konto usunięte
Temat: GULASZOWY SOCJALIZM JÁNOSA KÁDÁRA Błażej Brzostek
Artykuł z Mówią Wiekówhttp://www.mowiawieki.pl/artykul.html?id_artykul=3053
"GULASZOWY SOCJALIZM JÁNOSA KÁDÁRA
Błażej Brzostek
Dla Polaków penetrujących turystycznie i handlowo Europę lat siedemdziesiątych XX wieku Budapeszt miał znaczenie szczególne. Należał do stosunkowo łatwo dostępnej tzw. socjalistycznej części kontynentu. Pachniał jednak droższym, trudniejszym do zdobycia światem Zachodu. Przybysze z PRL chłonęli atmosferę sklepów samoobsługowych sieci ABC czy Közért, w których „było wszystko”. Patrzyli na piramidy wędlin i cytrusów dostępnych bez kolejki i przekonywali się, że „Węgier potrafi” znacznie więcej niż Polak z ówczesnego propagandowego hasła.
Mijały dwie dekady od dramatycznych zdarzeń zwanych dziś rewolucją węgierską. Trudno było znaleźć ślady po kulach na fasadach budapeszteńskich kamienic, a świadkowie wydarzeń musieli milczeć. Utrwalało to skutki wielkiej traumy. Porównywalna była z traumą 1848 roku, gdy wojska austriackie rozbiły emancypacyjny ruch węgierski, oraz 1920 roku, gdy traktaty w Trianon potwierdziły amputację znacznej części historycznego terytorium Węgier na rzecz państw sąsiednich. Każda z tych traum wiązała się z poczuciem zdradzenia przez zły świat, opuszczenia, skazania na zależność. Każdą przezwyciężano próbami dostosowania do warunków, znalezienia bocznych dróg, zaspokojenia niektórych przynajmniej ambicji. Przy okazji ujawniały się pragmatyzm i umiejętności przystosowawcze, nadające życiu codziennemu Węgrów charakter powabny dla przybyszów.
Po ul. Váci, głównym szlaku handlowym Budapesztu, kręcili się austriaccy, niemieccy, radzieccy, polscy turyści – ci z Zachodu okupujący kawiarnie, w których podawano świetne, mocne espresso, ci ze Wschodu gorączkowo penetrujący sklepy, kręcący się z pakunkami, obliczający pieniądze. Waluty można było wymienić u cinkciarzy, często zresztą Polaków, nagabujących przechodniów w stałych miejscach; turyści zachodni robili to raczej w legalnych punktach hotelowych, w których państwo zarabiało na zawyżonym kursie forinta. Dla jednych i drugich pobyt na Węgrzech był doświadczeniem nieco egzotycznym. Dla pierwszych jako przeniknięcie za żelazną kurtynę, dla drugich jako kontakt z gulaszowym socjalizmem.
Ów gulaszowy socjalizm, zwany też kadaryzmem od nazwiska lidera węgierskiej partii komunistycznej, był jedną z najbardziej udanych prób zbudowania względnego dobrobytu wbrew niesprzyjającym cechom gospodarki typu radzieckiego oraz legitymizacji władzy wbrew druzgocącym okolicznościom, w jakich władza ta wzięła swój początek. János Kádár objął ster partii i rządu po zmiażdżeniu węgierskiego zrywu wolnościowego jesienią 1956 roku. Przez pierwsze lata po rewolucji jego twarz była twarzą represyjnego reżimu, który wygnał z kraju tysiące ludzi, tysiące uwięził, zamordował po tajnym procesie Imre Nagya, poprzedniego szefa partii, chcącego zejść z radzieckiej drogi. Dwie dekady później Kádár mógł uchodzić na tle innych liderów bloku za przywódcę liberalnego, a nawet dobrotliwego, i niepopadającego w megalomanię. Jak pisał dziennikarz Tadeusz Olszański, gdy na przełomie 1979 i 1980 roku przez dwa i pół miesiąca przebywałem na Węgrzech, to zaledwie dwa razy miałem możność oglądania Jánosa Kádára w telewizji. Była to jaskrawa różnica w porównaniu z ówczesnym tonem informacji w telewizji polskiej, której „Wieczory z dziennikiem” rozpoczynały się rytualnymi doniesieniami na temat spotkań, wizyt i stwierdzeń Edwarda Gierka.
