Temat: Piękno
Cyprian Kamil Norwid
PROMETHIDION (fragm.)
Bogumił
Dialog, w którym jest rzecz o sztuce i stanowisku sztuki jako forma
Nie za sobą z krzyżem Zbawiciela, ale za Zbawicielem z
krzyżem swoim: ta jest zasada wszech-harmonii społecznej w Chrześcijaństwie - ten jest tego, co zowią materialnie
specjalnościami, rytm i akord... Ta to jest nareszcie tajemnica ruchu sprawiedliwego...
Taka rozmowa była o Chopinie
(Który
naczelnym u nas jest artystą):
- Co do mnie, polski ja w nim
zamach cenię,
Nie melancholię romantyczno-mglistą,
I - chociaż małe mam wyobrażenie
O sztuce - przecież wiem, co jest muzyka,
I może lepiej wiem od grającego:
Jeśli mi serce bierze i odmyka,
Jak ktoś do domu wchodzący własnego...
. . . . . . . . . .
- Jest to zapewne wiele - rzekł Bogumił -
Lecz ja bym główniej
myśl artysty badał,
I czy dosłownie Naród on spowiadał,
Czy się nie wstydził prawdy i nie stłumił,
Mogąc łatwiejszy oklask zyskać sobie,
Mogąc być prędzéj i szerzej uznanym;
Czy, mówię, prawdę na swym stawiał grobie,
Czy się jéj grobem podpierał ciosanym?
- Cóż te morały do rzeczy należą -
Konstanty na to ozwał się z młodzieżą -
Albo cóż prawda tam, gdzie jest udanie,
Tam, gdzie jest wszystko przez naśladowanie...
Albo muzyka co by mi znaczyła,
Żebym ją musiał jak hieroglif badać,
Lub, wedle onych pojęć Bogumiła,
Żebym się musiał w Mazurku
spowiadać!
Co
pięknem, to się każdemu podoba,
I konfesjonał na to niepotrzebny.
Ho! hop - koniku mój, rwij się od żłoba...
Ho hop!!... cóż na to Bogumił wielebny?
Tu się rozśmiało wielu - co już znaczy,
Że najzupełniej prawda okazaną
I że mówiący pięknie się tłumaczy -
I - już o sztuce tu nie rozmawiano.
Tylko grający, stojąc przy pulpicie,
O kompozycji mówili warunkach,
O tym wcieleniu życia w sztuki życie,
Gdzie kałkuł w duchu i duch sam w rachunkach.
Więc znów rozmowa własną prawdy wagą
W nieśmiertelniejszej powracała zbroi,
Bo są nieznane siły, które nagą
Myśl - gdy już o nią dumny człek nie stoi -
Na niespodzianym stawiają świeczniku...
Bo jest, powiadam, w
słowa określniku
Architektura taka, jak te gmachy,
Gdzie, któryś z mędrców starożytnych mniema,
Że
duch się jego mieści - to na dachy
Wstępując płaskie - to pomiędzy dwiema
Kolumny w sieniach stając - to w piwnicy...
Więc i z rozmowy
duchem tak się stało.
-Co
piękne, nie jest to - mówił Maurycy -
Co
się podoba dziś lub podobało,
Lecz co się winno podobać; jak niemniej
I to, co
dobre, nie jest, z czym przyjemniej,
Lecz co ulepsza...
- Ha! - Konstanty na to -
Więc piękne jest to coś dla kasty jednéj,
Więc piękne mądrym jest arystokratą?...
- Dla dwóch: dla
kasty (bo tak zwiesz ją) wiednéj
I dla mającej czystą serca wolę...
- Ho - hop!... bogdaj to piosnki
nieuczone,
Ludowe - ho - hop!...
- A przecież wiedz, że piosnki one,
O których mówim tak, przy pełnym stole
Herbatę chińską pijąc - niezupełnie
Przez
nieuczoność się określać dają,
I że ich wiele jest o złotej wełnie
Baranka, który za nas wszystkich ma ją,
I że ich wiele jest z
głębszej krainy
Nad to, co o nich mówi się nawiasem...
- Arystokracja jest bo i u
gminy,
Jak między szlachtą
gmin też bywa czasem -
Ambroży dodał.
- Co do mnie, jeżeli
Tu o
harmonii mówim - Hrabia rzeknie -
Ta jest z porządku:
gdzie porządnie – pięknie,
Gdzie bezrząd, chaos - z szatanem anieli!...
Więc - dyscyplina u mnie, a uczciwa,
Jest tą harmonią łączącą ogniwa -
Niech zatem każdy
rzeczy swej[1] pilnuje,
Ten to generał-bas harmonizuje!
