Michał
Stopka
Inwestor
Profesjonalny:
michalstopka.pl
Temat: ANALIZA TECHNICZNA
Poniżej mój artykuł z grupy INWESTOR: CZEGO ROBIĆ NIE WOLNO.link do grupy:
http://www.goldenline.pl/forum/inwestor-czego-robic-ni...
Może naprowadzić Cię na coś ciekawego:-)
Witam ponownie:-)
Dzisiaj podzielę się z Tobą moimi przemyśleniami na temat analizy technicznej. Aby zrozumieć mój tok rozumowania potrzebne jest trochę historii. Napiszę też, co moim zdaniem, od tamtego czasu się zmieniło.
Zanim przejdę do rzeczy jedna uwaga. Zawsze staram się uczyć od innych i NIGDY nie odrzucam poglądów innych na temat inwestowania, dlatego, że coś jest dla mnie obce lub „teoria taka” wydaje się być głupia. Zadaję sobie pytanie, co miałoby leżeć u podstaw takiej teorii, czyli odkryć „prawa podstawowe” czy też inaczej pewne zależności. Dzięki takiemu podejściu nauczyłem się bardzo wiele i lepiej rozumiem świat dookoła mnie.
Jeżeli chodzi o jakąkolwiek metodę inwestycyjną, jeżeli tylko ktoś wykorzystuje pewne zależności, jest w stanie stworzyć z tego SYSTEM, (czyli konkretny plan, co, kiedy i jak robić) i dzięki temu może generować DŁUGOTERMINOWO, powtarzalne dochody, to dla mnie jak najbardziej jest to OK. I nie ważne, czy jest to metoda „naukowo” akceptowana czy nie. Po prostu zarabia pieniądze i tyle. A czy „akademiccy profesorowie” potrafią wytłumaczyć „jak on to robi” czy nie, to już jest dla mnie sprawa drugorzędna. Szczególnie, że często zdarza się, że Ci, którzy próbują pokazać, że takie rzeczy są niemożliwe to ludzie, którzy po prostu sami albo nigdy nie inwestowali na giełdzie albo próbowali i zaliczyli solidną „wtopę”. To, że ktoś nie umie grać pięknie na fortepianie nie znaczy wcale, że nie można grać na fortepianie.
Trochę historii:
Historia giełdy w USA sięga, o ile dobrze pamiętam, roku 1791, kiedy to ją utworzono.
Obecny rozwój rynków kapitałowych różni się znacznie od tego, co było, jeszcze do roku wielkiego krachu w 1929r. Wielki krach wiele zmienił.
-Wcześniej można było inwestować w akcje mając tylko kilka procent wartości akcji.
Na przykładzie: Aby kupić akcje o wartości 100 tyś. zł wystarczyło wpłacić do „depozytu” powiedzmy zaledwie 5% wartości, czyli w tym wypadku 5 tyś. zł.
-Dodatkowo nie było żadnych obowiązków informacyjnych, takich, jak np. przekroczenie progu 5% czy 10% udziału w danej spółce. Ktoś mógł mieć skupione nawet i 90% akcji i nikogo nie musiał o tym informować.
-Również nie było praktycznie podatków od zysków (tak jak jeszcze do niedawna w Polsce).
-I co chyba najważniejsze, powszechnie wykorzystywano informacje poufne, bo nie było surowego ustawodawstwa z tym związanego.
W takiej sytuacji nawet pojedyncza osoba mogła kupić bardzo wiele akcji. Nie wiązało się to z obowiązkiem posiadania dużego kapitału, obowiązkami informacyjnymi, czy kwestiami podatkowymi. Po prostu można było zarabiać nawet na małych fluktuacjach cen i było to opłacalne. Dopiero po drugiej wojnie światowej wprowadzono bardzo wysokie opodatkowanie dochodów z giełdy, które sięgało nawet kilkudziesięciu procent.
Nawet w tamtych czasach w inwestowaniu chodziło o dochód, tak samo jak obecnie, czyli tak naprawdę chodziło o analizę fundamentalną, co poruszyłem w poprzednim artykule:
http://goldenline.pl/forum/inwestor-czego-robic-ni...
Oczywiście inwestorzy-spekulanci zarabiali o wiele łatwiej niż obecnie, na zmianach cen samych akcji. Skoro powszechnie były wykorzystywane „informacje poufne” to prosty przykład poniżej:
Założenia:
Obecna cena akcji 10 zł, kurs około 10 zł utrzymuje się już od długiego czasu kilku lat, bo w spółce do tej pory „nic się nie działo”.
Liczba wszystkich wyemitowanych akcji powiedzmy dla przykładu 1 mln akcji.
Dzienny obrót akcji, (czyli ile akcji jest handlowanych): 1 000 akcji (TYLKO)
Po stronie zleceń kupna i sprzedaży, czyli popytu i podaży jest bardzo mało zleceń, bo akcja jest uśpiona i nie ma zainteresowania spółką.