TWARZE KÁDÁRA
W latach siedemdziesiątych partiami państw satelickich kierowali reprezentanci jednego pokolenia. Urodzony w 1912 roku Kádár był rówieśnikiem przywódcy wschodnioniemieckiego Ericha Honeckera. Gustáv Husák, lider partii czechosłowackiej, był od niego młodszy o kilka miesięcy, podobnie jak Gierek. Todor Żiwkow, kierujący partią i państwem bułgarskim, był zaś o kilka miesięcy starszy. Odgrywający rolę patrona tych panów przywódca ZSRR Leonid Breżniew był odpowiednio do sytuacji o sześć lat starszy od Kádára. Natomiast enfant terrible bloku, wykonujący niepokorne gesty w stronę Moskwy szef partii rumuńskiej Nicolae Ceauşescu – o sześć lat młodszy.
Nie wiek sytuował więc Kádára na odrębnym miejscu. Także nie biografia, podobna nieco do losów poprzedniego szefa partii polskiej Władysława Gomułki oraz do powojennych przejść Husáka. Należał Kádár do tzw. starych komunistów, „nielegałów” z przedwojennych, działających konspiracyjnie partii komunistycznych. Jak jemu podobni przeszedł przez więzienie i zaznał destabilizacji życiowej, wiążącej jeszcze silniej z nonkonformistyczną w warunkach międzywojennych Węgier (Polski, Rumunii...) ideologią komunistyczną. W czasie wojny stanął na czele partii, przez pewien czas (jak Gomułka) pozbawiony kontaktu z Moskwą. Nawiązywanie tego kontaktu za pośrednictwem partyzantki jugosłowiańskiej i Josipa Broza-Tity stanie się kilka lat później, gdy Tito uznany będzie przez Moskwę za odstępcę, powodem do oskarżeń Kádára o odchylenie od linii partii. Złamie to jego karierę jako członka kierownictwa i ministra spraw wewnętrznych. W ramach kampanii czystek w partiach bloku Kádár zostanie pozbawiony stanowisk (jak Gomułka), aresztowany i torturowany (jak Husák). Potem będzie nosił jasne rękawiczki, mające ukrywać – jak mówiono – ślady obrażeń na dłoniach.
Jego wyniesienie jesienią 1956 roku, gdy obejmował kierownictwo partii po zdruzgotaniu przez czołgi rewolucji, miało wymiar złowróżbny. Nikt nie śpiewał Kádárowi Sto lat, jak Gomułce. Pierwsze lata upłynęły pod znakiem mobilizacji w partii, rozliczeń i represji, a także ogłuszającej propagandy. Powrócono też do realizacji zarzuconych w okresie odwilży przedsięwzięć upodabniających system do wzorów radzieckich.
Podobnie jak reżim rumuński władze w Budapeszcie w trzy lata niemal zupełnie skolektywizowały rolnictwo. Tak jak w Polsce kolektywizacja wsi nie udała się w pierwszej połowie dekady, a w 1956 roku większość stworzonych na siłę spółdzielni się rozpadła. Gomułkowskie władze PRL zrezygnowały z niej, natomiast rząd Kádára zredukował indywidualne rolnictwo do kilku procent gruntów. Na wsi dominowała wielkoobszarowa gospodarka kolektywna, zasilana przez państwo ogromnymi dotacjami i intensywnie mechanizowana. W telewizji pokazywano do znudzenia wielkie maszyny rolnicze obrabiające pola. Zapowiadano likwidację odizolowanych, chutorowych gospodarstw zwanych tanya, uważanych za zacofane. Ich mieszkańcy mieli być przenoszeni do zwarcie zabudowanych wsi: protesty tych ludzi będzie się opisywać wyłącznie jako skutek mentalnego nieprzystawania do nowoczesności. Jej oblicze w wydaniu kołchozowym było mało pociągające nie tylko dla mieszkańców tanyi. Marcin Kula wspomina, że właśnie na Węgrzech ok. 1963 roku utwierdził się w niechęci do radzieckiej wersji socjalizmu. Nocował w trakcie wyjazdu studenckiego obok jakiejś spółdzielni produkcyjnej i o szóstej rano obudziły wszystkich skoczne melodie z radiowęzła, zagrzewające ludzi do pracy.
