Zbigniew J
Piskorz
www.PISKORZ.pl
sMs692094788
kreowanie wizerunku
...
Temat: Czy to już koniec świata?Co dzieje się z naszą...
Czy to już koniec świata?Trzęsienia ziemi. Huragany. Powodzie.
Zanieczyszczenie powietrza.
Topnienie lodowców.
Głód.
Ptasia grypa
Co dzieje się z naszą planetą?
Nic dziwnego, że niektórzy uważają, iż nadszedł Kres Czasu. Lękajcie się Bestii, mówią fundamentaliści chrześcijańscy.
Zróbcie zapasy żywności i przenieście się w góry, nawołują wyznawcy pewnego kultu i zapowiadają, że koniec świata nastąpi o 14.30 we wtorek.
Albo w piątek.
Albo w przyszłym roku.
Ale na pewno nastąpi.
Nawet ci z nas, którzy nie są całkiem przekonani, że koniec świata jest bliski, oglądają wiadomości, czytają gazety i zastanawiają się, co dzieje się z Ziemią.
Jeśli zdarzy się apokalipsa, to będzie ją widać na ogromnym ekranie telewizyjnym w centrum meteorologicznym w Devon. Superkomputer Biura Meteorologicznego (Met Office) prześle tam dane z całego świata.
To w tej futurystycznej budowli 200 naukowców z wielu krajów ostrzegało Tony Blaira kilka miesięcy temu, że z powodu zmian klimatu globalna katastrofa jest bliżej niż kiedykolwiek dotąd. (…)
„Nie ma podstaw, by sądzić, że trzęsienia ziemi stały się częstsze”, mówi tymczasem profesor John McCloskey z Uniwersytetu Ulsterskiego w Coleraine.
A czy ginie w nich więcej ludzi? „To też nie jest to pewne”. „Trzęsienie ziemi w Tangshan w 1974 roku zabiło pół miliona ludzi.
A w XVI wieku trzęsienie ziemi w Chinach pochłonęło jeszcze większą liczbę ofiar”, przypomina.
Zdaniem profesora, w bogatych krajach wznosi się dziś budynki bardziej odporne na wstrząsy. „Podczas trzęsienia ziemi w Kalifornii w 1906 roku śmierć poniosło 100 tysięcy ludzi.
Dzisiaj podobne trzęsienie w tamtym rejonie zabiłoby tylko 100 osób”.
Inaczej jest w krajach biednych i przeludnionych.
Dzieci w Kaszmirze zginęły pod gruzami betonowych szkół wznoszonych tanim kosztem, z lekceważeniem sztuki budowlanej.
To nie trzęsienia ziemi są częstsze, ale znacznie więcej ludzi żyje w rejonach zagrożonych.
A co z pogodą? „Ilość dwutlenku węgla i gazów cieplarnianych znacząco się zwiększyła i stale rośnie”, mówi dr Geoff Jenkins z Met Office.
„Do końca stulecia przeciętna temperatura wzrośnie o pięć stopni”.
Pamiętacie lato 2003, kiedy 15 tysięcy ludzi w całej Europie zmarło na skutek upałów, a susza zniszczyła plony rolników w Hiszpanii i Francji?
Jeśli Biuro Meteorologiczne ma rację, takie lata będą zdarzać się coraz częściej. Do końca stulecia połowa świata będzie cierpieć z powodu suszy, a jedną trzecia z powodu skrajnej suszy.
Głód taki jak w Darfurze wyda się stosunkowo łagodny. Umrą miliony ludzi. Innym grożą powodzie na skutek ocieplenia klimatu. Ziemia nasiąknie od deszczu, a jeziora i rzeki wystąpią z brzegów.
„Podnosi się poziom mórz, co zwiększa ryzyko powodzi takich jak po huraganie Katrina”, mówi Jenkins. Lasy amazońskie zginą, w ciągu jednego wieku stopnieją lodowce przy biegunach. Będzie to miało katastrofalne skutki dla przyrody.
„W ostatnich 30 latach zwiększyła się liczba huraganów, tajfunów i cyklonów, a ich niszcząca siła się podwoiła.
Być może jest to faza pewnego cyklu i sytuacja się uspokoi, ale nie mamy na to dowodów, a te które mamy, wskazują, że jest groźnie”, ostrzega Jenkins.
A zatem trzęsienia ziemi zabijają więcej ludzi, huragany stają się silniejsze, powodzie zdarzają się częściej i coraz więcej rejonów zagrożonych jest suszą. Czy są powody do paniki? Tak, i to wiele. Na przykład w Ziemię może uderzyć asteroid.
Nie jest to tak mało prawdopodobne, jak może się wydawać, mówią naukowcy szukający sposobu uniknięcia ewentualnej katastrofy. Globalne zniszczenie może być też wynikiem wojny nuklearnej, zwłaszcza że śmiercionośne przyciski mają pod palcem już nie tylko supermocarstwa.
Klimatolodzy, którzy przewidują przyszłość i chcą by wysłuchali ich politycy, uważają, że najbardziej prawdopodobny scenariusz apokalipsy to powolna, dramatyczna śmierć ludzkości. Koniec świata może zacząć się od coraz silniejszych huraganów, powodzi i susz. W najbiedniejszych krajach zapanuje głód i chaos.
W wojnach domowych zginą najpierw tysiące, a potem miliony ludzi. Rozpoczną się wielkie migracje.
Kraje rozwinięte nie dadzą sobie rady z napływem kolosalnej liczby uchodźców.
Wybuchną wojny o dostęp do ropy naftowej i wody oraz konflikty na tle religijnym.
Upadnie ład społeczny.
Zatrucie oceanów i pogorszenie zbiorów na skutek kaprysów pogody doprowadzi do powiększenia obszarów głodu.
Topnienie lodowców spowoduje zanik Golfstromu, prądu dostarczającego w zimie tyle ciepła, ile daje go Słońce.
Wzrośnie poziom mórz i powstaną wielkie fale, które mogą zmieść nawet takie miasta jak Nowy Jork i Londyn.
Rejony, które nie zamarzną znajdą się pod wodą lub ogarnie je susza.
To nie zdarzy się jutro.
Topnienie lodowców może potrwać tysiące lat.
Apokalipsa nie grozi nam zaraz, ale być może już się rozpoczęła.
Takie spekulacje to luksus ludzi żyjących tam, gdzie można zbudować wały przeciwpowodziowe, gdzie nie brakuje żywności, gdzie są środki, by przeciwdziałać zagrożeniom.
Większość świata jest w innej sytuacji.
Dla tych, którzy mają nieszczęście żyć na przykład w Kaszmirze, lub dla innej społeczności, na którą natura wyda teraz wyrok, może to być prawdziwy koniec świata.