Marek Kubiś

Marek Kubiś programista c#

Właściwie to nie wiem czy śmiać się czy płakać nad tym MRP/ERP.
Damian K.:
1/ Czy „dzisiejszy” biznes naprawdę nie poradzi sobie bez SOA?
2/ Czy naprawdę biznes chce SaaS ? (Drugi wymiar Outsourcingu IT)
Zależy od budżetu CMO tych wielkich. Zależy także ile w to włożyli dotychczas i jak mogą to odzyskać. Trochę to za bardzo rozdmuchane jak dla mnie. Czy odpowiedź TAK lub NIE wnosi coś do meritum? A opinie wybitnych analityków o bezsensowności? Cóż jestem ateistą, jeżeli chodzi o wiarę, że nie każdym można manipulować.

A wydawałoby się, że rynek IT przyzwyczaił wszystkich do wypuszczania nowości z prędkością strzelania z karabinu maszynowego. Nie warto, wg mnie zastanawiać się nad tak postawionymi pytaniami. Warto natomiast każdą propozycję rzetelnie ocenić pod kątem biznesu, w którym ma być zastosowana. Dzisiaj mamy do czynienia z drugim wymiarem IT, jutro będziemy mieć z trzecim wymiarem, pojutrze z czwartym, popojutrze ... . Nowe szaty króla? Przydatne? to jak się to nazywa SOA?, SaaS?, też ładnie - bierzemy! Nieprzydatne? – nie bierzemy, to jak się to nazywa SOA?, SaaS? - proszę zapamiętać, że to już analizowaliśmy i zrezygnowaliśmy. Następny proszę. Gospodarka rynkowa nie może obejść się bez nowości, i tyle – tylko lub aż, co kto woli.
3/ Czy dzisiejsze MRPII/ERP nadają się tylko na śmietnik i przestały realizować swoje zadania ?
A czy w Polsce kiedykolwiek rozpoczęły realizację swoich zadań skoro na sektor MSP ciągle zachłannym okiem patrzą wielcy, a 98% z tych którzy zrobili przymiarkę nie wdrożyli MRP? Toż to prawie dziewiczy rynek panie i panowie producenci oprogramowania i CMO. A dlaczego jeszcze taki prawie nie tknięty? To już było – trzeba się przyłożyć, a to trochę w sprzeczności z szybkim, łatwym i przyjemnym wzbogacaniem się. Socjotechniki za mało? A skądże, partner może liczyć na godziwą prowizję, a .. resztę dopowiedzcie sobie sami. Jako pomocniczą podpowiedź mogę wskazać wypowiedzi Pana Jacka Mrozowskiego z początku dyskusji o wypaleniu zawodowym na forum Zarządzanie.
4/ Czy w dobrze pojętym interesie firmy naprawdę leży pełna otwartość rozwiązania, co skutkuje tym że na system IT składa
się soft 15 dostawców, a co pociąga za sobą to że w przypadku
„większych zmian” dogadać musi się 15 firm o często rozbieżnych interesach ?
Której firmy? Dostawca ma się otwierać niby ze swoim rozwiązaniem na 15-tu innych? Przecież tam są ludzie myślący! Duży ma swoje zdanie, mały ma swoje. Czy to dziwne? Po co pytać? Żeby klient niby się wypowiedział? Przecież klient ma swój biznes i nie jest z IT bo jak by był to by się sam obsłużył. Czyli jak nie z IT to on potrzebuje rozwiązania swoich problemów biznesowych, a na IT się nie zna, i jak mądry nie chce się znać, tylko chce rozwiązać swoje problemy biznesowe. Od iluż to już lat słyszę o integracji. Rankingi TOP50, TOP200, TOP500 też pokazują, że grosz w tym sektorze też całkiem, całkiem. A efekty. No trochę zintegrowano nie tylko poprzez przejęcia. A standardy? Np. taki DIF (Data Interchage Format) rozwija się? Światowy lider systemów do raportowania CRYSTAL REPORTS w wersji sprzed lat (np.: 4.6) ma wbudowany eksport DIF, a najnowsza wersja (nr: 13) nie ma i zniknął właściwie nie wiadomo pomiędzy którymi numerkami. Są inne lepsze standardy? To o co ta wojna Microsoft z Open Source? Tak. Tak. Dużo wody jeszcze w Wiśle nam zanieczyszczą. Hmm.