WĘGIERSKA DROGA DO KONSUMPCJI
Dostosowanie do radzieckiego modelu następowało w okresie, w którym tracił on swoją siłę. Rządy Nikity Chruszczowa w ZSRR odznaczały się pewną nieprzewidywalnością i improwizacją, co drażniło ceniących stabilność liderów państw satelickich (i znaczną część elity władzy ZSRR). Chruszczow kontynuował też destalinizację. W 1961 roku potępił publicznie Stalina na XXII Zjeździe KPZR. Zmarłego osiem lat wcześniej wodza usunięto z mauzoleum na placu Czerwonym – Lenin znowu spoczywał w nim samotnie. Jednocześnie rysował się ostro ideologiczny spór radziecko-chiński. Obok titoizmu, do którego już i przywódcy radzieccy musieli się przyzwyczaić (od zerwania Jugosławii Tity z blokiem socjalistycznym mijało lat kilkanaście), na światową scenę wtaczał się maoizm. O ile system Tity był niewielkim, choć znaczącym, ruchem emancypacyjnym w ramach obozu, o tyle maoizm miał siłę rewolucyjnej ideologii zdolnej osłabić pozycję Moskwy.
Wielkie ideologiczne przemieszczenia oraz konflikty i nadzieje wokół emancypującego się Trzeciego Świata dały lokalnym liderom większe niż dotąd pole manewru. Korzystać z tego zaczęła elita rumuńska, w latach 1963 – 1964 ogłaszając wręcz „deklarację niepodległości” wobec ZSRR. W tym okresie zaczął się także rysować program węgierski, nazwany potem kadaryzmem. Nie miał on aspiracji ideologicznych, sprowadzał się do praktyki sprawowania władzy. Zapewniwszy sobie pełną dominację nad obolałym społeczeństwem, partia rozpoczęła kontrolowane rozluźnianie rygorów. Jej kierownictwo zdawało sobie sprawę z radzieckiego poparcia, a jednocześnie świadome było, że ZSRR skłonny jest tolerować daleko posunięty liberalizm reżimu węgierskiego w imię odbudowania poparcia dla władzy.
Obecni przywódcy Węgier wiele nauczyli się na błędach ich poprzedników i starają się robić jak najlepsze wrażenie – twierdził korespondent brytyjskiego dziennika „TheTimes” w marcu 1961 roku. Donosił, że Budapeszt, choć nie odzyskał przedwojennego blasku i radości życia, wygląda coraz lepiej. Wprawdzie sklepom daleko do splendoru i neonowych atrakcji znanych ze stolic Zachodu, są jednak pełne rozmaitych dóbr, w tym telewizorów, lodówek czy pralek. Tłum wydaje się lepiej niż kilka lat wcześniej ubrany, a na ulicach mnożą się prywatne samochody, głównie czechosłowackie ąkody, radzieckie moskwicze i wschodnioniemieckie wartburgi. Władze miejskie usunęły ślady zniszczeń po rewolucji: na miejsce zburzonych domów pojawiły się plomby, odnowiono podziurawione i osmalone fasady. Ten rozdział miał zostać zamknięty.
Na ósmym zjeździe partii w 1962 roku, ukazywanym potem w propagandzie jako wiekopomny i przełomowy, Kádár rzucił hasło: „Kto nie przeciw nam, ten z nami”. Oznaczało przejście do nowej fazy polityki wewnętrznej. Pozytywny program kadarowski polegał teraz na poszerzaniu bazy społecznej reżimu, głównie dzięki zaspokajaniu potrzeb materialnych. To różniło węgierską próbę legitymizacji władzy od PRL, w której eksploatowano wątki historyczne i lęki przed Niemcami, czy Rumunii idącej szybko w stronę komunistycznego nacjonalizmu. Jak pisał jeden z zachodnich dziennikarzy, węgierska droga do socjalizmu staje się węgierską drogą do konsumpcji.
