Sławomir M.

Sławomir M. Literatura polska

Temat: Wydaję wybór wierszy

Wydaję wybór wierszy z lat 1983-2011, z posłowiem Krzysztofa Kuczkowskiego w formie ebooka. Zainteresowanych posiadaniem i zakupem książki zapraszam na priv.

120 stron. Cena tylko 24 zł.
Zainteresowanym wyślę książkę na podany w przelewie adres.
PKO Inteligo 50 1020 5558 1111 1536 9780 0054

Sławomir Matusz, 41-200 Sosnowiec, Skłodowskiej 12/ 6

Miłość

przeciw miłości nie można kłamać
bo kłamstwo zabija
nie miłość - lecz osobę

miłości nie można rozdzielać
bo rozłączeni chorzy są z miłości

miłości nie zakrzyczysz - bo miłość
z bólu krzyczy najgłośniej w sobie

tak że niczego już nie słyszy
tylko zbawczy głos drugiej miłości

miłości nie uśmiercisz bo wróci ona
jeszcze silniejsza - z obłędem w oczach

gdyż miłość jest siostrą śmierci -
niemej poetki której nie dane było

kochać być kochaną rodzić

Spotkanie z malarką

To one przewijały nas
i kąpały, z nich i przez nie,
dla nich żyję. Więc dlaczego
mam teraz nagość ukrywać?
Dotyk ręki, pieszczota oka,
plama jak pocałunek
na ramieniu, czułość
pędzla i ślad na biodrze.

Moja nieśmiałość zastygła
i blask jej oczu w tańcu - dla mnie,
przed sztalugą. Ta wzajemność -
parawan z płótna, który nie dzieli
i nie przysłania - wyłaniam
się powoli z obrazu, jak powracający
myśliwy, niezupełnie podobny do siebie -
upragniony i taki, jakiego chce...

Pozując Meg

Lubię, kiedy pędzlem
zdejmujesz ze mnie ubranie
i odsłaniasz nagość rzeczy.

By zbudować własną sztukę
oboje pozbywamy się lęków.
Siedząc tak - przed tobą - czuję się

pełniejszy, pojednany ze światem,
wolny od grzechu. Kiedy stoisz w świetle okna
i malujesz, nagość jest pokojem i radością.

Małżeństwo

Wychodząc za siebie
powiększamy naszą wolność -
o wolność drugiej osoby,

uzyskawszy do niej dostęp.
I powiększamy wolność
drugiej osoby o naszą wolność.

Pobierając się mamy
dostęp do wielu tajemnic.
Nasze tajemnice stają się

jeszcze bardziej tajemnicze -
przez to, że ktoś je ogląda
i zaświadcza, że są.

Wychodząc za siebie
stajemy się dwakroć
tyle wolni, co będąc sami.

Miłość
Wystaw uda, daj parować
i czerwienieć listkom co przylegają
do siebie, zawstydzone jeszcze.
Rozchyl mocniej, daj wejrzeć

słońcu i oku. Aż zgubię rzęsę.
Czesać palcem i powieką
bliznę, co nie boli i rozstępuje
ku mnie, ciekawie spogląda.

Chłonna... całuje. Wydrążę studnię,
posadzę drzewo, postawię dom.
Teraz będę rodził - Ciebie z moich
bioder, nasadzoną i wyniesioną,

krzyczącą radośnie, a bezwstydnie,
dumnie. Wystawioną na wiatr i rosę
nieba, jak rodzić trzeba... - Z głową do
przodu, twarzą ku światu. El amor brujo...

