Temat: Uwielbiam....
Ola D.:
to jeszcze ja coś powiem, skoro niejako dyskusję wywołałam.
W prostych żołnierskich słowach, jako że niekształcona jestem.
Pisząc o atrapach miałam na myśli wyłącznie te, które do tej pory spotkałam i poznałam. Pana nie miałam okazji poznać, więc o panu nie pisałam. A że tak, a nie inaczej pan zareagowałeś, to już zupełnie inna kwestia - dla psychologów raczej, niż dla niewykształconej baby.
Ja ponadto starej daty jestem i staroświecka w związku z tym, i lubię, jak kobieta jest kobietą, a nie kobietonem, a mężczyzna rycerskim mężczyzną, a nie wypindrzoną babą.
Tak było kiedyś i tak mi się podoba. Wtedy kobiety nie pracowały na mężczyzn, którzy nie zajmowali się głównie rozterkami duchowymi i narzekaniem na niegodziwego szefa i nieuczciwie zarobioną przez kolegę fortunę, tylko jakąś konkretną robotą.
I mogę gotować i sprzątać, i sweter i skarpety na drutach bądź szydełkiem zrobić, bo umiem; i mogę podzielić się tymi obowiązkami z mężczyzną, gdyby chciał.
A skąd panu przyszło do głowy, że ja o takich "kobietach" myślałam pisząc to, co napisałam o mężczyznach - to nijak pojąć nie mogę. Za to wiele z cech i zachowań, które tak barwnie pan opisałeś, chętnie u mężczyzny właśnie znajduję :).
I w ogóle nie mogę się pozbyć wrażenia, że całe to pisanie ma na celu głównie pobawienie się formą, co nie jest samo w sobie niczym złym, dopóki nie prowadzi do przerostu tejże nad treścią....
A jak mężczyzna wypindrzony jest i rozterki duchowe posiada, ale ugotuje (no, oby nie stało się to rutyną!), sprzątnie, komplement miły walnie, ze schodów zniesie, w gwiazdy popatrzy, języków się nauczy i jeszcze tyle zarabia (właśnie, to nie do nas, mężczyzn, pretensje, że zarobki takie, że siebie i kobiety utrzymać nie sposób), że ona tylko zachcianki swe spełnić może, to co???
Wojciech B. edytował(a) ten post dnia 06.02.08 o godzinie 17:46