Podobnie jak w innych krajach bloku w latach sześćdziesiątych doszło do głosu nowe pokolenie aparatczyków i działaczy gospodarczych. Urodzeni w latach dwudziestych, nie byli przed wojną zaangażowani w działalność komunistyczną, za to przeważnie lepiej wykształceni od starszych kolegów. Łączyła z nimi nadzieje bardzo po wojnie rozrośnięta inteligencja techniczna. Grupy te parły do większej swobody w podejmowaniu decyzji, otwarcia na współpracę z Zachodem, pozyskiwania tam kredytów inwestycyjnych i licencji. Podejście takie nazwano technokratycznym. Wśród starszych i większą wagę przywiązujących do czystości ideologicznej towarzyszy budziło ono niechęć, niektórzy zwracali też uwagę na jego nacjonalistyczną podszewkę. Argumentem na rzecz pragmatyzmu gospodarczego bywał przecież interes narodowy, przeciwstawiany tu podległości Moskwie. W Rumunii poglądy takie wyrażano głośno, na Węgrzech znacznie ciszej, lecz zauważalnie.
Pragmatyzm gospodarczy skłaniał do zwrócenia uwagi na turystykę, imponująco rozwijającą się na Zachodzie czy w Jugosławii i przynoszącą dewizy. Od połowy lat sześćdziesiątych władze węgierskie uważały przemysł turystyczny za jedną z kluczowych gałęzi gospodarki, licząc przede wszystkim na gości z Europy Zachodniej. Nie było to zjawisko odosobnione w socjalistycznej części świata. Podobne zainteresowanie wykazywały surowe skądinąd władze Rumunii oraz Bułgarii.
W Budapeszcie zabrano się wreszcie do łatania wielkich wyrw w tkance miasta powstałych jeszcze pod koniec drugiej wojny światowej. Stolica utraciła wtedy m.in. imponujący rząd hoteli ciągnących się wzdłuż Dunaju. Miały one zostać odtworzone w nowoczesnych formach i przywrócić stolicy choć część jej dawnego turystycznego potencjału. Budapeszt bowiem, który przed wojną oferował 9 tys. miejsc hotelowych – wiele z nich w bardzo wysokim standardzie – dysponował na początku lat sześćdziesiątych jedną trzecią tej liczby. Trwała też rozbudowa bazy turystycznej wokół Balatonu. Pod koniec lat pięćdziesiątych były tam tylko cztery otwarte ośrodki wypoczynkowe, reszta należała do resortów i przedsiębiorstw.
ZALETY STOPNIOWEGO POSTĘPU
W styczniu 1968 roku, po dwóch latach sterowanej przez partię publicznej dyskusji oraz eksperymentów w wybranych sektorach, zaczęto wprowadzać wielką reformę, zwaną nowym mechanizmem ekonomicznym. Jej ojcem był członek władz partyjnych, ekonomista Rezső Nyers. Należał do elity wschodnioeuropejskich pragmatycznych działaczy politycznych próbujących przekształcić niewydolne mechanizmy centralnie planowanej gospodarki.
Niewielka gospodarka węgierska pozbawiona była dużych złóż bogactw naturalnych, zależna od wymiany zewnętrznej, więc jej szerokie otwarcie na współpracę z zagranicą wydawało się naturalne. W drugiej połowie lat sześćdziesiątych otwarcie to stało się bardzo widoczne, podobnie jak w sąsiedniej Rumunii, a inaczej niż w PRL kierowanej przez zachowawczy reżim gomułkowski. Węgry zaczęły się zadłużać na Zachodzie – zjawisko to nasiliło się w następnej dekadzie.
Plan Nyersa był próbą uruchomienia w ramach socjalistycznej gospodarki mechanizmu rynkowego i ograniczonej konkurencji. Drobiazgowo ustalane w centrum planowania wskaźniki określające zakres inwestycji przedsiębiorstw i narzucające im rodzaje produkcji zastąpiono ogólnymi dyrektywami. Firmy państwowe miały dostosować działalność do popytu na towary i usługi, rozliczane były ze wskaźników rentowności, mogły w pewnych granicach ustalać ceny produktów. Wszystko to w realiach bloku radzieckiego jawiło się jako śmiała innowacja. Było też trudne dla znacznej części kadr zarządzających, przyzwyczajonych do politycznego sterowania, oraz dla twardogłowych aparatczyków uznających reformę za odstępstwo od doktrynalnych zasad. Pierwsze efekty planu nie dawały jednak podstaw do ataku, ponieważ gospodarka zyskała pewien oddech, pojawiły się bardziej racjonalne powiązania między zakładami, towar zaczął cyrkulować w większej ilości i wyborze.
