalansowane. Nie żadnego "taktika", a standardowego "rolpleja" z krainy kwitnącej perwersji. :)

Hmm, właśnie o taktikach chciałem ;). Dla mnie taką mekką perfekcji jest FFT. Chociaż inaczej. Nie potrafię podać tytułu gry w której taka dysproporcja była by tak widoczna. Wiadomo, żaden rpg nie jest idealny, w każdym są jakieś babole. Wole to jednak mierzyć w odległości od ideału, który nie istnieje, niż obierać coś za idealne, czyniąc taką taksonomię z punktu "zepsutą".

Kudos za FFT, ale i tam można było nieźle namieszać - klasa ninja na ten przykład.

Chociaż fakt, tam pewnie było to mniej odczuwalne, bo cała gra sama w sobie do najprostszych nie należała i w pełni zgadzam się, że "taktyki" wszelakie z reguły są bardziej zbalansowane.

Natomiast typowy jRPG z garstką młodocianych typków ratujących świat? Not so much.
Czekałeś i czekałeś, ale ile miałeś przygód po drodze! Nie powiesz mi chyba, że od początku podejrzewałeś "czym" jest Gongora. Wiedziałeś jedynie, że to wyjątkowo wredny typek - a wiedziałeś o tym, bo tak to zostało od początku zaplanowane.

Szczerze wątpię co by twórcy gry mieli nas za kretynów i uważali, że to będzie taki wypasiony plot twist. :)

Hmm, no nie wiedziałem czym będzie bo i nie wiedziałem kim jest Kaim i reszta. Nie zmienia to jednak faktu, że opcje typu Gongora i "złoty książe", Gongora i węże, Gongora i zamach stanu.. Geez... Może Ciebie to nie rusza, ale ja sier na serio czułem jak półkretyn musząc to oglądać.

Ty wiedziałeś co się stanie - bardziej chyba chodziło o ukazanie księcia jako półkretyna. Czy też raczej jako dzieciaka, który wszystko przyjmuje na wiarę i zbytnio wierzy ludziom.
Same zaś przygody pomiędzy A i Z to tak naprawde bezcelowe oddalanie mnie od punktu, który wiem, że nastąpi. Przecież wszystko było podane już od samego początku, tylko czekałem, aż wrócę do Grand Staff.

"Phi, przecież w końcu muszą zniszczyć pierścień!"? ;)
Lwia część fabuły (w tym sny Kaima) została napisana w oparciu o krótkie opowiadania autorstwa niejakiego Shigematsu - gościa najprościej nazwać taką Anne Rice w spodniach, stąd pewnie spory nacisk na bardzo emocjonalne przedstawienie bohaterów. Dalej pociągnął to już Sakaguchi, a przecież odpowiada praktycznie całościowo za historie opowiedziane w grach, które dzisiaj nazywamy już klasyką gatunku.

Istnieje sztuka i istnieje rzemiosło. LO to które Twoim zdaniem? :)

Najgorsze jest właśnie to, że produkt końcowy stał się czymś pomiędzy. Duży szacun za samą postać Kaima i przedstawienie w "A Thousand Years of Dreams" dlaczego stał się takim "głazem". Mimo wszystko próba dorosłego podejścia do tematu, którą niestety kilka rzeczy spieprzyło.

No ale było blisko, nawet całkiem blisko - gdyby cała gra utrzymała do końca klimat wspomnianych już snów głównego bohatera, to moim zdaniem wyszło by małe arcydzieło.

Tylko teraz problem jest jeden - gierka ma się sprzedawać, a nie każdemu przypadłby do gustu taki, hmm, "mroczny"* klimat. Dorzucasz więc dzieciaczki, ewidentnie złego magusa, zajączki w dzbanuszkach + armie uzbrojonych w dzidy żołędzi, no i... Wychodzi takie dziwne, nie do końca zrozumiałe połączenie.

