Temat: Jak zaczarować dziwięciomiesięczniaczka aby przespał cała...
o rany, jeszcze do niedawna przez to wszystko przechodziłam i byłam bliska załamania nerwowego: młoda zasypiała ok. 20.00 w wielkich bólach, wyłacznie w moich objęciach, po wielkim rzucaniu się na łóżku, potem wkładana do łóżeczka spała max. do północy, budziła się z płaczem, dostawała butlę, z której wypijała nie więcej niż 100ml. i zasypiała przy niej na 2-3h., przy następnej pobudce trafiała do naszego łóżka na cyc i tak pociągając co rusz udawało nam się przetrwać do 6-7 rano
miała już 11 m-cy i w swojej desperacji zdecydowałam sie na kroki radykalne (tzw. metodę kontrolowanego pocieszania), korzystając z okazji, że młoda sama odstawiła się od piersi w ciągu dnia: wieczorem po kąpaniu, karmieniu (kaszką do picia) i myciu ząbków alicja lądowała w swoim łóżeczku, choć bardzo się przed nim broniła i wrzeszczała na sam widok. kładłam ją (po kilka razy) na poduszce, otulałam kocykiem, całowałam, głaskałam i "ciii..."szałam a po kilku minutach zostawiałam samą. płakała oczywiście okropnie ale zagryzałam zęby i odczekiwałam kika minut. potem wracałam do pokoju, kładłam na poduszce, otulałam kocykiem, całowałam, głaskałam i "ciii..."szałam i tak do skutku, czyli aż sama zasnęła (spłakana i wymęczona). to samo w nocy: jak się budziła, to dawałam jej chwilę, żeby się zorientowała, że jest w swoim łóżeczku, potem podchodziłam i rytuał od początku, po kilka razy, aż sama zasnęła. bez brania na ręce, bez dopajania, takie same słowa, pieszczoty, konsekwentnie
ZADZIAŁAŁO NIEMAL OD RAZU!!! młoda już pierwszej nocy spała dłużej niż zwykle do pierwszej pobudki a chyba 3. noc przespała już całą, tzn. 20.00-7.00. nie dość, że ogólnie więcej śpi, to jeszcze ma lepszy apetyt. co prawda do tej pory nie udało mi się wyeliminować smoczka (a podbudowana sukcesem miałam takie ambicje), ale ostatnio zrezygnowała nawet z misia przy usypianiu, zaakceptowała drzemki we własnym łóżeczku w ciagu dnia, jak już się budzi to (najczęściej) nie wrzeszczy i nie płacze, tylko co najwyżej postękuje, a czasem nawet tylko leży i się rozgląda, co prawda położona wieczorem potrafi jeszcze nawet przez godzinę tak leżeć, wiercić się i sobie coś tam kwiczeć pod nosem zanim nie zasnie na dobre (a ja mam wyrzuty sumienia, że taka biedna, sama w tym pokoiku..., czasem wejdę, pocałuję i ukocham), ale śpi! i nie budzi się przy byle szmerku. a mamy wspólną sypialnię. to jakby tona z pleców zrzucona :D
każde dziecko jest inne i żadne rady nie muszą się w Waszym przypadku sprawdzić, ale piszę o tym wszystkim, bo sama w tą metodę watpiłam, że okrutna, że "zimny wychów" (wręcz zbulwersowana lekturą "Każde dziecko może nauczyć się spać" A. Kast-Zahn, H. Morgenroth), ale robiąc teraz bilans, po stronie zysków mam już duuużo więcej niż strat
jednym słowem polecam, choć nie namawiam :) i zyczę duuuuuuzo cierpliwości