5/ Czy Panie z działu np. FK, naprawdę będą miały lepiej jak
dostaną aplikacje zrobioną w Javie, w cienkim kliencie, i
wystawiając fakturę będą czekać po każdym kliknięciu parę
sekund (aż się słownik wywoła etc.), taka osoba wystawiająca
faktury naprawdę może doznać szoku przesiadając się z
„prymitywnej” aplikacji DOS/Windows w której klikała i
było, na nowoczesną aplikacje w najnowszych technologiach,
która z wydajnością i szybkością ma tyle wspólnego co
Windows :) tzn. Działa 2x szybciej na 4x szybszym komputerze.
Biznes już dawno wypracował skuteczne metody rozmowy z paniami z działu FK. Jeżeli czyjś biznes wymaga aby panie miały lepiej to mają mieć lepiej i wtedy rozwiązanie dla pań zostanie kupione. Jeżeli firma ma mieć lepiej to rozwiązanie lepsze dla firmy zostanie kupione. Tak przynajmniej zachowa się gracz rynkowy. Z nie graczem rynkowym nie tym językiem się rozmawia.
6/ W jakim celu firmy tak naprawdę kupują nowe systemy ? Żeby
zrobić koszty ? Żeby mieć coś nowego/modnego ? Czy by
usprawnić pracę w firmie ? Pytanie może wydawać się
śmieszne, ale jak obserwuje klientów, to naprawdę mam
wątpliwości
Znowuż za daleko idące uogólnienie. Które firmy? Klienci z sektora prywatnego, czy publicznego? Rzut oka na listę referencyjną i już mamy potwierdzenie kto trzyma i dzieli kasę. Niestety nie ma tu nic śmiesznego. Z MRP/ERP o tyle to przykre, że nie jest to tanie. Własność prywatna to kupi z sensem jeżeli się ją przekona, że to ma sens. Własność publiczna to kupi z sensem, kiedy decydować będą kompetentni i będzie się kierowała dobrem publicznym. Żeby znaleźć odpowiedź to najpierw chyba by wypadało udzielić prawidłowej odpowiedzi na to kto ma dbać o dobro publiczne. Ja odpowiedzi nie znam więc jej nie udzielę.
A co do samego „mięsa” stricte, to oni naprawdę używają i rozumieją MRP, zbierają
zamówienia, planują pod zamówienia, zamawiają pod plan i wszystko było by super
gdyby nie to że zamówienia zmieniają się w trakcie planu, ..
Chyba nie skłamię jak wskażę, że to generał Dwight Eisenhower jest autorem takiego powiedzenia (cytuję z pamięci, więc proszę nie traktować tego literalnie): Nie ma nic bardziej nieprzewidywalnego niż wojna. Człowiek układa plany, scenariusze, itd., a jak przychodzi co do czego to wszystko bierze w łeb. Ale jednocześnie nie znam bitwy, której nie wygrałby ten lepiej przygotowany, ten, który analizował wszystkie możliwości i starał się przewidzieć działania nieprzyjaciela.Marek Kubiś edytował(a) ten post dnia 25.08.07 o godzinie 19:44
Marek Kubiś

