Witold Zalewski

Witold Zalewski Prezes, Effective
Management Polska Sp
zoo,Wiceprezes
Fun...

Temat: zdrowe jedzenie

Kiełbasa schodzi na psy
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53663,765...

Katarzyna Bosacka GW 2010-03-19, ostatnia aktualizacja 2010-03-12 16:11:47.0

• W Wielkiej Brytanii nawet powietrze tuczy
• Dzieci jedzą śmieci


'Polak zjada w ciągu życia średnio dwie krowy, 20 świń, 760 kurczaków, 46 indyków, 15 kaczek. To rocznie 70 kg mięsa. I tylko 6,5 kg ryb. A powinno być na odwrót' - Z prof. Małgorzatą Kozłowską-Wojciechowską rozmawia Katarzyna Bosacka


Najdziwniejszy produkt spożywczy, jaki pani widziała, to...

Parówki cielęce ze śladową zawartością cielęciny. Jogurt zawierający kilkadziesiąt składników, choć powinien się składać tylko z mleka i bakterii. Keczup bez grama pomidorów upaprany z wody, chemicznego barwnika i przypraw. Paluszki krabowe nie z krabów, kostka rosołowa z 0,2-proc. zawartością mięsa. Długo by wymieniać...

Jest aż tak źle?

W zeszłym roku Państwowa Inspekcja Handlowa przebadała 9 tys. partii produktów spożywczych w sklepach całego kraju. Wyniki były gorsze niż w 2008 roku. Obniżyła się jakość miodu, mleka i jego przetworów - odsetek nieprawidłowości wzrósł z 16 do prawie 20 proc. To oznacza, że co piąty ser, jogurt czy masło są oszukane. Producenci na potęgę dolewają do droższego tłuszczu mlecznego tańszy roślinny, a przecież w przypadku produktów nazywanych masłem i serem to absolutnie wbrew prawu.

To dlatego sery smakują jak plastelina.

Nie jesteśmy serową potęgą, to prawda, ale ostatnio na rynku pojawiło się trochę smacznych polskich serów - np. bursztyn, stary olęder. Mamy rokpol, ser koryciński, prawdziwy oscypek. Ten ostatni jest po prostu pyszny. Niestety, można go kupić w niewielu miejscach w Polsce, a do tego tylko od kwietnia do października, kiedy owce mają świeżą trawę i dają mleko. Z serem jest tak jak z mięsem. Lepiej dla naszego zdrowia i portfela zjeść mniej, ale smaczniej.

Tyle że kiełbasa też schodzi na psy.

To prawda. Producenci aż dwukrotnie częściej niż rok temu oszukiwali na wędlinach - odsetek wykrytych przez Inspekcję Handlową nieprawidłowości wzrósł z 8 do 18 proc.! I dzieje się to w kraju, który uważany jest za producenta najlepszej szynki na świecie! Ten kryzys widać nawet w nazewnictwie wędlin - szynka jak za Gierka: babuni, prastara. Nie tylko konsumentom, ale także producentom marzy się dawna jakość.

Najlepsze polskie wędliny jadłam w Nowym Jorku na Green Poincie.

No właśnie, bo jest silna konkurencja i mocny rynek. Gdyby tam polscy masaże napychali kiełbasy soją albo tzw. MOM - mięsem oddzielanym mechanicznie, czyli mieszaniną chrząstek, ścięgien i zmielonych kości, która w świetle prawa mięsem wcale nie jest - toby pies z kulawą nogą takich wędlin nie kupił. A u nas ludzi nadal nie stać na dobrą jakościowo wędlinę, liczy się cena. A jak mówi przysłowie ormiańskie: 'Tanie mięso nie ma smaku'.

No to może w ogóle go nie jeść?