- Za pozwoleniem - przerwie znów Ambroży -
Przeciw ogniwom, łańcuchom, obroży,
Nikt tu zapewne nie ma nic - my, panie,
O idealnym mówiliśmy
kole,
Bez względu, jakie ma zastosowanie:
Czy kto zeń pierścień ślubny lub niewolę,
Czy kto triumfu
ark, kościoła banię
Lub do zegarka łańcuch zeń utworzy...
Tu
zamachowy mąż: - Dzięki ci, panie,
Przecieżeś przy mnie stanął raz, Ambroży,
Toteż myśliłem zawsze, żeś
ludowiec...
- Nie wprowadzajże mnie przez dobre chęci
W niewybłąkany frazesów manowiec.
Tu zamachowicz rzekł: - Ambroży kręci!...
Alić Bogumił wezwie: - Rzecz o sztuce,
Elementarna rzecz, jakże daleko
Unosi? daléj jakby mówiąc rzucę
Słowami, chucią.., ducha może całą rzeką,
Jakoby arfą dograć mającą w otchłani...
. . . . . . . . . .
- Przestańmy! cyt... uciszcie się, moi kochani -
Władysław wołał - wkrótce Bogumił zaśpiewa...
- A cóż mam śpiewać? - nie chcę być od rzeczy -
Każdy o
pięknem słowa się spodziewa,
Więc chyba zamknąć przyszłoby rozmowę
Rozmowy hymnem...
- Mów - nikt ci nie przeczy,
I owszem - choćby i to, co nie nowe...
. . . . . . . . . .
- Spytam się tedy wiecznego-człowieka,
Spytam się dziejów o spowiedź piękności:
Wiecznego człeka, bo ten nie zazdrości,
Wiecznego człeka, bo bez żądzy czeka,
Spytam się tego bez namiejętności:
“Cóż wiesz o
pięknem?...”
...“Kształtem jest Miłości” -
On mi przez Indy - Persy - Egipt - Greków -
Stoma języki i wiekami wieków,
I granitami rudymi, i złotem,
Marmurem - kością słoniów - człeka potem,
To mi powiada on Prometej z młotem.
Kształtem miłości piękno jest - i tyle,
Ile ją człowiek oglądał na świecie,
W ogromnym Bogu albo w sobie-pyle,
Na tego Boga wystrojonym dziecię;
Tyle o pięknem człowiek wie i głosi -
Choć każdy w sobie cień
pięknego nosi
I każdy - każdy z nas - tym
piękna pyłem.
Gdyby go czysto uchował w sumieniu,
A granitowi rzekł: “Żyj, jako żyłem” -
To by się granit poczuł na wyjrzeniu,
I może palcem przecierał powieki,
Jak przebudzony mąż z ziemi dalekiéj...
Lecz to z granitu bryłą ten by zrobił,
A inny z tęczy kolorem na ścianie,
A inny drzewa by tak usposobił,
Żeby się dłońmi splotły w rusztowanie;
A jeszcze inny głosu by kolumnę,
Rzucając w psalmy akordów rozumne,
Porozpowijał jak rzecz
zmartwychwstałą,
Co się zachwyca w niebo: szłaby dusza
Tam - tam - a płótno na dół by spadało,
Jako jesienny liść, gdy dojrzy grusza.
*
Więc stąd to - stąd i słuchacz, i widz jest artystą,
Lecz
prymem ten, a owy niezbędnym chórzystą;
Więc stąd chórzysta w innej
prymem jest operze,
A
prym - chórzystą-widzem w nie swej atmosferze;
I tak się śpiewa ona pieśń miłości dawna,
Nieznana raz, to znowu sławna i przesławna...
. . . . . . . . . .
I - dość: niech
„słuchacz w duszy swej dośpiewa”.
. . . . . . . . . .
To w niebo tak - a w ziemię jak się pieśń przelewa,
Praktycznym wam i sobie, ilem jest praktykiem,
Opowiem. - Jak kamienie krągłe za strumykiem,
Kształcone falą - tak jest za pieśnią i
praca,
A praca –
toć największa praktyczność na świecie.
Tu człeka znów wiecznego zapytam, bo wieczny,
Bo prawdę mówi - kłamać nie może jak dziecię,
Od pychy sław pancerzem historii bezpieczny...
*
Więc - jak o pięknem... teraz - powiedz mi o
pracy!
*
Prometej Adam wstał, na rękach z ziemi
Podnosząc się, i mówić zacznie tak: „Próżniacy!