Mimo wszystko wciąż uważam, że to bardzo dobra gra - a że nie każdemu się spodoba? Hej, ja mógłbym rzucić tu kilkoma tytułami, które do tej pory mnie odrzucają, a zaraz rozpocząłby się prawdziwy lincz. :)))

*W takim nieco dojrzalszym podejściu, bo serię MegaTen (chociaż też nie mówię, że to całkowicie nieudane produkcje) mógłbym właściwie podsumować słowami Krzysztofa Grabowskiego - "orgazm na pentagramach".
Natomiast wydaje mi się, że warto ją chociażby sprawdzić - zwłaszcza, że ostatnimi czasy jakiegoś sporego wysypu dobrych (czy też może raczej "średnio dobrych" - bo jak mniemam gierka podobała Ci się choć odrobinę?) RPG nie mieliśmy, a nóż widelec komuś podpasuje.

A o tym było już wyżej.
Btw - grę oczywiście przeszedłem, bo nie wiem czy gdzieś o tym pisałem :).

Spoko, zresztą samą znajomością fabuły udowodniłeś, że grę poznałeś w stopniu dostatecznym, by wystawić jej bez skrupułów własną notę. Poza tym nie podejrzewałbym nikogo o zaczynanie dyskusji na temat tytułu z którym zetknął się na całe pięć minut.
Na drugiego "szaraczka" wyszła cała masa dobrych RPG'ów, a teraz idzie dostać konsolkę za grosze, więc zakup jak najbardziej uzasadniony. Chyba że interesuje Cię PS3 (Valkyria Chronicles jest mega miodne, niestety nie miałem jeszcze przyjemności ukończyć, a jedynie od czasu do czasu pogiercować u znajomego) - niektóre modele są wstecznie kompatybilne.

Szczerze to po tym jak napisałem poprzedniego posta, śmignąłem na alledrogo i zacząłem buszować ;). Pierwej jednak muszę nabyć kilka rzeczy do aparatu. Ehh, priorytety :).

Kazał Ci kto takie drogie hobby wybierać? Ot życie, niektórzy z nas będą spotykać się z rozległymi sieciami pajęczyn w portfelu po sam kres istnienia - ale hej, za to pochowają nas w iPod'ach i innych takich! ;)
Tak, grałem. Gra jest dość krótka, ale to jedna z moich ulubionych gier - jeśli podobało Ci się FM3, to i na niej się nie zawiedziesz. Aczkolwiek mnie nie pytaj, bo mam lekkiego bzika na punkcie mechów... :)

Tego się właśnie obawiałem... w sensie, chyba bym wolał, żebys mi napisał, że ta gra wierutnie ssie :).

Sorry, Ingles. Kręgosłup moralny i takie tam.
Bo i ja mam bzika na punkcie mechów... :>. Dla mnie opcja "nie ma mnie dla nikogo, seks wcale nie jest taki fajny oraz z głodu jeszcze nikt nie umarł" = tacticsowy jRPG w klimatach mechowych właśnie ;).

U mnie swego czasu nazywało się to Harvest Moon - "nie teraz, muszę zaorać pole".
Armored Core rozumiem rozpykane?

Tak, ale to jeszcze za czasów, gdy posiadałem drugiego plejaka.
Jeśli kręci Cię ten klimat to zakochasz się w Armored Core Formula Front, które jest takim managerem piłkarskim, tyle, że z mechami i owszem strzelasz, ale bynajmniej do bramek :). Są wykręcone opcje pokroju programowania zachowania lewej ręki w 2giej minucie pojedynku itd.

No właśnie zastanawiałem się nad tym ostatnio, ale za nieco większe pieniądze mógłbym zabawić się przy Armored Core: For Answer - to się nazywa bodaj "dylematy życiowe", ciężki orzech do zgryzienia... :>

Swoją drogą to cena gier na PSP niekiedy powoduje u mnie nagły wybuch przepony, ale co tam.
http://www.youtube.com/watch?v=abADftKJ1DE

To teraz z innej beczki, aktualnie relaksuję się przy:

http://www.youtube.com/watch?v=yWmSGiraZbI

Póki co największym plaskaczem na facjatę był moment, gdy w głośnikach usłyszałem Avril Lavigne - no i mała liczba motocykli.

Natomiast śmiga się nimi o tyle przyjemnie, że znowu zacząłem sobie nieśmiało marzyć o nowym Road Rash'u. ;)

konto usunięte

Temat: Coś grywalnego

Serialu nie widziałem i raczej nieprędko się za niego wezmę, jakoś śmierdzi mi to taką amerykańską papką dla nastolatków typu Twilight i tym podobnych. Ble.

