Diana Pogodna wolny zawód
Temat: Janina Turek,metafizyczna codzienność, historie...
W codzienności cały czas coś się dzieje.Nieprzeliczone drobne czynności wykonujemy, nie żywiąc nadziei, by utrwaliła je nasza pamięć,
a co dopiero pamięć innych.
Nie dla pamięci są jednak podejmowane, lecz z konieczności.
Z czasem zapomniany zostaje każdy wysiłek podjęty w codziennej krzątaninie.
Janina Turek - gospodyni domowa - przez ponad pół wieku obiektem swoich obserwacji
uczyniła właśnie to, co codzienne, więc niezauważalne.
Jako pierwsza dowiedziała się o tym jej córka.
Po śmierci mamy, jesienią 2000 roku, Ewa Janeczek otworzyła szafę i ujrzała stosy zeszytów.
(Potem okazało się, że zeszytów jest 728, a jeszcze potem, że o kilkanaście więcej).
Wyszło na jaw, że mama zapisała wszystko, co robiła. Nieprzerwanie, dzień po dniu, od roku
1943 do 2000 zanotowała: ile razy odbierała telefon w domu i kto dzwonił (38 196 razy);
ile razy dzwoniła do kogoś (6257 razy); gdzie i kogo widziała przypadkowo i powiedziała
„Dzień dobry” (23 397 razy); ile odbyła spotkań umawianych (1922); ile dała prezentów,
komu i jakich (5817); ile dostała prezentów (10 868); ile razy grała w brydża (1500); ile razy
w domino (19); ile razy była w teatrze (110); ile obejrzała programów w telewizji (70 042) i
tym podobne.
Przez 57 lat zanotowała i policzyła wszystkie przyjęcia, wycieczki, tańce, przedmioty
znalezione, listy, lektury, wyjścia do kina, noclegi poza domem, wizyty przyjmowane, wizyty
składane, śniadania, obiady, kolacje. Najpierw prowadziła jeden zeszyt dla wszystkich
dziedzin życia, potem każda dziedzina otrzymała własny notes.
Nie notowała każdego posiłku, tu stosowała pewien system:
w jednym roku notowała wszystkie śniadania,
w następnym - obiady, w jeszcze następnym - kolacje. Po trzech latach - znów śniadania.
Dzięki temu znamy 4463 śniadania Janiny Turek, 5387 obiadów, 5936 kolacji.
Odnotowywała nawet reklamy obejrzane w telewizji. Zaznaczała, czy program był
czarnobiały, czy kolorowy i na jakim go widziała odbiorniku. Ostatnio na elemisie.
Spodobałoby się to filozof Jolancie BrachCzainie, która opisała metafizyczny wymiar
codzienności. Podstawę naszego istnienia stanowi bezwiedne krzątactwo. „Nie można godzić
się na rolę nieświadomego wyrobnika czynności egzystencjalnych. I w obronie własnej trzeba
ścigać sens codzienności jak przestępcę” - napisała uczona.
Janina Turek, mieszkanka Krakowa, zaczaiła się na swoją codzienność.
Z własnego wyboru,intuicyjnie postanowiła nobilitować swoje krzątactwo.
Każdy, nawet banalny fakt z jej życia otrzymywał w dzienniku swój numer.
Przy filmach dbała o wpisanie nazwy kina. Kiedy umierał Stalin, Janina Turek była na filmie
„Fanfan Tulipan”. Weszła do kina Wanda jeszcze za życia Stalina, wyszła po jego śmierci.
Córka zaczęła czytać wszystko pół roku temu i do dziś nie skończyła...
Od wojny mieszkała w tym samym XIXwiecznym dwupiętrowym domu w Krakowie, na
Parkowej 6. Najpierw z mężem i dziećmi, potem z mężem, a potem przez trzydzieści lat
sama. Na parterze miała trzy okna wychodzące na ulicę. Wychylając się z nich, po lewej
widziała Rynek Podgórski z kościołem, po prawej - park.
To był jej mikrokosmos. Ważni byli ci, którzy przechodzili w zasięgu jej wzroku.
„Osoby widziane mimochodem” to osoby, które znała osobiście lub z widzenia, widziała je na
ulicy, ale nie zamieniła z nimi ani słowa. Nie należy ich mylić z „Osobami widzianymi
przypadkiem”. Do tej grupy kwalifikowała tych, z którymi zamieniła słowo lub ukłon.
Łącznie ujrzała mimochodem obok swego domu 84 523 znajome osoby...
Zeszyty po śmierci Janiny zostały przeniesione do domu córki. Ogromna willa sąsiaduje ze
znaną na całą okolicę piekarnią, którą prowadzi zięć. Rodzina wydzieliła pokój na pierwszym
piętrze, dzienniki leżą na półkach i na podłodze. W stosach - według dziedzin życia.
Ewa Janeczek (prawdziwa dama, zupełnie jak Janina - mówią o niej sąsiedzi) porządkuje w
rękawiczkach mieszkanie po mamie. Przygotowuje materiały dla Księgi rekordów Guinnessa
- jest szansa w kategorii „najdłużej pisany pamiętnik”.
Córka odkrywa nowe tajemnice.
- Są! Są widokówki, które mama napisała - telefonuje do mnie.
- Jednak nie wysyłała ich nigdy do nikogo - dziwi się po chwili.
Okazuje się, że istnieją widokówki, które mama pisała chyba tylko dla siebie. Janina Turek
wreszcie przemawia z nich swoim głosem.
Pocztówka z marca 1957 roku, zapisana w 36. roku życia, jeszcze przed rozwodem:
„Nie żądać wiele. Nie mówić zbyt wiele o sobie”.
Widokówka zapisana po Wielkanocy 1976 r.: „Minęły święta. Spędziłam je dość efektownie
w towarzystwie Dzieci i ich Ojca. Przecież to 18 i pół roku rozłąki. Trudno się nagiąć”.
Latem 1976 roku, w wieku 55 lat: „Rabka. Kupiłam sobie koszulę nocną, którą będę nosić
jako sukienkę. O ile się odważę”. Także latem 1976 r.: „Jesteśmy z wizytą niezapowiedzianą,
czego nie znoszę”.
Widokówka zapisana, gdy skończyła 59 lat:
„Skąd bierze się u mnie tyle tęsknoty za czymś,ten niedosyt serca?
Muszę być bardzo opanowana. Nie uzewnętrzniać potrzeb”.
W maju 1981 roku: „Upały. Tęsknię za czymś, co trudno mi pojąć i wysłowić. Chciałabym
jechać daleko z kimś takim samym jak ja. Ale rzeczywistość nie ma złudzeń.
Tkwię na Parkowej, która na szczęście w lecie jest bardzo ładna i inna od innych”.
Kartka napisana pół roku przed śmiercią:
„Jestem na pograniczu życia i śmierci. 78 i pół roku życia, nie ma co się rozpędzać,
trzeba raczej hamować. Dużo się w życiu wycierpiałam.
Metafizyka towarzyszyła mi prawie stale, nieraz trudno było się z nią uporać.
Chciałam kochać, ale pragnęłam też być kochaną.
I tu napotykałam wielkie trudności..."