Temat: jak sie nauczyc planowac sieci
Radosław G.:
Andy K.:
Uczenie się o sieciach komputerowych na podstawie certyfikatów Microsoftu to tak jakby uczyć się Unixa na podstawie DOSa. Komuś chyba grupy tematyczne się pomyliły.
Tomasz --> Pobaw się wirtualnymi środowiskami emulującymi urządzenia sieciowe typu GNS3 [1], lub CORE [2]. To drugie bardzo polecam. Aplikacja tworzona przez doświadczonych programistów z wojskowego United States Naval Research Laboratory, pierwotnie na FreeBSD.
[1] http://www.gns3.net/
[2] http://cs.itd.nrl.navy.mil/work/core/
A żeby zrozumieć działanie sieci to trzeba zacząć od podstaw nie od technologii wojskowych. Pisaliśmy wcześniej by się pobawił wirtualnymi maszynami i w zależności od specyfikacji jego firmy wybierze sobie odpowiednie rozwiązanie do jego potrzeb.
Ale nawet nie chciało Ci się zajrzeć do mojego linka, bo CORE jest identyczny w praktyce do GNS i z technologiami ściśle wojskowymi ma mało wspólnego. A to, że w Stanach Zjednoczonych historycznie wielu specjalistów pracowało dla wojska, albo rządowych ośrodków badawczych wywodzi się po prostu z historii ARPANETU/Internetu.
Nie każdy będzie pracował na: linuxie , unixie, czy windows. Każdy wybierze to co będzie mu pasowało i na co go będzie stać. A podstawy sieci są dla wszystkich takie same.. :)
Z tego co zauważyłem to autor wątku chciał się nauczyć "planować sieci", a nie ich podstaw, bo te napewno już zna.
@all
Mam też takie przemyślenie dotyczące kierunku w jakim idzie wątek. Certyfikaty, wiedza, rekrutacje. Tak się składa, że znam ten temat z różnych firm i korporacji tak w Polsce jak i w Stanach Zjednoczonych, stojąc często po obydwu stronach palisady (jako osoba sprawdzająca wiedzę kandydatów, ale także jako sam kandydat).
Prawda jest taka, że bardzo często bywa tak, że firmy prowadzą skomplikowane i wieloetapowe eliminacje mające wykluczyć jak największą ilość aplikujących, gdy tymczasem dane stanowisko pracy nie wymaga _żadnej_ szczególnej i zaawansowanej wiedzy. A więc pytania są szczegółowe i zaawansowane, a w ostateczności kandydat jedyne co robi to tickeciarnie typu copy-paste z dokumentacji i rozwiązuje problemy w rodzaju -- "Panie bo mi drukarka nie drukuje", albo "Proszę odblokować to konto". Szczególnie widać to w działach tzw. "Operations", czyli po prostu pospolitą administrację serwerami.
Dzisiejszy dział Operations w dużych korporacjach sporo się różni od tego co jeszcze niektórzy pamiętają z dawnych lat z mniejszych firm, gdzie admin często stał przed dużo ciekawszymi problemami, niźli tylko reagował na prymitywne i w swej istocie banalne "tickety" tak jak dziś.
Moim osobistym zdaniem nie ma obecnie nic ciekawego w działach Operations/Support w takich firmach jak Google, IBM, Facebook (Łukasz nie weź tego proszę do siebie), Akamai, HP czy podobnych... Czeka tam na człowieka jedynie mordercza praca od świtu do nocy przy tak naprawdę trywialnych problemach, ale w bardzo dużej ilości (duże jednorodne środowiska serwerowe, duży automatyzm). Wydaje się, że kadra kierownicza idzie w kierunku (i to na całym świecie) robotyzacji i maksymalnej automatyzacji działów Operations/Support. Ludzie traktowani są tam jako tania siła robocza do wykonywania prostych, żmudnych czynności, w dużej większości bardzo powtarzalnych. Ludzie tam pracujący działają niczym automaty wklejając jedynie na ślepo polecenia z dokumentacji. Nie ma czasu na zastanawianie się nad problemem głębiej, gdyż w kolejce czeka już następna góra ticketów.
Zachodzi więc pytanie w jakim celu prowadzone są tak szczegółowe i skomplikowane rekrutacje na stanowiska, które tak naprawdę wymagają jedynie umiejętnego czytania dokumentacji i poruszania się sprawnie w obrębie przycisków ctrl-c ctrl-v?
Propaganda, którą widzimy ze strony tych wielkich korporacji typu Google, Facebook, Akamai, jakoby miałyby to być rajskie miejsca pracy jest, łagodnie pisząc, całkowitą nieprawdą. Filmiki reklamowe i agresywny PR zasiały jednak zamęt w głowie niejednego. Dziś sporo ludzi uważa, że to dobre miejsca pracy. Z pewnością nie działy Operations/Support, które przypominają bardziej linie produkcyjne w fabrykach z zeszłego wieku. Bardzu wielu szybko orientuje się, że nie wszystko jest tak różowe jak miało być.
W tej chwili ostoją prawdziwie ciekawych problemów są jedynie działy R&D, ale także tu należy oddzielić grubą kreską wszelkich klepaczy kodu, testerów, "hinduskich programistów", od prawdziwych architektów oprogramowania, wyznaczających nowe trendy i mających wpływ na kierunki rozwoju. Takimi osobami są choćby Alistair Crooks, wieloletni członek NetBSD Core, pracujący aktualnie jako architekt Netflix w San Francisco, czy Jordan Hubbard, jeden z twórców FreeBSD, który jest dziś dyrektorem technologii UNIX w Apple. Oni zajmują się wyznaczaniem trendów, a nie klepaniem ticketów.
Uważam więc, że Ci wszyscy, którzy są prawdziwymi pasjonatami technologii Unix, powoli nie będą mieli co robić w działach Operations/Support, a ich miejsce zajmą Hindusi i studenci ery iPhone'a. To się już dzieje na naszych oczach, nie tylko w USA, czy Europie Zachodniej, ale także i w Polsce. Świat staje się coraz bardziej jednorodny i powoli przestaje mieć znaczenie w jakim kraju żyje się i pracuje.
Andy K. edytował(a) ten post dnia 27.02.13 o godzinie 20:37