Najbliższa podjętej przez Węgry i najdalej posunięta byłaby reforma czechosłowacka związana z nazwiskiem ekonomisty Oty Szika. Wrośnięta była w proces przemian wolnościowych z lat 1967 – 1968 nazwanych praską wiosną. Latem 1968 roku została rozjechana przez czołgi Układu Warszawskiego, z udziałem wojsk węgierskich. Kádár potwierdził swoją lojalność wobec geopolitycznych pryncypiów Kremla (sąsiednia Rumunia wyłamała się z szeregu) i częściowo odnowił ranę sprzed 12 lat. Ota Szik znalazł się na Zachodzie, reformę zarzucono, tak jak inne elementy czechosłowackiego „socjalizmu z ludzką twarzą”.
Twarz socjalizmu węgierskiego także stawała się bardziej „ludzka”. Nie oznaczało to zniesienia cenzury ani podważenia sojuszy, lecz także ograniczenia reform do gospodarki. W 1968 roku pojawił się program telewizyjny „Forum”, w którym dygnitarze partyjni odpowiadali na telefoniczne pytania widzów (podobną efemeryczną próbę podejmą władze PRL na początku następnej dekady). W dyskusjach prasowych wyczuwało się większą swobodę i krytycyzm wobec spraw krajowych. Objawy odprężenia w życiu kulturalnym wiązały się z sukcesami – także międzynarodowymi – węgierskich grup muzycznych. Pod koniec lat sześćdziesiątych zauważono na Zachodzie rockowy zespół Omega, który zrobi wielką karierę w następnym dziesięcioleciu, równolegle do sukcesów innej słynnej grupy Locomotiv GT.
Węgrzy stracili skłonność do spektakularnych gestów i wydają się całkiem zadowoleni z zalet stopniowego postępu – podkreślał „The Times” w grudniu 1970 roku, zestawiając tę postawę z niedawną katastrofą praskiej wiosny. Korespondent donosił o otwarciu drugiej linii metra w Budapeszcie. News był ciekawy, gdyż pierwszą linię uruchomiono w roku 1896, lecz brytyjski dziennik podkreślił co innego: To pierwsza linia metra zakończona we wschodniej Europie po wojnie. Było to nie całkiem zgodne z prawdą, bowiem koleje pod ziemne budowano w miastach ZSRR (np. w Leningradzie). Jednak posłużyło jako wstęp do rozważań o zmianach modelu życia na Węgrzech. Były one widoczne na ulicach miast, zwłaszcza Budapesztu.
W staroświeckiej kawiarni Gerbeaud, założonej w 1858 roku, wszystko wygląda jak dawniej – donosił korespondent. Starsze damy plotkowały przy kawie, panowie czytali gazety, a długowłosa młodzież gadała hałaśliwie nad stosami ciastek, z których także słynęła kawiarnia. Váci nabrała handlowego ożywienia. Polak mógł tam zobaczyć nieco wielkiego świata, zredukowanego w Warszawie do ciasnych komisów ulicy Chmielnej czy siermiężnych pawilonów prywatnej inicjatywy. Na Váci tymczasem przykuwały uwagę wielkie witryny, neony, przechowane z dawnych czasów elementy wyposażenia kawiarni i sklepów. Znajdował się tam salon modniarski Clary Rotschild o dziewiętnastowiecznej metryce, upaństwowiony wprawdzie w 1948 roku, ale prowadzony nadal przez panią Rotschild. Szyli tam sobie ubrania cudzoziemcy, także gwiazdy, jak Liz Taylor czy Marina Vlady.
