Temat: kryzys w modzie??
rany, ale TRAŁMA ;p
Całe 2 tygodnie pracowałam w New Yorkerze i mam do powiedzenia tylko tyle, że ubrania wypaczały się już na wieszakach. Przeceny dochodzą tam do 3 zł za ciuch, bo np. kolor się źle sprzedaje (zielona bluzka za 79.99, pomarańczowa za 4 zł) i właśnie tyle te ciuchy są warte. Mogłyby spokojnie kosztować 10.50 i obie strony byłyby zadowolone.
Klienci codziennie przychodzili i robiąc karczemne awantury domagali się zwrotów, bo ciuch za 100 czy 150 nie przeżył pierwszego prania. W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam, żeby poszli kupować gdzie indziej bo ja nie bede dzwonić do chińskich dzieci i mówić im żeby się bardziej starały.
Ceny w sieciówkach są nieadekwatne do jakości, to wszyscy wiedzą i żaden capslook tego nie zmieni. Sweter z bershki skluszczył mi się jeszcze przed praniem, po około 6-8 godzinach noszenia, a golfu ives saint laurenta z lumpeksu od 3 lat nie mogę się pozbyć, bo się cholera zniszczyć nie chce, prany w pralce i tarzany po podłodze. A o rezerwacie sie nie wypowiem w ogóle, bo nie mogę sobie przypomnieć kiedy ostatnio tam coś kupiłam. A zaglądam czasem, z ciekawości, żeby nie było.
Podsumowując, sieciówki to byłby dobry wynalazek dla ubogich (żeby nie było - też przymieram głodem) gdyby były tanie. A że tanie nie są, to nie wiem po co są.
edit:
mój przedmówca wie, co mówi. Dorobił się awitaminozy żywiąc się głównie oparami cholernie drogich perfum.
martyna nawrocka edytował(a) ten post dnia 23.02.09 o godzinie 16:40