Marek Kubiś programista c#

No tak. Czyżby w dyskusji parę kubłów z zimną wodą zostało rozlanych bo tak wszyscy "refleksyjnie" zamilkli? Socjotechnika wielkich zwycięży? :( No dobrze, zobaczymy co przyszłość przyniesie. :)

Mam natomiast pytanie o główny wątek: consulting "defensywny" - jak ten termin właściwie należy rozumieć?
* Klient w defensywie a sprzedawca w natarciu?
* Sprzedawca broni się a klient go atakuje (o nowe wersje, itd)?
* Konsultant z bezpiecznej odległości obserwuje jak sprzedawca z klientem nacierają i bronią się na zmianę?

Jaka kombinacja jest jeszcze możliwa?
Jarosław Żeliński

Jarosław Żeliński Analityk i
Projektant Systemów

Marek K.:
Mam natomiast pytanie o główny wątek: consulting "defensywny" - jak ten termin właściwie należy rozumieć?

Ja tego pojęcia nie rozumiem... :(

Osobiście stosuje na własny użytek taki podział:

Konsulting lub ekspert: udzielanie szczegółowych informacji o dziedzinie lub przedmiocie będącym obszarem specjalizacji konsultanta. Np. konsultant w salonie GSM zna aktualne oferty operatorów i ceny telefonów, konsultant w sklepie AGD zna parametry i możliwości pralek i lodówek, konsultant w biurze rachunkowym zna przepisy podatkowe i ulgi, konsultant firmy informatycznej zna oferte swojej firmy itp.

Analityk systemowy (ang. system analyst) — osoba, która potrafi analizować złożone problemy organizacyjne i strukturalne w celu przedstawienia ich w formie abstrakcyjnych modeli możliwych do przetwarzania w technologii informatycznej. (na podstawie "Słownika informatycznego" Wydawnictwa HELION. Autor: Piotr Adamczewski ISBN 83-7361-645-4. Rok wydania 2005.).
Marek Kubiś

Marek Kubiś programista c#

[author]Jarosław
Damian Kamiński

Damian Kamiński Zamieniam informacje
w wiedzę ...

Padło pytanie o termin consulting defensywny który wprowadziłem w tym wątku.

Odpowiem cytując pierwszego posta

Damian K.:
(...) usługi mające zapewnić firmie bezpieczeństwo zakupu, że (klienci) dostaną to co potrzebują, i to za co zapłacili.

Generalnie chodzi o to że firma X wysyłając swoich konsultantów, ma już prawie na pewno ustalone co chce „wcisnąc” klientowi. Klientowi wydaje się że wie czego chce, i że wie to najlepiej (Nie neguje że ta wiedza faktycznie jest po stronie klienta, problemem jest to że klient nie potrafi tego sprecyzować).

Koniec końców klient często kupi więcej niż potrzebuje, a ta część której faktycznie potrzebował, nie działa tak jak powinna. Po stronie firmy X oferującej rozwiązanie nastawiającej się na „skasowanie” odpowiedniej kwoty, siedzą doświadczenie konsultanci / negocjatorzy i inni spryciarze, a po stronie klienta jest ? Sam klient który sądzi że nie da się wykołować.

I tu właśnie wkraczał by „consulting defensywny”, który zapewnił by klientowi że faktycznie dostanie to za co zapłacił i to czego potrzebuje.

Upraszczając, obronił by klienta przed różnymi niechcianymi aspektami kupowania rozwiązań IT.Damian Kamiński edytował(a) ten post dnia 06.09.07 o godzinie 13:07
Marek Kubiś

Marek Kubiś programista c#

Damian K.:
consulting defensywny ... który zapewnił by klientowi że faktycznie dostanie to za co
zapłacił i to czego potrzebuje.

Upraszczając, obronił by klienta przed różnymi niechcianymi aspektami kupowania rozwiązań IT.
Etyka. Morale. Wyobraźnia. Odpowiedzialność. Wolny rynek.

Wszak klient może się zorientować, że go sprzedawca oszukał i na przyszłość będzie pamiętał. Oczywiście osoba kupująca w momencie drugiej transakcji może już w firmie nie pracować i te same numery mogą przechodzić kilkakrotnie. Ponadto zanim się ktoś zorientuje to można dokonać wielu transakcji, ale .. .

No cóż nie wszystko podpada tu pod paragraf ale czy warte jest to wprowadzania nowego terminu? Dla mnie jest on zbędny choć zapewne będą też i tacy, którym się może podobać. Pozostanę przy swoim. Wystarczy, że niezależnie jak by mnie wrobiono, zawsze będę za takim postępowaniem aby przeglądając się w lustrze nie musiałbym się siebie wstydzić. Etyka.
Damian Kamiński

Damian Kamiński Zamieniam informacje
w wiedzę ...

Zgadzam się Panie Marku w całej rozciągłości, niemniej jednak doświadczenie uczy iż firmy IT ustawiają się na działania dochodowe, etyka jest niestety kwestią wtórną bez której czasami nie da się wystawić FV klientowi, i tylko wtedy jest brana pod uwagę.