WEJŚCIE W CISZĘ

Przed Sławomirem Matuszem idzie fama poety niepokornego, człowieka nieprzewidywalnego, a więc niebezpiecznego, raptusa bezwzględnie walczącego o prawo do manifestowania własnej niepowtarzalności i suwerenności. Za Matuszem idzie, i idąc świadczy o nim, kilkanaście już zbiorów wierszy, budzących rozmaite, nierzadko skrajnie rozbieżne opinie krytyków i recenzentów. Ktoś chwali poetę za prostotę i komunikatywność wierszy, ktoś inny pisze o ruchliwości i niepochwytności sensów obecnych w jego tekstach, ktoś zachwyca się stoickim spokojem i dystansem, jakiś inny ktoś wyznaje z mieszaniną obawy i podziwu: „bardziej agresywnego poety jeszcze nie czytałem...”. Chciałoby się spytać: a jaka jest prawda? – ale nie pytajmy, bo wszystkie te opinie wydają się być prawdziwe. Prawdziwe a jednocześnie nieogarniające całości zjawiska, jakim jest poezja autora Mistyki zimą. Mimo to nie warto koncentrować się na poszukiwaniu takiej formuły, która by krytyczne rozbieżności ujęła w jedną nad-formułę, bowiem odbyłoby się to ze szkodą dla różnorodności i złożoności Matuszowego świata. Już lepiej poprzestać na intuicjach i odczuciach, dopisać jeszcze jeden komentarz do tego rozszerzającego się na naszych oczach kosmosu wierszy.
Sławomir Matusz należy do grona tych poetów, którzy stawiają znak równości pomiędzy poznaniem poetyckim i samopoznaniem. I płaci za to wysoką cenę, bo w nieustannym uwewnętrznianiu świata jest moc twórcza, ale jest też siła destrukcyjna. Poeta pisząc siebie, siebie poznaje. Poznając „siebie innego”, naraża się na ryzyko egzystencjalne – samotność, szaleństwo, śmierć. Stąd może powtarzające się w wierszach Matusza rozważania o samobójstwie (Podniesienie, Co człowiek robi by nie popełnić samobójstwa) czy o śmierci w ogóle – od rozważań filozofujących (W zakończeniu, Listy do Piotra Zaczkowskiego) po poruszające zapisy osobistego doświadczenia (To co zostało, Zmarła 10 marca 2007 o godz. 5.31). Nie chcę przez to powiedzieć, że Matusz jest poetą śmierci i traumatycznych przeżyć. Taka diagnoza byłaby zbyt łatwa. Równie dobrze można by napisać, że jest poetą miłości. Zresztą miłość i śmierć to dwie siostry:

satysfakcję równą
śmierci
może dać w życiu
jedynie miłość

ale ta
zdarza się
że nas omija

(W zakończeniu)

Miłość jak to miłość, od śmierci piękniejsza jest. Śmierć za to jest wierniejsza od miłości, bo po pierwsze nigdy od nas nie odstępuje, jak powiada poeta – „nieustannie nosimy ją w sobie” (***, śmierć którą niosę…), po wtóre – nikogo nie ominie.
Wydaje mi się, że dobrze wpisują się w tę cząstkę rozmyślania o poezji S. Matusza słowa W. H. Audena: „W poezji tak jak gdzie indziej obowiązuje dobra zasada, że kto chce zachować życie, musi je stracić; poeta przegra, jeśli nie poświęci całkowicie swych uczuć wierszowi, tak aby stały się one własnością wiersza”. (Matka Boska i prądnica, przeł. J. Zieliński).
Matusz jest poetą samotności. O, w tej dziedzinie rzeczywiście jest ekspertem. Samotność niejedno ma imię, a wszystkie te imiona przerażają. Bo jak inaczej niźli z przerażeniem odczytać wyznanie:

Do niedawna
żyłem tylko dla Rodziców.

Właściwie to nie żyłem
dla nich, a dręczyłem
Ich tym, że nie
chcę żyć. Czekałem

na wypadek, chorobę.
Cokolwiek, byle długo
nie bolało. […]

[…]

Jeżeli podziwiam
przeklętego, to nie jest to
Bursa, Stachura, Wojaczek.
Raczej mniej znany

Ratoń – rozstał się
ze wszystkimi
dużo wcześniej
nim odszedł –

(Z dziennika [29 listopada 1987 r.])