Próżniacy wy - ciekawość siły wam zatrwoży,
Gdy jak o
pięknem rzekłem - że jest
profil Boży,
Przez grzech stracony nawet w nas,
profilu cieniach,
I mało gdzie, i w rzadkich odczuwan sumieniach -
Tak i o pracy powiem, że –
zguby szukaniem,
Dla której pieśń - ustawnym się nawoływaniem.”
- Więc szukał Ind, nurtując granit z lampą w dłoni,
I znalazł to,
z czym szukał - szukał Pers w pogoni
I dognał to,
czym gonił - szukał Egipt w Nilu
I złowił to,
czym łowił - toż Grek i Etruski,
I świata pan Rzymianin, i Part z koniem w łuski,
I różny inny mąż - których jest tylu!...
*
A teraz - wróćcie do waszéj rozmowy
O sztukach pięknych i pieśni ludowéj,
A teraz wróćcie do wyobrażenia,
Że jest rozrywką znudzonej materii
Odcedzać światło i czyścić półcienia,
Z bezkolorowej wskrzeszając Syberii
Pozatracane Boskości wspomnienia;
Że
piękno to jest, co się wam podoba
Przez samolubstwo czasu lub koterii;
Aż zobaczycie, że druga osoba
Pięknego –
dobro - też zsamolubnieje
I na
wygodno koniecznie zdrobnieje,
I wnet za-ciasnym będzie glob dla ludzi,
Aż jaki piorun rozedrze zasłonę,
Aż jaki wicher na nowo rozbudzi,
Aż jakie fale zatętnią czerwone...
*
Bo nie jest
światło, by pod korcem stało,
Ani
sól ziemi do przypraw kuchennych,
Bo piękno na to jest, by zachwycało
Do pracy - praca, by się zmartwychwstało.
*
I stąd największym prosty lud poetą,
Co nuci z dłońmi ziemią brązowemi,
A wieszcz periodem pieśni i profetą,
Odlatującym z pieśniami od ziemi.
I stąd największym prosty lud muzykiem,
Lecz muzyk jego płomiennym językiem.
I stąd najlepszym Cezar historykiem,
Który dyktował z konia - nie przy biurze -
I Michał-Anioł co kuł sam w marmurze...
*
Pieśń a praktyczność - jedno, zaręczone
Jak mąż i dziewka w obliczu wieczności:
Zepsułeś sztukę, to zepsułeś żonę,
I narobiłeś
intryg tej ludzkości,
I narobiłeś
romansów... a Adam
Prometej: „Z pracy bez ciebie upadam,
O! przyjaciółko” - woła... jako w pieśni,
Co
nad pieśniami pieśń, próżno się wcześni!
*
O Polsko! pieśnią Pan Bóg cię zapała,
Aż rozgorzejesz jak lampa na globie,
I chłop, co nieraz rąbie u Moskala,
Dla onej pieśni robi, co jest w tobie,
Dla onej, która to Carstwo rozwala!...
*
Rzecz dziwna... wszakże jeszcze są dziwniejsze -
Pieśń twa - o Polsko! - przeszła już ciemniejsze
I na świeczniku staje ze skrzydłami
Złotymi.., także
dźwięk, co gra harfami
I polonezem przechodzi Europę -
I – tylko
kształtu nie masz dla wnętrzności:
- Alabastrową jakoby kanopę
Dłutując, bryły zawsze nam za drobne
I zawsze formy do obcych podobne...
*
Kto kocha - widzieć chce choć cień postaci,
I tak się kocha Matkę - Ojca - braci -
Kochankę - Boga nawet... więc mi smutno,
Że mazowieckie ani jedno płótno[2]
Nie jest sztandarem sztuce - że ciosowy
W Krakowskiem kamień zapomniał rozmowy -
Że wszystkie chaty chłopskie krzywe - że kościoły
Nie na
ogiwie polskim stoją - że stodoły
Za długie - świętych figury patronów
Bez wyrazu - od szczytu wież aż do zagonów
Rozbiorem kraju
forma pokrzywdzona woła
O łokieć z trzciny w ręku Pańskiego anioła.
Niejeden szlachcie widział
Apollona
I Skopasową Milejską
Wenerę,
A wyprowadzić nie umie komina,
W ogrodzie krzywo zakreśla kwaterę;
- Budując śpichlerz często zapomina,
Że
użyteczne nigdy nie jest samo,
Że
piękne - wchodzi nie pytając bramą!
*
Kto kocha, widzieć chce choć cień obrazu,
Choć ślad do lubej wiodący mieszkania,
Choć rozłożone ręce drogoskazu,
Choć krzyż, litanii choć nawoływania,
Choćby kamienną wieżę, w błyskawice
Idącą - Boga by oglądać lice.
