Temat: Ośrodki R&D w Polsce
No niestety. Za granicą różnica między płacą kadry zarządzającej niższego szczebla, a płacami specjalistów jest minimalna. U nas? Raz, że wszystko tajemnica, a dwa - jak ktoś jest kierownikiem to zaraz zarabiać musi. Choćby ten zarządzany na pensje pracował z 10 lat więcej - kierownik znaczy musi mieć więcej.
IBM, Oracle pozakładali oddziały w Indiach... i się przejechali na tym. Znaczy - tam jest sporo dobrych programistów, ale kultura inna. U nas jest trochę jak u Dilberta - jak ktoś się nie nadaje to się pcha do góry, bo tam za wiele nie na psuje. A jak nawet - zawsze da się to poprawić... Hindusi mają tak, że jak ktoś się robi kompetentny to zaraz awansuje i kodu nie dotyka. Chodzi na spotkania, wisi na telefonie. A na jego miejsce przychodzi koleś zielony jak trawka wiosną. Po jakimś czasie, okazuje się, że się nie sprawdza - się go zwalnia i zatrudnia następnego - zwykle znowu zielonego. I tak w koło. Efekt jest taki, że kod piszą ludzie, którzy nie bardzo się na tym znają. Za to do testowania? Jak znalazł.
Co do tematu. A po co ktoś ma płacić Polakowi (w Polsce) jakieś kokosy, akcje dawać... Skoro może tego nie robić. Jak ten sam Polak wyjedzie - przykłada się do niego miarkę +/- jak do miejscowych. A że zwykle kumaty i robotny jest. No, jak się idzie z nim dogadać to już zupełna rewelacja. No to takiemu warto płacić, akcje dawać... Byle tylko zachować, bo to cenny zasób. U nas, zwykle korporacje są. A te podchodzą do takiego osobnika jako do zasobu ludzkiego. W zasadzie wszędzie tak podchodzą, ale są kraje gdzie związki zawodowe nie bardzo pozwalają się z tym obnosić. A skoro już się jest zasobem ludzkim - ma znaczenie, że robi się to co tamci X razy taniej. I tyle - chyba.
No, żeby się to zmieniło - kasa jest potrzebna. Bo co? Załóżmy, że wyjadę, potrzebuję trochę czasu, żeby się dorobić, no przynajmniej, żeby złapać tam kontakt. Potem jak mam założyć coś w stylu R&D, albo czegoś tam innego - robiącego ciekawe rzeczy... No, przecież nie zapłacę tutaj tyle, co płacą tam.
Nasze kochane państwo raczej dba o urzędników, a nowe technologie są im bardzo nie na rękę... Raczej bogaci nie jesteśmy - jako naród. Efekt jest taki, że jest albo - albo. Albo się robi dla banku - robota może głupia, ale pewna. No, albo się robi ciekawe rzeczy. "Albo - albo" - polega na tym, że w drugim przypadku, nie wiedzieć czemu, wychodzą z założenia, że sama przyjemność z pracy to podstawa, a płaca to mało istotny dodatek. Albo coś ciekawego w pracy, albo sensowna kasa. Sensowną kasę mają korporacje, które traktują jak zasób ludzki. I się w koło kręci. Są wyjątki, ale to raczej potwierdzenie reguły - a przecież nie o to chodzi...