- I ja rozstaję się ze wszystkimi, żyję, a jest tak, jakbym nie żył – zdaje się mówić podmiot wiersza. Ratoń był poetą odrzuconym, samotnym, cierpiącym. Nieważne w tej chwili, co było przyczyną tego odrzucenia, ważne jest to, że w myśleniu autora Szarego mydła Ratoń nie jest figurą buntownika, tylko figurą ofiary, dodajmy, ofiary sytego (sic!) i mającego się dobrze (sic!) społeczeństwa. I w takim też świetle, szarym świetle odrzucenia, proponuję odczytywać samotność bohatera wielu wierszy Matusza.
W innym utworze, stawiając niejako kropkę nad i, napisze:

najgorszym przeznaczeniem
jest nie mieć przeznaczenia
i nie być także przeznaczeniem
dla nikogo innego

(Z Eduarda Einsteina)

Najwspanialszym i jednocześnie najboleśniejszym wierszem o pożerającej samotności, o stanie, w którym nie jest się przeznaczeniem ani dla siebie, ani dla nikogo innego jest Lament, albo pustka przed Bożym Narodzeniem. Rozedrgany i rozełkany lament niekochanego. Przejmujący lament odsuniętego. Skarga poniżonego. To jeden z tych wierszy, który powinien być ozdobą każdej antologii współczesnej poezji polskiej.
Problematyka odrzucenia i samotności w jakiejś mierze obejmuje też zagadnienie Boga i Jego niejednoznacznej obecności w życiu bohatera wierszy Matusza, jak również, a może przede wszystkim, zagadnienie bycia poetą.
Powiedzieć, że autor wadzi się z Bogiem byłoby truizmem, bo któż się z Bogiem nie wadzi, nie wiedzie z Nim starotestamentowego sporu? Kto choć raz nie westchnął: dlaczego Panie Boże stworzyłeś świat tak mało boży? No i unde malum? Dlaczego zło wymknęło się Twojej wszechmocy? Żyjemy w czasach deklarowanej raz po raz „trudnej wiary” poetów i filozofów, którzy chcą, ale nie mogą uwierzyć, bo im rozum na to nie pozwala (!). Matusz wadzi się raczej z obrazem Kościoła powszechnego, który zamiast być opoką, bywa skorupą. Obrusza się na „tandetne obrażanie Pana Boga” (Posuwanie), na bylejakość tak w kościele, jak i poza nim, na wszechwładztwo Mammona, na jego mammonowe świątynie – giełdy i mammonowe ołtarze – bankomaty (Tezy Mammonitów). Pytania stawia niebanalne:

IV.
dlaczego bardziej przeraża
tajemnica umierania niż wątpliwość
zmartwychwstania?

(Zadziwienia metafizyczne)

W tym samym wierszu wyznaje:

I
…Bóg mnie boli

II
…bolę Boga

III
a jeśli Bóg jest,
to Jego wiara we mnie
powinna być mocniejsza

(j.w.)

Wiara mocniejsza, czyli taka, która otoczy nas miłującą obecnością i sprawi, że nie będziemy czuć się osamotnieni wobec naporu świata i jego ciemnego władztwa, że nie będziemy czuć się odrzuceni.
Tropi Boga w języku modlitwy:

- Bóg stworzył nas „na obraz
i podobieństwo swoje”. Czy ty
jesteś podobny do Boga?

(Rozmowy z dorastającą)

i w języku potocznym:

- Słyszałam w parku – pani
mówiła do pana: „Ty nie masz Boga
w sercu”. – Czy ty masz Boga
w sercu?

(j.w.)