Konsultanci niestety są indoktrynowani by sprzedać, dużo, drogo, powiązać bezpiecznymi dla sprzedawcy umowami. Taki jest ich zadanie.

ps. Co do terminu, został wprowadzony pomocniczo na potrzeby tej dyskusji, a nie jako kolejne marketingowe „same shit, different name”.Damian Kamiński edytował(a) ten post dnia 06.09.07 o godzinie 14:29

konto usunięte

A czy nie podobne zadanie ma miec w teorii zwykly consulting (doradztwo)? Czy to oznacza, ze za 5 lat bedzie potrzebna bedzie "trzecia warstwa" consultingu (juz nie wiem jak go nazwac) ?

Szczerze mowiac przyznam, ze dla mnie to brzmi mniej wiecej tak:
"Jak tu zrobic kase na zapelnionym juz rynku?". sorry:)

Czyli dokladnie jak to "same shit, different name".

Mi sie raczej wydaje, ze w przypadku malych/srednich firm wolny rynek zrobi swoje...Paweł Dolega edytował(a) ten post dnia 08.09.07 o godzinie 11:46
Jarosław Żeliński

Jarosław Żeliński Analityk i
Projektant Systemów

Paweł D.:
A czy nie podobne zadanie ma miec w teorii zwykly consulting (doradztwo)?

No to ja jestem w kropce bo uważam, że konsulting to rodzaj tak zwanych usług profesjonalnych, których celem jest przekazanie przez eksperta (konsultanta, inna kwestia nazewnictwa) rekomendacji według najlepszej posiadanej wiedzy.

Konsultant wieć (prawdziwy) nie trzyma niczyjej strony tak samo jak bank nie trzyma ani strony nadawcy przelewu ani strony odbiorcy tych pieniedzy.

Moim zdaniem błąd podstawowy to mniemanie, że konsultant podejmuje jakiekolwiek decyzje (czego niektórzy menedżerowie mylnie oczekują).

Tak więć "konsultanci" dostawcy systemu to (często) nie konsultanci tylko sprzedawcy lub wdrożeniowcy. Nie ma więc pojęcia "consulting defensywny" tylko mamy pojęcie kto udaje konsultanta a nim nie jest.

Jeden z moich klientów, jak go zapytałem czego odemnie oczekuje, powiedział: czasem o coś pana zapytam bo sie na tym nie znam ale chodzi o to żeby oni ("konsultanci" sprzeadwcy) się Pana bali.
Marek Kubiś

Marek Kubiś programista c#

[author]Jarosław
Jarosław Żeliński

Jarosław Żeliński Analityk i
Projektant Systemów

Marek K.:
konsultanta a nim nie jest.
Zgadzam się. Winę za to ponoszą jednak nie tylko Ci którzy tak się przedstawiają ale także Ci którzy tak wielką presję wywierają na często bardzo młodych i niedoświadczonych "konsultantach". Cóż socjotechnika górą a warsztaty i szkolenia na efektywnych sprzedawców chyba ciągle cieszą się popularnością. Cóż duży ma plana 20% i nie popuści .. .

Ano właśnie ... mamy odpowiedź :)

konto usunięte

Dobra, kwestia kulawego nazewnictwa - wszyscy wiemy, ze chodzi o ekspertyzy (inna sprawa, ze w oczach klienta pewnie zwykle przekladaja sie na "porady", mniej wiecej tak samo jak w oczach managera szacunek przechodzi bardzo plynnie w zobowiazanie). The point is - zamiast konsulting defensywny, wystarczy konsulting z prawdziwego zdarzenia. Etyka... Co tu duzo mowic to juz zalezy od czlowieka. Z drugiej strony potrafie wymyslic jeszcze 100 innych czynnosci zycia mniej lub bardziej codziennego, gdzie wystepuje problem poruszony w tym watku. Odpowiadajac na pytanie postawione w temacie - popyt na takie uslugi jest taki sam jak na dobre uslugi z rynku konsultingowego.Paweł Dolega edytował(a) ten post dnia 07.09.07 o godzinie 08:45

konto usunięte

Damian K.:
Padło pytanie o termin consulting defensywny który wprowadziłem w tym wątku.