Niekoniecznie. W mięsie, mleku czy jajach jest najlepiej przyswajalne białko, żelazo, wapń, krwiotwórcza witamina B12. To dlatego jarosze często muszą te pierwiastki suplementować. Z drugiej strony w ciągu swojego życia Polak zjada średnio: dwie krowy, 20 świń, 760 kurczaków, 46 indyków, 15 kaczek. W ciągu roku - 70 kg mięsa i tylko 6,5 kg ryb. A powinno być odwrotnie. Więcej drobiu, zdrowej, niedocenianej dziczyzny, a najlepiej, gdyby dominowały ryby. I nie chodzi tu o jakieś teorie, tylko o twarde fakty medyczne. Światowa Organizacja Zdrowia uznała kilka lat temu, że konserwanty - azotany i azotyny - którymi szpikowane są wędliny, mogą zwiększać ryzyko nowotworów. Problem w tym, że nie ma czym ich zastąpić, a zepsute mięso grozi śmiertelnym zatruciem jadem kiełbasianym. Ponadto czerwone mięso niszczy DNA komórek wyściełających nasz układ pokarmowy, co zwiększa ryzyko nowotworu żołądka czy jelita grubego. W Polsce rak jelita grubego jest na drugim miejscu u kobiet po raku piersi i u mężczyzn po raku płuca.

Kawa też truje?

A gdzie tam. Całą psychozę z kawą, jajkami i mlekiem nakręcili Amerykanie, którzy - jak wiadomo - uwielbiają się bać i przez lata zalecali dekofeinizację i decholesterolizację naszej diety na rzecz tabletek z wapniem czy jajek w proszku pozbawionych cholesterolu. Teraz nagle odkrywają Amerykę i dochodzą do wniosku, że to, co naturalne, jest najlepsze.

Poważnie mówiąc: jaja można jeść, pamiętajmy tylko, że są potężnym źródłem cholesterolu, kawę pić do czterech filiżanek dziennie, o ile ją lubimy i czujemy się po niej dobrze. Udowodniono, że ma ona przeciwutleniacze korzystnie wpływające na pracę serca, układ krwionośny, a nawet naszą wagę. Tyle że mówimy o kawie prawdziwej, w ziarnach, a nie rozpuszczalnej, która przez smakoszy nie jest uznawana za kawę, ale twór spreparowany przemysłowo.

Mimo to kawa rozpuszczalna czasem kosztuje dwa razy więcej niż ta w ziarnach.

A przyprawy w proszku? Wynalazł je geniusz marketingu! Kilogram soli to w hurcie mniej niż 50 gr, niewielka ilość ziół, przypraw i mnóstwo dodatków chemicznych - powiedzmy 1,50 zł. Razem 2 zł. Tymczasem producenci tej słonej chemii w proszku każą sobie jeszcze za nią słono płacić, nawet 30 zł za kilogram! A do tego większość gotowych przypraw typu Vegeta, Warzywko, Jarzynka czy Ziarenka Smaku składa się głównie z soli, glutaminianu sodu, cukru, maltodekstryny, wypełniaczy, zagęstników i suszonych warzyw. Nawet maggi, ulubiona przyprawa do rosołu, to czysta chemia z glutaminianem sodu i solą w roli głównej. Jej pierwowzór naturalny to lubczyk - zioło o intensywnym zapachu. Ta roślina wieloroczna z rodziny selerowatych ma właściwości zdrowotne - zawiera przede wszystkim olejek lotny i przeciwutleniacze. Można ją suszyć albo pokrojoną przechowywać w zamrażarce, tyle że kto w Polsce ją uprawia?

Ale z gotowych przypraw w torebkach korzystają nawet kucharze z telewizji!

Wielkie koncerny spożywcze słono im za to płacą, ale - proszę mi wierzyć - ich koledzy po fachu odnoszą się do tego procederu jak do zawodowej lekkomyślności, na pewno bez szans na gwiazdkę Michelin. W żadnej profesjonalnej, wysmakowanej kuchni nie ma miejsca na chemiczne półprodukty, w dodatku horrendalnie drogie. Dlatego lepiej nie kierować się modą czy reklamą, ale po prostu dokładnie sprawdzać etykiety.
Jak zacznę czytać wszystkie etykiety, to mnie świt zastanie w nabiałowym.

