Temat: Czy w naszym kraju leczenie bólów kręgosłupa jest fikcją?
Jacek Jankowski:
Ty możesz zdiagnozować coś innego ale to co powie lekarz i tak jest święte... ile razy słyszę: Panie ale tu jest napisane co innego... i macha mi tym rtg.
By takiej sytuacji uniknąć, należy przestrzegać trzech zasad:
- prowadzić własną praktykę i nie leczyć pacjentów w ramach kontraktu z NFZ (większość ludzi nie docenia czegoś, co jest "za darmo" albo "co im się należy")
- nigdy nie wpuszczać do gabinetu ludzi, którzy witając się, podają rękę à la "śmierdząca ryba" (natura tak oznaczyła ku naszej przestrodze takie wredne, paskudne i fałszywe typy; nie ma od tej reguły wyjątków i przenigdy nie należy jej lekceważyć, ani o niej zapominać)
- pozbywać się definitywnie przy pierwszej wizycie pacjentów-gabinetokrążców, którzy ochoczo opowiadają o tym, jak to zanim do nas dotarli, odwiedzili już tuzin innych terapeutów, którzy okazali się kompletnymi partaczami - my będziemy następni. Najlepiej nie brać od nich ani złotówki (ale i tak będą o nas źle mówić następnemu terapeucie).
Zasada dodatkowa: doświadczenie uczy, że nie warto przejmować pacjentów, leczących się u dra Google. W oczach jego pacjentów-wyznawców, nigdy mu nie dorównamy wiedzą, ani doświadczeniem.
Rafał Uryzaj:
kolejna sprawa, że rwa kulszowa może być imitowana przez wygórowane napięcie mięsnia gruszkowatego (tzw. zespół mięśnia gruszkowatego) i dawać identyczne promieniowanie co przy rwie
W grupie badanych przeze mnie pacjentów, u około 3/4 przypadków, ból do kończyny dolnej spowodowany był różnymi dysfunkcjami stawu S-I i/lub okolicznych tkanek miękkich (najczęściej więzadeł krzyżowo-biodrowych lub więzadła krzyżowo-guzowego).
Rwę "pochodzenia gruszkowatego" widziałem może ze dwa razy w życiu. Myślę, że jest to niepotrzebnie wyolbrzymiany problem, a taka diagnoza stawiana jest pochopnie. To, że mięsień ten jest skrócony u większości pacjentów o niczym nie przesądza. Znam takich terapeutów, którzy rozpoznają ten rodzaj dysfunkcji u co drugiego pacjenta. Przychodzi tu mi zawsze na myśl poczciwa maksyma: "Jak trzyma się w ręku młotek, to wszystko wygląda jak gwóźdź".
A swoja droga gdzie ukaże sie publikacja? Chętnie przeczytam:)
Konkretnie będą dwie: jedna w prasie fachowej, druga - w wersji do jednego z ogólnopolskich tygodników. Jak tylko wszystko będzie dopięte dam znać ;)
Mateusz Tutaj:
Do tego worka dorzuciłbym jeszcze robione zbyt pochopnie operacje. "Wskazaniem" do nich są często takie straszliwe ustrojstwa jak przepuklina dyskowa na MRI czy dodatni test SLR. A potem, gdy pacjenta dalej boli, wysyła się na rehabilitację, a jak po niej nie ma poprawy, to się okazuje, że to rehabilitacja jest nieskuteczna.
W Wielkiej Brytanii kilka lat temu opublikowano badania, w których wykazano, że na Wyspach 80% zabiegów operacyjnych poczynionych zostało pochopnie lub przedwcześnie. Myślę, że u nas nikt nie miałby odwagi przeprowadzić podobnych badań.
Maciej Okoń:
Jakiś czas temu Tomasz również wspominał o procedurach wpisanych w karty zabiegowe NFZ i ich miałkiej skuteczności. Jeśli prawo zostanie powszechnie - a co najważniejsze nadgorliwie - stosowane (tudzież wykorzystywane?:) przez pacjentów, wszelkie terapie np. typu "hands off" w ośrodkach wiszących na NFZ mogą wziąć górę nad prawidłowym leczeniem...... dla świętego spokoju..... :]
I znów wracamy do moich trzech złotych reguł... ;)
Poważnie rzecz biorąc, najbardziej przeraża mnie liczba fizjoterapeutów praktykujących bez ubezpieczenia OC od skutków swoich działań. Żal komuś wydać półtorej stówki...
Co ciekawe, zmieniły się kwoty ubezpieczenia. Być może ma to związek z tym, o czym piszesz Maćku.
Piotr Szczotka:
Tomasz zacznę nieco humorystycznie. 217 pacjentów: notatki, wnioski, statystyka? Oj to wysoko mierzysz. Tu się doktoraty na 30-40 pacjentach broni, a ty wyjeżdżasz z tymi 217:)
Hm... To nie reguła. Choć widziałem doktoraty na poziomie przeciętnych prac magisterskich. Takie czasy, niestety...
Zacznijmy od zaangażowania samego środowiska.