Odpowiem cytując pierwszego posta

Damian K.:
(...) usługi mające zapewnić firmie bezpieczeństwo zakupu, że (klienci) dostaną to co potrzebują, i to za co zapłacili.

Generalnie chodzi o to że firma X wysyłając swoich konsultantów, ma już prawie na pewno ustalone co chce „wcisnąc” klientowi. Klientowi wydaje się że wie czego chce, i że wie to najlepiej (Nie neguje że ta wiedza faktycznie jest po stronie klienta, problemem jest to że klient nie potrafi tego sprecyzować).

Koniec końców klient często kupi więcej niż potrzebuje, a ta część której faktycznie potrzebował, nie działa tak jak powinna. Po stronie firmy X oferującej rozwiązanie nastawiającej się na „skasowanie” odpowiedniej kwoty, siedzą doświadczenie konsultanci / negocjatorzy i inni spryciarze, a po stronie klienta jest ? Sam klient który sądzi że nie da się wykołować.

I tu właśnie wkraczał by „consulting defensywny”, który zapewnił by klientowi że faktycznie dostanie to za co zapłacił i to czego potrzebuje.

Upraszczając, obronił by klienta przed różnymi niechcianymi aspektami kupowania rozwiązań IT.Damian Kamiński edytował(a) ten post dnia 06.09.07 o godzinie 13:07

Z całym szacunkiem, ale uważam, że jest to błędne rozumowanie. A kto obroni klienta przed konsultantem "defensywnym"? Toż to Mortal Kombat, a nie software selection ;)
Na zapewnienie bezpieczeństwa transakcji nie można patrzeć jak na obronę przed nieuczciwym dostawcą. Korzystanie w tym procesie z usług doradczych ma tu na celu po prostu uzupełnienie wiedzy merytorycznej o przedmiocie wdrożenia i upewnienie się, że skonstruowane zostanie dobre zapytanie ofertowe, a wybór oprogramowania i dostawcy odbędzie się według najlepszych praktyk, bowiem zle przeprowadzony proces ofertowy doprowadzi do oplakanych skutkow wdrozenia, chocby nie wiem jak nieskazitelna byla etyka wszystkich oferentow.
Doradztwo w zakresie wyboru oferty jest moim zdaniem bardzo powszechne w przypadku wyboru dużych systemów, ale nie słyszałem jeszcze, żeby określać je mianem "defensywnego". Nazewnictwo jest tu istotne, bowiem ukierunkowuje w tym przypadku myślenie o całym procesie na błędny tor.
Damian Kamiński

Damian Kamiński Zamieniam informacje
w wiedzę ...

Z całym szacunkiem …

Ale „błędnym torem” każdego procesu zakupu / sprzedaży rozwiązania IT, jest nazywanie „konsultantów” firmy doradczej X, mającej umowy partnerskie oficjalne bądź „pod stołem” z producentem oprogramowania Y. Których działania ograniczają się do opowiadania bajek dowolnej treści mających na celu przekonanie klienta by wyłożył kasę na rozwiązanie firmy Y. Bo z tego „bezstronna”, firma doradcza X ma profity oficjalnie lub pod stołem.

Jest to nagminne, naciąganie klientów, wciskanie tego co dana firma doradcza („całkiem przypadkiem”) potrafi wdrożyć, gdyby już dało się klienta namówić.
To co robią „niezależne firmy doradcze” naprawdę pozostawia wiele do życzenia i moim skromnym zdaniem jest naprawdę przed czym bronić klienta.Damian Kamiński edytował(a) ten post dnia 08.09.07 o godzinie 09:51
Marek Kubiś