*
Bo Miłość strachu nie zna i jest śmiała,
Choć wie, że konać musi, jak konała;
Choć wie, że krzyżów za sobą pociąga
Pułk, jak wiązanych arkad wodociąga,
I że przypłynie krwią do kaskad wiecznych,
Czerwieniejących w otchłaniach słonecznych.
*
I wszelka inna Miłość bez wcielenia
Jest upiorowym myśleniem myślenia...
Bo u Polaków
Charitas z Amorem[3]
Są już
Miłości słowem niepodzielnym,
Którego logik nie przetnie toporem:
Jak
bohaterska pierś - jest nieśmiertelnym.
*
O! Grecjo - ciebie że kochano, widzę
Dziś jeszcze w każdej marmuru kruszynie,
W naśladownictwie, którego się wstydzę
Za wiek mój - w kolumn karbowanych trzcinie,
Opłakiwanej od wierzchu akantem,
W łamanych wierszach na łkania zapału
I w Sokratejskiej sowie z ócz brylantem,
I w całej
Filos twojéj - aż do szału!...
*
O! Rzymie - ciebie że kiedyś kochano,
W kodeksie jeszcze widzę barbarzyńskim,
Którego krzyżem dotąd nie złamano,
W akademickim języku latyńskim,
W pofałszowanych Cezarach i w słowie
Roma; to odwróć –
Amor ci odpowie!
*
O Polsko! - wiem ja, że artystów czołem
Są męczennicy –
tych sztuka popiołem[4]...
Ale czyż wszyscy wiedzą to w Ojczyźnie
I czy posiałaś sztuką krwawe-żyźnie?...
. . . . . . . . . .
*
Pieśń masz - lecz pieśni gdzież rozgałęzianie?
Toż i przywódzca Konrad uwięziony
Mówi-ć, że
czuje jej zaokrąglanie,
Że
się lubuje wdziękiem onej strony
I zda się dłońmi tykać już wcielanie...
- Kto kocha - widzieć chce oczyma w oczy,
Czuć choćby powiew jedwabnych warkoczy;
Kto kocha - małe temu ogromnieje
I lada promyk zolbrzymia nadzieje;
Upiorowego nie dość mu myślenia,
Chce w apostolstwo, czyn, dziecię - wcielenia:
Bohater - w dzieło wielkie lub w Ojczyznę;
Bóg - w Kościół; człowiek - w poważną siwiznę.
*
O! gdybym jedną kaplicę zobaczył,
Choćby jak pokój ten, wielkości takiej,
Gdzie by się polski duch raz wytłumaczył,
Usymbolicznił rozkwitłymi znaki,
Gdzie by kamieniarz, cieśla, mularz, snycerz,
Poeta - wreszcie Męczennik i rycerz
Odpoczął [5] w pracy, czynie i w modlitwie...
- Gdzie by czerwony marmur, cios, żelazo,
Miedź, brąz i modrzew polski się zjednały
Pod postaciami, co, niejedną skazą
Poryte, leżą w nas, jak w sercu skały -
O! - to bym w liściach rzeźbionych paproci
I w koniczyny treflach, i w stokroci,
I w kos zacięciu łukiem - i we freskach
(O bazylianek mówiących męczeństwie...),
O! - to bym w drobnych nawet arabeskach,
Z naturą rzeczy polskiej w pokrewieństwie
Nierozplątanym będących - doślepił,
Że to Miłości balsam brąz ten zlepił...
. . . . . . . . . .
Izrael
wiarą bardzo się rozszerzył
(Toteż największą z godzin miał godzinę),
Lecz póty
wierzył, aż się
sprzeniewierzył,
Gdy Wcielonego zobaczył w dziecinę!...
To strach mnie nieraz przechodzi zimnicą
(Czy może słabość), gdy tej naszej wiary,
Co ma dośpiewać się zmartwychwstalnicą,
Nie widzę, aby Miłości filary
Podejmowały ciężką piramidę;
I drżę - i nucąc psalm - sierota!... idę...
*
Gdzież idę? - idę sobie do duchowych
(Co materialnym zwą mnie rzemieślnikiem),
Duch u nich –
próżnia: form brak postaciowych,
Nieowładnięcie formy treściownikiem,
Duch u nich miejscem
na duch. Potem idę
Do świeckich: ci mnie widzą za-duchowym
I jak mistyczną goszczą piramidę.
I - tak - przechadzam się w śnie Prometowym!
. . . . . . . . . .
*
. . . . . . . . . .
To dość!... o
pięknem rzecz jest rozwiniona.