1. Kolejny kurs (mniejsza o to jaki kierunek) masz 10-12 młodych adeptów sztuk wszelakich, narybek po dwadzieścia parę lat i prawie wszyscy mają jakiś problem, aby wyleżeć jako model na zajęciach! Jako model, a co dopiero pracować. Pytam, czy zajmowali się na studiach diagnostyką własnych problemów?
:) Sam to kiedyś również zauważyłem:
http://www.fizjopedia.pl/blog/2008-08-18.htm2. Dokumentacja. Jeśli przyjmiemy że terapeuta wykona zaledwie 3-5 zabiegów dziennie, to w skali roku wykona (system poniedziałek-piątek, odliczając urlopy) minimum około 1000 zabiegów. Nawet jeśli to będą serie co jest coraz rzadsze po 10 zabiegów, ma wgląd do ponad 100 pacjentów. Mowa o pracy zupełnie prywatnej, a co dopiero z NFZ. Pytanie jednak, komu się chce takie statystyki przeprowadzać, badać, publikować?
Ja wykorzystuję do tego dyktafon. Włączam go, gdy podsumowuję diagnozę, tłumacząc szczegóły pacjentowi. Nagrywam też wyjściu pacjenta informacje o przebiegu sesji (co robiłem, jak reagował pacjent, jakie przyniosło to efekty). Po całym zaś dniu sporządzam z nagrań notatki, które wpisuję do zrobionej przeze mnie bazy danych.
Tomasz, moim zdaniem możesz zapytać równie dobrze, ilu (lubisz statystyki to super) terapeutów (tu fizjoterapeutów) stać na taką dogłębną analizę praktyki. Nie pisze jedynie analizę, diagnostykę pacjentów, ale na analizę praktyki. Czyli wnioski, statystyki, publikowane, itp.
Jeżeli wiemy, że pacjenci do nas przychodzą z powodu efektów naszych działań, to sprawa jest oczywista. Jestem dobry w swoim fachu - mam pacjentów, nie przykładam się - nie mam z czego żyć.
Jeśli natomiast ktoś pracuje np. sanatorium, gdzie niezależnie od efektów terapii po trzech tygodniach przyjeżdża nowy turnus; albo w przychodni, gdzie pacjent "wpada" na dziesięć zabiegów, to już o taką motywację bardzo trudno.
Powodzenia w badaniach, uświadamianiu i publikacjach.
Dzięki serdeczne. Myślę, że warto połączyć siły :)
Maciej Okoń:
dostanę jeszcze jednego maila w sprawie opłacenia składki i wreszcie zbiorę się do wystosowania oficjalnego maila - wydaję się być teraz ważniejsza akredytacja kursów, czyli dalsze napędzanie gonitwy za szkoleniami w Polsce niż debata o konkretnych przemianach i bolączkach fizjoterapeutów.
Tylko zniechęcisz do siebie naszych dzielnych Działaczy. Zdeprymujesz ich. I zamkną się w sobie :)
Marek C.:
Tylko wolny rynek jest w stanie:
zlikwidować kolejki
wymusić na lekarzach, fizjoterapeutach doszkalanie (niekoniecznie w postaci formalnych kursów) aby leczyli pacjentów, pomagali w dolegliwościach nieuleczalnych itd.
sprawić, że usługi będą tańsze
sprawić, że pacjenci będą decydować czy dany medyk jest dobry czy nie (pocztą pantoflową)
mam dalej wymieniać te korzyści? Pytam w szczególności kol. Tomasza oskarżającego mnie o małpowanie myszki Mikke.
Hm... Marku drogi, z Twojego opisu wnioskuję, że już mamy wolny rynek. Poza tym jakoś nie widzę, by wolny rynek przyczyniał się do likwidacji kolejek. Jak ktoś będzie superhiperfachowcem to i tak będą do niego kolejki. No przecież :)
Co do "małpowania" Marku, tego określenia nigdy nie użyłem personalnie wobec Ciebie. I cieszę się, że mrozy trochę odpuściły i znów masz internet. Nudno tu było bez Ciebie ;)
P.S. Czekam na pracę doktorską kolegi Tomasza. Będzie?
Mój czcigodny Promotor też czeka, niestety... Może wreszcie w tym roku. Szkoda, że rzeczy do zrobienia nie ubywa.
Mateusz Tutaj:
Też jestem zwolennikiem rozwiązań rynkowych, ale niestety temat zdrowia nie jest tak prosty jak mogłoby się wydawać w teorii.
Proste rozwiązania zawsze mnie przerażają... Bo zwykle biorą się z nieznajomości tematu.
Maciej Okoń:
Macie przykład wolnego rynku ubezpieczeń zdrowotnych w USA, gdzie obecnie Obama próbuje nieudacznie ratować sytuacje. Okazało się, że dla Państwa jest to jeszcze droższe niż obowiązkowa składka, ani nie jest to gwarantem jakości usług.
Ale tłum zwolenników Partii Republikańskiej i tak wywijał transparentami "Ręce przecz od naszych polis". Idiotów nigdy nie zabraknie, a już na pewno w Ameryce ;)
Tomasz B. edytował(a) ten post dnia 12.02.12 o godzinie 10:53