Inną atrakcją były liczne bary i restauracje– w drugiej połowie lat sześćdziesiątych w Budapeszcie było ich ponad 1,5 tys., podczas gdy w Warszawie ok. 400. Kontrast ten dostrzegał amerykański polonista, który w 1970 roku podróżował ze stolicy PRL na Węgry. Zostawił szare miasto, którego komisy podobały się turystom z ZSRR, ale które nie mogło się mierzyć z Budapesztem, zatłoczonym samochodami, oferującym w kioskach zachodnie tygodniki i znakomitą kuchnię w restauracjach. Jednak taksówkarz wyznał mu: Proszę w to nie wierzyć. Nie jesteśmy szczęśliwi.
BALANSOWANIE
Każdy lider partii rządzącej w Europie Wschodniej znał wewnątrzpartyjne napięcia i walki frakcyjne. Nie wolno było o nich mówić publicznie, lecz to, że były, nie ulegało wątpliwości. Walki te przybierały szczególnie brutalne formy w latach drugiej wojny światowej i w okresie stalinizmu. Później wewnętrzna stabilizacja znacznie ograniczyła koszty rywalizacji. Porażki w walce politycznej nie oznaczały już uwięzienia, procesu, śmierci, lecz jedynie przesunięcia na słabsze pozycje w strukturze władzy. Zależność partii od moskiewskiej centrali sprawiała natomiast, że nieformalni przywódcy frakcji dbali o kontakty z radziecką ambasadą i koneksje w Moskwie. Zjawiska takie zachodziły także w partii węgierskiej. Od 1972 roku nad reformatorami zbierały się czarne chmury. Partyjni konserwatyści piętnowali rozprzężenie obyczajowe, zapatrzenie młodzieży w Zachód, skłonności do dorabiania się. Tzw. przeciętni zjadacze chleba narzekali tymczasem na drożyznę. Przedsiębiorstwom dążącym do zwiększenia rentowności zależało na podwyższaniu cen. Kádár uciekać się musiał do zakulisowego manewrowania politycznego, zastępującego w systemach autorytarnych otwartą rywalizację i prawdziwe wybory. Wiosną 1974 roku doszło do zmian w kierownictwie partii – Nyers znalazł się na bocznym torze. Uznano to za znak odchodzenia od liberalnego kursu.
Polski obserwator, naczelny „Polityki” Mieczysław Rakowski, twierdził, że to wynik nacisków Rosjan na Kádára. Nie mogę sobie wyobrazić, żeby Moskwa beznamiętnie przyglądała się kursowi obranemu przez Kádára i jego najbliższych pomocników. Ech, Boże, te małe narody wiodą jednak smutne życie – zapisał w dzienniku.
Tymczasem powierzchnia węgierskiego życia wcale nie była smutna, w każdym razie na tle innych krajów obozu. Powtarzane często przez Polaków powiedzonko, że PRL jest jego „najweselszym barakiem”, bardziej pasowało do Węgier. Gdzie bowiem było więcej lokali rozrywkowych, gdzie śmielsza obyczajowo kinematografia, lepsza kuchnia? Mimo wyhamowania reform gospodarka kręciła się dzięki kredytom i licencjom służącym potrzebom przemysłu ciężkiego (np. silniki do ciężarówek MAN), lekkiego i konsumpcyjnego (buty Adidasa). Rolnictwo także dawało sobie radę: zaopatrzenie rynku było bardzo dobre, a kraj – w odróżnieniu od sąsiadów – nie musiał importować zboża. Budowano przyzwoite szosy. Blokowiska z wielkiej płyty, choć monotonne, oferowały lokatorom mieszkania z glazurą w łazienkach i gniazdkami telefonicznymi, czyli urządzeniami, o jakie w PRL trzeba było się długo starać.
Liczba turystów odwiedzających Węgry osiągnęła w 1978 roku 17 mln, czyli niemal dwukrotność zaludnienia kraju. Budapeszt, inne miasta zabytkowe, region Balatonu przyciągały zagranicznych gości w sposób rzadko spotykany w Europie Wschodniej. Odnawiano śródmieścia miast, choć przeważnie po wierzchu, jak w Budapeszcie, którego okazałe kamienice obwieszone neonami były na ogół zapuszczone od podwórek. W starych domach mieszkali starzy ludzie: na Węgrzech rodziło się coraz mniej dzieci, wydłużała się za to długość życia. Świadczenia emerytalne pochłaniały połowę socjalnych funduszy państwa. Było to duże obciążenie, gdyż ogólnoświatowe trudności gospodarcze silnie uderzyły w dość otwartą i bardzo już zadłużoną gospodarkę węgierską.