A teraz lampę we wnątrz stawiam urny:
Statuę grecką weź - zrąb jej ramiona -
Nos - głowę - nogi opięte w koturny -
I ledwo torsu grubą zostaw bryłę:
Jeszcze za żywych stu uduchowniona,
Jeszcze to nie głaz ślepy - jedną żyłę
Pozostaw, wskrzesi!... i tę zrąb - zostanie
Materii tyle prawie... co gadanie!...
*
To w tym - o
pięknem przypowieść ma leży!...
I tak ja widzę przyszłą w Polsce sztukę,
Jako
chorągiew na prac ludzkich wieży,
Nie jak zabawkę ani jak
naukę,
Lecz
jak najwyższe z rzemiosł apostoła
I jak najniższą modlitwę anioła.
*
Pomiędzy tymi
praca się stopniuje [6],
Aż niepotrzebne prace zginąć muszą;
Ze
zbudowania w duchu się buduje,
Smak się oczyszcza i żądze się głuszą,
Przyroda niema jest uszanowaną
I rozebrzmiewa czyn długą
hosanną!...
*
Nie on tatarski
czyn, krwawa drabina
Na rusztowanie czerwone lunami
W cesarstwie
tego tu świata Kaina,
Lecz
konań wielki psalm z
wykonaniami!
Lecz praca
coraz miłością ulżona,
Aż się i trudów trud wreszcie wykona.
. . . . . . . . . .
Tu skończył: jedni rzecz znaleźli śliczną,
A gadaniną drudzy ekscentryczną,
A inni - dzieło pisać mu radzili,
Ile możności
grube (!), z tablicami,
Którego nigdy by nie rozkupili,
Czytali głośno - chwalili stronami;
Które by w Lipsku wyszło po trzech latach,
Gdy może, z chleba lepiąc w kazamatach,
Powstanie jaki polski Benvenuto
I w orlim hełmie wyrzeźbi Rozkutą!...
*
Dość jest - jeżeli z wierszy tych zostanie
Dwa w życiu - jeśli
medalem przysłowia
W skarbonkę słowa wierszy stąd dwa wkanie?...
- Skończyłem...
...Życzę-ć, czytelniku, zdrowia.
Koniec Dialogu: "Bogumił”
Paryż, 1851
--------------------------------
[1] Nie rzeczy swej, ale krzyża swego, to jest rzeczy pospolitéj - tak z chrystianizmem obrońcy chrystianizmu nauczaliby Hrabię (który tu jest mistycznym hrabią (!) w dialogu), Ojcowie spod Wiednia.
[2] Autor Machabeaszów na popiołach swych domów i Matki Boskiej Śnieżnéj pierwszy poczuł powagę sztuki narodowej i kierunek jej odgaduje. Orłowski był krajowym, ale nie narodowym - przedstawiał rzeczy naturalne, nie naturę rzeczy; przedstawiał,
co widział, a nie, co przewidział!
[3] Nierad bym przechodzić granic laikowi naznaczonych - wszakże jeżeli to herezją,
to zapytuję, co jest Akt pragnienia, stygmata etc. ...
[4] Bohaterstwo jest na szczycie sztuki; jest półogniwem księżycowym na chorągwi prac ludzkich, to jest sztuce - ale jest jeszcze półogniwem do ziemi obróconym; półogniwem drugim, w niebo zawróconym, jest męczeństwo.
[5] Od-począł znaczy: począł na nowo, począł w drugiej potędze...
[6] Wszystkie organizacje pracy oficjalne są dzieciństwem logicznym - nic z nich nie może być – nie mają siły ograniczania skłonności rzemieślniczych: jak można oznaczyć prawem liczbę ślusarzy - kamieniarzy - rzeźbiarzy itd.? - Egipska i babilońska to stara historia, z której już nic wycisnąć dla społeczeństwa chrześcijańskiego nie można. Po wystawie dla wszech-przemysłu w Londynie wymyślonej, która jest tym samym w panowaniu komersu, czym był Panteon za czasów Agrypy dla wszech bogów świata, bałwochwalstwo przemysłowe dojdzie do zenitu swego, tak jak tamto za czasów, kiedy Panteon wszech bogów świata objął.
A potem - potem przez postawienie sztuki tak, aby była najniższą modlitwą i najwyższym rzemiosłem (o czym tu śpiewamy), i przez postawienie estetyzmu tak, ażeby żywotnym
i dodatnim ascetyzmem stał się - miara ta (materialnie i po babilońsku dzisiaj szukana) się otrzyma. Tę myśl polską w zarysie dostępnym naprzód rzucam - a później, da Bóg i dobra wola rodaków, że rozwinę.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 16.05.09 o godzinie 08:09