Marek Kubiś programista c#

Damian K.:
Ale „błędnym torem” każdego procesu zakupu / sprzedaży rozwiązania IT, jest nazywanie „konsultantów” firmy doradczej X, mającej umowy partnerskie oficjalne bądź „pod stołem” z producentem oprogramowania Y. Których działania ograniczają się do opowiadania bajek dowolnej treści mających
na celu przekonanie klienta by wyłożył kasę na rozwiązanie firmy Y. Bo z tego „bezstronna”, firma doradcza X ma profity oficjalnie lub pod stołem.
Tym samym widzę, że wywołał Pan temat do dyskusji, którego się Pan nie spodziewał. :D Zgadzam się z, niech mi to będzie pozwolone nazwać "brakiem profesjonalizmu" ludzi z IT ale też popieram pogląd:
Maciej P.:
Nazewnictwo jest tu istotne, bowiem ukierunkowuje w tym
przypadku myślenie o całym procesie na błędny tor.
Fakt
Jest to nagminne, naciąganie klientów, wciskanie tego co dana
firma doradcza („całkiem przypadkiem”) potrafi wdrożyć, gdyby już dało się klienta namówić.
To co robią „niezależne firmy doradcze” naprawdę pozostawia wiele do życzenia i moim skromnym zdaniem jest naprawdę przed
czym bronić klienta.
Ale czy to co Pan napisał nie brzmi panu podobnie jak np: chęć obrony Pana Jarosława Kaczyńskiego przed zawieraniem koalicji z nieodpowiednimi ludźmi albo przed korzystaniem z usług osób od PR takich jak Pan Jan Kurski czy Piotr Tymochowicz? Czy wierzy Pan, że można kogoś obronić przed jego samym błędnym myśleniem? W tym jestem ateistą. A czy inne branże chronią swoich klientów tak jak Pan proponuje?

Hmmm. Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że nowocześnie zarządzane firmy już dawno dostrzegły i wpisały do polityki w ramach swojej kultury organizacyjnej kolejne M.

U nas na razie to co prawem nie zabronione to dozwolone. Najważniejsza do osiągnięcia sukcesu jest motywacja. Stąd takie absurdy jak np. ze szczytów władzy: oskarżenie przed sądem, że na jednego z sędziów Trybunału Konstytucyjnego w IPN są dokumenty ..? Jakie? Nie wiadomo! A jak przychodzi co do czego to rzeczywiście jest jedna kartka: odmówił współpracy! ]:(

Tak, tak. Są już na świecie firmy, które wiedzą, że motywacja to nie wszystko. Motywacja to za mało aby nie dać się wykurzyć z zajmowanego miejsca na rynku. Panie Damianie chce pan wiedzieć o czym truję? Ot, tak to tylko ... morale. Nie podkreślam ani nie pogrubiam tego bo przecież koła, papieru, prochu, .. nie odkryłem.
Jarosław Żeliński

Jarosław Żeliński Analityk i
Projektant Systemów

Damian K.:
Z całym szacunkiem …

Ale „błędnym torem” każdego procesu zakupu / sprzedaży rozwiązania IT, jest nazywanie „konsultantów” firmy doradczej X, mającej umowy partnerskie oficjalne bądź „pod stołem” z producentem oprogramowania Y. Których działania ograniczają się do opowiadania bajek dowolnej treści mających na celu przekonanie klienta by wyłożył kasę na rozwiązanie firmy Y. Bo z tego „bezstronna”, firma doradcza X ma profity oficjalnie lub pod stołem.

Jest to nagminne, naciąganie klientów, wciskanie tego co dana firma doradcza („całkiem przypadkiem”) potrafi wdrożyć, gdyby już dało się klienta namówić.
To co robią „niezależne firmy doradcze” naprawdę pozostawia wiele do życzenia i moim skromnym zdaniem jest naprawdę przed czym bronić klienta.

Powiem tak: niestety święta prawda. Ciekawe dlaczego, wiele "dużych niezależnych firm" doradzych doradza SAP.

Moim zdaniem konsultant nie powinien nigdy rekomendować żadnego oprogramowania a jedynie wymagania biznesowe oraz to co się rzadko robi: powinien także zidentyfikowac kluczowe ograniczenia biznesowe. Przetarg jest narzędziem wyboru rozwiazania i dostawcy, powinien sie odbywac poza "niezaleznym konsultantem", jego rola ponownie ma sens jako nadzór ze strony zamawiajacego nad dostawcą. W takich warunakch jest duża szansa na bezstronność.

