Temat: Jedzenie w pracy
Czytam ten wątek z rosnącym przerażeniem. 8-(
Jajko na miękko po wiedeńsku, albo jajecznica na masełku, albo zgrilowana kiełbaska, albo ryba w oleju na kozim serku,... takie śniadanie to rozumiem. Pajdy z wędliną i serem, ogórek/pomidor na zagrychę, czasem zupka z kubka, albo sałatka z baru w czasie pracy. Na kolację - fajna pieczeń z ziemniakami, spagetti, kurczak z kaszą albo ryba z ryżem. W międzyczasie jakiś owoc, jogurt pitny, albo budyń. Pochłaniam sporo mleka, a od czasu do czasu lubię(!) wszamać kurczakowy kubełek, albo hamburgerowy megazestaw ;)
Chirurg podczas oglądania zdjęcia RTG (złamanie paliczka palca V stopy prawej) wyraził się: "ale żeby w Pana wieku się tak podręcznikowo goiło!?!" Po czym stwierdził, że jedyne zalecenie, jakie może mi dać, to absolutnie nie zmieniać diety, ani trybu życia.
Na treningach karate młodzieńcy o 10-15 lat ode mnie młodsi muszą się oprzeć o ścianę, bo są bliscy omdlenia, co kwitują zdaniem "muszę brać więcej suplementów, bo widocznie brakuje..." czegośtam.
Półmaraton ostatnio skończyłem w 1 h 50 min i w całkiem niezłej formie. Pytają mnie inni biegacze o suplementację, a jak mówię ZERO, to burczą, żem nieużytek i cham, bo na pewno po znajomości ściągam coś z zagranicy i nie chcę się podzielić.
To świat wariuje, czy ja!?!?
P.S. Żeby nie było, żem taki dziwoląg społeczny - mnóstwo moich znajomych (biegających, pływających, śmigających rowerowo, bijących się wręcz, lub różnymi narzędziami) też nie rozumie, jak można zamiast pajdy chleba z czymś łykać piguły, albo miąchać koktajle. :-/
Tomasz Pojawa edytował(a) ten post dnia 06.04.09 o godzinie 14:38