Wiesz z „pewnego źródła”, że ta firma szybko i znacznie zwiększy zyski i powinna kosztować powiedzmy minimum 20 zł.
Co w tamtych warunkach robili tacy ludzie?
Skoro wiesz, że ta akcja powinna kosztować 20 zł to kupujesz dużo akcji (możesz tak zrobić, bo nie ma specjalnych ograniczeń finansowych ani prawnych).
Powiedzmy, że chcesz skupić 100 tyś akcji. Problem jest taki, że po stronie podaży, czyli wystawionych zleceń na sprzedaż nie ma za wiele zleceń. Gdybyś od razu dał zlecenie kupna na 100 tyś akcji, to kurs szybko podskoczyłby do 20 zł i wyżej, a wtedy przecież jest ryzyko, a nawet prawie pewność, że na tym nie zarobisz, (bo masz informacje poufne i powyżej 20 zł po prostu nie opłaca się kupować akcji).
Dlatego też BARDZO DELIKATNIE zaczynasz skupować akcje. Kurs idzie do góry o 20% do 12 zł. W tym momencie powiedzmy skupiłeś już 5 tyś akcji. Nie jesteś jednak jedynym „inwestorem” na giełdzie. Ktoś inny też kupował w okolicach 10 zł. Nie miał on jednak żadnych informacji, chciał po prostu zarobić kilkanaście procent, więc teraz zaczyna realizować zyski i sprzedaje akcje. Przy 12 zł pojawia się podaż i kurs lekko się osuwa na 11,5. W tym momencie zaczynają też sprzedawać, czy też „panikować” inwestorzy, którzy kupili akcje kilka lat wcześniej. Kurs akcji nie wzrastał tyle lat, bo nie miał powodów fundamentalnych. Ci „starzy” inwestorzy są już zniecierpliwieni. Skoro kurs wzrósł do 12 zł i zaczyna spadać, to boją się „powtórki z rozrywki” i spadku ponownie kursu do 10 zł, więc sprzedają akcje w granicach np. 11-11,5.
Co prawda Ty nie kupujesz akcji powyżej 12 zł, bo rynek jest „za mało płynny”, czyli nie byłbyś w stanie skupić tych 100 tyś akcji. Dlatego logicznie postępując, ustawiasz popyt, czyli kupujesz akcje w okolicach 11 zł. Efekt – kurs napotkał „wsparcie” w okolicach 11 zł.
I manewr ten powtarzasz parę razy. Za każdym razem kurs idzie coraz wyżej. Przebija 12 zł i idzie na 13. Oczywiście Ty najchętniej kupiłbyś akcje po 10-11 zł, ale nie jesteś sam na rynku. Są inni inwestorzy, część z nich zaczyna coś „wyczuwać”. Zresztą spółka też musi podawać jakieś informacje. Nie można ukryć wszystkiego, np. tego, że toczą się rozmowy z ważnym inwestorem. Dlatego też kurs przebił 12 zł i poszedł na 13. Ty też cały czas skupujesz akcje.
Wreszcie kurs dochodzi do 15 zł. Od 10 zł to już zysk w wysokości 50%. W tym momencie wiele osób „niewtajemniczonych” chciałoby już zrealizować zyski i znaleźć „nową spółką” do zainwestowania. Szczególnie Ci, którzy długo czekali na ten zysk. Dlatego też przy tej cenie zazwyczaj lokalnie są większe szanse na mocniejszą korektę. Cena akcji spada na 13 zł. W tym punkcie oczywiście dla Ciebie to wymarzona cena do kupna. PRZECIEŻ ZAKŁADASZ, ŻE CENA I TAK PÓJDZIE NA MINIMUM 20 ZŁ. Kurs napotyka na „wsparcie” i znowu idzie do góry. W momencie przebicia 15 zł masz już prawie 90 tyś akcji.
Przebija 15 zł. W tym momencie zaczyna być już „trochę ryzykownie” do 20 zł już niedaleko. Jednak masz wsparcie „ze spółki” Ujawnia ona, że rozmowy z ważnym inwestorem są „zaawansowane”. Kurs szybuje na 17-18 zł. Zakup ostatnich 10 tyś. zł wykorzystujesz do „pomocy” akcji w wędrówce z 15 na 20 zł.
Oczywiście po drodze wolumen obrotu z 1 000 akcji dziennie wzrasta np. tak:
Okolice 10 zł>>> 1 000 akcji dziennie
12 zł>>> 2 000 akcji
13 zł >>> 5 000 akcji
15 zł>>> 15 000 akcji
17-18>>> 50 000 akcji
W końcu ogłaszana jest informacja o „wejściu ważnego inwestora”
Inwestorzy dostają szału. Szczególnie Ci, którzy sprzedawali w okolicach 10-15 zł. Po informacji część z nich „nie wytrzymuje” i ponownie kupuje w okolicach 20 zł. Kurs skacze w ciągu sesji z 18 na 22 zł. Dochodzą też „całkiem nowi” inwestorzy, którzy wcześniej nie mieli do czynienia z akcjami spółki, czyli tak zwana „ulica”.