Niestety muszę przyznać, że nagminnie otrzymuję od integratorów IT propozycje prowizji za rekomendacje ich rozwiązań co mnie bardzo irytuje, oczywiście wszystkim odmawiam.
Jarosław Żeliński

Jarosław Żeliński Analityk i
Projektant Systemów

Marek K.:
Ale czy to co Pan napisał nie brzmi panu podobnie jak np: chęć obrony Pana Jarosława Kaczyńskiego przed zawieraniem koalicji z nieodpowiednimi ludźmi albo przed korzystaniem z usług osób od PR takich jak Pan Jan Kurski czy Piotr Tymochowicz? Czy wierzy Pan, że można kogoś obronić przed jego samym błędnym myśleniem? W tym jestem ateistą. A czy inne branże chronią swoich klientów tak jak Pan proponuje?

No tu chyba faktycznie tkwi sedno: menedżer jest odpowiedzialny za swoje decyzje w 100%. Wszelkiej maści konsultanci i eksperci (w tym także ja) to tylko dodatkowe źródło uzupełniajacych informacji. Jak to ktoś kiedys powiedział: nic nie usprawiedliwia menedżera, a na pewno nie jego konsultant bo on sam go sobie dobrał.
wykurzyć z zajmowanego miejsca na rynku. Panie Damianie chce pan wiedzieć o czym truję? Ot, tak to tylko ... morale. Nie podkreślam ani nie pogrubiam tego bo przecież koła, papieru, prochu, .. nie odkryłem.

:) o tak..... morale....ano własnie... ilu je jeszcze ma?Jarosław Żeliński edytował(a) ten post dnia 08.09.07 o godzinie 19:07

konto usunięte

Damian K.:
Z całym szacunkiem …

Ale „błędnym torem” każdego procesu zakupu / sprzedaży rozwiązania IT, jest nazywanie „konsultantów” firmy doradczej X, mającej umowy partnerskie oficjalne bądź „pod stołem” z producentem oprogramowania Y. Których działania ograniczają się do opowiadania bajek dowolnej treści mających na celu przekonanie klienta by wyłożył kasę na rozwiązanie firmy Y. Bo z tego „bezstronna”, firma doradcza X ma profity oficjalnie lub pod stołem.

Jest to nagminne, naciąganie klientów, wciskanie tego co dana firma doradcza („całkiem przypadkiem”) potrafi wdrożyć, gdyby już dało się klienta namówić.
To co robią „niezależne firmy doradcze” naprawdę pozostawia wiele do życzenia i moim skromnym zdaniem jest naprawdę przed czym bronić klienta.Damian Kamiński edytował(a) ten post dnia 08.09.07 o godzinie 09:51

Panie Damianie,
Biznes to biznes. Nie wnikam w to jak organizują sobie interesy te czy inne firmy doradzcze. Mój punkt widzenia jest taki, że ktoś kto chce wdrożyć system powinien:
1. Naprawdę tego chcieć, tzn. mieć odpowiednie uzasadnienie biznesowe, wsparcie decydentów (Zarządu) i wolę wzięcia na siebie odpowiedzialności za wdrożenie.
2. Jeśli ma wiedzę i zasoby, wdrożyć system samodzielnie. Jeśli nie, przeprowadzić dobrze przygotowany proces ofertowy na wdrożenie przez dostawcę zewnętrznego.
3. Ostatecznie wybrać najlepszą ofertę, a następnie wspierać, wspierać i jeszcze raz wspierać wdrożenie.

I teraz co do "wciskania kitu" klientom przez oferentów. Firma, która "naciąga" klientów, powinna odpaść w przetargu. Takie firmy po prostu tracą biznes prędzej czy później. Sedno problemu, który Pan poruszył jest chyba w tym:

Jak wybrać dobrą ofertę, a nie kiepską?

