Damian Kamiński

Damian Kamiński Zamieniam informacje
w wiedzę ...

Jak to jest w praktyce ze zlecaniem analizy na zewnątrz :) tak od drugiej strony.

Ktoś realizuje analizę może również projekt, powstaje dokument. A co gdy na etapie realizacji czy wdrożenia okaże się że to bzdura totalna bądź przynajmniej częściowa ?

Po odejściu od kasy reklamacji nie uwzględnia się ?

Nie myślę tutaj o ludziach "takich jak my", a raczej o wielkiej skali, np taki Deloitte, chodzi po firmie przez rok, inkasuje 500k czy 2mln, a potem okazuje się że coś przeoczyli, i co wtedy ?

Umowy to przewidują ? Nigdy nie widziałem nawet draftu takiej umowy duży consulting z firmą typu np KGHM.

konto usunięte

Zapytaj Jarka ile razy poprawiał po "wielkich" :) Jak dla mnie największym problemem dla klienta takiej analizy nie są "przeoczenia" tylko zupełnie co innego. I żadna umowa tego nie załatwi.

konto usunięte

Damian Kamiński:
Nie myślę tutaj o ludziach "takich jak my", a raczej o wielkiej skali, np taki Deloitte, chodzi po firmie przez rok, inkasuje 500k czy 2mln, a potem okazuje się że coś przeoczyli, i co wtedy ?

Umowy to przewidują ? Nigdy nie widziałem nawet draftu takiej umowy duży consulting z firmą typu np KGHM.


Hmmm. Tam są trochę inne układy i inne przepływy pieniężne :). I generalnie to czy jest "dobrze" jest najmniej istotne :).Dariusz G. edytował(a) ten post dnia 12.10.11 o godzinie 17:59
Paweł Boczula

Paweł Boczula Eagle7 Group -
informatyka z pasją!

Dariusz G.:

Hmmm. Tam są trochę inne układy i inne przepływy pieniężne :). I generalnie to czy jest "dobrze" jest najmniej istotne :).

Ależ jest istotne - po prostu jest "dobrze" z założenia. ;)

Zlecanie analizy na zewnątrz to bardzo ryzykowna sprawa, bo jakby nie patrzeć dla prawidłowego przeprowadzenia jej niezbędne jest bardzo istotne zaangażowanie zamawiającego (po stronie wykonawcy jest metodologia i minimum podstawy wiedzy domenowej). I tu powstaje sytuacja patowa - zlecają na zewnątrz, bo niekoniecznie chcą się angażować (często w ten sposób unika się odpowiadania na trudne pytania), bo po to płacą XX$ żeby mieć produkt. Stąd, nierzadko wielusetstronicowy dokument to nieco zlokalizowane tłumaczenie istniejącego gotowca (który kiedyś został sprzedany komuś innemu).

Ot, proces standaryzacji i unifikacji. ;)

A potem przychodzi czas wdrażania enigmatycznych zaleceń i jedni traktują to z nabożną czcią bo przecież "XYZ" na pewno wiedzą co robią, inni widząc co w trawie piszczy uciekają od kukułczego jaja.

I tak powstały bałagan jest wymarzonym polem do przeprowadzenia kolejnej analizy - tym razem powstanie program naprawczy. :)

A jeżeli mówimy o projektach z dziedziny IT... to w tle jest jeszcze ciekawsza bajka tego co klient oczekiwał, co zrozumiał wykonawca, co klient naprawdę potrzebował a co dostał.Paweł Boczula edytował(a) ten post dnia 17.10.11 o godzinie 09:42

Paweł L.

Wypowiedzi autora zostały ukryte. Pokaż autora

Wyślij zaproszenie do