Obrót akcji na poziomie 100 000 akcji w ciągu sesji. Z czego większość Ty sprzedajesz. Pozostałe akcje sprzedajesz na pozostałych sesjach. Realizujesz zysk. Zarobiłeś, ile chciałeś, SPIENIĘŻYŁEŚ PAPIEROWE ZYSKI i może pojechać na wakacje…
Co się stanie z kursem akcji później? To już zależy od kondycji gospodarki, samej spółki i oczywiście intencji i sprawności „ważnego inwestora”.
I tak to mniej więcej wyglądało 100 lat temu.
A obecnie? No cóż zmieniło się prawo związane z rynkiem:
-Należy podawać np. przekroczenie limitu 5%,
-nie można za bardzo wykorzystywać „lewaru” na akcjach, (chociaż są np. udzielane kredyty maklerskie pod zastaw akcji, co działa podobnie, tylko na o wiele mniejszą skalę),
-trzeba płacić podatki od zysków kapitałowych
-znaczny udział uzyskali duzi inwestorzy „instytucjonalni”- fundusze emerytalne, inwestycyjne oraz te same rodzaje inwestorów zagranicznych.
To, co teraz może być podobne to np:
Jest spółka o wartości 1 mld złotych. Zarządzający chce zainwestowac 100 mln. zł w taką spółkę. Problem taki sam: Obrót dzienny 1 mln. zł Podobnie jak 100 lat temu, realizacja takich zleceń zajmie dłuższy czas. Podobnie zaczną tworzyć się jakieś formacje, linie wsparcia oporu, kurs będzie wyprzedany, wykupiony itd.
Jest jednak duża różnica:
1) Zarządzający kupuje spółkę, bo spółka ta ma dobre perspektywy przez najbliższe kilka lat… Jak już ją skupi powiedzmy w ciągu miesiąca, to kurs później może spaść i leżeć tak kilka miesięcy czy nawet kwartałów a w tym czasie sytuacja makro się też może pogorszyć i nic z tego nie wyjdzie…
2) Czasem zarządzający MUSI kupić jakieś spółki, bo ma duże napływy do funduszu. Powiedzmy, że w ciągu miesiąca napłynęło 1 mld nowych środków. Te 100 mln. inwestycji w daną spółkę to po prostu „brak wyjścia” i przymus kupna spółki.
WNIOSEK: analiza wykresu i inne techniki, to nie jest tak dobre narzędzie jak było kilkadziesiąt lat temu, a wtedy analiza techniczna zyskała przecież obecną popularność.
Są różne rodzaje analizy technicznej, np.
-Formacje techniczne
-linie trendu
-oscylatory
-analiza wolumenu
-teoria Dowa
-fale Eliota
-techniki Ganna
I wiele innych. Oczywiście każda technika, która ma logiczne przyczyny (jak np. opisany przykład z kupnem akcji na początku artykułu i dzięki temu czytanie wykresu akcji), którą można wykorzystywać systematycznie może być ciekawa. Oczywiście wiele zależy od poziomu zainwestowanego kapitału. Jeżeli ktoś ma mały kapitał, to jest dla niego dostępny większy wachlarz narzędzi inwestycyjnych ( paradoksalnie większe szanse na błędy i porażkę). Dla dużych inwestorów z dużym kapitałem wykształciła się właśnie analiza fundamentalna i portfelowa, o czym w następnym artykule.
Dla mnie wniosek jest jeden: Jeżeli ktoś chce zainwestować, to musi dokonać zakupu, a to wpływa na kurs akcji i tyle. (Chociaż pojawiły się też kontrakty terminowe czy opcje i można „zająć pozycję” bez wpływania na kurs akcji)
Oczywiście wykorzystywanie tylko „analizy technicznej” to za mało, o czym miałem się okazję przekonać wiele razy na własnej skórze. Tak samo jednak jak nie doceniałem analizy fundamentalnej czy wiedzy z zakresu makro, wydaje mi się, że brak wiedzy i niedocenianie niektórych aspektów analizy technicznej jest tak samo „bez sensu”.
Większość osób nie docenia analizy technicznej z prostych dwóch powodów:
1) Nie zadało sobie trudu aby się w nią wgłębić.
2) Albo nie potrafi wybrać z ogromnej ilości różnych narzędzi Analizy Technicznej tego, co jest naprawdę ważne i ma logiczne podstawy.
Pozdrawiam Michał Stopka