Temat: Jak dbacie o kreatywność swoją i Waszego zespołu?
To ten, kto zamawia szkolenia powinien wiedzieć po co je zamawia i w jaki sposób, dzięki szkoleniu można będzie osiągnąć cele biznesowe. Przenoszenie tej odpowiedzialności na trenera/dostawcę treści jest nierealne (jak kupuję narty to nie oczekuje od sprzedawcy, że zagwarantuje mi to, że zostanę mistrzem świata w slalomie, tylko tego, że mi się nie złamią podczas zawodów).
Co do testów to też żaden argument, test może obejmować zadania typu case study, a nie koniecznie pytania jednokrotnego wyboru. Tak naprawdę zwłaszcza w szkoleniach sprzedażowych testy w ogóle powinny być symulacjami, a nie testami sensu stricte.
Co do długości materiałów, to przepraszam, ale teza, którą stawiasz wynika właśnie z patrzenia na treści przez pryzmat narzędzi. W pewnym sensie odnosi się do tego Marek Hyla, w bardzo dobrym tekście
https://www.linkedin.com/pulse/e-learning-matter-time-m...
Moim zdaniem jest dokładnie odwrotnie. Jeżeli dostawca jest w stanie nauczyć użytkowników zadanego zakresu w krótszym czasie to jego praca jest więcej warta. W praktyce oznacza to, że musi użyć bardziej wyrafinowanych technik przekazu, a co za tym idzie ma wyższe koszty. Koszt stworzenia 20 minut interaktywnego filmu jest znacznie większy niż stworzenia np. 100 slajdów z tekstem i obrazkami, a przecież efekt będzie taki, że przejście jednego szkolenia zajmuje 20 minut, a drugiego np. 2h, które jest więcej warte i droższe?
Tutaj również posłużę się przykładem z życia. Nasze szkolenie okresowe BHP dla pracowników administracyjno-biurowych trwa dokładnie 67 minut (tyle czasu potrzebne jest, żeby się zapoznać z całością materiałów, nie licząc testów). Nie jest najtańsze na rynku, ale fakt, że w tak krótkim (gwarantowanym) czasie można zapoznać się z całością materiału wynikającego z przepisów powoduje, że jest bardzo dobrze odbierane, a uwierz mi, że jego produkcja była znacznie droższa niż klasycznego szkolenia slajdowego na 2-4h (przy okazji przepraszam za autopromocję, ale ten przykład bardzo pasuje mi do tematu).
Poza tym uważam, że dyskutujemy na zbyt dużym poziomie abstrakcji, żeby się czepiać szczegółów i wyszukiwać kazusów dla potwierdzenia przyjętych tez, co pewnie donikąd nie doprowadzi. Wracając do meritum myślę, że jednak zgodzimy się, że wprowadzanie do oceny e-learningu kryteriów ilościowych (zawłaszcza na etapie zamówienia) zabija w nich kreatywność.