Błagam, nie oglądaj. Zepsujesz sobie imidż Flasha.

Do tego dodałbym przeklętą willę podczas poszukiwania czarownicy i lodowe stworki "wiadomo kiedy" - bo już więcej spoilerów naprawdę nie chcę robić - właśnie zdałem sobie sprawę, że chyba odrobinkę przesadziliśmy... :>

... zakładasz, że ktoś, prócz nas, nasze wypociny czyta? :P
Pewnie było... "jezó, kolejne flejmero-trole" :P

Natomiast typowy jRPG z garstką młodocianych typków ratujących świat? Not so much.

Mówię, to już subiektywnie. Mnie żaden z dotychczasowych jRPG (które przeszedłem w całości), a ciutkę ich było, nie zdrzaźnił do tego stopnia. Nie była to jakaś tragedia, bo wtedy bym tej gry nie przeszedł, ale wciąż, był to upierdliwy babol. Ot i tyle w temacie ;).

Ty wiedziałeś co się stanie - bardziej chyba chodziło o ukazanie księcia jako półkretyna. Czy też raczej jako dzieciaka, który wszystko przyjmuje na wiarę i zbytnio wierzy ludziom.

No tak, ale książe jednak był postacią w grze, z której Ty miałeś czerpać przyjemność. Gdyby żył w konsoli po tym jak ją wyłącze to ok, miał chłopak nauczkę :P. Zważywszy jednak na to, że był zlepkiem polygonów i (najpewniej) prawiczkiem po godzinach, a JA musiałem go trawić "for maj wjułing pleziur"... :)

No ale było blisko, nawet całkiem blisko - gdyby cała gra utrzymała do końca klimat wspomnianych już snów głównego bohatera, to moim zdaniem wyszło by małe arcydzieło.

Słowem, wtedy zamiast drzeć sz(m)aty o fabułę dołączyłbym do Ciebie, do grona zealotów tegoże tytułu :). Zgadzam się w zupełności. Szkoda, że proporcje były odwrotne i na 1h gry, dostawałem 10min tego arcydzieła :(.

Tylko teraz problem jest jeden - gierka ma się sprzedawać, a nie każdemu przypadłby do gustu taki, hmm, "mroczny"* klimat. Dorzucasz więc dzieciaczki, ewidentnie złego magusa, zajączki w dzbanuszkach + armie uzbrojonych w dzidy żołędzi, no i... Wychodzi takie dziwne, nie do końca zrozumiałe połączenie.

Tia, wychodzi target, w postaci amerykańskich xboxowców :(. Dlatego zawsze jechałem po klocku. Nie ma to jak gry przez i dla japończyków.

Spoko, zresztą samą znajomością fabuły udowodniłeś, że grę poznałeś w stopniu dostatecznym, by wystawić jej bez skrupułów własną notę. Poza tym nie podejrzewałbym nikogo o zaczynanie dyskusji na temat tytułu z którym zetknął się na całe pięć minut.

Miło, dzięki :)

Kazał Ci kto takie drogie hobby wybierać? Ot życie, niektórzy z nas będą spotykać się z rozległymi sieciami pajęczyn w portfelu po sam kres istnienia - ale hej, za to pochowają nas w iPod'ach i innych takich! ;)

Narzeczona mnie wrzuci, a nie pochowa! :P "Na porządne wakacje byśmy pojechali, a nie!" itd :P.

U mnie swego czasu nazywało się to Harvest Moon - "nie teraz, muszę zaorać pole".

http://www.youtube.com/watch?v=SO5JY1KKYZo

No właśnie zastanawiałem się nad tym ostatnio, ale za nieco większe pieniądze mógłbym zabawić się przy Armored Core: For Answer - to się nazywa bodaj "dylematy życiowe", ciężki orzech do zgryzienia... :>

Mnie 4 answer zawiodło. Ale to już sam stestuj. Niebawem planuję dać 2 szansę. "Sterylne" jakieś takieś jest.

To teraz z innej beczki, aktualnie relaksuję się przy:

A to już domena mojej ładniejszej połówki. Zawsze mnie beszta jak jej zabieram joypada i robie "dzwony 4 fun" :)). Rzeczona preferuje nabijac mi gamerpointy, a ja jakoś specjalnie nie oponuję :>.