Władze korzystały dotąd skutecznie z zaabsorbowania społeczeństwa sprawami codziennymi, zanurzenia w dorabianiu się (masowym zjawiskiem stało się łączenie etatów i mnożenie prac dodatkowych). Państwo prowadziło liberalną politykę paszportową, zawarło liczne umowy międzynarodowe o ułatwieniach wyjazdowych – podróż zagraniczna była dostępna dla przeciętnie sytuowanej miejskiej rodziny. Meblowano się, kupowano sprzęt grający i kolorowe telewizory. Wielkie domy towarowe wprowadzały promocje i organizowały wyprzedaże na wzór zachodni.
Pod tą warstwą życia ukrywały się nostalgiczne wspomnienia, marzenia o niepodległości, a przede wszystkim doświadczenie rewolucji 1956 roku. Tkwiło ono w rodzinach, których członkowie zginęli, wyemigrowali, zostali okaleczeni. Rozmowy na te tematy toczono w wąskich kręgach. Aktywniejsze grupy inteligentów czy byłych skazańców politycznych objęte były policyjną inwigilacją. Były one zresztą społecznie izolowane, z jednej strony barierą lęków, z drugiej właśnie obojętną i nakierowaną na dorabianie się codziennością.
Narastanie objawów kryzysu gospodarczego było więc z punktu widzenia władz poważnym zagrożeniem politycznym. Reżim kadarowski wyraźnie zdał sobie z tego sprawę latem 1980 roku, gdy nadeszły alarmujące wiadomości z Polski.
SCHYŁEK KADARYZMU
Wybuch „Solidarności” był poważną próbą dla utrwalonego przekonania o szczególnej bliskości Polaków i Węgrów. Z jednej strony wydarzenia w Polsce budziły ciekawość i nadzieję pewnych grup, z drugiej zaś węgierskie media wypełniły się tendencyjnymi omówieniami. Odgradzano się od wydarzeń w Polsce zasłoną propagandową. Filolog Csaba G. Kiss odnotował we wrześniu 1980 roku: uparte i dobrze zorganizowane działanie masowych środków informacji zmierzające do pokazania Polaków w czarnych barwach. Wiadomości o przestępstwach i nielegalnym handlu w Polsce. Nie podawane prymitywnie, lecz delikatnie sączone, jak trucizna, by prawie nie można było tego zauważyć, a wpływ trwał jak najdłużej. Tysiące przybyszów z PRL utrwalały wyobrażenie o polskiej skłonności do handlowania i czarnego rynku; prasa dopisywała do tego wyjaśnienia mówiące o anarchii i niegospodarności.
Na tym tle Węgry miały się jawić jako państwo stabilnie rządzone i zapewniające obywatelom dobrobyt, którego tak brakowało u polskich i rumuńskich sąsiadów. Przykład podupadających państw socjalistycznych stawał się nową legitymizacją dla reżimu. Gdy w lutym 1983 roku Mieczysław Rakowski, wówczas wicepremier, odwiedził Budapeszt, odnotował w dzienniku męczącą go świadomość, że Węgrzy (mam na myśli kierownictwo) lepiej i mądrzej rządzą swoim krajem niż my. W czasie przechadzki po dzielnicy handlowej zaczepiła Rakowskiego jakaś rodaczka: „Panie premierze! A kiedy u nas będzie takie zaopatrzenie?” Odpowiedział, że też chciałby wiedzieć.
Kontrast ze „zanarchizowaną”, a potem ogarniętą stanem wojennym Polską nie mógł jednak ukryć rosnących kłopotów Węgier. Zadłużenie zewnętrzne urosło do 8 mld dolarów. Na głowę obywatela dług ten porównywalny był z polskim. Reżim starał się uzyskać dodatkowe dochody z turystyki i urealnić kurs forinta. W 1981 roku przeprowadzono jego dewaluację, a kurs na rynku oficjalnym i czarnym niemal się zrównał. Wiązał się z tym wzrost cen. Pod koniec 1986 roku rumuński dziennikarz odwiedzający Węgry napisał w obowiązkowej notatce dla zwierzchników, że inflacja wywołuje coraz większe zaniepokojenie, że koledzy węgierscy skarżyli mu się na trudności z utrzymaniem, że narastają kontrasty między dobrze i źle zarabiającymi. Redaktor dziennika „Magyar Hirlap” miał powiedzieć, że gdy jedni kupują złoto na kilogramy, innym nie starcza na czynsz. Rumun zebrał pesymistyczne wypowiedzi i negatywne wrażenia, co nie było zapewne bez związku z pogarszającymi się relacjami węgiersko-rumuńskimi.
