Temat: Czy zawód marketera uległ dewaluacji...?
Maciej B.:
Co o tym myślicie...?
W okolicach 6minuty zaczynają gadać o dość istotnym problemie, czyli wszechobecnym nadużywaniu samego określenia marketingowiec. Nie tyle chodzi o polityków i inne wpływowe publiczne osoby używające tej nazwy jako tarczy albo miecza, raczej o to że sama nazwa określa obecnie sekretarkę, telemarketera, sprzedawcę i pracownika od wszystkiego. Najlepszym przykładem są portale z ogłoszeniami o pracę... potrafię zrozumieć poszukiwania sprzedawcy przez Pana Kazia prowadzącego sklepik monopolowy na osiedlu i określanie stanowiska jako specjalistę ds. marketingu, jednak do tej pory nie pojmuję dlaczego ludzie zawodowo zajmujący się HRem wypisują takie bzdety. Szukając pracy w branży śmiało można odrzucić 90% potencjalnych ofert bo zakres obowiązków nijak ma się do nazwy stanowiska.
Obecnie specjalista ds. marketingu został sprowadzony do roli pracownika biurowego, odbierania i wykonywanie telefonów, pozyskiwanie klientów (czesto przez zwykła akwizycję) etc. Po samych wymaganiach zawartych w ogłoszeniach można pod to stanowisko podpiąć accounta, sprzedawcę, marketingowca, grafika, kodera, sekretarkę i masę innych stanowisk mających kontakt z marketingiem lub efektami jego działań - jednak nie będących ściśle z nim powiązanych.
Odnosze wrażenie, że zadaniem takiego stanu rzeczy jest wciśnięcie kitu zawodowemu wciskiwaczowi kitu (gdzie głównie desperat się na ofertę skusi), stanowisko speca ds. marketingu wygląda lepiej niż sprzedawca lub sekretarka :)
Inną kwestią jest edukacja, współpracuję z różnymi ludźmi i nauczyłem się na nich patrzeć pod kątem umiejętności, nawet nie pytam o wykształcenie... dlaczego? Obecnie uczelnie wyższe na kierunkach zarządzania i marketingu przez cztery lata uczą tego co człowiek jest w stanie sam poznać w ciągu pół roku ambitnego przeszukiwania sieci i czytania książek (problemu ze znalezieniem wartych poświęcenia czasu również nie ma). Do tego spora część informacji zdobytych w trakcie studiów to przestarzałe bzdety nijak majace się do obecnej sytuacji na rynku - podobnie jak podejście "mam papier, jestem specem". Niestety mam tez przyjemność spotykania się z dość świeżymi "specami", nie oczekuję od nikogo znajomości tematu produkcji, rynku producentów czy łączenia różnych dziwnych sztuczek - ale jeśli jeden na czterech absolwentów nie ma zielonego pojęcia o temacie, w którym jest określany jako specjalista to coś jest nietak...
Oczywiście istnieją szkoły, które wypuszczają na rynek prawdziwych kozaków w danej dziedzinie, ale są to często uczelnie płatne, prywatne i dość elitarne - szary inżynier/magister obecnie nie różni się niczym od maturzysty z odrobiną zapału, poza dowodem na to że miał pęd do wiedzy albo nie miał pomysłu na kilka lat życia :P
Czy marketing to kłamstwo... kwestia sprzeczna. Wprowadzanie klienta w błąd jest prawnie zakazane, sprawne posługiwanie się niedopowiedzeniami to już kwestia etyki. Każdy marketingowiec z głową na karku jest w stanie przewidzieć skutki takiego działania i to, że jeśli produkt nie obroni się sam po pominięciu istotnych informacji w reklamie, to straty będą znacznie większe niż zyski... a odkręcenie tego będzie trudne lub wręcz niemożliwe.
Tutaj najlepszym przykładem będzie polityka i marketing oraz PR polityczny jaki widzimy podczas kampanii... produkt nie broni się sam - smród idzie za produktem, a produkt zwala winę na nas... lajf is brutal - ktoś musi cierpieć :)
Piotr L. edytował(a) ten post dnia 04.05.12 o godzinie 11:21