Natomiast śmiga się nimi o tyle przyjemnie, że znowu zacząłem sobie nieśmiało marzyć o nowym Road Rash'u. ;)

Ostatni RR w jakiego miałem przyjemność pocinać, to jeszcze na Przyjaciółce :). Pamiętam jak się cieszyłem jak odkryłem, że bodaj pod f1 był sklep z motorami :D.

Jeszcze wracając do psp. Jeśli masz okazję łyknąć, to warto wziąć choćby dla Joasi D'arc. Fajniusi każualowy tactics, do pyknięcia w ~50h. No i dla jeszcze jednej gry, która nie wyskakuje z konsolki w moim przypadku - Djmax. Jesteśmy z dziewczyną zakochani w tym wyginaczu palców.

lookie here:
http://www.youtube.com/watch?v=UvTNfh3y3WoRobert M. edytował(a) ten post dnia 03.05.09 o godzinie 23:58

Temat: Coś grywalnego

Robert M.:
Do tego dodałbym przeklętą willę podczas poszukiwania czarownicy i lodowe stworki "wiadomo kiedy" - bo już więcej spoilerów naprawdę nie chcę robić - właśnie zdałem sobie sprawę, że chyba odrobinkę przesadziliśmy... :>

... zakładasz, że ktoś, prócz nas, nasze wypociny czyta? :P
Pewnie było... "jezó, kolejne flejmero-trole" :P

Wbrew pozorom ktoś czyta ;D
Co prawda LO nie widziałem na oczy, i jeśli nie wyjdzie na blaszaka, to pewnie nie zobaczę, ale jRPGi już od czasów FF7 (a i również wcześniejszych - na emulatorach) i Chrono Triggera są jednym z moich ulubionych gatunków ;)

Ps. Youtubowy kawałek Tripoda mnie rozwalił ;D

konto usunięte

Temat: Coś grywalnego

Grzesiek, możesz spróbować zagrać w Odium (tudziez Gorky 17), rodem z Polski. To taka Chmielarzowa odpowiedź na final fantasy tactics. Całkiem miła gra, choć cholernie trudna.

A jeśli jara Cie emulowanie, to KONIECZNIE zobacz Parasite Eve. Jedna z fajniejszych gierek na szaraka.

A tripod to dla mnie mistrzowie. Nikt tak nie potrafi sprzedać nerdowskiego humoru jak Oni :).

ps. Wybacz, że zwątpiłem :))

Temat: Coś grywalnego

Robert M.:

ps. Wybacz, że zwątpiłem :))

Zwątpiłeś nawet dwa razy, a już mówię dlaczego ;)
Gorki mnie autentycznie zmęczył poziomem trudności, w pewnym momencie stwierdziłem, że gra nie jest warta świeczki, ani tym bardziej jej ukończenia.
Natomiast oba Parasite'y mam przerobione ;)
Dwójka, z dużo lepszą grafiką, była świetna, chociaż w końcówce zamieniła się w zwykłe strzeladło. Podobnie jak np. szarakowy RE 2. Natomiast lubuję się w Silent Hillach - niedawno bawiłem się Homecoming'iem. W kwestii budowania napięcia Konami jest świetne, a muzyka Yamaoki to po prostu majstersztyk.
Krzysztof Wróblewski

Krzysztof Wróblewski Towarzysz Bohaterów

Temat: Coś grywalnego

Po pierwsze to szacunek, czytałem z wypiekami na twarzy :)

A po drugie to:
Grzegorz P.:
Szukam właśnie czegoś ciekawego do pogrania wieczorkiem. Jakiegoś dobrego fps'a albo rpg'a. Nie orientujecie się, czy pojawiło się ostatnio na rynku coś godnego uwagi?

Ostatnio się przemogłem i kupiłem Drakensanga - nie żeby jakaś rewelacja, ale wygląda ładnie i całkiem szybko mijają przy nim wieczory. Jak zwykle epicko, awanturniczo i sztampowo, ale jeśli się kocha taką konwencję a ma się dosyć n-tego przechodzenia NN2 to mozna się za Drakensanga wziąść.

No właśnie - przecież już jest "Storm of Zehir" - ale nie grałem, zakładam ino, że kupic warto.

Następna dyskusja:

Coś nowego




Wyślij zaproszenie do