W wierszu My z Alą Bóg rozprawia o naturze rodzicielstwa niczym św. Augustyn o naturze Trójcy Świętej. W końcu (bo niech to będzie „w końcu”, choć do końca daleko) Bóg lituje się nad dociekliwym poetą i następuje iluminacja, istne wylanie wiedzy radosnej: „Wszyscy jesteśmy Cyckami Bożymi” (Cycek Boży). Tutaj, we wspólnym doświadczaniu Bożej hojności i obfitości Jego darów, znikają (na chwilkę?, na zawsze?) samotność, pojedynczość, poczucie odrzucenia:

Niebo jest jak pierś
mleczna, do której
wystarczy przyłożyć
usta, by ssać słodką

miłość. […]

(Cycek Boży)

Wobec środowiska poetów, gier literackich i konkursów Matusz ma nieprzejednanie krytyczne stanowisko, źle się czuje w towarzystwie monomaniaków i prestidigitatorów. Bohater wiersza Portret deklaruje wprost: „Nie ma już prawdziwych poetów”, prawdziwych, tzn. takich, którzy gotowi są zapłacić wysoką cenę za swoją odmienność szamana, banity, wędrowca myśli. Z kolei podmiot wiersza Posuwanie powie: „Nie lubię poetów – spotkań z nimi”, ich obłudy, cwaniactwa, chłodnej kalkulacji, zastanawiania się: „czy [wiersz] zapewni sławę, da nieśmiertelność, lub etat na uczelni?”.
Takie krytyczne poglądy z pewnością nie ułatwiają życia prawdziwemu poecie, który w mniejszym lub większym stopniu musi uczestniczyć w życiu literackim, jurorować w konkursach poetyckich, organizować i prowadzić spotkania, które niejednokrotnie zamieniają się w popisy typu: „Kto piękniej wyrazi/ myśl, której nie rozumie? Kto ładniej wypowie/ kłamstwo?” (Posuwanie). Jak również takie poglądy z pewnością mają wpływ na pogłębiającą się samotność prawdziwego poety.
Jaki więc jest ten „prawdziwy poeta”, którego wcześniej nazwaliśmy – za Matuszem – dość poetycko: banitą i szamanem. Proszę bardzo… Prawdziwy poeta proste prawdy wyraża prostym językiem, „by nie narazić ich na szyderstwo” (Posuwanie), zdobywa wiedzę techniczną i praktyczną, umie wbić gwóźdź, zmienić żarówki, zaopiekować się chorym, zajmuje się „ekonomią, medycyną i techniką”, ponieważ „używa ich w wierszu” (Portret), jest „mistrzem śmierci”, obcuje z nią na co dzień, choćby w postaci „literatury uwięzionej w pismach literackich” (List do Piotra Zaczkowskiego). Prawdziwy poeta chociaż pisze o śmierci, to jednak chce być kreatorem życia. Poeta tęskni:

moja tęsknota
próżna i pusta
by świecić własnym
światłem i odbicie
ciemne każdej
figury wydobyć
(Ja przed deszczem)

Wiersze S. Matusza, poety prawdziwego, poety tego, „co boli i zawstydza” (Posuwanie), poety – eksperta od samotności, poety traumy i odchodzenia, poety miłości i rodzicielstwa, poety wiary i nieufności są świadectwem nieustannego wyboru pomiędzy „ja” i „my”. Dramatyzm tej sytuacji bierze się z jednej strony z przekonania, że „wiersze nie lubią tłumów” (Posuwanie) a poeta blichtru kultury masowej, z drugiej zaś strony z naturalnej dla poety chęci bycia przeczytanym, na tęsknocie „by świecić własnym światłem”, dodajmy – w czyjejś czułej, rozumiejącej i akceptującej obecności. W gruncie rzeczy w zmaganiu tym manifestowane jest pragnienie spotkania – w życiu i w wierszu – drugiego. Pragnienie spotkania kameralnego, odbywającego się w ciszy.

Orłowo, lipiec 2009 r. Krzysztof Kuczkowski