Na początku nie będzie łatwo. Jednak naprawdę warto znaleźć na półce śmietanę bez sztucznych zagęstników, jogurt bez dodatku mleka w proszku, chleb pieczony na prawdziwym zakwasie, z użyciem naturalnych bakterii probiotycznych i drożdży, które nie tylko nadają mu smak, ale produkują witaminy z grupy B dobre dla naszego żołądka. Prawdziwy polski miód, a nie chińską taniochę, którą niszczy się polskich producentów miodów. Dystrybutorzy sprowadzają miód z krajów tropikalnych i mieszają z polskim. Kilogram tego sprowadzonego z tropików kosztuje 1 dol., kilogram rodzimego - 10 dol. W marnych importowanych produktach są np. obce pyłki, które mogą nas jeszcze bardziej uczulać. Chińczycy faszerują pszczoły antybiotykami. Niedawno Państwowa Inspekcja Handlowa kazała wycofać z półek słoiki miodu z Chin, w których znaleziono antybiotyk - chloramfenikol. Dajmy szansę polskim pszczelarzom i kupujmy prawdziwy miód!

I rodzime śledzie zamiast pangi?

I flądrę podczas urlopu nad morzem zamiast importowanego z Chin łososia, kerguleny czy dorsza, którego - przypominam - polscy rybacy prawie nie mogą łowić. Trzeba uświadomić sobie jasno: prawie wszystkie ryby w smażalniach nad morzem są importowane. Polski rynek zalewa np. panga. Tę tanią i popularną w Polsce rybę sprowadza się z wietnamskich hodowli w delcie Mekongu. Niestety, rzeka nie należy do czystych akwenów, a w dodatku nie wiadomo, w jaki sposób kontroluje się tam jakość mięsa. Panga nie jest rybą morską, jak się uważa w Polsce, tylko słodkowodną, a więc i tak mniej zdrową.

Polski rynek zalewa też uważana za superzdrową soja.

A niesłusznie. Soja to najtańszy, najszybciej rosnący, w dodatku w 90 proc. pochodzący z upraw modyfikowanych genetycznie zapychacz roślinny, którym karmią nas wielkie koncerny spożywcze. Dodawana jest dziś do wszystkiego: ciastek, chleba, pasztetów, wędlin, pokarmu dla psów i kotów. Producenci nas przekonują, że jest tak zdrowa, że w wegetariańskich kotletach czy parówkach warto zapłacić za nią nawet więcej niż za mięso. Tymczasem udowodniono, że jedzona w nadmiarze wcale nie jest zdrowa, szczególnie ta niefermentowana. Chińczycy, Koreańczycy czy Japończycy jedzą dużo soi, która jest poddana fermentacji, dzięki czemu ma znikome ilości fitohormonów, które są dobroczynne dla kobiet, i to szczególnie po menopauzie, a nie np. dla młodych męskich organizmów. Pamiętać jednak należy, że białko sojowe jest pełnowartościowe, i zaleca się, aby zastępowało od czasu do czasu białko mięs czerwonych, bo dzięki takiej zamianie zjadamy mniej szkodliwego tłuszczu zwierzęcego. Ale to powinien być nasz świadomy wybór, a nie przemycany we wszystkim półprodukt.

Skąd zwykły zjadacz chleba ma to wszystko wiedzieć?

