Temat: ITCube CRM - czy ktokolwiek ma doświadczenia z tym...
Przepraszam, wiem, że nie wypada brzydko mówić o konkurencji i o gustach się nie dyskutuje, ale nie mogę się powstrzymać gdy czytam ten wątek. Zwłaszcza ostatnie wpisy :)
Na początku chciałbym zaznaczyć, że nie chcę nikogo osobiście urazić - ani producenta IT CUBE, ani jego klientów. Równie dobrze mógłby to być podobny produkt z tej samej ligi, np OKAY CRM. Wystarczy wpisać "CRM" do Google"
Chcę za to opisać pewne zjawisko występujące na naszym rynku na przykładzie omawianego tu oprogramowania.
Wydaje mi się, że sporo osób może podzielać moje zdanie, ale nie jest to "poprawnie polityczne". Będzie bardziej o idei niż o funkcjonalnościach.
ITCube CRM i jemu podobne "dobre, bo polskie" CRMy to dla mnie ucieleśnienie tego, co działo się wiele lat temu na rynku IT i niestety nie są to dobre skojarzenia. Oczywiście jak na tamte czasy mogło to być wystarczające i z tym nie chcę dyskutować.
Wtedy normą było ładowanie jak największej ilości funkcjonalności, bez specjalnego zastanowienia, bez jakiejś myśli przewodniej, bez gustu i bez próby zrozumienia czego potrzebuje klient. Klient brał co było na rynku, nie miał specjalnie wyboru, ani wiedzy.
Było ciasno (mówię o interfejsie), buro i ponuro. Było tak jak niektórzy projektanci CRMów widzieli świat - podzielony, zamknięty, skomplikowany i bezduszny. Nie mieli "podopiecznych", mieli "podwładnych", nie mieli "Jurka", mieli "pana dyrektora", nie mieli otwartej dyskusji, mieli "skrzynkę na pomysły" (albo księgę skarg i zażaleń). Zawsze "jakoś było" i to podejście przekuwało się na jakość pracy, a to z kolei na jakość produktu. Jakość bowiem idzie od wewnątrz firmy, jest pochodną jej "DNA".
I taka, delikatnie mówiąc, oldschoolowa mentalność została u niektórych.
Dla przykładu, prosto ze strony ITCube, żeby nie było, że tekst jest oderwany od rzeczywistości:
23 (!) rzeczy do wyboru, w tym tak potrzebne w każdej chwili rzeczy jak "zarejestruj skrót", czy "wyślij faks".
Przychodzą mi na myśli czasy, gdy to jeszcze informatycy projektowali interfejs użytkownika i powstawały kobyły, z których mało kto potrafił korzystać. Nazywam te czasy technologicznym PRL'em. I nie ma się czego wstydzić - mamy to za sobą, to część naszej historii.
Oczywiście, niektórzy czują się w nim jak ryba w wodzie, bo nauczyli się takiego sprytu, który pozwala im poruszać się w technologicznej dżungli. Nie jest łatwo, ale jakoś dadzą sobie radę.
Jednak w moim odczuciu, teraźniejszość i przyszłość jest inna. I trudno mi zrozumieć jak można takie produkty oferować klientom w 2012 roku. Jeszcze trudniej zrozumieć mi jak ktoś może płacić za takie rzeczy. Nie trzeba szukać daleko, wystarczy spojrzeć co dziś jest standardem, jak to jest w nowoczesnych gospodarkach, gdzie jakość ma znaczenie, a rządy i firmy nie podejmują decyzji wg kryterium: 100% cena.
Drodzy klienci, jest tyle pięknych, funkcjonalnych rzeczy na świecie, dlaczego tkwić w takiej szarzyźnie? Oczekujcie więcej, szukajcie, aż znajdziecie. Nie, nie będę podawał linków :)
CRM to nie tylko narzędzie, to środowisko pracy, to filozofia działania, którą chcemy promować w naszej firmie. To różnica, którą czujemy na korytarzach firmy. To ta różnica, która czasami daje się odczuć gdy najpierw wchodzimy do firmy i spotykamy się z obojętnością i bezdusznością, a potem, gdy pójdziemy do konkurencji, gdzie witają nas uśmiechnięci, zadowoleni ludzie. To jest ta kultura organizacyjna, którą trzeba podtrzymywać i dbać o to, by ludzie w naszej firmie mieli nowoczesne, otwarte środowisko pracy.
A jakie są efekty korzystania z produktów rodem z technologicznego PRLu?
Pracownicy, jeśli tylko mogą, nie korzystają z takich rozwiązań. Nie lubią, nie mają czasu, nie widzą potrzeby. Czują, że to przykry obowiązek. I nic dziwnego. To normalne, że mają emocjonalne nastawienie do oprogramowania - tak jak do każdej rzeczy, której używają. Nie każdemu jest wszystko jedno jaki ma zegarek na ręce, albo w jakich chodzi butach. I nie chodzi o to, by zegarek miał kalkulator i lampkę, a buty dobrze chroniły przed kamieniami i jadowitymi wężami. Nie chodzi tylko funkcje, ale o całościowe doświadczenie.
Na deser jeszcze coś, co nie spodoba się niektórym analitykom.
Moim zdaniem długie, kosztowne analizy są przereklamowane i wielu firmom po prostu nie są potrzebne. Zwłaszcza niewielkim firmom zatrudniającym do kilkudziesięciu osób. Najczęściej wystarczy trochę zdrowego rozsądku i zdrowa kultura organizacyjna, która opiera się na dialogu i zaufaniu.
Nie wszystko bowiem trzeba rozpisywać, rozpracowywać, rozbierać na części pierwsze. Jeśli będziemy zbyt drobiazgowi, zbyt dokładni i zbyt małostkowi, okaże się, że teoretycznie potrzebne jest nam strasznie dużo rzeczy, żeby prowadzić biznes. Mnóstwo "udogodnień", workflow'ów, struktur i funkcji, które dobrze by było mieć. I w takich realiach technologiczny PRL może się sprawdzać, z tym nie dyskutuję. Problem mam tylko z tym, że moim zdaniem te realia nie istnieją już od wielu lat - przynajmniej dla większości firm.
Ten sposób postrzegania świata widać najlepiej po tym jak firmy z technologicznego PRLu się komunikują z klientami. Prosty test - zerknijcie na stronę internetową takiej firmy. Nie chodzi mi o to, czy są ładne, czy brzydkie, bo to indywidualna sprawa. Chodzi mi o jej strukturę, sposób komunikacji, formułowania myśli, czy jakość, która przejawia się w elementach wizualnych.
Wierzę w to, że ludzie kierują się zdrowym rozsądkiem i jeśli stworzy im się odpowiednie warunki, da odpowiednie narzędzia, będą dawać z siebie wszystko. I nam, jako managerom/przedsiębiorcom powinno na tym zależeć. Dlatego dbajmy o to, by korzystali z nowoczesnych, przyjaznych narzędzi.
Dziękuję za uwagę, czekam na komentarze :)