Tymczasem porównanie egzystencji Rumunów, zmuszonych do nieopisanych wyrzeczeń dla realizacji decyzji Ceauşescu o spłacie zadłużenia zagranicznego, i żyjących na tym tle zupełnie normalnie Węgrów było coraz boleśniejsze. Jednostronne porównania nie zawsze ujawniają jednak istotę rzeczy. Polski dziennikarz wspominał, że gdy pod koniec lat osiemdziesiątych chodził po Budapeszcie z pewną Francuzką, uderzony był „zachodniością” realiów, podczas gdy ona dostrzegała przede wszystkim brud i zniszczenie. Wzdłuż poszarzałych fasad imponujących kamienic utykały w korkach kopcące i przestarzałe samochody. Przepływający przez miasto Dunaj był skażony ściekami z fabryk. Miasto przemierzali zmęczeni, biednie ubrani emeryci, szukający na targach i w sklepach tanich towarów. Nie interesował ich nowo otwarty, pierwszy w Europie Wschodniej, bar McDonald’s przy Váci.
Reżim od ćwierćwiecza opierał swoją stabilność na wdrożeniu społeczeństwa do życia teraźniejszością. Ta legitymizacja wyczerpywała się. Rezerwy gospodarcze przeznaczano na podtrzymywanie poziomu życia, nie zostawiając nadziei na istotny rozwój. Starzejący się Kádár przestał być postrzegany przez partyjne elity jako gwarant stabilności. Jego twarz była twarzą reżimu zmęczonego i bezradnego. Wiosną 1988 roku dokonano gruntownych zmian, Kádára zastąpił na czele partii 18 lat od niego młodszy Károly Grósz. Były szef stołecznego komitetu partii uważany był za polityka otwartego, zwolennika umiarkowanych reform – w istocie kontynuacji kadaryzmu. Ówczesna dynamika polityczna pchała jednak do przodu działaczy bardziej radykalnych, jak czterdziestoletni Miklós Németh, który jesienią 1988 roku objął funkcję premiera.
Choć nie miały naprzeciw siebie opozycji tak potężnej jak w ówczesnej Polsce, władze węgierskie szybko szły w stronę zasadniczych zmian ustrojowych, uznając na początku 1989 roku prawo do zakładania stowarzyszeń o charakterze politycznym. Spowodowało to w ciągu kilku miesięcy pojawienie się opozycji na tyle silnej, że władze musiały z nią usiąść do „trójkątnego stołu”, odpowiednika polskiego Okragłego Stołu. Odbył się on w czasie, gdy z Polski dochodziły wiadomości o skutkach przełomowych wyborów do parlamentu.
Zmiany te ukazywały, jak powierzchowna była kadarowska legitymizacja władzy. Kryzys podmył główny jej filar, jakim był ograniczony dobrobyt; runąć wtedy musiało pokryte iluzjonistycznym malowidłem sklepienie. Iluzja polegała na zapomnieniu o niedawnej przeszłości i o balaście klęski. Symboliczna wymowa historyczna gestu zamykającego epokę kadaryzmu była więc przejmująca. Jak pisał o Węgrzech 1989 roku Timothy Garton Ash: W Polsce zrobiły to wybory. Na Węgrzech zrobił to pogrzeb: pogrzeb Imre Nagya, równo 31 lat po jego śmierci. Dokładnie rok wcześniej, gdy działacze opozycji urządzili manifestację dla uczczenia rocznicy egzekucji Nagya 16 czerwca, policja brutalnie ich rozpędziła. Teraz ta sama policja pomagała działaczom opozycji w przygotowaniu powtórnego uroczystego pogrzebu bohatera roku 1956."