Temat: Znajomość jezyka niemieckiego wśród Unix Administratorów
Rafal S.:
Ale i tak przecież z współpracownikiem będziesz rozmawiał o sprzęcie, serwerach, skryptach, bazach danych itp., większość komunikacji w czasie teraźniejszym itp. A nie o niemieckiej literaturze czy historii garncarstwa w XVII wieku ;) Bądźmy więc pragmatyczni.
Nie zgodze sie. Nie ma to jak pogadac o dupie marynie. Ilez mozna gadac o serwerach itp.?
W pracy to ja siedze i pracuje. Jak mam dosc, to ide pomarudzic innym jak mi zle.
Zgadza się. Do tych 2000-3000 słów zalicza się też podstawowa wiedza typu: nazwać podstawowe produkty w sklepie, kilka zdań o pogodzie itp.
Na spotkaniach firmowych w pubach/restauracjach, czy wyjazdach jakichs itp. jak porozmawiasz z ludzmi?
Nie chodzę do pubów. :) Na wyjazd integracyjny raz w roku. A wieczory wolę poświęcić raczej dziewczynie. :) Ale to nie wątek towarzyski, więc nie rozwijajmy. W każdym razie ten sam argument - znajomość języka na poziomie "intermediate" i umiejętność logicznego myślenia, a także posługiwania się słownikiem spokojnie wystarczy.
Nie robiłem dokładnych statystyk, ale w naszej branży wystarczy znajomość jakichś 2000-3000 słów. Do tego podstawowa gramatyka, głównie czas teraźniejszy. Więc z tą koniecznością "
Zycze powodzenia z tymi 2 tysiacami slow, przy omawianiu projektu z klientami.
Omawiałem aczkolwiek przyznaję, ze specyficznymi klientami (branża energetyczna, raczej osoby techniczne). Nie było problemów.
Za to książki z tzw. literatury "zwykłej" po angielsku swobodnie nie przeczytam, ze względu na brak znajomości słownictwa (musiałbym zaglądać około 5x per stronę do słownika co jest męczące), ale nie przeszkadza mi to w pracy zawodowej (tu rozumiem jakieś 99% słownictwa).
Piotr Rusoł:
Niemiecki i angielski należą do tej samej rodziny a nie narzecza ;)
Whatever. Humanistą nie jestem, więc proszę zrozumieć moją ignorancję w tym temacie. Chodziło mi np. o to z czym Polacy i ogólnie Słowianie mają kłopoty, czyli a/the (nie wiem jak fachowo to się nazywa). W Niemieckim masz to samo (die, eine itp.) więc Anglik łatwiej się tego nauczy niż Polak, bo będzie to dla niego naturalne.
Ale i tak przecież z współpracownikiem będziesz rozmawiał o sprzęcie, serwerach, skryptach, bazach danych itp., większość komunikacji w czasie teraźniejszym itp. A nie o niemieckiej literaturze czy historii garncarstwa w XVII wieku ;) Bądźmy więc pragmatyczni.
Skoro wspomniałeś o pragmatycznym podejściu do sprawy.
Przebywanie za granicą to nie tylko praca - to życie. Z panią w urzędzie o IT nie pogadasz. Z koleżankami i kolegami na imprezie tym bardziej. Większość ludzi przy braku społecznej akceptacji zaczyna wariować. Osobiście, ani w Polsce, ani tym bardziej za granicą nie chcę być wyrobnikiem, który potrafi wypowiedzieć się tylko na tematy związane z IT.
No już pisałem, że mi wystarczy dziewczyna, zresztą i tak na nic więcej czasu nie mam teraz oprócz niej i technologii, ale to nie wątek towarzyski. ;)
Samo określenie "bardzo dobra znajomość języka" jest troszkę farsą ponieważ większość ludzi nie zna dobrze ojczystego języka a co dopiero obcego ;)
Z tym zgoda. I niestety tutaj muszę przyznać rację. Sam wpisuję sobie znajomość ang. zaawansowaną, bo swobodnie piszę techniczne maile jak i o sprawach codziennych, na conf callu też sobie radziłem. Płynności oczywiście nie mam takiej jak w polskim. Ale jak widzę, jacy ludzie wpisują sobie "angielski: zaawansowany", to myślę, a co sobie będę żałował. W końcu nikt na rozmowie o pracę nie będzie mi kazał czytać Harrego Pottera (czy co tam inne jest modne teraz) i tłumaczyć o co w tym chodzi. Nawet mimo tego, że mamy rynek pracodawcy ;)