Nie musi, najważniejsze, by kierował się zdrowym rozsądkiem. Jeśli jego dziadowie od wieków jedli śledzie i kapustę kiszoną, to niech nie da się przekonać, że najlepsze są dla niego tylko orzechy kokosowe i soja. 75 proc. Polaków uważa, że odżywia się prawidłowo. Według raportu 'Trendy w zwyczajach żywieniowych Polaków. Edycja 2009' 25 proc. z nas uważa, że 'prawidłowe żywienie' to 'jedzenie różnorodnych potraw', 22 proc. - że to 'jedzenie potraw i produktów niskokalorycznych', a tylko 20 proc. wie, że jest to 'przestrzeganie piramidy zdrowego żywienia'. Niestety, jeszcze mniej z nas ma świadomość, że to, co jemy, ma największy wpływ na nasze zdrowie, i to nie tylko poprzez dobre funkcjonowanie przewodu pokarmowego - właściwa dieta to przede wszystkim największa szansa na zdrowe serce, małe ryzyko nowotworów, mocne kości czy piękna sylwetka.

Co zatem robić?

Na pewno warto się nauczyć czytania informacji na etykiecie, szczególnie tych podanych drobnym drukiem. W skrócie główna zasada jest taka, że im produkt mniej przekombinowany, przetworzony, tym lepiej. To oznacza, że im krótsza lista składników, tym lepiej. Warto porównywać składy i ceny produktów, zwracać uwagę, ile kosztują w przeliczeniu na kilogram.

Musimy pamiętać, że żyjemy w okresie transformacji. Z jednej strony mamy wielu nieuczciwych producentów zalewających rynek tanią żywnością smakującą jak połączenie plastiku i tektury, z drugiej - wielki powrót do natury. Powstaje coraz więcej ekosklepów, rozwija się rolnictwo ekologiczne, pasjonaci wskrzeszają stare przepisy, np. na chleb prądnicki, którego receptura pochodzi z XIV wieku, a który regularnie gościł na stołach królewskich, np. podczas obiadów czwartkowych. Rozwija się ruch sprzeciwu wobec chemikalizacji jedzenia - tzw. slow food. Warto zatem wspierać rzetelnych producentów. Musimy sobie uświadomić, że tak naprawdę to od nas wiele zależy.

Uważaj na hasła

Chleb staropolski, tradycyjny, wiejski - te nazwy nic nie znaczą. Prawdziwy chleb pieczony na prawdziwym, zdrowym zakwasie będzie miał kilka składników: mąkę, sól, wodę, naturalne drożdże.

'Mieszanka miodów pochodzących z krajów UE i spoza UE' - takie hasło na miodzie (najczęściej podane drobniutkim drukiem) oznacza, że najpewniej pochodzi on z Chin.

'Masło czekoladowe - pełnowartościowy posiłek dla dorosłych i dzieci'. Nieprawda. To sama słodycz, bardzo kaloryczna. Wiele maseł czekoladowych ma na początku tłuszcz, a na końcu dodatek wartościowego kakao.

Płatki śniadaniowe fitness, smukła talia, linia itd. Wystarczy sprawdzić kaloryczność, by się przekonać, że mają niemal taką samą, a czasem nawet większą kaloryczność niż pozostałe, 'nieodchudzające' płatki.

'Mleko naturalne, bez konserwantów i sztucznych dodatków. Można je pić prosto z kartonu' - w świetle prawa nie wolno dodawać do mleka żadnych sztucznych substancji: konserwantów, polepszaczy smaku, barwników.

'Jajka ze wsi', 'z naszej zagrody', 'prosto od baby', 'z ekologicznych płuc Polski', 'spod strzechy' itd. - te 'cuda natury' zwykle mają stempel z trójką na początku, która wyjawia, że kura wychowała się na fermie, nie widząc ani trawy, ani słońca. Każde jajko powinno mieć stempel, a na nim najpierw cyfrę (od 0 do 3), potem symbol państwa (PL) i weterynaryjny numer fermy (jajek można nie stemplować tylko wtedy, gdy się jest właścicielem stadka do 50 kur i sprzedaje na targu). Cyfra na stemplu mówi o tym, w jakich warunkach żyje kura, która zniosła jajko, a to ma znaczenie i dla naszego zdrowia, i dla sumienia. 3 oznacza chów klatkowy, 2 - ściółkowy, 1 - hodowlę wolnowybiegową, 0 - chów ekologiczny.