Przy czym należy na to patrzeć właśnie w ten sposób - dobra/kiepska oferta, a nie uczciwy/nieuczciwy dostawca. Dostawca może się okazać kryształem uczciwości i przedstawi naprawdę dobrą koncepcję systemu, ale np. nie będzie w stanie go wdrożyć, bo nie będzie miał wystarczających kompetencji w jakimś zakresie, mimo że wydaje mu się, że sobie poradzi.
Kwestia powiązań z producentami konkretnych rozwiązań jest raczej drugorzędna. Jeśli oferent przedstawia jakiś system dlatego, że tylko ten potrafi wdrażać i ma powiązania z producentem, to czy to od razu znaczy, że "opowiada bajki"? Wszystko zależy od tego czy ta oferta naprawdę jest dobra. A o tym decyduje wyłącznie klient. Jeśli obawia się, że wybierze źle, może skorzystać z doradztwa jakiegoś trzeciego podmiotu, który mu w tym pomoże.
Absolutnie kluczowe jest zapytanie ofertowe, które powinno precyzować czego właściwie potrzebujemy. Jeśli i tu jest obawa, że nie będziemy w stanie przygotować dobrego zapytania, to i tu można skorzystać z pomocy zewnętrznego konsultanta.
Podejście obronne przed dostawcą rozwiązania może prowadzić także do obronnego podejścia do wdrożenia już po wybraniu oferty, czyli założenia złej woli dostawcy.
To raczej nie wróży sukcesu projektu.

Natomiast kolejną ważną kwestią dla bezpieczeństwa projektu jest treść umowy z dostawcą.
Damian Kamiński

Damian Kamiński Zamieniam informacje
w wiedzę ...

Powiedzenie że ktoś broni klienta przed dostawcą jest dość niefortunne, proponował bym określać to raczej jako zabezpieczanie interesów klienta który może niemieć wystarczających kompetencji w aspektach IT by swoje interesy zabezpieczyć własnymi siłami.

Zapytam was w inny sposób
Jak nazwali byście trzecią stronę (klient – potencjalny dostawca – strona trzecia), która nadzoruje procesy ofertowania, uświadamia klienta że koszty wyliczane przez dostawcę są przeszacowane, patrzy wdrożeniowcom na ręce, co faktycznie robią, a co twierdzą że zrobili przy wypisywaniu faktury za np. modyfikację

To co opisałem w dużej mierze odzwierciedla konsulting w czystej postaci, niemniej jednak wydaje mi się że wykracza troszkę poza jego klasyczną formę. Bo np. wielu konsultantów ma wiedzę biznesową, ale brakuje im wiedzy technicznej by na własne oczy ocenić co zrobili wdrożeniowcy, i który np. widzi że wdrożeniowiec dodając jedną kolumnę, troszkę wyolbrzymia twierdząc że wprowadził skomplikowaną niskopoziomową zmianę o wartości FV 15000 zł (takie cuda widziałem na własne oczy).
Marek Kubiś

Marek Kubiś programista c#

Maciej P.:
I teraz co do "wciskania kitu" klientom przez oferentów. Firma,
która "naciąga" klientów, powinna odpaść w przetargu. Takie firmy po prostu tracą biznes prędzej czy później.
Zgoda, bez dwóch zdań. Natomiast ja "problem Pana Michała" postrzegam trochę inaczej. Postrzegam, że "wciskaczem kitu" nie jest oferent. Robi to ten kto teoretycznie nic z tego nie ma. Klienci często wierzą takim "niezależnym" konsultantom bazując na "wieści gminnej", ogólnej "renomie", itp. Rozumiem też, że o skrajnym przypadku nie rozmawiamy bo on oczywisty i raczej mało prawdopodobny. Rozumiem, że klient nie kupi źle, ale też mógłby wybrać lepiej. Klient być może o tym nawet nigdy się nie dowie. Kto ma sumienie ten ma problem.
Damian K.:
Jak nazwali byście trzecią stronę (klient – potencjalny
dostawca – strona trzecia), która nadzoruje procesy ofertowania,
uświadamia klienta że koszty wyliczane przez dostawcę są
przeszacowane, patrzy wdrożeniowcom na ręce, co faktycznie
robią, a co twierdzą że zrobili przy wypisywaniu faktury za np.
modyfikację
Z racji wykonywanej pracy: doradca, z racji zawartego porozumienia: podwykonawca, outsourcer, zleceniobiorca. Ale czy to takie ciekawe jak akurat to nazwiemy?

Następna dyskusja:

RAPORT ERP 2016 Panorama Co...


Wyślij zaproszenie do