'Jajka omega-3', czyli z bardzo zdrowymi kwasami tłuszczowymi zapobiegającymi wielu różnym chorobom. Ale uwaga - te pochodzące od kur z ferm zawierają 20-krotnie mniej omega-3 niż jajka wiejskich kur biegających po podwórku!

Szynka bez chemii, bez konserwantów - jeśli jest apetycznie różowa, znaczy, że konserwanty ma. Ta bez konserwantów jest szarawa.

Jogurt truskawkowy to nie to samo co jogurt o smaku truskawkowym. W pierwszym są prawdziwe owoce, drugi może mieć wyłącznie syntetyczny aromat.

Ser typu roquefort to nie to samo co wielki Francuz. Ser ementalski to nie to samo co ementaler, a parmeno nie ma nic wspólnego z parmezanem.

Woda 'wspomaga walkę z cellulitem, zapobiega starzeniu się skóry' i aż chciałoby się dopisać: 'wygładza zmarszczki i zoperuje zeza'. Jeśli ma poniżej 500 mg składników mineralnych w litrze, niewiele różni się od zwykłej kranówki.

'Jedna parówka sojowa dostarcza tylko 198 kcal', a jedna mięsna - 130.

'Olej z pierwszego tłoczenia' - wcale nie znaczy, że jest najzdrowszy. Najlepszy jakościowo produkt pozyskuje się metodą tłoczenia na zimno - ziarno o temperaturze pokojowej wyciska się w tłoczni. Wtedy w złocistym płynie pozostaje najwięcej cennych substancji, np. witamin i kwasów omega-3, które rozkładają się w wysokiej temperaturze. Pierwsze tłoczenie może odbywać się równie dobrze metodą na ciepło - najpierw ziarno mocno się podgrzewa, a później wytłacza - lub metodą rafinacji.

Prawdziwa oliwa z oliwek, która jest dobroczynna dla mieszkańców basenu Morza Śródziemnego, jest produktem drogim i nie może w naszych sklepach kosztować 10 zł lub mniej za półlitrową butelkę. Znacznie korzystniejszy jest olej rzepakowy bezerukowy, który tłoczony jest również na zimno - to taka nasza 'oliwa Północy'.
Katarzyna Bosacka
Witold Zalewski

Witold Zalewski Prezes, Effective
Management Polska Sp
zoo,Wiceprezes
Fun...

Temat: zdrowe jedzenie

Najgroźniejszy tłuszcz świata
Wojciech Moskal2006-07-02, ostatnia aktualizacja 2006-06-14 15:04
Ostrożnie z fast foodami, gotowymi ciastami i zupkami w proszku. Wszystkie zawierają szczególnie niebezpieczny rodzaj tłuszczów, które - jak to właśnie udowodnili naukowcy - powodują wyjątkowo szybkie przybieranie na wadze
Ukochane przez dzieci fast foody sa groźniejsze, niż do tej pory sądzono. Wszystko przez zawarte w nich tłuszcze trans
Przyzwyczailiśmy się do myśli, że w walce o szczupłą i zdrową sylwetkę najważniejsze są kalorie. Większość diet zaleca, aby dokładnie wyliczać, ile w posiłku znajduje się kalorii, i gdy jest ich za dużo - eliminować je. Okazuje się jednak, że to zdecydowanie za mało.
Podczas zjazdu Amerykańskiego Stowarzyszenia Diabetologicznego, który odbywa się w Waszyngtonie, przedstawiono wyniki badań pokazujące, że ważna jest nie tylko ilość, ale również jakość tego, co jemy. Naukowcy z Wake Forest University dowiedli, że spożywanie pokarmu zawierającego tę samą ilość kalorii, lecz inne rodzaje tłuszczów może w różny sposób odbić się na naszej wadze i zdrowiu. Konkretnie chodzi o tzw. tłuszcze trans.
Tłuszcze trans (właściwa nazwa to izomery trans kwasów tłuszczowych) powstają podczas utwardzania olejów roślinnych. Ten proces technologiczny jest powszechnie wykorzystywany w przemyśle spożywczym. Oleje roślinne mogą być utwardzane przez uwodornienie, czyli dodanie wodoru pod wysokim ciśnieniem. Powstają przy tym jednak szkodliwe dla zdrowia tłuszcze trans. W ten sposób otrzymujemy np. twarde margaryny, ale nie tylko.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że również w wielu innych produktach, jak np. niektórych zupkach w proszku, chrupkach, słodyczach, większości gotowych wyrobów cukierniczych i fast foodów czy słonych przekąsek, znajdują się duże ilości tych związków - mówi "Gazecie" dr Agnieszka Jarosz z Instytutu Żywności i Żywienia. - Tymczasem to właśnie ten rodzaj tłuszczów od dawna znajduje się na czarnej liście czynników zwiększających ryzyko choroby niedokrwiennej serca, nawet w większym stopniu niż tłuszcze nasycone, które konsumujemy, jedząc mięso zwierząt.
Koczkodany puchną
Tłuszcze uważane są za jednego z głównych sprawców epidemii otyłości na świecie. Aby temu przeciwdziałać, lekarze od lat nakłaniają nas do ograniczenia ilości pokarmów zawierających ten groźny składnik. Teraz jednak okazuje się, że samo zmniejszenie porcji frytek czy zjedzenie jednego kawałka ciasta zamiast dwóch to za mało. - Dni, kiedy myśleliśmy o tych tłuszczach tylko w kontekście kalorii, odchodzą w niepamięć. Szczególnie jeżeli chodzi o tłuszcze trans. Od dziś wiemy, że są znacznie bardziej niebezpieczne, niż sądzono. To tłuszcze-zabójcy - stwierdziła Kylie Kavanagh, główna autorka badań, w których obserwowano wpływ tłuszczów na małpy - koczkodany zielone.
51 zwierzętom każdego dnia dostarczano identyczną ilość kalorii. 35 proc. z nich pochodziło z tłuszczów. - Taka liczba kalorii powinna zapewnić małpom prawidłową wagę, ale w żadnym wypadku jej nie zwiększać - komentuje prof. Lawrence Rudel, kierujący Programem Badań nad Tłuszczami i nadzorujący pracę Kavanagh. Połowa małp dostawała 8 proc. swoich dziennych kalorii w postaci tłuszczów trans (badacze z USA porównali to do sytuacji, w której człowiek spożywa każdego dnia jednego cheeseburgera z frytkami). Reszta zwierząt otrzymywała owe 8 proc. pod postacią tłuszczów nienasyconych, np. z oliwy z oliwek. Po sześciu latach (to odpowiednik 20 lat u ludzi) okazało się, że małpy, które karmiono zdrowszymi tłuszczami nienasyconymi, przytyły tylko o 1,8 proc, te zaś, w których diecie były tłuszcze trans, aż o 7,2. proc.
Byliśmy zaskoczeni - relacjonowała na kongresie Kavanagh. - Pomimo naszych wysiłków, aby zwierzęta nie przybierały na wadze, one wciąż tyły i tyły. Doszliśmy do wniosku, że choć kalorii było tyle samo, spożywanie tłuszczów trans sprawiło, że nasze koczkodany puchły. Cała ta dodatkowa masa tłuszczu odłożyła się w najgorszym z możliwych miejsc, czyli na brzuchu.
Wędrujący tłuszcz
Za pomocą tomografu komputerowego naukowcy zmierzyli ilość tkanki tłuszczowej na brzuchach koczkodanów. Te małpy, które odżywiały się tłuszczami trans, miały jej aż o 30 proc. więcej. - Podejrzewamy też, że pod wpływem diety część tkanki tłuszczowej znajdującej się w innych częściach ciała przesunęła się na brzuch - poinformowała Kavanagh. Ta ostatnia uwaga jest o tyle ważna, że coraz więcej ekspertów przychyla się do poglądu, że właśnie ilość tkanki tłuszczowej w okolicy brzucha, a nie na przykład wskaźnik BMI (stosunek wagi ciała do kwadratu wzrostu), jest najważniejszym wyznacznikiem nadwagi i otyłości, a zarazem czynnikiem zwiększającym prawdopodobieństwo np. ewentualnej cukrzycy czy kłopotów z krążeniem.
Wyniki tych badań dowodzą, że dieta bogata w tłuszcze trans powoduje przesunięcie się tkanki tłuszczowej w rejon brzucha i zwiększa masę ciała nawet wtedy, gdy kontrolujemy ilość kalorii zawartą w naszej diecie - tłumaczy Rudel.
Małpy karmione tłuszczami trans miały ponadto więcej glukozy we krwi, stawały się też oporne na insulinę (hormon odpowiedzialny właśnie za regulowanie stężenia glukozy w naszej krwi), co wskazywało na początki cukrzycy. Badacze z Wake Forest University podejrzewają, że szkodliwe substancje mogą np. pobudzać trzustkę do produkcji większej ilości insuliny, co paradoksalnie sprawia, że organizm staje się na nią coraz bardziej odporny.
Ludzie, którzy jedzą tłuszcze trans, wchodzą na zabójczą dla zdrowia drogę - podsumowała swoją prezentację Kavanagh.
Co zrobić, by temu zaradzić? Rozwiązanie wydaje się proste: trzeba wyeliminować z diety tłuszcze trans. Z tym postulatem zgadza się większość ekspertów. Podejmowane są już pierwsze działania. W zeszłym tygodniu jedna z największych amerykańskich sieci fast foodów - Wendy's - poinformowała, że nie będzie już wykorzystywać olejów utwardzanych za pomocą wodoru. Od stycznia tego roku wszyscy producenci żywności w USA muszą umieszczać na opakowaniach swoich produktów informację o ilości tłuszczów trans. Z kolei Duńczycy ustalili nieprzekraczalną zawartość tłuszczy trans w produktach spożywczych na 2 proc. W Polsce nikt jeszcze takiej normy nie ustalił.Witold Zalewski edytował(a) ten post dnia 20.03.10 o godzinie 12:08
Magdalena Skowronek

Magdalena Skowronek Magdalena Skowronek

Temat: zdrowe jedzenie

Jeśli zaistniała konieczność doraźnej pomocy prawnej w skomplikowanej kwestii prawa żywnościowego lub jego audytu, często opinia prawna jest niezastąpionym rozwiązaniem. Warto zasięgnąć porady w takiej sytuacji u specjalistów. Taką firmą jest: http://www.food-law.pl/

Temat: zdrowe jedzenie

Nawet nie wiedziałam, że istnieją prawnicy, ktorzy specjalizują się w sprawach żywnolściowych O.o
Paweł Mosin

Paweł Mosin pilot, własna firma

Temat: zdrowe jedzenie

Warto sprawdzić ofertę https://e-spar.com.pl/towar/laciate-mleko-uht-2-0-1-l/4685 gdzie będziecie mogli znaleźć m.in mleko UHT Laciate 2.0% 1L. To doskonały wybór dla miłośników pysznego i zdrowego mleka, które można dodać do kawy, herbaty, czy użyć do przygotowania płatków śniadaniowych. Laciate to gwarancja najwyższej jakości i świeżości, co sprawia, że każdy łyk dostarcza nie tylko wyśmienitego smaku, ale także wartości odżywczych. Warto się zorientować i też pomyśleć nad zrobieniem większych zapasów.

Następna dyskusja:

catering dietetyczny, jedze...




Wyślij zaproszenie do